Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sześć tajemnic pochówku mistrza Jana

KATARZYNA KACHEL
Dziwne się rzeczy działy z Janem Kochanowskim po śmierci. Kilka razy zmieniano mu miejsce pochówku, zażarcie kłócono się, gdzie na wieki powinien spocząć poeta z Czarnolasu.

Dziwne się rzeczy działy z Janem Kochanowskim po śmierci. Kilka razy zmieniano mu miejsce pochówku, zażarcie kłócono się, gdzie na wieki powinien spocząć poeta z Czarnolasu. Czaszka mistrza Jana, wyciągnięta z trumny przez Tadeusza Czackiego, wędrowała z rąk do rąk przez Porycko, Paryż do Krakowa. Podawano w wątpliwość jej autentyczność, analizowano cechy i nawet ogłoszono, że to kobiecy czerep. Prof. Franciszek Ziejka, były rektor UJ, wierzy, że mistrz czarnoleski zazna spokoju dopiero na Wawelu. Pomysł przeniesienia tam czaszki podoba się ks. kard. Stanisławowi Dziwiszowi. Jak twierdzą niektórzy, nie będzie to jednak takie proste i wywoła kolejne zażarte dyskusje, których po śmierci Jana nie brakowało.

Tajemnica pierwsza, czyli smołowanie zwłok
Kochanowski zmarł nagle w sierpniu 1584 roku w Lublinie. Grzebano go podobno w lubelskim kościele św. Michała. Podobno, bo tu zaczynają się pierwsze komplikacje dotyczące daty śmierci i miejsca pierwszego pochówku. - Wedle Klonowica, który go opłakiwał w "Żalach nagrobnych", poeta zmarł bowiem 16 sierpnia, według przyjaciela, mistrza Trzecieskiego, 20 sierpnia - zauważa Elżbieta Nowakowska, dyrektor Muzeum Regionalnego w Zwoleniu. - A przyjęła się całkiem inna data, bo 22 i taka jest wyryta na epitafium. Sporne jest też pierwsze miejsce złożenia zwłok. Z analizy "Żalów" wynika, że poeta spoczął wysoko, na wzgórzu, w otoczeniu zieleni. I z tego też opisu niektórzy wywnioskowali, że miejscem tym mógł być kościół lubelski. W tej świątyni ciało Kochanowskiego miało spoczywać niecały rok. - Po tym czasie Dorota Kochanowska zabrała zwłoki męża do Zwolenia, położonego obok rodzinnego Czarnolasu. Tam spoczął pod posadzką kościoła parafialnego - opowiada prof. Jan Widacki, kryminolog, adwokat, który badał czaszkę Kochanowskiego i interesował się pośmiertną historią mistrza. W Zwoleniu nie do końca wierzą w tę kolejność pochówku. - Dorota, gdy zmarł Jan, była w stanie błogosławionym. Myślę, że od razu chciała zabrać ciało w rodzinne strony. Cóż z tego, że był wielki upał i ok. 70 kilometrów do przebycia. Zwłoki wapnowali wówczas i smołowali, można je było więc spokojnie przewieźć - tłumaczy. Dziś trudno rozstrzygnąć, jak było naprawdę. Wiadomo jednak, że ciało mistrza pod posadzką zaznało spokoju tylko kilkadziesiąt lat, kiedy to przy kościele wzniesiono kaplicę Kochanowskich, ufundowaną przez bratanka poety. Przeniesiono do niej poetę, gdzie spoczął w trumnie obok swych krewnych. Na marmurowym nagrobku umieszczono wówczas jego podobiznę.

Tajemnica druga, czyli kto zabrał czaszkę
- Tam zwłoki wielkiego poety odnalazł Tadeusz Czacki. Badacz zszedł do krypty, znalazł wśród kilkunastu trumien tę mistrza. Miała cynową tabliczkę, identyfikującą zmarłego. Otworzył ją i zabrał z niej czaszkę - opowiada prof. Franciszek Ziejka. Był rok 1791. Elżbieta Nowakowska mówi, że zejść musiał od strony ołtarza. Nie korzystał podobno z pomocy ministranta czy kościelnego. - Skąd Czacki miał glejt, który mu pozwolił na oderwanie głowy mistrza od ciała? Nie wiem, być może od króla - stwierdza Nowakowska. Dziś czyn badacza wydać się może bezczeszczeniem zmarłego. Wówczas rozdzielanie zwłok i trzymanie ich osobno było powszechne i zgodne z tradycją chrześcijańską. Pasje Czackiego, jednego ze światlejszych umysłów polskiego oświecenia, były wówczas głośne. Za zgodą królewską badał w tych czasach groby królewskie na Wawelu. Otwierał trumny m.in. Zygmunta Augusta, Anny Jagiellonki, Władysława IV czy Zygmunta Starego. - Czaszkę Kochanowskiego zabrał do swej kolekcji, którą miał w Porycku (obecnie Ukraina). W 1796 roku przekazał ją księżnie Izabeli Czartoryskiej, która miała w swych zbiorach m.in. relikwie Żółkiewskiego, Chodkiewicza czy Czarnieckiego - mówi prof. Widacki. Do czaszki dołączony był dowód autentyczności - "świadectwo na istność głowy Jana Kochanowskiego" z 1796 roku. Owa głowa podzieliła później losy zbiorów Czartoryskich. Przez Paryż, gdzie przechowywana była w Hotelu Lambert, trafiła do Krakowa, do muzeum XX. Czartoryskich.

Tajemnica trzecia, czyli czyje ciała pochowano
- I może dobrze się stało, że Czacki czaszkę zabrał. Dlaczego? Bo pewnie nie mielibyśmy dzis żadnej autentycznej relikwii poety - zauważa prof. Widacki. Dziewięć lat po tym, jak Czacki otworzył trumnę i zabrał głowę, reszta ciała Kochanowskiego trafiła do zbiorowego grobu. - Stało się to na mocy ukazu carskiego, który zobowiązywał do oczyszczania wszystkich krypt - przypomina Elżbieta Nowakowska. - Wszystkie szczątki trafiły wtedy do wspólnej mogiły przed wejściem do kościoła. Ówczesny proboszcz, Wojciech Grzegorzewski, miał wówczas powiedzieć: po śmierci takiż Kochanowski jak i każdy z nas. Ale to nie koniec historii. W 1901 roku mogiłę ekshumowano, a ciała przeniesiono pod kostnicę, gdzie spoczęły w wielkiej drewnianej skrzyni. Przez lata nikt dokładnie nie znał miejsca, w którym je zakopano. - Do czasu, kiedy w Zwoleniu pojawił się wielki miłośnik i znawca poety, red. Kazimierz Bosek. Wraz z ks. Franciszkiem Gronkowskim, naczelnikiem miasta i z kilkunastoma lokalnymi miłośnikami Kochanowskiego, udało się grób odnaleźć - opowiada dyrektorka muzeum. Szczątków mistrza z Czarnolasu nie dało się już zidentyfikować. Wraz z pozostałymi spoczęły znów w krypcie kościoła. Nie było to jednak takie zwyczajne pochowanie. 21 czerwca 1984 roku powtórnie urządzono Kochanowskiemu pogrzeb. - To niespotykana historia. Do dziś wszyscy ją wspominają. Mszę odprawiał kardynał Macharski, mowę pożegnalną wygłosił zaś Zygmunt Kubiak. Nasz wielki poeta doczekał się godnego pogrzebu - opowiada Elżbieta Nowakowska.

Tajemnica czwarta, czyli czaszka jest kobieca
Czaszka Kochanowskiego miała również burzliwą historię. Spór o jej autentyczność trwał kilkanaście lat i podzielił wielu naukowców. Pierwsi w Krakowie zbadali ją antropolodzy Talko-Hryncewicz i Wrzosek. Był to rok 1926. - Nie znali jednakże jej historii, nie wiedzieli także, skąd wzięła się w zbiorach muzeum XX. Czartoryskich - opowiada prof. Widacki. I co panowie stwierdzili? Że jest to czaszka niewiasty. Do wniosków takich doszli, sądząc z wyglądu i pomiarów. Szczególnie zaś zmałej wielkości, stromej potylicy i dużych oczodołów. - Gdy jednak prof. Wrzosek zapoznał się zhistorią czaszki iświadectwem jej autentyczności spisanym przez Czackiego, odwołał swe przypuszczenia. Stwierdził. że czaszka niewiasty mogła być czaszką Kochanowskiego - dodaje mecenas Widacki. Tadeusz Dzierżykray-Rogalski, w latach 80. ubiegłego stulecia, dowodził, iż nie jest to czaszka mistrza i należałoby ją skreślić z remanentu pozostałych po Janie Kochanowskim szczątków kostnych. W 1982 roku czaszkę wziął w swoje ręce profesor Jan Widacki. Była to ta sama czaszka, którą w 1926 roku badali Wrzosek i Talka-Hryncewicz. - Czaszka faktycznie była nieduża, miała delikatną budowę, a jej elementy były charakterystyczne dla czaszki kobiecej, co nie determinuje płci, Słowacki też miał czaszkę kobiecą - mówi badacz. Wiek badanej czaszki odpowiadał wiekowi Kochanowskiego, który w chwili śmierci miał 54 lata. - Jest to autentyczna czaszka mistrza - przekonuje Widacki. - Tyle że nie zgadza się z wizerunkiem poety na nagrobku.

Tajemnica piąta, czyli fantazja twórcy
Z analizy czaszki wynika, że Kochanowski miał małą głowę, niskie czoło, szeroko rozstawione oczy, wydatny, a może nawet orli nos. Wizerunek na nagrobku odbiega nieco od tego opisu. Głowa mistrza Jana jest wielka, a czoło nadmiernie wysokie. Profesor Jan Widacki przypuszcza, że autor wizerunku pewnie nie widział nigdy poety na oczy. - Płaskorzeźba powstała dwadzieścia kilka lat po śmierci Kochanowskiego, kto by po takim czasie pamiętał szczegóły? - zastanawia się. Elżbieta Nowakowska ma jednak inne zdanie. - Pewnie, że trudno byłoby dziś rozstrzygnąć, jak wyglądał naprawdę Jan Kochanowski, ale przecież epitafium fundował bratanek poety, Adam Kochanowski, który go znał. I chyba najwierniej odtworzył jego postać - uważa. Czy nieznanego dziś twórcę wizerunku poniosła fantazja, czy też taki obraz utkwił w pamięci rodziny Kochanowskiego - zostanie już tajemnicą. Dla mieszkańców Zwolenia nie ma to i tak większego znaczenia. - Co innego sprawa czaszki poety. Nie ukrywamy, że chcielibyśmy, by powróciła do nas, do miejsca, z którego ją przecież zabrano - mówi Elżbieta Nowakowska.

Tajemnica szósta, czy poeta spocznie na Wawelu
Będzie to jednak trudne. W Krakowie zaczęła się bowiem walka o kolejne przeniesienie czaszki. - Naszym marzeniem jest, by jedyne relikwie Kochanowskiego spoczęły w miejscu ku temu najgodniejszym - na Wawelu, w krypcie wieszczów - mówi prof. Franciszek Ziejka. - Przemawia za tym jeszcze jeden fakt. Już raz chciano postawić Kochanowskiemu pomnik wkatedrze wawelskiej. Zebrano nawet na ten cel pieniądze, starania przerwało jednak powstanie krakowskie. Czy muzeum XX. Czartoryskich odda eksponat? - Trudno mi dziś odpowiedzieć na to pytanie. Czaszka spoczywa w sarkofagu w sali Pamiątek Puławskich i jest częścią całości zbiorów. Dotychczas nie zwrócono się do nas oficjalnie z taką prośbą; gdy to się stanie, decyzję podejmie zarząd Fundacji. Najbliższe posiedzenie ma odbyć się 10 kwietnia - informuje Jolanta Lenkiewicz, kierownik Muzeum. Profesor Widacki przypuszcza, że wokół czaszki znów zrobi się gorąco i że Kochanowski jeszcze raz po śmierci wywoła zażarte dysputy. Nam udało się ustalić, że ks. kard. Stanisław Dziwisz sprzyja i popiera inicjatywę profesorów. Jest za Wawelem.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto