Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Belabo chwalą Boga i kibicują Cracovii. Misja ojca Franciszka

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Ekumeniczna drużyna Cracovia Belabo
Ekumeniczna drużyna Cracovia Belabo arch. ojac Franciszka Meusa
Od 24 lat przebywa na misji w Kamerunie, krzewiąc wiarę katolicką. Wierny jest też swojej pasji – piłce nożnej, a w szczególności kibicowaniu Cracovii. W położonym blisko równika Belabo założył drużynę – i nazwał ją oczywiście Cracovia. Paulin ojciec Franciszek Meus opowiada nam o swojej pasji i życiu w Afryce.

Jesienią 2019 r. kibice Cracovii przekazali ojcu koszulki w biało-czerwone pasy. Od tego czasu należy datować powstanie drużyny w Kamerunie?

Tak, bo wcześniej nie mieliśmy takiej możliwości. Moi obecni zawodnicy nie są na tyle bogaci, by mogli sobie kupić takie stroje, mogą nabyć na targu koszulki innych zespołów, ale takich bez nazwy. Wiedzieliśmy, że w Urugwaju jest taki zespół – Cracovia i pomyślałem sobie, dlaczego my nie mielibyśmy też założyć takiej drużyny?

Zwłaszcza, że ojciec jest kibicem Cracovii.

Tak, od wielu, wielu lat, właściwie od czasów, gdy chodziłem do szkoły. Do tej pory nasza afrykańska drużyna była całkowicie amatorska, natomiast w tym roku zapisaliśmy ją do ligi okręgowej. Będzie grało 14 drużyn na obszarze mniej więcej polskiego województwa. Nie ma takich struktur jak w Polsce, bo nikt nie ma prawdziwego stadionu, trawy na boisku, często się gra na piasku, a nawet na błocie. Ale piłkarze grają, jak potrafią, są bardzo zaangażowani w to, co robią. Na przełomie września i października zaczną się rozgrywki. Mamy dwóch trenerów i twierdzę, że potrafią trenować. Graliśmy już sparing z zespołem, który już gra w tej lidze i zremisowaliśmy. Myślę, że coś z tego będzie.

Ojciec jest założycielem, dyrektorem i wszystkim w tym klubie?

Do spraw stricte sportowych nie mieszam się, zajmuję się sprawami organizacyjnymi, zakupem sprzętu, opłatami. Ja wymyśliłem nazwę i to się przyjęło.

Skąd u ojca wzięło się zainteresowanie Cracovią?

Pochodzę ze Szczawy, ale mając rok, przeniosłem się do Krakowa. Od szóstego roku życia mieszkałem na Nowym Prokocimiu, aż do pójścia do seminarium. Miłość do Cracovii wzięła się z kontaktów rówieśniczych. Wszyscy kibicowali „Pasom”. Gdy chodziłem do Technikum Gastronomicznego na ul. Sienną, to kiedyś dyrektor rozdawał bilety na mecz. Poszliśmy z kolegami, ale nie weszliśmy na niego, bo nas zgarnęła milicja, określając nas mianem chuliganów. To było w połowie lat 80-tych. Chodziłem na mecze III ligi, jeździłem też na wyjazdy. Od lat mam okazję tylko podczas wakacji zobaczyć na żywo jakiś mecz Cracovii. W tym roku mi się to nie uda. Wyjeżdżam 23 lipca, a liga rusza dwa dni później. Ale w ubiegłym roku mi się powiodło.

Pamięta ojciec swój pierwszy mecz w roli kibica.

Jeszcze na starym stadionie, w szkole średniej. Będąc w podstawówce jeszcze nie chodziłem na mecze. Pamiętam akcję, że próbowano założyć klub kulturalnego kibica. Spotkanie kandydatów było pod starym zegarem na stadionie. Poszliśmy sporą grupą osób, ale bojówka Cracovii nas rozpędziła.

Wybór seminarium nie stał w sprzeczności ze specyficzną kulturą stadionową? Wiadomo jaka jest atmosfera na stadionie – wulgaryzmy itp. Te dwie sprawy się ojcu „nie gryzły”?

Oczywiście, że tak. Gdy chodziłem na mecze, nie siadałem za bramką, gdzie była najgorsza klientela. Zawsze mnie to bolało, gdy słyszałem, jak kibice niszczą siebie nawzajem. A zwłaszcza, gdy dochodzi do przemocy w mieście. Dwa lata temu Miłoszowi, kibicowi Cracovii, obcięto rękę. Pisałem wtedy z Kamerunu do fanów, że mam ochotę powiedzieć, że nie ma sensu cały ten sport, że on ma służyć czemuś pozytywnemu. Skoro takie rzeczy robi się w imię jego, to znaczy, że u podstawy jest jakiś błąd, który trzeba zlikwidować. Skoro mamy ocalić życie ludzkie, to trzeba zlikwidować ligę.

