18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Uratowałam psa, zostałam potraktowana jak złodziejka

Magdalena Hejda
Tak Luna wygląda dziś
Tak Luna wygląda dziś archiwum
O nadgorliwości policji, nękaniu osoby, która w dobrej wierze pomogła psu, dramacie właścicielki i kiepskim przepływie informacji w związku kynologicznym - pisze Magda Hejda.

Wybrałam się z synem na zakupy, na parkingu przed blokiem zobaczyliśmy yorka. To było 6 listopada 2011 roku. Wróciliśmy, a pies siedział w tym samym miejscu. Nie miał obroży ani szelek - wspomina Anna Kołodziejczyk. Sąsiadka powiedziała mi - on tu jest już od rana i w końcu wpadnie pod samochód. Zapytała, czy nie mogłabym go zabrać do domu. W pierwszej chwili pomyślałam - nie dam rady, mamy persa, nie wiem, czy się "dogadają". Trząsł się z zimna, zrobiło mi się go żal. Kucnęłam, przytulił się do mnie.

Poszukiwanie właściciela

Okazało się, że to suczka. Od razu zamieściliśmy ogłoszenia ze zdjęciem na kilku portalach internetowych. Dzieci z przyjaciółmi rozlepiły ogłoszenia na pobliskich osiedlach - wylicza Anna. - Obeszłam z suczką miejsca, gdzie ludzie wyprowadzają psy na spacer, rozpytywałam, nikt jej nie poznawał.

Była w opłakanym stanie, strasznie śmierdziała, miała brudną, posklejaną sierść. Nie chciała jeść. Pojechałyśmy do lecznicy. Okazało się, że znajdka nie je, bo ma potworny kamień nazębny i ropne zapalenie dziąseł. Lekarz stwierdził, że nie przeżyje, jeśli nie zostanie szybko zoperowana. Nabrzmiałe ropą dziąsła sprawiały straszny ból, trzeba było szybko usunąć zepsute zęby, w przeciwnym razie suczka umarłaby z głodu. Lekarz powiedział nam, że o znalezieniu psa powinniśmy powiadomić schronisko. Wysłaliśmy do azylu zdjęcie suczki i nasze dane.

Luna została
Zauważyliśmy, że ma w uchu tatuaż. Zgłosiłam znalezienie suczki w krakowskim oddziale Związku Kynologicznego. Podałam numer tatuażu, ale nie uzyskałam informacji, kto jest jej właścicielem (zwierzęta są tatuowane w hodowli, a hodowca nie ma obowiązku prowadzenia dokumentacji, komu sprzedaje zwierzęta). Po kilku tygodniach znów zatelefonowałam, poprosiłam o ustalenie wieku psa. Ma 8 lat. Nazwaliśmy ją Luna. Przeszła kolejne zabiegi, przez dwa miesiące płukałam jej pyszczek, karmiłam papkami, jadła wyłącznie z ręki. Pokochaliśmy ją wszyscy. Wywróciła nasze życie do góry nogami. Dużo wcześniej mieliśmy zaplanowany rodzinny wyjazd na wakacje, córka zrezygnowała z podróży, żeby opiekować się Luną. Śpi z nami w łóżku, a za mną chodzi krok w krok. Wszędzie, nawet do łazienki. Jest z nami 15 miesięcy.

Telefon

W tym miesiącu o godz. 8.30 zadzwonił telefon. Jakaś kobieta powiedziała, że przeczytała w internecie moje ogłoszenia z 2011 roku. Jest właścicielką suczki i chce ją zobaczyć. Przytulić, niekoniecznie odbierać. Byłam zaszokowana - jak to, po piętnastu miesiącach ktoś zgłasza się po psa? Dlaczego jej nie szukał? Zapytałam o numer tatuażu, nie pamiętała. Powiedziałam - dopóki nie poda mi pani numeru tatuażu, nie pokażę psa. Kobieta odpowiedziała - w takim razie spotkamy się w sądzie.

Sprawa kryminalna

Na drugi dzień o 19.30 dzwonek do drzwi. Otworzyłam. Dwóch mężczyzn w cywilnych ubraniach. Policja kryminalna. Przyszli odebrać psa w związku z doniesieniem o przywłaszczeniu, nielegalnym przetrzymywaniu i odmowie wydania własności. Prosiłam, żeby jej nie zabierali, zatelefonowałam do są- siadów, którzy widzieli, jak próbowałam znaleźć właściciela Luny.

Ostatecznie nie zabrali jej, podpisałam oświadczenie, że pies zostaje u mnie do czasu wyjaśnienia sprawy. Na drugi dzień w pracy otrzymałam telefon, że mam stawić się na komisariacie. Tłumaczyłam, że jestem lekarką, pracuję w szpitalu i nie mogę tak po prostu wyjść. Usłyszałam, że muszę przyjść. Przesłuchanie trwało dwie godziny, policjant zapytał o książeczkę zdrowia psa, odpowiedziałam, że mam w domu, dostarczę. Powiedział, że jeśli nie mam przy sobie dokumentów, to nie mogę niczego później dołączyć, bo sprawa jest kryminalna i natychmiast musi być skierowana do prokuratury.

Jak to się stało, że policja była u mnie w domu już po trzydziestu kilku godzinach od rozmowy telefonicznej z właścicielką, skoro w ogłoszeniu był tylko mój numer telefonu, i nie mieszkam tam gdzie jestem zameldowana?

Zrobiłam wszystko, żeby znaleźć właściciela psa, a potraktowano mnie jak złodziejkę. Będę walczyć o Luneczkę, od kilku dni siedzę i płaczę. Ona wskakuje mi na kolana i liże po twarzy. W Krakowskim Towarzystwie Opieki nad Zwierzętami poradzili mi, żebym zażądała zwrotu kosztów leczenia i utrzymania psa. Nie chcę złotówki, ale jeśli to może sprawić, że nam jej nie odbiorą, wystawię rachunek. Pieniądze przekażę dla schroniska w Krakowie i Sandomierzu. Chciałabym sprawę załatwić polubownie, zapłacić właścicielce i wykupić psa.

Szukałam jej wszędzie

Ewa Kowalska - właścicielka suczki mówi: Szukałam jej wszędzie, do dzisiaj z córką za nią płaczemy. Była z nami osiem lat, traktowałam ją jak dziecko. Kiedy wyjeżdżałam, zostawała u mojego taty w Wiedniu. Ten jeden raz musiałam wyjechać na kilka tygodni. Poprosiłam o pomoc koleżankę, Lula ją znała, pomyślałam, że łatwiej zniesie rozłąkę.

Telefonowałam, pytałam jak się czuje? Koleżanka mówiła, że Lula siedzi w oknie i wypatruje. Okazuje się, że Lula uciekła zaraz po moim wyjeździe, a koleżanka nie przyznała się. Dowiedziałam się o wszystkim po przyjeździe, w połowie grudnia. Feralnego wieczoru na spacer z psem poszedł syn koleżanki, który nie założył jej obroży. Zostawiłam im obrożę i smycz, na obroży był numer mojego telefonu, jak można było ją puścić luzem, w obcym miejscu? Rozklejałam ogłoszenia, dałam anonse w internecie, szukałam przez Związek Kynologiczny, zgłosiłam w azylu, dzwoniłam...

Ktoś skłamał, nie sprawdził

Koleżanka nie przyznała się, że suczka zaginęła w listopadzie, więc w azylu podałam, że Lula zaginęła w grudniu - mówi Ewa. Nic dziwnego, że w azylu nie sprawdzali zgłoszeń z listopada, a w Związku Kynologicznym okazało się, że karteczka z moim numerem telefonu do dzisiaj jest na biurku w sekretariacie.

Nigdy nie przestałam jej szukać - mówi Ewa. - Kilka dni temu znalazłam w internecie ogłoszenie ze zdjęciem, to była Lula. Od razu zatelefonowałam, byłam roztrzęsiona, nie pamiętałam numeru tatuażu. Tak bardzo chciałam ją przytulić, nie odbierać. Działałam pod wpływem impulsu, dzięki adresowi e-mailowemu w ogłoszeniu córce udało się ustalić personalia i adres ludzi, u których jest Lula.

Okazało się, że moja córka i syn tych państwa mają 16 wspólnych znajomych na facebooku. Poszłam na policję, przekazałam adres, sprawy potoczyły się szybko. Jestem wdzięczna pani Annie, że zaopiekowała się Lulą. Przyznaję, moja wina z tymi zębami, ale nie decydowałam się na usuwanie kamienia ze strachu. Lekarz ostrzegł mnie, że suczka może nie przeżyć narkozy. Leczyłam ją. Tak naprawdę to nie chcę włóczyć się po sądach, chcę odzyskać małą. Jeśli Lula wybrałaby Annę, będzie mi ciężko, ale nie zabiorę jej nowego domu.

To miał być artykuł o nadgorliwości policji, nękaniu osoby, która w dobrej wierze pomogła psu. Tymczasem po wysłuchaniu obydwu stron okazało się, że zawiedli również znajomi, i przepływ informacji w Związku Kynologicznym. Jedno jest pewne - właścicielka ma prawo do psa, ale osoba, która go znalazła, uratowała mu życie. Znacznie lepiej zadbała o zdrowie znajdki niż właścicielka. Drogie Panie! Przeczytajcie ten artykuł i pozwólcie wybrać psu. Personalia pań zostały zmienione.



Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

od 7 lat
Wideo

Kalendarz siewu kwiatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto