Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strajk polskich kobiet. To jest naprawdę wojna

Marek Kęskrawiec
Marek Kęskrawiec
Anna Kaczmarz
Ani hierarchowie Kościoła, ani partia rządząca - wbrew kreowaniu Jarosława Kaczyńskiego na wielkiego stratega - przez lata nie zauważyli, że mimo kolejnych zwycięstw wyborczych Zjednoczonej Prawicy, w Polsce postępuje szybki proces laicyzacji społeczeństwa. I tylko kwestią czasu było, kiedy fasada rzekomo konserwatywnej Polski runie w pył. Potrzebny był tylko dobry powód, by podpalić lont. Nikt natomiast nie spodziewał się, że gwałtowna erozja obozu władzy dokona się nie z powodu drugiej fali pandemii i jej gospodarczych konsekwencji, ale za sprawą młodych kobiet, uczniów i studentów.

FLESZ - Kolejne środowiska popierają protestujących

Pewnie nigdy nie dowiemy się, czy Julia Przyłębska w sprawie wyroku Trybunału Konstytucyjnego działała zgodnie z ustalonym dużo wcześniej grafikiem, czy też wykonała manewr przygotowany w ostatnich dniach przez rząd i Kaczyńskiego, aby zgrać decyzję o niemal całkowitym zakazie aborcji z przepisami uniemożliwiającymi zgromadzenia.

Jeśli prawdziwy jest ten drugi scenariusz, to zastosowano perfidną zagrywkę, która poniosła klęskę i zamiast zatrzymać w domach, wyciągnęła na ulice wielu miast tłumy nieznane w historii III RP. I ujawniła, jak wielkie znaczenie w Polsce mają tzw. bańki, w których wielu z nas żyje. Bańka Jarosława Kaczyńskiego właśnie pękła.

Prezes PiS żył w przeświadczeniu, że skoro naród oddał jego środowisku władzę, to znaczy, że idee konserwatywne są w nim dziś w zdecydowanej większości. Nie rozumiał, że ludzie głosują na PiS nie dlatego, że jest taki, jaki jest, ale - pomimo tego, jaki jest. I że nie chodzi o żadne odrodzenie prawicowych i patriotycznych ideałów, ale o rozbudowany system wsparcia socjalnego, z którego zapewne wiosną niewiele zostanie.

Wszystkie wiarygodne analizy wskazują, że (także z powodu dzisiejszych tłumów na ulicach) pandemia radykalnie przyspieszy, a niewydolny system ochrony zdrowia ugnie się pod jej presją. Czekają nas dramaty, których nie warto sobie dziś nawet wyobrażać.

O jeden most za daleko

Rządzący przeliczyli się nie tylko wtedy, gdy założyli, że lęk przed koronawirusem okaże się silniejszy niż gniew na rozmontowanie trudnego kompromisu aborcyjnego. Nie zrozumieli czegoś bardziej fundamentalnego, że obowiązujące od 27 lat polskie prawodawstwo jest o wiele surowsze niż tego sobie życzy większość obywateli, mimo wyznawanego (dość płytko) katolicyzmu. Wszelkie badania wskazują, i to od lat, że jeśli czegokolwiek w tej sprawie domagają się Polacy, to liberalizacji, a nie dalszego zaostrzenia przepisów.

Jarosław Kaczyński nie zrozumiał również, że patriarchalna Polska to już przeszłość i że w ostatnich latach kobiety przeszły proces emancypacji, nieznany w większości krajów. Stają dziś na czele coraz większych firm, coraz rzadziej realizują się jedynie w domu, a poza tym - wbrew temu, co głoszą feministki - w wielu gałęziach gospodarki dogoniły zarobki mężczyzn. Wedle danych Komisji Europejskiej nasze panie zarabiają tylko o 7,2 proc. mniej od mężczyzn, tymczasem w Wielkiej Brytanii, Niemczech i Czechach ta luka płacowa oscyluje koło 21 proc. Oczywiście, generalnie zarobki mieszkańców Polski są dużo niższe niż na Zachodzie, ale Polki nie muszą już czuć się obywatelami drugiej kategorii. To ma oczywiście swojej konsekwencje w postaci rosnącej świadomości swojej wartości i odwagi w wyrażaniu poglądów.

Zmuszanie w takiej sytuacji Polek, by cicho zaakceptowały konieczność rodzenia potomstwa ze śmiertelnymi wadami - nawet jeśli sędziom TK i politykom PiS chodziło głównie o ratowanie dzieci z zespołem Downa - okazało się przysłowiowym „jednym mostem za daleko”. Kto jak kto, ale kobiety doskonale zdają sobie sprawę z tego, jaka hipokryzja tkwi w deklarowanej walce o każde życie poczęte. Wiele z nich, wychowując kalekie dzieci doskonale wie, że od państwa może liczyć zaledwie na jakieś upokarzające resztki z pańskiego stołu. I że państwo zafrasowane losem nienarodzonych dzieci, tak naprawdę zapomina o nich tuż po porodzie.

Jest taki popularny internetowy mem, w którym przemawiający z mównicy polityk pyta swych zwolenników, kto jest za zakazem aborcji - wszyscy unoszą z radością ręce. Po kolejnym pytaniu: „kto chce adoptować niepełnosprawne dziecko”?, tłum zwolenników patrzy z głupim wyrazem twarzy w podłogę, a żadna ręka się nie unosi. To jest właśnie cała prawda o naszym państwie. I dlatego wściekłość mnie ogarnia, kiedy słyszę z ust niektórych (kreujących się na tych umiarkowanych) polityków prawicy, którzy mówią, że „nie wolno zmuszać kobiet do heroizmu”. Sugeruje to bowiem, że sami byliby takimi herosami. Mam co do tego wątpliwości, choć faktem jest, że w klubie PiS są posłanki z doświadczeniem w wychowywaniu niepełnosprawnych dzieci i to skandal, że urządzano pikiety akurat pod ich oknami.

Władze w stanie delirium

Nagłe wyjście tysięcy młodych kobiet na ulice polskich miast postawiło władzę w bardzo kłopotliwej sytuacji. Trudno bowiem wyobrazić sobie naszą policję, rozganiającą kobiety. To już zupełnie inna formacja niż 20 lat temu. I szkoda, że nie zdaje sobie z tego sprawy radykalna część demonstrantów, lżąca funkcjonariuszy słowami używanymi dotychczas jedynie przez kiboli. To zupełnie kontrproduktywne.

Naszym policjantom raczej trzeba współczuć, że zostali przez władze państwowe postawieni w niezwykle niekomfortowej sytuacji, wobec własnych żon i córek. Ktoś, kto uważa, że w wypadku sprawdzenia się plotek o planach wprowadzenia stanu wyjątkowego, funkcjonariusze będą karnie w całym kraju rozpędzać młodzież, po prostu się myli. A jeśli takie przekonanie żywią nadzorcy służb mundurowych: Jarosław Kaczyński z Mariuszem Kamińskim, to może jedynie oznaczać, że w ogóle nie rozumieją, w jakim kraju żyją. Niestety, na takie oderwanie się od rzeczywistości wskazuje częściowo wtorkowe „orędzie” prezesa PiS wzywającego członków partii do obrony kościołów.

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, choć sam zbulwersowany malowaniem wulgarnych haseł na świątyniach i przerywaniem mszy, nazwał ten apel Kaczyńskiego „niedźwiedzią przysługą”. Zresztą, wyobraźmy sobie, jak by to wyglądało. W cywilizowanym kraju, w którym porządku pilnuje policja, pod kościołami miałyby się zbierać grupy politycznych działaczy i ich młodzieżowe przybudówki? - Jak się to ma do przepisów antcovidowych, do których przestrzegania namawia przecież władza? - pyta ironicznie prof. Jarosław Flis, socjolog i politolog z UJ.

- Przemówienie prezesa PiS świadczy o tym, że upojenie władzą przeszło w stan jakiegoś delirium i oderwania od rzeczywistości. Rządzący, którzy tracą rozum i rozsądek, prędzej czy później tracą też władzę. Proszę zwrócić uwagę, że prymas Wojciech Polak, choć reprezentuje instytucję najbardziej poszkodowaną podczas protestów, był w swym oświadczeniu o wiele bardziej koncyliacyjny niż Kaczyński. Warto też zauważyć, jak słaba okazała się pozycja premiera Morawieckiego, sprowadzonego do roli asystenta prezesa.

Przemówienie lidera PiS niektórym kojarzyło się złowrogo ze stanem wojennym, a innym przywoływało bardziej kabaretowe konotacje. Osobiście wydaje mi się, że Jarosław Kaczyński znacznie przecenia odwagę i zdolności mobilizacyjne swego środowiska, choć oczywiście umiałbym sobie wyobrazić Dominika Tarczyńskiego na stopniach barykady.

Tak naprawdę jednak pod kościołami nie czuwają żadne bojówki PiS-u, a elektorat partii rządzącej oraz beneficjenci programów społecznych też nie mają ochoty publicznie wyrażać poparcia dla rządu i ryzykować na ulicy. Poza niezbyt licznymi narodowcami, wejść do kościołów strzegą co najwyżej kibice piłkarscy, ale tu mamy również duże zaskoczenie. Spędziłem dwa dni temu cały wieczór na forach chuligańskich i zauważyłem tam trzy postawy.

Jedna z grup chciała bezwarunkowo bronić kościołów przed „lewactwem”, druga miała to w szczerym poważaniu, bo - jak pisali internauci - sami mają dziewczyny i one nie wybaczyłyby im takiej „zdrady”. Najliczniejszą jednak społeczność stanowili ludzie, którzy mówili, że chcą iść pod kościoły i pomniki polskich bohaterów, by chronić naszą religijną tradycję, spuściznę narodową i dorobek kulturowy - ale nie w imieniu władzy. Wypowiedzi były niezwykle dojrzałe, jak na powszechne mniemanie o tym środowisku.

Wielokrotnie pojawiały się wyraźne oświadczenia odcinające się jednoznacznie od PiS-u, który na kibicowskich forach występował w roli żenującego środowiska, z którym jakiekolwiek związki są formą obciachu. „Nie przeciw kobietom, ani na zlecenie reżimu pisowskiego, stajemy w obronie tradycji i niszczonego dziedzictwa narodowego”, „Kobiety niech same decydują o swoim ciele, a wy bezmózgi nie malujcie po kościele”, „Szanujcie tradycje, walczcie o swoje, niech nas nie dzielą pisowskie gnoje”, „Kobiety, jesteśmy z wami. Walczmy z pisiorami, nie z tradycjami”, „Walczmy z rządem, a nie z Bogiem, to Kaczyński jest wspólnym wrogiem”. Białystok, Łódź, Legnica, Wrocław, Poznań, Kraków.

Kibice Wisły napisali na swoim profilu społecznościowym: „Delegacja fanatyków Wisły Kraków patroluje dziś swoje miasto w poszukiwaniu lewackich prowokatorów, których to nie stwierdzono. Jednocześnie dostrzegamy, że większość protestujących to ludzie, którzy mają dość obecnej władzy, solidaryzujemy się z nimi w walce z bandą pisowskich zdrajców i sprzedawczyków.”

Grób dla polityki historycznej

Nie sądzę, by którykolwiek ze spin doctorów Zjednoczonej Prawicy przewidział taki scenariusz. Tak samo jak nie sądzę, by pośród demonstrantów mieli co szukać posłowie Koalicji Obywatelskiej. Bunt kobiet, który pociągnął za sobą potężne rzesze młodzieży, jest wyraźnym ruchem, w którym reprezentowani są w zdecydowanej większości ludzie grupo przed trzydziestką, niechętni partyjnym działaczom. To niezwykle ciekawe zjawisko.

Zazwyczaj wszelkie ruchy społeczne mają w sobie dużą reprezentację uczestników w przedziale 30 - 50 lat, ale wypadki ostatnich dni przeczą temu prawidłu. Pokolenie, któremu czas młodości zabrało wspinanie się po szczeblach w korporacjach, spłata kredytów i przedwczesne wypalenie osobiste i zawodowe, nielicznie uczestniczy w protestach. Widać, że wszystko ciągną na swych barkach działaczki Strajku Kobiet oraz młodzież. To wprost niebywałe, że pokolenie uważane za bierne, aspołeczne i tonące w internetowej samotności, nagle okazało się prawdziwą bombą społeczną.

To, że ci ludzie tak masowo wyszli na ulice, jest wielką klęską ideologiczną PiS-u oraz grobem dla reklamowanej od 2015 r. nowej polityki historycznej, jaką rzekomo prowadzą nasze władze. Dla młodzieży obrane przez PiS formy kultywowania pamięci o chlubnej historii Polski i jej bohaterach, którzy oddali życie dla ojczyzny, są tak samo atrakcyjne, jak dla mojego pokolenia były szkolne akademie wymuszane przez PZPR.

To prawda, obecna pogarda młodzieży dla historii nie jest to wyłącznie skutkiem strategii obranej przez PiS. PO i SLD bardzo wiele zrobiły, żeby najpierw polską historię obśmiać i mówić niemal wyłącznie o naszych grzechach, ale to przecież prawica podjęła się zadania przywrócenia honoru polskim dziejom. Siermiężność tego projektu okazała się kompletnie niekompatybilna z nową cyfrową rzeczywistością i zyskała formę przypominającą zrzędzenie ponurego starca, narzekającego na cały świat wokół.

Nie sposób przy tej okazji nie zatrzymać się na dłużej przy formie, w jaką ubrane są dziś demonstracje. Okrzyki „Je…ć PiS” oraz „Wyp…lać” stały się podstawą dla wyrażanego buntu, co zresztą bardzo pomaga zachować twarz PiS-owi, a dla państwowej telewizji jest źródłem dowodów na tezę, że na ulice wyszła rozwydrzona wielkomiejska hołota, zmanipulowana przez feministki i lewaków z Antify.

Rzeczywistość jest o wiele bardziej skomplikowana. Przekleństwa od zawsze miały wielkie znaczenie w pozbywaniu się złogów negatywnych emocji, a obecnie są dodatkowo powszechnie używane w światowej popkulturze, tracąc swój niszowy charakter. Z drugiej strony jestem przekonany, iż media sympatyzujące dziś z protestującymi same biłyby na alarm, krzycząc o schamieniu i wulgarności tłumu, gdyby demonstrantami byli zwolennicy Zjednoczonej Prawicy. Być może właśnie brutalny język używany przez młodzież jest jednym z powodów, dla których tak niewielu dorosłych uczestniczy w protestach.

Stanie się to zapewne obiektem szerszych badań, dziś wiadomo tylko tyle, że młodzież z powodu zatopienia w internecie, gdzie wolność słowa przybiera często niezwykle wulgarne formy, a hejt jest wszechobecny - ma zupełnie inny sposób wyrażania swych poglądów niż ich rodzice. Jak szewcy klną zarówno młodzi chłopcy z patologicznych rodzin, jak i dziewczynki z dobrych domów, uczęszczające do prestiżowych liceów. To zresztą proces postępujący w całym zachodnim świecie. Gorzej, jeśli idzie za tym ogólna pogarda dla świata, jego tradycji i kultury.

Smarowanie sprayem po pomnikach polskich żołnierzy zamordowanych przez okupantów albo jatki, jakie część młodzieży urządzała księżom pod kościołami (np. słynne sceny spod parafii w Szczecinku) to efekt braku elementarnej wiedzy historycznej i przywiązania do narodowej wspólnoty, a zarazem objaw upadku obyczajów. Ale czy odpowiedzialna jest za to sama młodzież, czy dorośli, którzy zaprojektowali jej świat?

Czy tak trudno było sobie też wyobrazić, że trwające latami haniebne milczenie wokół problemu pedofilii pośród duchownych oraz przenoszenie przestępców z jednej parafii do drugiej, i to za wiedzą i zgodą biskupów - nie sprawi, że dla dużej części młodzieży Kościół przestanie się kojarzyć z pięknymi ideami Chrystusa, a stanie się instytucją pełną obrzydliwych hipokrytów? Dla których los poczętych dzieci jest niezwykle ważny, ale los ofiar przemocy seksualnej w ogóle się nie liczy?

W Bogu płonie ogień

Nawet jeśli młodzież wyraża swe poglądy w sposób bulwersujący, a dla najmłodszej części demonstrantów kwestia aborcji, co bardzo smutne, przestała być dylematem moralnym i da się ją zamknąć w haśle „Mój brzuch, moja sprawa” - to odpowiedzialność za ten proces spoczywa w dużej mierze na obecnych władzach państwa i Kościoła. To polska prawica od lat prezentowała pokraczną mentalność, w której broniła życia nienarodzonych niepełnosprawnych dzieci, jednocześnie w ogóle o nie potem nie dbając, a zarazem półgębkiem przyznawała, że np. odejście od kary śmierci było błędem oraz szantażem ze strony Unii Europejskiej. Tak jakby płód miał wartość skarbu, ale w trakcie życia ją tracił z uwagi na swe postępki.

- Wyrok Trybunału zmienił gwałtownie nastroje społeczne - uważa prof. Jarosław Flis. - Do niedawna Polacy dzielili się na trzy części: jedni chcieli złagodzić prawo aborcyjne, drudzy zachować kompromis, trzeci zaostrzyć prawo. Dziś władzom udało się zjednoczyć dwie pierwsze grupy przeciw trzeciej. Postawiło to w bardzo trudnej sytuacji zwłaszcza ideową młodzież konserwatywną, ona będzie teraz pod wielką presją swych zrewoltowanych rówieśników.

Wiele wskazuje na to, że po upadku obecnej koalicji, w kolejnym parlamencie może dojść do prób radykalnego złagodzenia prawa aborcyjnego, na zasadzie wahadła. Pogłębi się też kryzys Kościoła, o czym mówił w ostrych słowach dominikanin i znany youtuber o. Adam Szustak: „Jestem przekonany, że płonie w Bogu ogień, żeby wypalić plugastwo Kościoła. Mam takie zdanie w głowie, że Bóg rękami bezbożnych chce oczyścić swój Kościół, bo może tak właśnie jest. Tak po ludzku jest we mnie jakieś przerażenie, że Kościół całkowicie stracił już autorytet (…) To wszystko się musi rozwalić w pył, żeby nie został kamień na kamieniu. Możliwe, że zostanie mała trzódka. Że się okaże, że ta potęga Kościoła, wypełnione kościoły, to jest fałsz i mit.”

Czy przepowiednia o. Szustaka się sprawdzi? Czy Polska stanie się drugą Irlandią, w której jeszcze niedawno rozwody były niemożliwe, a aborcja zakazana, ale z powodu skandali pedofilskich społeczeństwo w krótkim czasie przeszło proces sekularyzacji i dziś każda kobieta może do 12 tygodnia przerwać ciążę? Czy ręką Trybunału Konstytucyjnego rząd podpisał na siebie wyrok? Wreszcie, dokąd zaprowadzi nas zbuntowana młodzież?

- Wiem tylko jedno. Będzie inaczej niż się wszyscy spodziewamy - sądzi prof. Flis.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Strajk polskich kobiet. To jest naprawdę wojna - Dziennik Polski

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto