Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Dawid Szot: Jestem zły na siebie, ale też wdzięczny drużynie

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Bartek Ziółkowski/wislakrakow.com
Dawid Szot ponosi największą odpowiedzialność za stratę gola przez Wisłę Kraków w meczu z Arką Gdynia. Obrońca „Białej Gwiazdy” nie uciekał po końcowym gwizdku od odpowiedzialności. Szczerze opowiedział nam jak to wyglądało z jego perspektywy.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Zacznijmy od najważniejszej sprawy czyli gola dla Arki Gdynia. Nie ma co kryć, że padł on po pańskim dużym błędzie.
- Tak, zdecydowanie. Muszą to wziąć „na klatę”, bez dwóch zdań. To była prosta piłka. Paradoksalnie, ja byłem dobrze ustawiony w tej sytuacji, przeczytałem to podanie wzdłuż linii, ale zabrakło mi pełnej koncentracji. Myślałem, że mam piłkę pod pełną kontrolą, że mogę z nią zrobić wszystko. Zobaczyłem Alana Urygę, że jest wolny, a mogłem zagrać do przodu, żeby od razu napędzić akcję. Pomyślałem jednak, że skoro jest Alan, to zagram do niego. Nie widziałem nadbiegającego przeciwnika. Wiedziałem, że jest gdzieś za moimi plecami, ale nie sądziłem, że aż tak blisko. Zagrałem do Alana, ale za słabo i Kobacki przejął piłkę. A później ładnie uderzył i przegrywaliśmy.

- Po takim błędzie nie jest pewnie łatwo szybko wrócić do normalnej gry.
- Nie jest, ale starałem się sobie to szybko poukładać w głowie, bo przecież mecz nie kończył się na tym jednym błędzie i jednym golu. Wiedziałem, że będą następne sytuacje i że muszę szybko odzyskać równowagę, żeby nie przyszły kolejne błędy. Starałem się wrócić do normalnego grania, choć nie ma co kryć, że pierwszą połowę zagrałem słabo. Ogólnie jako drużyna też nie prezentowaliśmy się w niej dobrze.

- Trener Albert Rude powiedział po meczu wprost, że nie dojechaliście na pierwszą połowę.
- I trudno z tym polemizować. Może jedynie ostatnie pięć, góra dziesięć minut przed przerwą było już lepsze, ale wcześniej było bardzo źle. Pierwsze dwadzieścia minut to była zdecydowana dominacja Arki, my nie graliśmy swojego. Niby próbowaliśmy grać według swoich zasad, ale przy pressingu Arki gubiliśmy się w tym wszystkim. Wyglądało to trochę tak jakbyśmy byli przestraszeni. A ich jeszcze napędziła bramka na 1:0. Grali u siebie, mieli wsparcie trybun. Dobrze, że nie straciliśmy drugiej bramki, bo to był fragment meczu gdy wisiała ona w powietrzu. Raz uratował nas Alvaro, raz był spalony. Utrzymało się tylko 1:0 i po przerwie była już zasadnicza zmiana w naszej grze. Zaczęliśmy się prezentować tak jak chcieliśmy od początku. W końcówce wyglądaliśmy zdecydowanie lepiej od rywali. Moim zdaniem lepiej wytrzymaliśmy ten mecz fizycznie. Widziałem to po arkowcach, że opadają z sił jeszcze gdy sam byłem na boisku przez zmianą. Skończyło się na 1:1, a mnie nie pozostaje niż innego jak dokładnie oglądnąć tę sytuację z golem i wyciągnąć takie wnioski, żeby w przyszłości podobne błędy już się nie przytrafiały.

- To nie był pierwszy mecz, gdy graliście dwie różne połowy. Z czego to wynika?
- Najbardziej z głowy. Bo przecież nie z umiejętności, skoro w drugich połowach potrafimy grać o wiele lepiej. Najczęściej wygląda to tak, że wpadamy w tarapaty, a później musimy gonić. To jest jakiś problem, z którym musimy sobie poradzić. Musimy lepiej zaczynać mecz bez względu na to czy gramy u siebie czy na wyjeździe. Umiejętności są, wiemy, co mamy grać, bo wszystko mamy podane na tacy przez trenera, ale nad głową trzeba popracować.

- W lidze zagrał pan wiosną pierwszy raz w podstawowym składzie. Po takim występie jest pan zły na siebie, że w jakimś stopniu nie wykorzystał szansy?
- Pewnie, że jestem zły. Taka jest czasami piłka nożna, że coś takiego się zdarzy. Są mecze, że zagra człowiek super, da asystę, strzeli bramkę i pomoże drużynie. Bywają jednak też gorsze momenty i muszę bardzo dokładnie przeanalizować, co było przyczyną tego, że tak zagrałem. Myślę, że to kwestia braku stuprocentowej koncentracji przy tej bramkowej sytuacji. To też jest nauka dla mnie, że co by się nie działo, trzeba być zawsze skupionym, czujnym i trzeba spodziewać się różnych rzeczy. Podsumowując, jestem zły na siebie, ale też wdzięczny drużynie. Koledzy nie dali mi odczuć, żeby mieli dla ogromne pretensje o ten błąd. Wiedzą, że tym razem przytrafił się mnie, a innym razem może komuś innemu. Czułem wsparcie ze strony drużyny, dlatego łatwiej grało mi się po przerwie. I to jest przykład jak powinna wyglądać prawdziwa drużyna. Nie sztuką jest być razem gdy wszystko się układa i klepiemy się po plecach, ale właśnie wtedy gdy jest trudniej, gdy pojawią się błędy.

- Biorąc cały mecz pod uwagę, wiemy jak on wyglądał. Z drugiej strony jest sytuacja Szymona Sobczaka z samej końcówki meczu już przy wyniku 1:1. To proszę powiedzieć szczerze. Jest bardziej niedosyt po remisie czy jednak na chłodno trzeba przyjąć ten punkt z pokorą i szacunkiem?
- Uważam, że trzeba szanować ten punkt, bo mogło być gorzej. Oczywiście mecze różnie się układają, a jak ktoś nie postawi kropki nad „i”, to później może zostać zaskoczony. Oceniajmy jednak ten mecz na chłodno - remis jest sprawiedliwy. Pierwsza połowa dla Arki, druga dla nas. Zakończyło się to uczciwym podziałem punktów.

- Za wami dwa mecze z drużynami z czołówki, z których na wyjazdach wyciągnęliście cztery punkty. Przed wami kolejne takie spotkanie, tym razem z Miedzią Legnica u siebie.
- Trzeba popatrzeć, że graliśmy z trudnymi rywalami na wyjazdach. W Opolu zaledwie trzy dni po szalonym meczu z Widzewem. Cztery punkty z tych dwóch meczów są do zaakceptowania. To był taki plan minimum. Teraz Miedź i dobrze byłoby wygrać przed przerwą na kadrę. Trzeba dobrze się przygotować do tego spotkania i zagrać w kolejny piątek już całe dobre spotkanie. Tabela jest bardzo spłaszczona, dużo drużyn walczy o awans. Zagramy z Miedzią u nas, będziemy mieć jak zwykle na Reymonta wielkie wsparcie kibiców, więc pewnie będzie przynajmniej z tego powodu trochę łatwiej.

- To skoro poruszył pan wątek kibiców, to trudno nie zapytać czy śledziliście to, co działo się w sprawie sprzedaży biletów na mecz z Piastem Gliwice w półfinale Pucharu Polski? Cały wyprzedany stadion w dwie doby to jednak niesamowita sprawa. Jak przyjęła to drużyna?
- Śledziliśmy, bo to niesamowita sytuacja, że do meczu jest prawie miesiąc, a cały stadion jest sprzedany poza wejściówkami na trybunę VIP. Bardzo nas to cieszy, że mamy takie wsparcie od kibiców. Szkoda, że nie ma ich z nami na wyjazdach, ale mam nadzieję, że poniosą nas do zwycięstw z Miedzią, a później z Piastem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Dawid Szot: Jestem zły na siebie, ale też wdzięczny drużynie - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto