Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W 8 dni z Niemiec do Krakowa na rowerze – to da się zrobić!

Aleksandra Łabędź
Aleksandra Łabędź
Absolwentka Akademii Wychowania Fizycznego na co dzień mieszka w Krakowie i lubi nietuzinkowe i spontaniczne decyzje. Gdy ma do wyboru wyjść po tradycyjnych schodach lub wyjechać schodami ruchomymi, to pewne jest, że na górę będzie się wspinać po poręczy. Decyzję o przyjechaniu z Niemiec do Krakowa na rowerze podjęła spontanicznie i zrobiła to w 8 dni mimo przeciwności losu.

Bożena Chrast w latach 2015-2020 studiowała na krakowskim AWF na kierunku wychowanie fizyczne, najpierw licencjacką specjalność – odnowa biologiczna. Tytuł magistra zdobyła ze specjalności manager sportu. Jej całe życie było i nadal jest związane ze sportem. Już mając 11 lat rozpoczęła swoją przygodę z lekkoatletyką i kontynuowała ją do 23 roku życia.

- Zakończyłam przez problemy z plecami, podobno sport to zdrowie – Bożena mówi z charakterystycznym dla siebie uśmiechem.

Ma na swoim koncie wiele osiągnięć, jednak nie to jest dla niej najważniejsze. Zawsze na piedestale stawiała sobie aktywne życie. Dlatego podróż z Niemiec do Krakowa na rowerze nie zaskoczyła nikogo z jej bliskich.

- Przez ostatnie 3 miesiące pracowałam w Niemczech i tam kolega przywiózł mi mój rower, żebym mogła dojeżdżać do pracy. Jakieś 2 miesiące temu miałam wypadek właśnie jadąc rowerem. Potrącił mnie samochód, ale na szczęście nic poważnego mi się nie stało, gorzej było z rowerem. Mama o tym nie wie, chociaż teraz już wie, bo na pewno to przeczyta – pozdrawiam cię mamo! - opowiada Bożena.

W międzyczasie rower udało się naprawić, a gdy nadszedł czas zakończenia pracy w Niemczech, musiała rozważyć jak wrócić do Polski, a przede wszystkim co zrobić z jednośladem. Wyjść było wiele: samolot, autobus, BlaBlaCar lub po prostu wrócić na rowerze.

- Wybrałam oczywiście tę najprostszą opcję, czyli rower! - dodaje dziewczyna.

Jej znajomi i rodzina myśleli, że to żart, aż do momentu gdy zobaczyli jak spakowana wyrusza w podróż. Niektórzy próbowali ją odciągać od tego „głupiego” pomysłu, jednak kto ją zna, to doskonale wie, że było to niemożliwe. - Wszystko zaczęłam planować tydzień przed wyjazdem, trasę, noclegi itd. Jechałam z Gummersbach do Aslfed, Erfurt, Lipska, Drezna, Jeleniej Góry, Niemodlina, Radzionkowa i docelowo do Krakowa – opowiada.

Podróż wymaga dobrego ekwipunku

Ciężko ze sobą zabrać wszystkie potrzebne rzeczy na podróż, gdy ma się do dyspozycji jedynie rower i własne plecy. W mocno ograniczonym bagażu Bożeny znalazła się zapasowa dętka, hamulce na wymianę, olej do łańcucha, klucze, pompka i baterie na zmianę – wszystko to co prawdziwa kobieta ma zawsze przy sobie. Do plecaka zapakowała ubrania na zmianę, najpotrzebniejsze kosmetyki, jedzenie, wodę, izotonik i batony energetyczne. Zabrała ze sobą także śpiwór, karimatę i hamak na wypadek, gdyby nie znalazła noclegu lub poczuła zmęczenie w czasie podróży. - Miałam ze sobą dwie sakwy, plecak i worek. Niestety troszkę to ważyło. - opowiada z wyraźnym zmęczeniem na twarzy na samo wspomnienie o tym.

Nie zawsze było kolorowo

- Najgorsze były dla mnie pierwsze 20 km i to już pierwszego dnia. Cały czas jazda pod górkę, albo musiałam szukać objazdów, bo się okazywało, że drogi były zamknięte, np. ze względu na zwalone drzewa. Czasami ciężko mi było nawet przenieść rower, żeby się przedostać - mówi Bożena.

Wybrała taką trasę podróży, że czasami przez kilka godzin nie mijała ani jednego sklepu. Ze względu na to, że dni były gorące, a co za tym idzie również i pragnienie robiło swoje, bardzo doskwierał jej problem brakującej wody, która błyskawicznie się kończyła.

- Czasami brakowało mi motywacji. Nie rozmawiałam z nikim przez kilka godzin. Kilka razy miałam ochotę rzucić rowerem, złapać stopa i wrócić do domu. Jednak moja duma mi na to nie pozwoliła – śmieje się Bożena.

Trzeba też wspomnieć, że w podróży nie było tylko źle. Wycieczka pozwoliła jej odkryć piękno wielu miast, a szczególnie Lipska, którym jest teraz mocno zauroczona. - Mimo tego, że jechałam sama, to poznałam cudownych ludzi. Spotkałam się u nich z wielką gościnnością. Jadłam z nimi kolacje, pokazywali mi miasto, opowiadali o swoich podróżach. Teraz codziennie mam z nimi kontakt. Po drodze rozmawiałam też z rowerzystami, którzy dotrzymywali mi towarzystwa przez kilka kilometrów - wspomina Bożena.

Doskwierająca kontuzja

Mimo swojego dobrego nastawienia, że już po przekroczeniu granicy będzie z górki, pojawił się chyba największy problem podróży. Przez 60 km Bożena walczyła z silnym bólem kolana, jednak przy ostatnich 17 km musiała zadzwonić po koleżankę. Znajoma dziewczyny wiedziała, że ten telefon musiał być w momencie, gdy było już bardzo źle. Po namowach postanowiła, że do Wrocławia podjedzie pociągiem, ponieważ bała się, że kontuzja pogłębi się jeszcze bardziej. Z peronu ruszyła już w dalszą drogę do Krakowa ponownie na rowerze. Pierwszego dnia było całkiem dobrze, jednak problem bolącego kolana zaczął narastać wraz z kolejnymi kilometrami. - 10 km od mieszkania myślałam, że nie dojadę. Już nawet miałam wsiąść w tramwaj. Jednak gdy zobaczyłam, że dłużej mi zejdzie jazda komunikacją miejską niż rowerem, zacisnęłam zęby i ostatkiem siły dojechałam do domu.

Cała podróż zajęła jej 8 dni i łącznie przemierzyła 1032 km. Raz udało się jej jechać przez 13 godzin, a innego dnia zaledwie 4. Mając dużą wiedzę sportową, wiedziała, że przerwy, które robiła musiały być krótkie, aby mięśnie się nie zastały. Z Niemiec wyjechała 27 kwietnia, a do Krakowa dojechała 4 maja. Za granicą Polski nocowała u zupełnie obcych osób, które znalazła na Couchsurfingu. W kraju było już łatwiej, bo na każdym kroku ma znajomych, którzy chętnie przyjmowali ją na nocleg.

Czas na naprawy i kolejne planowanie

- Moja przyjaciółka się śmieje, że mój rower to czołg. Jeździł już chyba w każdych warunkach. Do najlepszych nie należy, ale ma dwa kółka i jeździ. Drugiego dnia jazdy miałam bliskie spotkanie z asfaltem, mój rower też to odczuł i pojawił się kłopot scentrowanego koła. Musiałam troszkę poluzować hamulce, więc mogłam polegać tylko na tylnych. Teraz czas na renowację, chociaż planuję kupić lepszy sprzęt – opowiada dziewczyna.

Teraz w jej głowi rodzi się plan na podróż rowerem na dłuższy dystans – Niemcy, Belgia, Luksemburg, Francja, Szwajcaria, Lichtenstein, Austria, Czechy, Słowacja.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: W 8 dni z Niemiec do Krakowa na rowerze – to da się zrobić! - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto