Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Trener Wisły Kraków Artur Skowronek: Wyszliśmy z dużego zakrętu. Pora na stabilizację wyników [ROZMOWA]

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
wisla.krakow.pl
- Uważam, że stać nas na większą regularność, powtarzalność. Jesteśmy w stanie dobrze funkcjonować jako drużyna w meczach z Pogonią Szczecin, Górnikiem Zabrze, czy Rakowem Częstochowa, a przytrafia nam się takie spotkanie jak u siebie 0:3 z Wisłą Płock. I to mnie boli - mówi Artur Skowronek, trener Wisły Kraków.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Lubi pan sporty ekstremalne?
- Nie wiem, do czego zmierzamy, ale mogę powiedzieć, że bez adrenaliny trudno mi jest żyć.

- Zmierzamy do tego, że dzisiaj zawód trenera piłkarskiego zaczyna przypominać sport ekstremalny i trudno was nawet zbyt mocno krytykować, zdając sobie sprawę w jakich warunkach pracujecie.
- Rzeczywiście trudno jest planować, wirus wrócił, nie oszczędza zespołów i to nie ułatwia podejmowania codziennych decyzji, związanych z treningiem, taktyką czy po prostu składem. Trzeba się jednak dostosować, bo bez względu na okoliczności, funkcjonujemy w futbolu zawodowym i czy to nam się podoba czy nie, oceniani będziemy bez taryfy ulgowej. Z tym się wiąże nasza praca i jeśli zasługujemy na krytykę, to musimy ją po prostu przyjąć, choć oczywiście chcielibyśmy, żeby czasami spojrzano na naszą pracę w takim szerszym kontekście. Związanym m.in. z sytuacją, jaką mamy.

- Pan jest paradoksalnie w o tyle lepszej sytuacji, że coraz więcej zawodników Wisły ma już za sobą koronawirusa, więc coraz mniej będzie ich wypadać ze składu.
- W ostatnim czasie doktor dzwonił z mało przyjemnymi informacjami, a teraz sytuacja zaczyna być coraz bardziej korzystna. Jesteśmy coraz bliżej kompletu na treningach. Mamy lepszą sytuację kadrową i dzięki temu możemy myśleć o takim prawdziwym treningu zespołowym.

- Wirus, wirusem, ale ma pan trochę takiej ludzkiej satysfakcji, że po tym, co działo się wokół pana i drużyny po meczu z Wisłą Płock, w większości kolejnych spotkań obronił się pan swoją pracą i wynikami?
- Nie, zupełnie tak do tego nie podchodzę, bo na taką kompleksową ocenę naszej pracy przyjdzie dopiero czas. Wciąż jesteśmy w procesie budowy. Już przed sezonem wiedzieliśmy, że mamy mało czasu na przygotowania, a niektórzy nowi zawodnicy będą potrzebowali go więcej, żeby wkomponować się w drużynę. Przeczuwaliśmy, że nie wszystko od samego początku będzie działało dobrze. A że była krytyka… Cóż, ona musiała być, skoro funkcjonujemy w futbolu zawodowym, w Wiśle Kraków. Gra i wyniki nie były dobre, więc musiała być surowa ocena. Ja tak naprawdę cieszę się, że jestem w tak dużym klubie, że mogę być poddawany tak dużej codziennej presji, bo to oznacza, że ktoś dostrzegł moją wcześniejszą pracę. Dla mnie najważniejsza była perspektywa ludzi, którzy są najbliżej zespołu. Wiedzieliśmy, co chcemy zrobić, wiedzieliśmy, co chcemy wprowadzić w życie. Działaliśmy konsekwentnie i jedyne, z czego możemy dzisiaj mieć satysfakcję, to że wyszliśmy z dużego zakrętu.

- Ciężko panu dzisiaj planować kształt wyjściowej jedenastki, bo często ustawia ją bardziej życie i stan zdrowia piłkarzy, ale jednak trochę pan żongluje składem. Dowodem na to choćby wystawienie Davida Niepsuja w meczu z Rakowem Częstochowa na prawej obronie i przesunięcie Dawida Szota do środa pola. Czy ta decyzja była spowodowana faktem, że w meczu z Lechią Gdańsk prawa strona nie funkcjonował tak dobrze, jak pewnie chciałby pan?
- Wpływ na decyzje personalne jest wypadkową wszystkiego po trochu. To prawda, że problemy zdrowotne w ostatnim czasie w znacznym stopniu ustawiają nam skład. Tego nie ma co ukrywać, bo w każdej drużynie jest podobnie. Na szczęście pole manewru rośnie. Co do ostatnich decyzji, to odpadł nam w ostatniej chwili Patryk Plewka. Chcieliśmy też wzmocnić prawą stronę, a David Niepsuj ostatnio bardzo ciężko pracował na swoją szansę. Miał ją dostać już wcześniej, ale dopadł go uraz. Szkoda chłopaka, bo w Bełchatowie znów nabawił się kontuzji. Na szczęście wszystko wskazuje na to, że zarówno David jak i Jakub Błaszczykowski będą do naszej dyspozycji na mecz z Wartą Poznań.

- Skoro wspomniał pan o Błaszczykowskim, to nie martwi pana, że te jego kontuzje wciąż powracają i nie może pan z niego korzystać w dłuższej perspektywie?
- To był akurat uraz mechaniczny. Kuba dostał mocno w nogę i odczuł ból, który promieniował do mięśnia brzuchatego łydki. Miał z tym problem już od początku meczu, ale jak to on, zacisnął zęby i walczył. Wytrzymał do przerwy i poprosił o zmianę. Nie jest to jednak typowa kontuzja mięśniowa, która eliminowałaby Kubę na dłużej. On był w bardzo dobrej formie fizycznej przed tym meczem. W czasie, gdy nie ćwiczył z nami, wykonywał ogromną pracę motoryczną. I to później było widać już w treningu z drużyną, gdy znakomicie znosił naprawdę duże obciążenia. Kuba był naładowany energią. To pokazuje jego charakter. Jest też przygotowany na to, żeby unikać kontuzji w najbliższym czasie. To jest nasz kapitan, przy którym drużyna bardzo dobrze się czuje. Jest również wielką pomocą dla mnie. Faktem jest jednak, że bez Kuby w meczu z Rakowem trudniej nam się funkcjonowało w drugiej połowie.

- To, że Raków was mocniej przycisnął w drugiej połowie było właśnie efektem braku Jakuba Błaszczykowskiego, czy bardziej tego, że Marcin Cebula wniósł dużo ożywienia do gry lidera ekstraklasy?
- To prawda, że Cebula dużo wniósł do gry Rakowa. Rzeczywiście odczuliśmy brak Kuby, ale jednak to, że zmienił się obraz gry, było w mojej ocenie bardziej zasługą gospodarzy, którzy podkręcili tempo, zaczęli lepiej funkcjonować i przez około dwadzieścia minut mocniej nas docisnęli. Były momenty takie, że nie potrafiliśmy dłużej utrzymać się przy piłce.

- W takich fragmentach meczu widać, że wasz nowy piłkarz Dawid Abramowicz trochę zderza się z ekstraklasowymi realiami. Pewnie na długo zapamięta szczególnie Marcina Cebulę?
- To prawda, ale najważniejsze jest to, że ten chłopak wciąż chce się rozwijać. Przygotowujemy dla niego wycinki pewnych jego zachowań na boisku, żeby pokazać Dawidowi, jak może lepiej ustawiać się taktycznie. W ekstraklasie nie ma zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji i stąd czasami jego wybory są słabsze. Dawid jest świadomy swoich rezerw, ciężko pracuje, więc jestem pewien, że nabierze doświadczenia i wypracuje pewne mechanizmy.

- W tym sezonie dwa razy udało się wam zatrzymać lidera ekstraklasy, znaleźć sposób najpierw na ofensywę Górnika Zabrze, a ostatnio Rakowa Częstochowa. To pewnie duża satysfakcja dla trenera, że pomysł taktyczny na dany mecz przynosi efekty?
- Naprawdę staramy się dokładnie analizować grę przeciwników. To, jak chce grać Górnik, było bardzo wyraźnie widoczne. Szkoda tylko, że nie byliśmy w tym meczu bardziej skuteczni pod jego bramką. Co do Rakowa, to z trenerem Papszunem rywalizowaliśmy wiele razy, a on jest bardzo powtarzalny w swoim ustawieniu. Uważam, że dobrze rozszyfrowaliśmy to, co oni będą chcieli grać. Inna sprawa, że maszyna Rakowa jest naprawdę dobrze naoliwiona i rozpędzona, bo w drugiej połowie „złapali” nas przez 20-25 minut. Dlatego o satysfakcji nie ma mowy. Ona byłaby pełna, gdybyśmy byli bardziej równi, regularni w tym, co robimy. A tego nam jeszcze brakuje. Choćby, jeśli popatrzymy na to, jak prezentujemy się w meczach wyjazdowych i tych u siebie.

- Kończąc wątek meczu z Rakowem - lubi się pan z trenerem Markiem Papszunem? Ponoć iskrzyło między wami przez całe spotkanie, a na końcu była już eksplozja, co w efekcie przyniosło czerwoną kartkę dla trenera Rakowa.
- Nie, nie powiedziałbym, że iskrzyło między nami. Bardziej było tak, że każdy walczył przy linii za swoją drużynę, chciał jej pomóc. To są ogromne emocje i one może trochę w samej końcówce z tamtej strony puściły. Wszystko zostało jednak po końcowym gwizdku między nami wyjaśnione. Nie ma między nami żadnej złej krwi.

- Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, w tym roku czeka was jeszcze pięć meczów. Szczególnie grudzień zapowiada się bardzo mocno, bo zagracie w nim kolejno z Cracovią, Legią Warszawa i Lechem Poznań. Wykorzystujecie przerwę na mecze reprezentacji, żeby przygotować się kompleksowo pod ten okres sezonu?
- Tak, dwa tygodnie przerwy chcemy wykorzystać maksymalnie. Zawodnicy przechodzą kompleksowe badania motoryczne na AWF-ie. Robimy piłkarzom m.in. badania bardzo szerokie jeśli chodzi o wydolność, ergospirometrię, bo chcemy zobaczyć, jak wirus wpływa na drużynę. Chcemy zaktualizować dane, żeby jeszcze mocniej zindywidualizować i monitorować trening. Chcemy wiedzieć, jak wyglądają prędkości progowe, jaka jest tolerancja na zakwaszenie, jaki jest pułap VO2max. To są wszystko rzeczy, które wychodzą z układów krwionośnego, oddechowego. Zobaczymy dokładnie, jakie koronawirus zostawił ślady u niektórych zawodników, bo już teraz wiemy, że u niektórych zostawił większe, a u niektórych mniejsze. To wszystko robimy po to, żeby jak najlepiej przygotować się do ostatnich meczów w tym roku. Chcemy w nich zagrać dobrze, chcemy być powtarzalni w tym, co robimy. Chcemy też funkcjonować dobrze taktycznie zarówno na wyjazdach, jak i u siebie. Na razie to nie działa, tak jak byśmy tego oczekiwali. W Krakowie jesteśmy ustawieni zbyt ofensywnie, wszystkie bramki, jakie tracimy, to po kontrach, albo po stałych fragmentach gry. Można powiedzieć, że sami sobie stwarzamy problemy. Czas to wyeliminować.

- Pana nie zastanawia ta przemiana w grze u siebie i na wyjazdach? W poprzednim sezonie mieliście problemy z grą poza Krakowem, a punktowaliście przede wszystkim w domu. W obecnym jest zupełnie inaczej.
- Moim zdaniem bierze się to z bardzo dobrej organizacji gry w obronie na wyjazdach. Jest tam więcej w naszej grze dyscypliny, odpowiedzialności. U siebie jesteśmy nastawieni bardziej ofensywnie i czasami za to płacimy wysoką cenę. To jest dla nas na pewno materiał do przemyśleń. Poza tym kibice na naszym stadionie robili dużą różnicę.

- Michal Frydrych, Maciej Sadlok to obecnie dla pana podstawowa para stoperów?
- Generalnie chciałbym zmierzać do większej stabilizacji w składzie. Dotyczy to m.in. ustawienia w środku obrony. Widać, że oni dają jakość, tracimy mniej bramek. Michal to piłkarz bardzo doświadczony. Taki, który „trzyma ciśnienie”. Od początku, gdy do nas trafił, piłkarze to zauważyli na treningach. Bardzo szybko zbudował sobie autorytet w szatni, na boisku i inni przy nim zaczęli lepiej funkcjonować.

- Piętnastu zawodnikom obecnej kadry z końcem sezonu wygasają kontrakty. Czy w klubie już dzisiaj myślicie, których z tych piłkarzy zostawić? A może z niektórymi już rozmawiacie o przedłużeniu umów?
- Mamy świadomość, jak to wygląda i mogę zapewnić, że zarząd, ludzie, którzy prowadzą klub, mają tę kwestię pod kontrolą. Oczywiście koncentrujemy się na wspomnianych wcześniej pięciu meczach, żeby w nich mocno zapunktować, ale również wszystkie rzeczy, związane z przyszłością drużyny, są trzymane w ryzach. Nikt nie zapomina o budowie drużyny.

- Czasami spada na pana krytyka, również na drużynę. Gdy jednak popatrzeć w kalendarz, to rok temu, gdy przejmował pan Wisłę, była ona po siedmiu porażkach z rzędu, jak wypadali ze składu Paweł Brożek i Jakub Błaszczykowski, to mieliśmy pożar. Pan ma przeświadczenie, że przez ten rok Wisła stała się mocniejszym zespołem, bardziej stabilnym, w którym jedna, dwie, a czasami więcej absencji nie wpływają już tak dramatycznie na obniżenie poziomu całości drużyny?
- Trochę tak jest, że zrobiliśmy pod tym względem postęp, ale skłamałbym, gdybym powiedział, że jestem zadowolony. Uważam, że stać nas na większą regularność, powtarzalność. Jesteśmy w stanie dobrze funkcjonować jako drużyna w meczach z Pogonią Szczecin, Górnikiem Zabrze, czy Rakowem Częstochowa, a przytrafia nam się takie spotkanie jak u siebie 0:3 z Wisłą Płock. I to mnie boli. Pracujemy nad tym, żeby taki generalny, zewnętrzny odbiór tej drużyny był po prostu lepszy, bo tych chłopaków na to stać. Zespół został mocno przebudowany przez ten rok. To wymaga czasu, żeby wszystko funkcjonowało w stu procentach dobrze, ale chciałbym większej stabilizacji w naszej grze, wynikach.

- Dzisiaj Wisła jest pana zdaniem tylko średniakiem w tej lidze, czy macie prawo myśleć o czymś więcej?
- Mamy bardzo ambitnych ludzi w tej drużynie i absolutnie nie zadowala nas miejsce, które zajmujemy. Chcemy być w ósemce, budować ją dalej. Ten medal ma jednak również drugą stronę. Bo trzeba patrzeć nieco szerzej i zauważyć, że póki co, za naszymi plecami w tabeli są takie zespoły, jak Lech Poznań, Cracovia i w tych klubach też dzisiaj nikt z zajmowanego miejsca zadowolony nie jest. Te drużyny, które są przed nami, nie chcą z kolei spadać niżej. Od nas odeszło jedenastu piłkarzy, doszło dziewięciu. To duże zmiany w zespole, który dopiero co utrzymał się w ekstraklasie. Mam nadzieję, że nasza praca przyniesie regularnie dobrą grę, a za tym pójdą satysfakcjonujące wyniki.

- Pan już wie, na jakie pozycje chce w zimie wzmocnień?
- Na bieżąco rozmawiamy o tym w klubie. Spotykamy się przynajmniej raz w tygodniu z władzami, dyskutujemy często, wymieniamy się opiniami. Mamy dokładną analizę potrzeb i działamy. Chcemy rozwijać drużynę.

- To skoro rozmawiamy o rozwoju, proszę powiedzieć dlaczego Aleksander Buksa nie dostaje ostatnio zbyt wielu minut na boisku? Kibice się tego domagają, ale może nie wiedzą o wszystkim.
- Cały czas jest plan na harmonijny rozwój Olka i na to, żeby dostawał coraz więcej minut na boisku. Tak było w krótkim okresie przygotowawczym, w którym rozegraliśmy tylko dwa sparingi. Olek zaprezentował się w nich na tyle dobrze, że rozpoczął sezon w podstawowym składzie w meczu z Jagiellonią. Później pojawiły się jednak problemy. Najpierw był mocno przeziębiony, więc nie trenował. Gdy wyzdrowiał, pojechał na kadrę, z której wrócił z kontuzją, więc znowu miał przerwę w treningach. Nikt nie robi niczego przeciwko Olkowi, ale po takich szarpanych okresach z treningami, bez nich, nie da się od razu wejść do ekstraklasy i być podstawowym zawodnikiem. My jednak chcemy rozwijać tego chłopaka. Mam nadzieję, że nasz system gry 1-4-3-3 pozwoli już niedługo wykorzystywać Olka w nieco większym wymiarze. Wszystkim nam zależy, żeby rozwijać tego chłopaka, żeby czuł się coraz pewniej, żeby nabierał doświadczenia. Chcemy, żeby zadowolony był Olek, ludzie wokół niego i żeby strzelał bramki. Wtedy będzie „rósł” Olek, drużyna, rodzice, menedżer, kibice i cały klub!

- A Fatos Beqiraj zacznie grać na miarę oczekiwań? Nie twierdzę, że on zagrał jakoś tragicznie w meczu z Rakowem, ale jednak od napastnika z takim doświadczeniem międzynarodowym oczekiwałbym znacznie więcej.
- Oczekiwania z nim związane były, są i będą duże. Fatos dochodzi do sytuacji, ale musi zacząć je kończyć golami. Gdy pojawia się na boisku, to przeważnie ma przynajmniej „setkę” lub dobrą okazję w meczu. Potrzebuje przełamania, a my wierzymy, że zacznie trafiać do siatki i rozwiąże worek z golami, bo to dobry zawodnik.

- Na koniec chciałbym zapytać o kolejny mecz. Gracie z Wartą Poznań, drużyną, która z trzech beniaminków ma opinię najsolidniej grającej w obronie. Legia pokazała jednak, jak można rozmontować defensywę poznaniaków. Chcecie pójść tym tropem?
- Warta to dobrze zorganizowany zespół w niskiej obronie. Trałka, Kupczak trzymają środek pola, Kieliba tyły. W bramce ostatnio dobrze zaprezentował się Bielica. To będzie kolejny mecz, w którym będziemy musieli kontrolować kontry rywali i stałe fragmenty gry. Coś, co stale staramy się pielęgnować, a co czasami nam ucieka. To będzie jednak kluczowa sprawa. Musimy znaleźć balans między obroną i atakiem. Jeśli przy tym ofensywę będziemy prowadzić w odpowiednim tempie, to jestem pewien, że sytuacje pod bramką Warty sobie stworzymy.

- I pewnie trzeba będzie uczulić piłkarzy, żeby nie uwierzyli zbyt szybko, że skoro wysoko ograli dwóch innych beniaminków, to i z trzecim poradzą sobie bez problemów…
- Od tego zawsze zaczynamy. Głowa musi być na pierwszym miejscu, a do tego trzeba dokładać inne rzeczy. Mamy jednak na tyle doświadczoną i świadomą drużynę, że akurat z tym aspektem nie będzie problemów. Chłopaki sami wiedzą, jak mają wyglądać na boisku, żeby wygrywać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto