Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wieczysta Kraków. Żona piłkarza Radosława Majewskiego - Katarzyna: Spodobał mi się projekt klubu, który marzy nawet o ekstraklasie 11.03.21

Jerzy Filipiuk
Jerzy Filipiuk
         Wyświetl ten post na Instagramie.            Post udostępniony przez Radosław Majewski (@raddy.majewski)
Wyświetl ten post na Instagramie. Post udostępniony przez Radosław Majewski (@raddy.majewski) Instagram Radosław Majewski
Chciałam być sportsmenką. Życie zweryfikowało to marzenie, ale mam męża sportowca - mówi Katarzyna Majewska, żona piłkarza grającej w klasie okręgowej Wieczystej Kraków, Radosława Majewskiego.

Była pani zaskoczona, gdy dowiedziała się, że mąż chce zostać zawodnikiem Wieczystej?

Świat piłki nożnej piłki jest brutalny. Jeśli nie jesteś na topie, nie masz klubu, nie masz jak się pokazać, nikt z wielkiego futbolu cię nie chce. Początkowo myślałam, że Radek wykona krok w tył trafiając do klubu z niższej klasy, ale gdy usłyszałam, że Wieczysta ma aspiracje awansu za kilka lat nawet do ekstraklasy, uznałam, że jest to bardzo fajny projekt, a ja takie lubię. Radek mówi, że w klubie panuje dobra atmosfera, są w nim ludzie, którym zależy na innych. Podobnie było w Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski.

Czy bywa pani na meczach z jego działem?

Gdy przez ponad pięć lat grał w Anglii, chodziłam na jego mecze co tydzień, czasami nawet jeździłam na wyjazdowe. Gdy występował w Grecji, byłam tylko na jednym jego spotkaniu. A w telewizji oglądałam tylko te mecze, w których grał. Gdy schodził z boiska w trakcie gry, przełączałam program na inny kanał.

Na mecz Wieczystej zdążyła się już pani wybrać?

Jeszcze nie. W Krakowie po raz ostatni byłam dwa lata temu, pojechałam z koleżanką na weekend pozwiedzać miasto. Teraz nie wiem nawet, jak Radek mieszka. W Pruszkowie zajmuję się dwiema córkami, pilnuję spraw związanych z otwarciem restauracji. Nie było okazji, żeby przyjechać do Krakowa. Jestem jednak ciekawa miejsca, w którym gra mąż. Będą chciała zobaczyć mecz Wieczystej na wiosnę.

W jakich okolicznościach poznała pani swojego późniejszego męża?

Miałam 21. urodziny, jechałam na imprezę. Znajomy zapytał mnie, czy mamy wolne miejsce w samochodzie. Pojechaliśmy właśnie po Radka. Siedem lat później, w 2013 roku, wzięliśmy ślub. Mamy podobne poczucie humoru, dobrze się razem bawiliśmy. W podróż poślubną wybraliśmy się na tydzień na Dominikanę. Na dłużej nie mogliśmy, bo Radek jako piłkarz nie mógł sobie na to pozwolić.

Gdy go pani po raz pierwszy spotkała, wiedziała, kim jest?

Od razu mi powiedział, że gra w piłkę. Poznałam go, gdy występował w Zniczu Pruszków. Po paru miesiącach zorientowałam się, że gra na poważnie, a nie urządza sobie tylko koleżeńskie spotkania na boisku. Ktoś ze znajomych mojej mamy Elżbiety powiedział mi, że widział mnie w towarzystwie znanego wtedy w Pruszkowie piłkarza.

By sprawdzić, czy kobiety orientują się, o co chodzi w piłce nożnej, zwykle pyta się je, czy wiedzą, co to jest spalony...

Ja znam się na futbolu tak jak Radek na gotowaniu. Piłką interesuję się tylko ze względu na męża. Gdy jednak grał w naszej ekstraklasie, wiedziałam mniej więcej, które miejsce zajmuje jego zespół. Kiedyś zapytał mnie, jakie drużyny grają w ekstraklasie. Skupiłam się i... wymieniłam wszystkie.

Pani uprawiała sport?
Przez trzy lata uprawiałam karate tradycyjne. Zdobyłam niebieski pas, odnosiłam nawet jakieś sukcesy. Często się widywałam z Anną Stachurską (obecnie Lewandowską, żoną piłkarza Roberta – przyp.), bo miałyśmy wspólnego trenera Jerzego Szcząchora. Przerwałam treningi, gdy strzeliło mi coś w kolanie. Lekarz powiedział mi, że mogę skończyć na wózku inwalidzkim. Miałam wtedy 15 czy 16 lat.

Utrzymuje pani kontakt z Lewandowską i żonami innych znanych piłkarzy, kolegów męża z czasów jego gry w reprezentacji?

Nie, nie przyjaźnimy się, nie jest nawet moją koleżanka. Jest osobą, którą kiedyś znałam. Kiedyś, gdy Radek grał w Dyskobolii, w klubie panowała rodzinna atmosfera. Grodzisk Wielkopolski to małe miasto, wszyscy się znali, dlatego wspólnie spędzaliśmy czas. Spotykałam się z żonami piłkarzy: Anną Piechniak, Ewą Rocką, Ewą Zachorską. Czasami opiekowałam się synami Rockiej. Radek grał krótko w kadrze (9 meczów – przyp.), nie znam żon jego kolegów.

Pani mąż przez pięć lat był zawodnikiem Nottingham Forest i kilka miesięcy Huddersfield Town. Jak pani wspomina okres spędzony w Anglii?

Pierwszy raz byłam byłam dłużej tak daleko od domu. Wykorzystałam ten czas na naukę języka angielskiego, nauczyłam się innego podejścia do życia, spojrzenia na świat. W Anglii ludzie są otwarci, wyluzowani. Jednocześnie wszystko jest poukładane, uporządkowane, człowiek czuje się bezpiecznie. Pogoda? Gdy prognozują, że będzie padać przez miesiąc albo między 16 a 19, to tak potem. A jak zapowiadają słoneczne dni, też to się sprawdza. W Anglii urodziła się nam starsza, 6-letnia dziś córka Aurelia. Mogliśmy zostać tam na dłużej, ale Radek dostał konkretniejszą ofertę z AS Veria i przenieśliśmy się do Grecji…

… która kojarzy się z cieplejszym klimatem i zupełnie odmienną kuchnią niż w Anglii, wieloma turystycznymi atrakcjami.

Mieszkaliśmy kilkanaście kilometrów Salonik. Radek dojeżdżał do klubu godzinę. Często bywałam w domu tylko z Aurelią. Podobnie jak w Anglii trochę pozwiedzałam. Ja lubię zwiedzać, poznawać innych ludzi, obserwować, jak żyją, wyciągać z tego wnioski dla siebie. Zazdroszczę tym, którzy dużo podróżują. Radek tego nie lubi, bo jako piłkarz często musi jeździć z drużyną. Turystycznie najdalej byliśmy razem w Meksyku. W Grecji nauczyłam się bardzo dużo o jedzeniu. Mało kto wie, że między Grecją a Włochami trwa spór o to, kto wymyślił spaghetti. Mieliśmy codziennie świeże ryby. W porównaniu do Grecji, w Anglii jedzenie było tragiczne.

Kolejne dwa sezony pani mąż spędził w Lechu Poznań, a jeden w Pogoni Szczecin. W czerwcu 2019 roku podpisał roczny kontrakt z klubem Western Sydney Wanderers FC, ale trzy miesiące później doznał ciężkiej kontuzji - zerwał więzadło krzyżowe przednie i piszczelowe poboczne. Akurat była pani wtedy w Australii...

Nie było warunków, bym mogła pojechać z Radkiem na rok, bo musiałam pilnować budowy restauracji w Pruszkowie. Poleciałam z Aurelią do Sydney na miesiąc. Klub zapłacił nam za bilety. Córka dobrze zniosła daleką podróż. Miesiąc minął nam bardzo szybko, zwłaszcza że aż tydzień trwało zanim przystosowałyśmy się do zmiany czasu. Myślałam, że będzie tam bardzo gorąco, ale trafiłyśmy na końcówkę zimy. Na szczęście między 12 a 16 można się było opalać na plaży. Radek doznał kontuzji tydzień przed naszym powrotem. Bałam się go zostawić, ale musiałam wrócić do kraju. Kilka dni później Radek przyjechał do Polski na rehabilitację. Operację przeszedł w grudniu ubiegłego roku w Sydney. Przez kolejne miesiące dochodził do zdrowia w kraju.

Pani przez prawie rok miała wreszcie męża cały czas przy sobie, ale finansowo na tym rodzina straciła. Mąż mógł liczyć na wysoką pensję w australijskim klubie…

Jestem ostatnią osobą, która by wiedziała, ile Radek zarabia. Mówił mi kiedyś, ale nie pamiętam. Nie przywiązuję wagi do takich spraw. Gdy byłam studentką, pracowałam w hurtowni leków. I miałam pieniądze. Ukończyłam Uniwersytet Warszawski na wydziale menedżerskim, ale nie mam tytułu magistra, bo wyjechałam do Anglii. Wcześniej zaliczyłam studium artystyczne na wydziale projektowania mody. Mogę uczyć plastyki. Ukończyłam też szkołę muzyczną, gram na fortepianie i gitarze. Na kilku innych instrumentach też potrafię – z wyjątkiem dętych. Moi bracia też grają: Krzysiek na skrzypcach i altówce, a Marcin na perkusji.

Ma pani w sobie kilka talentów, ale pomysł na najbliższe lata wiąże nie z menedżerką, sztuką czy muzyką, ale z garmażerką, bo w razem z mężem prowadzić będzie pani restaurację. Kiedy ruszy ten projekt?

Dzierżawimy teren na 10 lat. Mamy 300 metrów kwadratowych, w tym połowę zajmuje sala. Wybrałam już kucharza i menedżera, a kelnerki będę dopiero szukać. Niestety, walczyłam z urzędami i instytucjami, które mają swoje procedury.

Mimo braku specjalistycznego wykształcenia z pewnością ma pani jednak swój pomysł na funkcjonowanie lokalu.

Myślę, że będę umiała urządzić restaurację. Mój projekt zrodził się, gdy mieszkaliśmy w Anglii, ale okazja, by go realizować, nadarzyła się w 2017 roku. Od tego czasu nigdzie nie wyjeżdżam na dłużej. Wiadomo, pańskie oko konia tuczy. Dwa lata zajęły nam kwestie papierkowe, a półtora roku budowa. Zaczął ją mój tata Tomasz, a skończyli moi bracia, Wszyscy są budowlańcami. Pomaga mi też mama, która jest księgową. Radek nie był przekonany do mego pomysłu. Chyba boi się, że nie wypali.

Co będzie serwowane w pani restauracji?

Restauracja mieści się w parku nad wodą. Będziemy przyrządzać grillowane potrawy. Za granicą zainteresowałam się tamtejszymi kuchniami, poznałam różne smaki. Będę to chciała wykorzystać. W Polsce mogę kupić potrawy europejskie i te od naszych rolników, jeszcze pachnące ziemią. Uwielbiam chodzić na targ. Sprzedawcy mnie tam znają i pamiętają. Myślę, że mam dosyć dobry gust kulinarny. Chciałabym też, aby w naszej restauracji gości artyści, muzycy, żeby umilali naszym klientom czas spędzany w lokalu. Na razie trzeba przetrwać trudny okres pandemii koronawirusa.

Jak go znosi pani i rodzinka?

Radzimy i robimy sobie. Szkoda, że nie można nigdzie wyjeżdżać, to mnie denerwuje, ale trudno mieć o to do kogoś pretensje. Gorzej było na wiosnę, gdy zamknięto przedszkola. A małe dzieci potrzebują towarzystwa. Na szczęście teraz częściej jesteśmy w domu w komplecie. Aurelia kiedyś zapytała męża: „Tato, dlaczego byłeś cały tydzień w domu i nigdzie nie wyjechałeś?”. Mamy dwie córki – młodsza Lilianna ma ponad pół roku - którym musimy zapewnić stabilizację. Gdy Radek jest w domu, łatwiej nam się zająć każdą z nich. Gdy jesienią grał w Wieczystej i mieszkał w Krakowie, przyjeżdżał do Pruszkowa raz w tygodniu ale byliśmy stale w kontakcie telefonicznym. Częściej rozmawiałem z nim niż z moimi rodzicami, którzy mieszkają niedaleko mnie.

Kim chciała pani zostać, gdy była małą dziewczynką?

Sportsmenką. Życie zweryfikowało to marzenie, ale mam męża sportowca. Fajnie, gdyby sport uprawiały też nasze córki. Chciałabym jednak przede wszystkim, żeby się uczyły. Bo ja lubię mądrych ludzi. Na razie cieszę się, że dobrze się chowają, nie chorują. Sportsmenką była pani krótko, ale do dziś zachowuje sportową sylwetkę, która wiele pań może tylko pozazdrościć… Wcześniej trochę ćwiczyłam – w plenerze, na siłowni, biegałam. Teraz bardziej skupiam się na opiece nad dziećmi. Nie mam czasu na ćwiczenia. Nie mam też takiego ciała jak Lewandowska, która ćwiczyła nawet podczas ciąży. Po urodzeniu Aurelki odchudzanie – z pomocą trenera personalnego i dietetyczki - zajęło mi trzy miesiące.

Ma pani słabość do…

Miałam do słodyczy, zwłaszcza czekolady. Ale od ponad trzech miesięcy nie jem cukru. Gdy wejdę do piekarni, mam ochotę na coś słodkiego, ale trzymam się! Mam nadzieję, że moja słabość już nie wróci. A słabość do ciuchów? Nie zwracam na to uwagi, jestem przeciwieństwem Radka, który lubi się modnie ubierać. W Anglii chodził do drogich sklepów, a ja korzystałam z tych a la Tesco. Dla mnie liczy się, żeby ubranie było ładne, marka nie czyni na mnie wrażenia.

To jak pani zareagowała na oryginalną kolekcję męża, który, gdy grał w Grecji, zaczął zbierać bardzo drogie, limitowane, trudno dostępne buty Yezzy, zaprojektowane przez Kayne’a Westa, rapera, producenta muzycznego i projektanta mody? Pani męża wkręcił w to Raul Bravo, były piłkarz między innymi Realu Madryt.

Zabiera przestrzeń w domu. Mieszkamy w centrum Pruszkowa w bloku, mamy dwa pokoje. Co innego, gdybyśmy mieszkali w dużym domu. W Grecji mieliśmy gigantyczny – z piwnicą, parterem i pierwszym piętrem, w Anglii – domek. Jak się poznaliśmy z Radkiem, to pierwsze, co zrobił, to spojrzał na moje buty. A ja jestem z tych kobiet, co jak kupią jedną parę, to chodzą w nich przez całą zimę.

Ale super samochodem pani nie pogardzi?

Kiedyś wymyśliłam sobie, żebyśmy kupili Audi, bo potrzebowaliśmy dużego samochodu, gdyż byłam w ciąży z pierwszą córką. Mieliśmy wtedy Hyundaia. Byliśmy już zdecydowani na Audi, ale Radek powiedział: „Tak obok jest Porsche, przejedź się nim”. I I przejechałam się. Nie było porównania do Audi. To jakby porównać złoto do metalu. Po roku sprzedaliśmy Porsche i kupiliśmy nowe. Mamy go już trzy lata.

Pani mąż lubi rozmawiać z dziennikarzami, dobrze czuje się przed kamerą, udziela się w mediach społecznościowych. Pani raczej stroni od tego typu aktywności. W przeciwieństwie do wielu żon znanych piłkarzy, nie dba o swój wizerunek. Dlaczego?

Nie mam na to czasu, nie lubię tego, nie jestem zapatrzona w siebie. Nie udzielam się medialnie, Radek – chyba tak. Nigdy nie zaglądałam nawet na jego profil na Instagramie. Kiedyś, mieszkając w Anglii, korzystałam z Facebooka, ale tylko dlatego, że kiedyś była tam fajna gra, którą pokazała mi szkolna koleżanka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto