Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Grzegorz Mielcarski: Dla tysięcy ludzi Wisła jest czymś więcej niż tylko klubem

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Anna Kaczmarz
- Sama młodzież sobie nie poradzi, a Wisła nie ma czasu, żeby uczyć młodych piłkarzy czym jest ten klub. Muszą przyjść ludzie, którzy spełnią swoją rolę. Być może na dłużej, ale przede wszystkim tacy, którzy wykonają konkretne zadanie - awans do ekstraklasy - mówi Grzegorz Mielcarski, były reprezentant Polski, komentator stacji Canal Plus.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Komentował pan ostatni mecz Wisły Kraków z Wartą Poznań, ostatni również w ekstraklasie dla „Białej Gwiazdy”. Teraz gdy minęło już od niego trochę czasu, jak skomentuje pan atmosferę tego spotkania i w ogóle to, co w Wiśle wydarzyło się w ostatnim czasie?
- Bardzo mocno zapamiętam dwa ostatnie mecz Wisły w roli gospodarza w zakończonym sezonie. Ten z Wartą, ale również wcześniejszy z Jagiellonią, który również miałem okazję komentować. Ostatni w sezonie był jednym z najsmutniejszych dla wszystkich kibiców Wisły Kraków. Zresztą chyba nie tylko dla jej fanów. Również dla wielu innych w Polsce był to po prostu smutny dzień. Bo Wisła przez lata była jednak synonimem sukcesu, solidności, wielkich piłkarzy, talentów. Teraz nie będziemy jej oglądać w ekstraklasie, więc siłą rzeczy musiało to wywoływać smutek. Muszę przyznać, że miałem duży kłopot jak się przygotować do komentowania meczu z Wartą. Przecież ciężko się było zachwycać jakimiś świetnymi zagraniami, strzałami. Trudno było wzbudzić w sobie entuzjazm mając świadomość, że nawet najpiękniejsze zagranie niczego już nie zmieni. Nawet gdyby Wisła wygrała wysoko, to smutek ludzi nie byłby mniejszy. Chcę jednak wspomnieć również o meczu z Jagiellonią, bo zdarzyło się podczas niego coś, co szczególnie mnie uderzyło. W Krakowie mieszkam już naprawdę długo, komentowałem dziesiątki meczów Wisły, byłem na jeszcze większej ich liczbie, ale chyba nigdy jak podczas tego spotkania z Jagiellonią nie poczułem tak mocno miłości kibiców Wisły do tego klubu. To było coś niesamowitego. Widziałem różne mecze Wisły. Klasyki, mecze o mistrzostwo, w europejskich pucharach, ale takiego bezgranicznego wsparcia ludzi, szczególnie starszych, którzy stali przez cały mecz, dopingowali drużynę, która miała wtedy jeszcze szanse na utrzymanie, nie widziałem. Piotrek Laboga, z którym komentowaliśmy mecze z Jagiellonią i Wartą powiedział mi, że jeszcze nie widział mnie takiego i że zastanawiał się dlaczego ściągałem słuchawki. A ja to zrobiłem podczas meczu chyba cztery czy pięć razy. Po to, żeby poczuć te emocje jeszcze mocniej. Myślę, że wielu piłkarzy „Białej Gwiazdy”, którzy nie rozumieli tego przez cały sezon, zrozumieli właśnie wtedy czym Wisła jest dla mnóstwa ludzi. A jest czymś jak rodzina. Przed meczem z Wartą zastanawiałem się z kolei, ilu kibiców przyjdzie na stadion, bo przecież drużyna już spadła. Zastanawiałem się czy miłość do klubu, którą zaobserwowałem w czasie meczu z Jagiellonią znów przełoży się na frekwencję, czy nie będzie jakiegoś bojkotu, czy w złości kibice po prostu nie przyjdą. I patrząc później na liczbę widzów na trybunach, kolejny raz utwierdziłem się w przekonaniu, że Wisła to jest jedna, wielka rodzina. Taka, która jest ze sobą na dobre i złe. W domu czasami synowi też potrafimy zwrócić uwagę, nawet ukarać, jeśli robi coś złego, ale przecież nie przestajemy go kochać, jeśli popełnia błędy. I ten mecz z Wartą kolejny raz uświadomił mi, że dla tysięcy ludzi Wisła jest czymś więcej niż tylko klubem. Sądzę, że wielu piłkarzy, nawet tych, którzy grali tutaj już kilka lat, nie zdawali sobie z tego sprawy. Doprowadzić do sytuacji, w której zespół jest poza pierwszą piątką, dziesiątką czy nawet tuż nad kreską jest czymś innym, niż doprowadzić do sytuacji, w której drużyna spada. A oni do tego dopuścili… Dla mnie mecz z Wartą był jednym z najtrudniejszych do skomentowania w moim życiu. Nie zszokowała mnie sytuacja, że Wisła przegrała. Wiem, że dla tych zawodników to też była bardzo trudna sytuacja od strony psychicznej, bo musiało do nich mocno dotrzeć, co tak naprawdę zrobili.

- Wisła pana zdaniem musiała spaść mając taki zespół?
- Nie. Ani kadrowo, ani finansowo Wisła nie była słabsza w minionym sezonie od wielu zespołów w ekstraklasie. Na jej spadek złożyło się jednak wiele rzeczy. Na pewno nie był to jeden powód. Obserwując to, co działo się w Wiśle przez ostatnie lata, zauważyłem pewną prawidłowość. Za trzech ostatnich trenerów, czyli za Petera Hyballi, Adriana Guli i Jerzego Brzęczka przychodzili do klubu różni piłkarze. Najczęściej nieprzygotowani do gry. Trzeba było im poświęcić czas, żeby doprowadzić ich do formy. Gdy taki piłkarz potrafił już grać na dobrym poziomie godzinę, to starał się przede wszystkim pokazać wszystkim dookoła jak on gra w piłkę. Dopiero na samym końcu tego wszystkiego była Wisła i dobro zespołu. A w normalnej sytuacji to zawsze klub, drużyna i jej potrzeby powinny być na pierwszym miejscu. To przy okazji powinni rozwijać się piłkarze. W Wiśle moim zdaniem te proporcje były odwrócone, jej dobro było na dalszym planie. I teraz większość tych zawodników też stąd odejdzie, bo będą chcieli grać na wyższym poziomie niż I liga. Uważam, że ściągano tutaj piłkarzy, którzy myśleli przede wszystkim o sobie, a nie o drużynie.

- W dyskusjach po spadku Wisły najmocniej przewija się wątek słabej polityki sportowej. Najczęściej pada zarzut, był zbyt duży ruch kadrowy, czyli co okno transferowe wymiana pół drużyny.
- Z jednej strony brakowało stabilizacji, z drugiej za wiele lat siedzę w piłce, żeby nie wiedzieć, że jak przychodzi nowy trener, to często ma swoją wizję, chce innych zawodników. I w Wiśle starali się spełniać te oczekiwania. Trener Hyballa chciał takiego piłkarza, to dostawał, trener Gula innych, też dostawał i podobnie trener Brzęczek. Problem był taki, że jak już wydawało się, że jest stabilizacja w kadrze, przychodził następny trener i wprowadzał swoje zmiany. Oczywiście każdy z tych trenerów najpierw oglądał zespół, analizował, ale dość szybko dochodził do wniosku, że jednego czy drugiego zawodnika nie chce. I tak to się kręciło. Dlatego w przypadku Wisły nie można powiedzieć, ze spadła, bo zrobiła złe transfery czy wybrała złego trenera i tylko to jest przyczyną. To jest bardziej złożony problem. A wbrew dzisiejszej krytyce, trzeba też powiedzieć, że wiele rzeczy przez ostatnie lata zrobiono w tym klubie dobrze. Gdyby Wisła spadła trzy, dwa lata temu, kibice bardziej by to zrozumieli, bo wiadomo, w jakiej sytuacji przejmowano klub i jak go ratowano. Przez ten czas napompowano balon nadziei, że będzie coraz lepiej i lepiej, a gdy wydawało się, że fundamenty są już mocne, zespół spadł. Dlatego taki szok ten spadek wywołał i myślę, że dlatego właściciele i zarząd poprosili o czas, by mogli na spokojnie przedstawić swoje wnioski, co nie zadziałało i dlaczego. Plus oczywiście plan na najbliższy sezon. Moim zdaniem dla Wisły to jest teraz trudniejszy moment od tego, gdy przejmowano klub zimą 2019 roku. Na pewno wszyscy spodziewają się, że ludzie, którzy zarządzają Wisłą muszą stworzyć kadrę, która pozwoli wierzyć kibicom, że powrót do ekstraklasy będzie możliwy. Piłkarze na takim poziomie finansowym jak w ekstraklasie nie zostaną. Tym bardziej, że większość z nich w ogóle nie nadaje się do reprezentowania barw tego klubu. I tutaj jest pytanie, skąd na szybko wziąć takich zawodników, którzy z marszu będą gotowi do gry nieco innej niż do tej pory prezentowała Wisła. Sama młodzież sobie nie poradzi, a Wisła nie ma czasu, żeby uczyć młodych piłkarzy czym jest ten klub. Muszą przyjść ludzie, którzy spełnią swoją rolę. Być może na dłużej, ale przede wszystkim tacy, którzy wykonają konkretne zadanie - awans do ekstraklasy!

- Można zrozumieć, że w Wiśle starają się poukładać pewne sprawy, ale czy nie za długo czekają z ogłoszeniem pewnych decyzji kadrowych? Przykładowo niby wszyscy wiedzą, że trenerem będzie Jerzy Brzęczek, ale klub wciąż zwleka z oficjalnym ogłoszeniem tego faktu.
- Myślę, że dla wszystkich to jest oczywiste, że Jurek zostaje. Przyjął na siebie rolę menedżera w stylu angielskim, czyli kogoś kto sam będzie budował ten zespół, rozmawiał z piłkarzami. Myślę, że ta zwłoka z komunikowaniem wielu spraw związana jest z tym, że toczą się w tym momencie rozmowy. Bardzo ważne dla przyszłości klubu, choćby ze sponsorami. W Wiśle muszą po prostu policzyć dokładnie, ile będą mieć pieniędzy na nowy sezon. Jest wiele spraw do rozstrzygnięcia. Choćby ta, czy zostanie Orlen, czy zostaną inni ważni, mniejsi, więksi sponsorzy. Trzeba oszacować, ilu kibiców będzie przychodzić na mecze. Jest mnóstwo rzeczy do przewidzenia, a czasu praktycznie nie ma.

- Rozpoczęliśmy naszą rozmowę od atmosfery, jaka towarzyszyła ostatnim meczom Wisły w ekstraklasie. Dużo mówił pan o kibicach. Czy ich przywiązanie do klubu może być tym kapitałem, na którym można budować lepszą przyszłość „Białej Gwiazdy”? Pytam o to, bo w ostatnich dniach mamy dwa przykłady klubów z bardzo dużym zapleczem kibicowskim, które przeżywały ogromne problemy, a jednak powoli odbudowują swoją markę. Awans do ekstraklasy wywalczył Widzew Łódź, a do I ligi Ruch Chorzów.
- Widzewowi zajęło to parę lat, ale wrócił, z czego bardzo się cieszę. Cieszę się też, że krok po kroku staje na nogi Ruch. Jestem też pod dużym wrażeniem Korony Kielce, bo wydawało mi się, że ten klub będzie miał bardzo duże problemy, a jednak dość szybko udało się tam zbudować zespół, który wrócił do ekstraklasy. Sensacją dla mnie jest też fakt, że I ligę wygrała Miedź Legnica i to w tak dobrym stylu. Nie ma jednak wzoru, modelu, który Wisła może przełożyć jeden do jednego i będzie miała pewność, że jak go zastosuje, to za rok będzie w ekstraklasie. Bardzo wierzę w to, że to potrwa tylko rok i że Wisła znajdzie swoją drogę do powrotu, ale muszą też przy ul. Reymonta mieć w głowach przykłady naprawdę uznanych firm, które przez lata miały problemy. Widzew potrzebował wiele lat, żeby wrócić. Można wymieniać inne nazwy: GKS Katowice, ŁKS Łódź. Nawet w ostatnim czasie Arka Gdynia, która drugi rok z rzędu nie potrafiła awansować do ekstraklasy. To nie będzie dla Wisły prosta droga. Trzeba podejść do tego wszystkiego z pokorą, trzeba znaleźć piłkarzy, którzy będą chcieli cierpieć i poświęcić się dla Wisły. Jeśli to się uda i Wisła szybko awansuje do ekstraklasy, to ludzie takim zawodnikom tego nie zapomną. Bo kibic kocha takich piłkarzy, którzy są zdolni do poświęceń i którzy potrafią dobro klubu stawiać ponad wszystko. Mniej poważani są zwykli najemnicy, turyści, którzy tylko opowiadają pięknie o przywiązaniu do barw, a później uciekają przy pierwszej okazji…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Grzegorz Mielcarski: Dla tysięcy ludzi Wisła jest czymś więcej niż tylko klubem - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto