Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Umiera na raka, szuka nowej rodziny dla swoich dzieci

Dorota Abramowicz
Dzieci pani Wandy są  grzeczne, dobrze się uczą, są ciekawe świata.
Dzieci pani Wandy są grzeczne, dobrze się uczą, są ciekawe świata. Tomasz Bołt
Pani Wanda z Gdyni, przegrywając z nowotworem, rozpoczyna walkę o przyszłość Mai i Piotra. Już dwadzieścia rodzin zareagowało na apel umierającej matki

Wanda mówi, że nie ma już zbyt wiele czasu na znalezienie nowej rodziny dla 11-letniego Piotrusia i 10-letniej Mai. Nowotwór, który najpierw zaatakował piersi, dał przerzuty do wątroby, płuc i kości. Wychowująca samotnie dwoje dzieci 47-letnia mieszkanka Gdyni przed Bożym Narodzeniem usłyszała od lekarzy, że dalsza chemioterapia nie ma sensu.

- Nie chcę, by Maja i Piotruś tułały się po domach dziecka, nie chcę, by je rozdzielono - mówi zdeterminowana kobieta. - To są wspaniałe dzieci, które zasługują na to, by ktoś je pokochał, pozwolił im na dalszą naukę, stworzył prawdziwy dom. Wśród moich krewnych nie ma takiej osoby. Muszę szukać wśród obcych ludzi.

Pani Wanda, mimo bardzo ciężkich warunków, nigdy wcześniej nie prosiła o pomoc. Choć choroba poczyniła poważne spustoszenia, nadal ciężko pracuje fizycznie, by utrzymać dom. Dopiero przed dwoma tygodniami zwierzyła się koleżankom. To właśnie pani Katarzyna i Monika zaalarmowały naszą redakcję o dramatycznej sytuacji chorej matki.

Dzieci Wandy są grzeczne, dobrze się uczą, są ciekawe świata. Spokojniejszy Piotruś pasjonuje się prehistorią i chce zostać paleontologiem, bardziej żywiołowa Maja jest uzdolniona muzycznie, uczy się grać na flecie. Jednak mimo tych zalet znalezienie rodziny adopcyjnej nie będzie łatwe.

- Problemem może być wiek dzieci - mówi Anna Biedzińska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego w Gdyni. - Na razie wśród przeszkolonych w naszym ośrodku rodzin nie ma nikogo, kto mógłby zaadoptować rodzeństwo. Rodzice adopcyjni szukają dzieci do piątego roku życia. Dlatego też być może jedynym wyjściem może być ustanowienie dla Piotra i Mai rodziny zastępczej. To ważne także z punktu widzenia dzieci, które w tak traumatycznym okresie pewnie będą wolały zwracać się do opiekunów: ciociu, wujku, zamiast - mamo, tato.

Ponadto sytuacja prawna dzieci wymaga jeszcze podjęcia decyzji przez sąd, a to ze względu na zawikłaną sytuację osobistą Wandy nie będzie łatwe.

- Takich spraw nie załatwia się od ręki - tłumaczy sędzia Hanna Lange-Bieszki z Sądu Okręgowego w Gdańsku. - W tym przypadku jednak będzie można liczyć na dużą życzliwość sądu. W czasie trwania procedury, jeśli będzie taka konieczność, można ustanowić rodzinę zastępczą w trybie zabezpieczenia.

Rodziny, które czują się na siłach, by przeprowadzić Piotrusia i Maję przez najgorszy czas w ich życiu i mogą stworzyć im dom, prosimy o kontakt z Ośrodkiem Adopcyjno-Opiekuńczym przy ul. Demptowskiej 46 w Gdyni, tel. 58 667 80 77. Ośrodek jest czynny w poniedziałki, środy i piątki od godz. 8 do 16, a we wtorki i czwartki od godz. 12 do 20.

Na prośbę Wandy, która pragnie ochronić dzieci przed niepotrzebną ciekawością i komentarzami rówieśników, zmieniliśmy imiona matki i dzieci.

***
W piątkowe popołudnie usiadły po pracy napić się kawy. Katarzyna zaczęła opowiadać o ostatnim sylwestrze, a potem wspomniała o planach na kolejny rok. Wanda słuchała w milczeniu.
- Nie mam już tyle czasu - nagle przerwała koleżance. - Umieram. Pojawiły się przerzuty do wątroby, płuc, kości. Lekarz powiedział mi o tym przed świętami.

Od tamtej rozmowy upłynęły dwa tygodnie.
Katarzyna (w okolicach czterdziestki, rozwiedziona, dwoje dorosłych dzieci, temperament społecznicy) mówi dziś: Słowa Wandy zwaliły mnie z nóg. Co w takiej chwili można powiedzieć? Wiedziałam, że choruje, ale nigdy się nie skarżyła. Pierwsza myśl - co z dziećmi? Majka ma 10 lat, Piotruś 11. One tak naprawdę mają tylko matkę, są ciche, spokojne, świata poza nią nie widzą. Spytałam Wandę, czy pomyślała, co z nimi się stanie. A ona na to, że myśli bez przerwy. Serce jej krwawi, gdy wyobrazi sobie, że pójdą do domu dziecka.

Tamtej nocy Katarzyna nie mogła zasnąć. Wreszcie zadzwoniła do Moniki, dawnej sąsiadki.
- Znam Wandę, nasze dzieci nieraz bawiły się razem - opowiada Monika (przed trzydziestką, samotnie wychowuje trzy córeczki). - Telefon od Kasi sprawił, że całą noc przesiedziałam przy komputerze. Szukałam informacji o chorobie i o możliwości udzielenia pomocy Wandzie. W końcu napisałam e-maila, rozesłałam go do kilku stacji telewizyjnych i waszej gazety.

"Wiadomość od: Monika (...) Treść wiadomości: Droga Redakcjo. Moja znajoma Wanda jest umierająca. Lekarze stwierdzili, że zostało jej ok. jednego roku życia. Została sama z dwójką małych dzieci. W świetle jej choroby odwróciła się od niej rodzina. Bardzo byśmy chcieli jej pomóc, zbierając dla niej i jej dzieci pieniądze, ale za bardzo nie wiemy, do kogo zwrócić się o pomoc. Z dnia na dzień widać, jak choroba w niej postępuje. Mimo że nie powinna już pracować, gdyż ledwo stoi na nogach i z trudem przyjmuje pokarm, wciąż chodzi do pracy, ponieważ musi zapewnić dzieciom byt. Bardzo prosimy o pomoc i kontakt na e-maila bądź pod nr telefonu (...). Z poważaniem Monika".

Dzwonię do Moniki, a potem do Katarzyny. Umawiamy się na spotkanie pod jednym z gdyńskich kościołów w czwartek, 20 stycznia. Przed spotkaniem proszę o radę Hannę Jasiukiewicz ze Stowarzyszenia Rodzin Adopcyjnych i Opiekuńczych "Pelikan".

- Adopcja rodzeństwa w tym wieku nie jest sprawą łatwą - mówi Jasiukiewicz. - Rodziny poszukują młodszych dzieci. Spytaj, może ktoś z rodziny gotów byłby zająć się rodzeństwem?

Nie pada słowo "śmierć"
Przed kościołem czeka blondynka w sztucznym futerku. Energiczna, budząca zaufanie.
- Tu niedaleko mieszka Wanda, wynajmuje z dziećmi małe mieszkanie - Katarzyna pokazuje palcem ponure blokowisko. - Poznałyśmy się przed pięcioma laty... Trafiła do mojej firmy, razem też dorabiamy do pensji, sprzątając prywatnie domy. To cicha, spokojna, zamknięta w sobie kobieta. Skoncentrowana na dzieciach i pracy. Poza tym nie znam drugiej dziewczyny, która byłaby tak przez los skrzywdzona. Nieudane związki, brak wsparcia ze strony rodziny. Nie ma szans, by ktoś z jej bliskich zaopiekował się Piotrem i Mają. I jeszcze ta choroba.

Drzwi otwiera drobna, szczupła kobieta o smutnych oczach. Małe mieszkanie, ślepa kuchnia. Czysto, półka zastawiona książkami. Tołstoj, Sołżenicyn, Agata Christie...
- Dużo czytam - reaguje na moje zainteresowanie biblioteczką Wanda. - Dzięki książkom choć na chwilę można uciec w inny świat. Dzieci też lubią czytać.

Jasnowłosy Piotrek wita się grzecznie z gośćmi i wraca na tapczan, by oglądać telewizję.
- Majka jest w szkole - odpowiada na pytanie o siostrę. - Organizują ferie. Ja już jestem za duży, bo to tylko dla pierwszych trzech klas. Zresztą wolę zostać w domu - spogląda na mamę.
Chwilę później rozmawiamy przy kawie. Wprawdzie ściszamy głosy, ale nie ma szans, by Piotrek nie słyszał moich pytań i odpowiedzi matki. I chociaż ani razu nie pada słowo "śmierć", trudno się nie domyślić, że mówimy o sprawach ostatecznych.

- Guz wyczułam cztery lata temu - Wanda wyciąga z kartonu dokumentację medyczną. - Uderzyłam się podczas pracy w pierś, pojawił się krwiak, pewnie wtedy rozlał się nowotwór. Lekarze uznali, że to nie do ruszenia. Chemia, leki, naświetlania. Rak zaatakował kolejne narządy. Wreszcie opiekujący się mną dr Krzysztof Leśniewski powiedział tuż przed świętami, jak wygląda sytuacja.
Potem rozmawiamy o sytuacji rodzinnej Wandy i o prawnej dzieci. O nieudanych związkach, utracie zaufania do bliskiego człowieka, o komorniku, który zabiera część pensji. Wanda mówi o wszystkim szczerze, aż do bólu, a ja odkładam długopis i obiecuję, że o tym nie napiszę. Bo nawet jeśli kiedyś źle wybrała, nie jest to w tej chwili ważne.

Najważniejsze są dzieci. Z dumą mówi, że dobrze się uczą. Piotrek ma same piątki i szóstki, a rok młodsza Maja - tylko celujące.

- Piotruś jest bardzo opanowany, jego siostra to żywe srebro - Wanda spogląda na Piotrka i ścisza głos. - Dużo myślę o tym, co będzie. Chciałabym, żeby żyły tak, jak teraz - spokojnie, bez bicia, żeby trafiły do ludzi dobrych, tolerancyjnych, którzy nie będą naciskać na nie w sprawach poglądów i wiary. Wychowuję dzieci w tradycji katolickiej, ale w końcu każdy człowiek ma prawo myśleć, pytać i decydować o sobie. I najważniejsze, żeby nowa rodzina dała choć trochę miłości, której im zabraknie, gdy odejdę.

Po powrocie do redakcji dzwonię do onkologa prowadzącego leczenie Wandy. Nie chcę, by ujawniał tajemnicę lekarską, zadaję tylko jedno pytanie.
- Czy z powagą mam potraktować prośbę pacjentki o jak najszybsze znalezienie rodziny dla jej dzieci?
- Tak - odpowiada krótko dr Leśniewski.

Przygotowujemy plan
Amerykańskie produkcje do łzy ostatniej eksploatują wątek matki cierpiącej na raka i przed śmiercią poszukującej opiekunów dla osieroconych dzieci. W filmach fabularnych i serialach dzieciaki, po długich perypetiach, ostatecznie znajdują szczęśliwy dom, a wzruszeni widzowie pozostają w przekonaniu, że ostatecznie świat nie jest taki zły.

Rzeczywistość nie jest już tak filmowa. Zwłaszcza jeśli choroba łączy się z ubóstwem.
- Wanda bardzo cierpi, ale znosi to bez słowa skargi - mówi Katarzyna. - To godna szacunku i bardzo zdeterminowana kobieta. Zaciska zęby i idzie sprzątać, bo w tym domu liczy się każdy grosz. Naprawdę nie wiem, skąd u niej tyle sił, ma na piersi niezagojoną ranę, która boli przy każdym schyleniu, podniesieniu ręki do góry.

- Pracuję, bo muszę - odpowiada Wanda. - Nigdy do opieki nie chodziłam. W pracy na rękę dostaję 720 złotych. Kto dorobi na opłaty za mieszkanie, jedzenie, potrzeby dzieci, jeśli nie ja?
Po chwili jednak dodaje cicho: Już nie daję rady.

Monika: Ona jest bardzo skryta. Wcześniej niechętnie opowiadała o swoich problemach. Musiała dojść do ściany, by zgodzić się na pomoc.

Czy Wanda może skorzystać z pomocy socjalnej? Jakie warunki powinna spełnić? Czy w ostatnich miesiącach życia kobiety można zatrzymać egzekucję komorniczą? I co najważniejsze - jak można pomóc jej dzieciom? W piątek, 21 stycznia, zadaję te pytania najpierw rzecznikowi gdyńskiego MOPS, Cezaremu Horewiczowi, a następnie wicedyrektorowi Franciszkowi Bronkowi.

Reakcja jest natychmiastowa. Jeszcze tego samego dnia na spotkanie w sprawie pani Wandy zostają poproszeni pracownicy Dzielnicowego Ośrodka Pomocy Społecznej, psycholog, prawnik.
- To ogromny dramat i nietypowa sytuacja, który wymaga zdecydowanych działań - mówi wyraźnie przejęty dyrektor Bronk. - Przygotowujemy plan. W poniedziałek rano pracownik socjalny i psycholog odwiedzą panią Wandę, zbiorą wywiad. Prawnik opracuje plan działania, jak przygotować dzieci do adopcji. Trzeba działać szybko.

Poniedziałek po południu.
- Spotkanie wiele wyjaśniło, wiem już, jakie dokumenty powinnam przygotować, by ubiegać się o zasiłek stały - dzwoni Wanda. - Kasia pomoże mi wszystko pozbierać.
Zasiłek stały to około 400 złotych. Niezbyt wiele (wynajęcie mieszkania kosztuje ponad 200 zł więcej), ale w sytuacji ciężko chorej kobiety liczy się każda złotówka. Dyrektor MOPS wyjaśnia, że rodzina może ubiegać się także o zasiłek celowy.

- To bardzo ważne, że na czas otrzymaliśmy od was informację o tej sprawie - twierdzi dyr. Bronk. - Pani Wanda nie zgłosiła się po pomoc, a wyłowienie takich przypadków jest bardzo trudne. Dobrze, że mamy społeczeństwo obywatelskie, że zareagowali dalsi znajomi. Na szczęście są ludzie wrażliwi na krzywdę.

- Zaczniemy zbierać pieniądze wśród znajomych - mówi Katarzyna. - Inaczej nie zatrzymam Wandy w domu. Dzwoniłam też do Gliwic. Czytałam, że w tamtejszym Instytucie Onkologii używają cybernoża do leczenia zmian nowotworowych. Może taki zabieg przedłuży życie Wandzie, może podaruje jej dodatkowy czas na pożegnanie z dziećmi? Powiedzieli, że mogę ją przywieźć na konsultację.

Na razie Katarzyna wiezie koleżankę po dokumenty do ZUS i do pracy. Umawia ją na następny dzień w Ośrodku Adopcyjno-Opiekuńczym przy ul. Demptowskiej w Gdyni.

Dobre uczucia
- Mam takie wspaniałe dzieci... - bezradnie powtarza Wanda.
Wtorek, 25 stycznia. Stoimy z Wandą i Katarzyną pod ośrodkiem. Już wiemy, że wśród przeszkolonych w Gdyni rodzin adopcyjnych nie ma takiej, która zgodziłaby się na przysposobienie Mai i Piotrusia. Dzieci są... za stare.

- Rodzice adopcyjni poszukują dzieci do piątego roku życia - mówi jedna z pracownic ośrodka. - Rodzeństwo w tym wieku ma większe szanse na znalezienie rodziny zastępczej.
W Gdyni jest aż 230 rodzin zastępczych, wśród nich także takie, które tworzą osoby spokrewnione z dziećmi. Wszystkie otrzymują zwrot części wydatków, ponoszonych na podopiecznych. Dzieci do siódmego roku życia dofinansowane są kwotą 988 zł miesięcznie, starsze - 658 zł i 80 groszy.
Rodzina adopcyjna może liczyć jedynie (lub aż) na pomoc psychologów w razie problemów wychowawczych.

Zanim sąd przydzieli prawo do opieki nad dziećmi, przyszli rodzice muszą spełnić kilka warunków.
- Różnica wieku między rodzicami a dziećmi nie powinna przekraczać 40 lat - słyszę w gdyńskim ośrodku. - Kandydaci na rodziców adopcyjnych i zastępczych muszą być zdrowi, mieć odpowiednie warunki bytowe i stały dochód. I oczywiście przejść u nas specjalne szkolenie. Ze względu na specyficzną sytuację dzieci pani Wandy, jeśli będzie taka potrzeba - szkolenie można przyspieszyć.
Dr Maria Rogiewicz, wykładowca Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie, psychoterapeuta i trener szkoleń w zakresie psychoonkologii mówi, że Maja i Piotr będą potrzebowały pomocy mądrych ludzi o wielkim sercu.

- Utrata matki jest dużą traumą, dzieci różnie mogą na nią reagować - twierdzi dr Rogiewicz. - Trzeba wiedzieć, czego się można spodziewać. Wbrew pozorom najgorzej jest, gdy dziecko staje się idealne. Nie sprawia kłopotów i odcina nas od informacji na temat swoich odczuć. Zamyka się w sobie.

Najważniejsze, by dziecka nie oszukiwać. Dr Rogiewicz radzi, by Wanda i jej dzieci w przejściu przez traumę skorzystali z pomocy specjalistów. Takiej pomocy w Trójmieście mogą udzielić psycholodzy hospicyjni, działający przy gdańskim Hospicjum im. ks. Dutkiewicza.

- Trzeba być szczerym, ale równocześnie należy tę wiedzę mądrze dawkować i elastycznie reagować na każdy sygnał ze strony dziecka - wyjaśnia Agnieszka Paczkowska z gdańskiego hospicjum. - Jeśli zauważymy, że ciężar informacji je przerasta, nie chce słuchać, zmienia temat - zostawiamy dziecko w spokoju. Proszę przekazać mój numer telefonu pani Wandzie, jestem do jej dyspozycji.

Pani Izabela, psycholog z gdyńskiego ośrodka, już teraz pomogła Wandzie.
- Dzięki niej wiem, jak porozmawiać z Mają i Piotrusiem - tłumaczy Wanda. - Dostałam też taką broszurkę "Dobre uczucia", przeczytam ją, a potem... Widzi pani, one mogą się wiele domyślać, ale ja wreszcie muszę im powiedzieć. O tym, co będzie z nimi i ze mną.

Chce wybrać odpowiedni dzień. Tak naprawdę żaden nie będzie odpowiedni. I znaleźć w sobie siłę.
- Dziś jest za wcześnie - mówi we wtorkowy wieczór. - Może w niedzielę? Zrobię obiad, usiądziemy...
Głos jej się załamuje.

Kandydaci na rodziców zastępczych mogli od piątku kontaktować się z Ośrodkiem Adopcyjno-Opiekuńczym w Gdyni. Od godzin południowych linia telefoniczna ośrodka była tak przeciążona, że dzwoniący słyszeli w słuchawkach komunikat o braku możliwości zrealizowania połączenia.

- Nie spodziewaliśmy się aż tylu telefonów - mówi Anna Biedzińska, dyrektor Ośrodka Adopcyjno-Opiekuńczego przy ul. Demptowskiej. - Każda rozmowa to co najmniej kilkanaście minut, podczas których zadaje się nam wiele pytań. Zaczęło się od telefonów z Trójmiasta i Pomorza. Od chwili, gdy ogólnopolskie portale internetowe zamieściły w sieci artykuł z "Dziennika Bałtyckiego", dzwonią do nas ludzie z całej Polski, a także z Austrii i Wielkiej Brytanii. Do godziny 14 mamy już co najmniej 20 zgłoszeń rodzin, gotowych do przyjęcia pod swój dach dzieci pani Wandy.

Pracownicy ośrodka nie udzielali szczegółowych informacji na temat dzieci, odsyłając dzwoniących do reportażu o Wandzie. Za to szczegółowo odpowiadali na pytania o warunki, jakie musi spełniać rodzina zastępcza.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdynia.naszemiasto.pl Nasze Miasto