Mimo przypadków nienawiści, nie tylko Krakowie, w Polsce, ale wręcz w całym świecie, ojciec nie obraził się na piłkę nożną.
Nie, bo jest to historia – ludzie, którzy, w przypadku Cracovii od 115 lat robią coś dobrego. Staram się tak na to patrzeć.
Piłka nożna jest popularna w Kamerunie?

W ostatnim roku nie było rozgrywek, ze względu na pandemię. Mimo, że Kamerun przeszedł ją z niewielkimi stratami, ale obostrzenia były duże. Piłka nożna w tym kraju jest bóstwem! Samuel Eto’o to ikona, wcześniej grający Tomas N’Kono, Roger Milla też. Kamerun jest wielokrotnym mistrzem Afryki. Dam taki przykład – z Kamerunu wywozi się ogromne ilości drzewa mahoniowego. Przedsiębiorstwa, które to robią, muszą pytać o zgodę szefa wioski, gdzieś w buszu. Pytają, co by chciał w zamian? Często mówi: zróbcie nam boisko – wytnijcie drzewa, wyrównajcie teren. Piłka jest niesamowicie popularna, wszyscy praktycznie w nią grają.

Działa ojciec w Belabo od 24 lat. Jak było dawniej z dostępem do informacji z Polski?

Na początku było bardzo ciężko. Nie było telefonów komórkowych. Gdy przyjechałem do Kamerunu w 1997 r. to pisałem listy. Szedł on miesiąc do Polski, odpowiedź również więc np. o wyniku meczu dowiadywałem się po takim czasie. Potem, gdy trzeba było zadzwonić, jeździłem 80 km busem do stolicy prowincji i tam był telefon kablowy. Rozmowa kosztowała 15 zł. za minutę. Mój młodszy brat Piotr przekazywał mi informacje, także te sportowe. Ma trzech synów i wszyscy grają w Akademii Piłkarskiej w Wieliczce, sam gra w futsal, jest bramkarzem.

[gal]50466473;50466475;50466477;50466479;50466481;50466485;50466487;50466489;50466491;50466493;50466495;50466497[/gal]

W obecnych czasach może ojciec być na bieżąco z tym, co dzieje się w Cracovii?

W naszej telewizji nie ma kanałów polskich, ale w Internecie mogę oglądać skróty meczów. Czytam sobie relacje itp. Najmilsze wspomnienie z ostatnich lat, to zdobycie przez „Pasy” Pucharu Polski. Nie mogłem oglądać meczu, ale zobaczyłem fragmenty. Jeśli chodzi o wspomnienia z ostatnich lat, to radością napawały mnie awanse drużyny z niższych lig, z trzeciej czy drugiej. Cieszyła mnie też atmosfera na meczach – przychodzące całe rodziny na spotkania, sektor dla dzieci, Treningi Noworoczne. To rzeczy, które budują pozytywną otoczkę wokół Cracovii.

A jak piłkarze waszej drużyny reagują na Cracovię? To jest dla nich totalna egzotyka?

Rozmawiam z nimi, wprowadzam ich po trochu w historię Cracovii, pokazuję filmy na YouTube, choćby z tego Pucharu Polski. Ucieszyli się z niego bardzo. Jest to dla nich radość, ale na razie mało znana. Dla nich jest to przeżycie, że mają te stroje, że mogą grać w oficjalnych rozgrywkach, a wcześniej nie mieli takich możliwości. Mamy 16 zawodników w drużynie. Nie są to sami katolicy, ale drużyna jest ekumeniczna, z różnych wyznań. Są młodzi, 17-latkowie, ale też i starsi 30-letni.

Jak wygląda życie w Belabo?

Ma 20 tys. mieszkańców. Do Kamerunu misjonarze przybyli 132 lata temu. My mieszkamy na wschodzie kraju, w najbiedniejszej jego części, do której najpóźniej dotarło chrześcijaństwo. Dwa lata temu obchodziliśmy 50. rocznicę powstania parafii. Byli kapłani - Duchacze, potem przyszli kameruńscy księża diecezjalni, ale nie było kościoła, tylko hangar przeznaczony na przechowywanie kawy. Przerobiono go na kaplicę, a teraz jesteśmy w trakcie budowy kościoła z prawdziwego zdarzenia. Mamy bardzo zaangażowanych parafian, w niedzielę przychodzi około tysiąca osób na trzy msze. Jest 30 grup, z czego 10 samych chórów. I to śpiewających w różnych językach. Kamerun to taka miniaturka Afryki, także jeśli chodzi o ludność. W kraju jest 270 plemion, z czego wiele w samym Belabo. Każde większe plemię chce mieć swój chór, dlatego je tworzą. W Kamerunie osiem regionów jest francuskojęzycznych, a dwa angielskojęzyczne, a oprócz tego są dialekty. Sobotnią wieczorną mszę odprawiamy po angielsku, w niedzielę w języku ewondo, jednym z języków afrykańskich, natomiast dwie po francusku.

Ojciec musi być więc poliglotą!

Muszę przede wszystkim umieć czytać. Kazanie mówię po francusku, by było lepiej przygotowane, bo ewondo nigdy się tak dobrze nie nauczę. Mszę odprawiam w tym języku. Ciężko się było go nauczyć, bo są to słowa, które nie kojarzą się z niczym. Przez dłuższy czas jako Polak byłem sam, ale miałem do pomocy kameruńskiego kapłana. Od grudnia jest ze mną drugi Polak, kameruński brat i kandydaci. Od 12 lat parafia jest podzielona, są więc dwa kościoły chrześcijańskie, są cztery kościoły protestanckie: ewangelicki, prezbiteriański, baptystyczny i luterański, jest dużo muzułmanów, siedem meczetów i bardzo wiele sekt. Ktoś potrafi sobie utworzyć jedną we własnym domu. Kraj ma 27 mln mieszkańców, a chrześcijanie to około 25 procent, to najliczniejsza grupa wyznaniowa.

Ojciec długo jest w Kamerunie. To jest uzależnione od chęci ojca, czy przełożonych?

Jako Paulini mieliśmy przez siedem lat tę tylko jedną parafię w Belabo. Potem otwarliśmy parafię w Ayos i poszedłem do niej na 12 lat, a przed pięcioma laty wróciłem do Belabo. Wcześniej byłem dwa lata na Ukrainie, w Kamieńcu Podolskim. Na razie nie ma chętnych, by mnie zastąpić. Mówiłem ojcu generałowi, gdy byłem na Ukrainie, że dopiero co nauczyłem się języka, poznałem mentalność ludzi, dobrze się tam czuję, ale decyzja była ostateczna – jedziesz do Afryki! W zakonie jest jak w wojsku, trzeba słuchać przełożonego. Teraz już wrosłem w środowisko w Belabo i gdyby była taka możliwość, to chciałbym tu zostać do końca. Po zmianach, do jakich doszło w polskim kościele, np. w uczeniu katechezy, byłoby mi trudno się przestawić. Najbardziej efektywnie pracuję więc w Afryce, potrafię więc wyciągnąć z niej największe owoce. W Polsce musiałbym się wszystkiego uczyć.

Trzeba więc rozwijać parafię w Belabo.

Tak, rozwijamy chóry, współpracujemy z siostrami z zakonu matki Teresy z Kalkuty, pracujemy w wielu wioskach, pomagamy biednym. Zajmujemy się chorymi na AIDS. Oczywiście przeszkadza nam malaria, ale np. koronawirus, na szczęście nie był mocny u nas.

Największym problemem jest więc malaria?

Oczywiście. Czytałem, że Astra-Zeneca opracowała szczepionkę na tę chorobę w 77 procentach skuteczną. Gdyby weszło to w życie, to ogromna liczba ludzi byłaby uratowana. Wiadomo, że najwięcej ludzi umiera na AIDS w regionie subsaharyjskim, na południe od Sahary, a mimo wszystko w tym regionie większą śmiertelność powoduje malaria. Są na nią leki. Dwa lata temu głosiłem kazanie w jednej z parafii w Krakowie i nagle dorwała mnie malaria. Musiałem usiąść i ledwo co mówiłem. Zawsze muszę mieć ze sobą leki, bo ich w Polsce nie kupię. Przechodziłem tę chorobę już wielokrotnie. Czasem co miesiąc się wpada w malarię, ale miałem też okres, po bardzo mocnej chorobie, po porządnym leczeniu kroplówkami, że przez osiem lat nie miałem malarii. Takie uodpornienie jest fantastyczne.

Czym objawia się choroba?

Temperatura skacze do 40 stopni, to jest tzw. zimna gorączka. Człowiek się poci, trzęsie się razem z łóżkiem, na którym leży. Jest bardzo mocny ból w stawach, człowiek jest rozbity. Niektórzy mają wymioty, biegunkę. Sporo osób umiera, jeśli jest to malaria mózgowa, to wystarczy kilkanaście minut, by umrzeć.

Nie ma więc co porównywać skutków z koronawirusem?

Tak, w Kamerunie oficjalnie zmarło 700 osób przez cały rok, to stosunkowo mała liczba. Restrykcje były mocne. Nie mogliśmy odprawiać np. mszy św. bo były zamknięte kościoły.

Teraz ojciec cieszy się wakacjami?

Tak, raz na dwa lata mogę przyjechać do Polski. Oprócz tego trzeba zorganizować sobie tygodniowe rekolekcje. Byłem na Bachledówce w Zakopanem. Trzeba też zrobić badania w szpitalu, dentystę, trzeba organizować zbiórki na misje, a resztę czasu można poświęcić rodzinie.

Jest tęsknota za krajem?

Jest i za krajem, i za górami, i za śniegiem, bo ja mam teraz lato 24 godziny na dobę, 12 miesięcy w roku, zdążyłem się jednak przyzwyczaić.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W Belabo chwalą Boga i kibicują Cracovii. Misja ojca Franciszka - Plus Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto