Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Taka duża kawiarnia

Agnieszka MUSZALSKA
- Mówiło się dawniej, że Kraków jest kulturalną dziurą zabitą dechami. Dziś dechy zdjęto. Okazało się jednak, że nie ma już odbiorców tej kultury. Niedobrze mi się robi, gdy siadam do fortepianu.

- Mówiło się dawniej, że Kraków jest kulturalną dziurą zabitą dechami. Dziś dechy zdjęto. Okazało się jednak, że nie ma już odbiorców tej kultury. Niedobrze mi się robi, gdy siadam do fortepianu. To co ,godne" - wrzucić muszę do szuflady - mówi Zbigniew Wodecki.

Dorastał w mieszkaniu, z okien którego widać było ośnieżone szczyty Tatr. Kamienica przy Ułanów sąsiadowała z ogrodami Freegego. To tu odkrył wejście do podziemnego Krakowa. Zwiedził go od podszewki, od spodu.

- Z kolegami, psem i latarką kanałami kanalizacyjnymi przeprawiliśmy się aż do Śródmieścia. Na czworakach zwiedziłem tę część Krakowa, która wciąż niedostępna jest dla większości krakowian - wspomina Zbigniew Wodecki.

Przy Basztowej 8

Bał się.

- Gdy byłem małym człowiekiem, niewiele rozumiałem. Miałem bogate życie wewnętrzne, lecz nauka kompletnie mnie nie interesowała. Rodzice zapisali mnie do Podstawowej Szkoły Muzycznej przy Basztowej 8. Drżę, gdy wspominam tamte lata. Drzewa, które dzisiaj znajdują się naprzeciwko szkoły, wyrosły na moich dzienniczkach. Systematycznie darłem je, zakopując pod ziemią - mówi Zbigniew Wodecki.

Neon buczy ,g"

W szkole podstawowej zauważył, że neon w sali perkusyjnej buczy dźwięk ,g". W tym samym miejscu zdawał później egzamin do liceum.

- Bezbłędnie odgadłem wszystkie nuty, które podała mi do rozpoznania komisja egzaminacyjna, porównywując je do dźwięku, który wydawał neon. Stwierdzono, że mam słuch absolutny - uśmiecha się Wodecki.

Nie zdążył wyprowadzić z błędu nauczycieli. Wydalono go ze szkoły.

- Oskarżono nas, że wyrzuciliśmy przez okno mapy. Dzień wcześniej w sali, z której znikły mapy, mieliśmy próbę. Musiałem opuścić szkołę. Dla rodziców była to tragedia. Ich syn, który miał zostać Paganinim, wylatuje ze szkoły! Po latach kolega Janusz Stefański przyznał się, iż to on ze Zbyszkiem Zajfertem i Edkiem Aniołem byli sprawcami tego zajścia. Dziś jestem im wdzięczny. Gdyby nie wyrzucili wtedy tych map, byłbym dzisiaj koncertmistrzem w orkiestrze i nie stać by mnie było na telefon komórkowy - uśmiecha się Zbigniew Wodecki.

Damy i odbierzemy

Trafił do Webera.

- Tak wtedy mówiło się o Średniej Szkole Muzycznej przy ulicy Warszawskiej 11, gdzie dyrektorem był Juliusz Weber.

To był autorytet! Wszyscy się go bali. Wystarczyło, że spojrzał, a nogi się nam uginały. Do dziś krąży o nim anegdota:

Profesor przyłapał uczniów na gorącym uczynku i pyta: - Macie stypendium?

- Nie mamy, panie profesorze.

- To my wam damy i odbierzemy.

U Webera czułem się godnie. Można było palić papierosy i rozmawiać o dorosłym życiu. Imponowało mi to. Do Webera chodzili ludzie z Jazz Band Ball Orchestra, Ewa Demarczyk, Jurek Klocek, dziś - wiolonczelista Sinfonii Varsovii. Niektórzy z nich grali już w mieście, np. w Feniksie. Był 1967 albo 1968 rok, gdy do szkoły przyszedł młodziutki Marek Grechuta i spytał mnie, czy nie zagrałbym w Bambuko, klubie studenckim. To było moje pierwsze chałturzenie. Potem wszystko potoczyło się bardzo szybko. Zacząłem jeździć po świecie.

Chałtura w Parkowej

Na ostatnią Famę pojechał do Świnoujścia z zespołem Anawa. Grali w knajpie Parkowej. To tu ,famowcy" po koncertach chadzali na wódeczkę.

- Przyszedł także Andrzej Wasylewski, który w Krakowie prowadził w radiu cykl , Wieczór bez gwiazdy". Zaproponował mi, abym wziął udział w audycji. Kierownikiem muzycznym cyklu był Lucjan Kaszycki, autor znanej melodii ,Pamiętasz była jesień...". I od tego się zaczęło. Zaproponowano mi pracę w orkiestrze radiowej. Spełniło się moje dawne marzenie: aby zagrać w Filharmonii w orkiestrze symfonicznej Polskiego Radia i Telewizji w Krakowie, gdzie przed laty mój ojciec był trębaczem - wspomina Zbigniew Wodecki.

Etole i meloniki

Na papierosa i kawkę szli do ,Jamy Michalika" albo do ,Literackiej".

- Za moich szkolnych lat, w sali dla niepalących można było tam spotkać panów w binoklach, melonikach, kobiety otulone lisami, perłami. Taki stary Kraków. Po latach zaciągnąłem tam Piotra Skrzyneckiego. Nie zastaliśmy już panów radców, meloników, etoli i pereł. Dystyngowane towarzystwo zastąpiły wycieczki. Zrobiło się szaro i nieciekawie - mówi Wodecki.

Zniknął też Cygan, handlujący patelniami na rogu Rynku i Szewskiej.

- Jako mały chłopak nie mogłem się nadziwić, jakim sposobem trzyma w ustach tak krótkiego ,sporta". Miałem 30 lat, a on stał jeszcze w tym samym miejscu i wciąż próbował sprzedać patelnię.

Dekoracja teatralna

O tym, że klimat tworzą ludzie albo ich brak, przekonuje się spacerując wczesnym rankiem po Krakowie.

- To najpiękniejsze miejsce na świecie. I nie jest to patriotyzm lokalny. Kraków to taka duża kawiarnia. Wystarczy się obrócić, a już spotykasz znajomego. Gdy idę świtem przez Rynek, czuję się jakbym poruszał się wśród dekoracji teatralnej. Nie ma takiego drugiego miasta - uważa Zbigniew Wodecki.

Zbigniew Wodecki - muzyk, kompozytor, od 1965 - piosenkarz. Urodził się 6 maja 1950 roku w Krakowie. Dyplom z wyróżnieniem uzyskał w Średniej Szkole Muzycznej. Grał m. in. w zespołach Czarne Perły, Anawa oraz z Ewą Demarczyk. Ma trójkę dzieci.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto