Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Spór o prawa do napoju energetycznego „Tiger”. Podkrakowskie FoodCare przegrało w Sądzie Najwyższym bitwę z Dariuszem Michalczewskim

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Dariusz Michalczewski
Dariusz Michalczewski Fot. Piotr Smolinski
Sąd Najwyższy oddalił w całości skargę kasacyjną zabierzowskiej spółki FoodCare w słynnym sporze z byłym bokserem Dariuszem Michalczewskim o prawa do używania marki „Tiger” na rynku napojów energetycznych. Popularny napój został przed laty wypromowany wspólnie przez Michalczewskiego i spożywczy koncern należący do Wiesława Włodarskiego, jednego z najbogatszych biznesmenów w Małopolsce. Potem panowie się jednak pokłócili i produkcją cennego napoju, mającego wówczas w Polsce silniejszą pozycję od Red Bulla, zajął się konkurencyjny koncern z Wadowic, czyli Maspex. W reakcji Włodarski wprowadził z sukcesem na rynek inny napój – Black, najmując do jego promocji jeszcze słynniejszego niż Michalczewski Mike’a Tysona.

Firma Włodarskiego, Gellwe, z której potem wyrósł koncern FoodCare, rosła w latach 90. jak na drożdżach. Prezes tworzył nowe marki, rozszerzał asortyment: ciasta, płatki śniadaniowe, w końcu dostrzegł niszę na rynku napojów energetycznych, których Polacy pili coraz więcej. W 2003 roku zabierzowski zakład ruszył z produkcją „Tigera” - na mocy umowy z fundacją Dariusza Michalczewskiego. W zamian za udział eksczempiona w promocji nowego napoju, fundacja miała otrzymywać procent ze sprzedaży.

Tiger plus Włodarski równa się nokaut na rynku energetyków

Niespełna 53-letni obecnie Michalczewski rozpoczął przygodę ze sportem w wieku 12 lat. Jako amator odbył 150 walk bokserskich, z czego w 139 zwyciężył, w tym 89 przez nokaut. Zdobył wielokrotnie tytuł mistrza świata federacji WBO, WBA, IBF w kategorii półciężkiej oraz WBO w kategorii junior ciężkiej, był także mistrzem Europy amatorów w kategorii półciężkiej. W całej swej karierze używał przydomka „Tiger”. Z czasem zaczął się nim posługiwać także w działalności społecznej, charytatywnej - i gospodarczej.

Produkowany przez Włodarskiego energetyk „Tiger” zawojował rynek, pobił nawet światowego potentata – „Red Bulla”, mimo że napój ten promował u szczytu sławy sam Adam Małysz. Sukces okazał się tak wielki, że – by sprostać zamówieniom – Włodarski musiał wybudować nową fabrykę energetyków - w Niepołomicach. Udział „Tigera” w rynku rósł. Prezes Włodarski przekonuje od lat, że Michalczewski nie miał w tym zakresie większych zasług. Według jego wersji, sprzedaż napoju ruszyła dopiero po mocnym obniżeniu ceny i zmianie tematu strategii reklamowej: z wysiłku i boksowania na muzykę, zabawę i seks. Tańszy od „Red Bulla” napój stał się hitem wśród uczniów i studentów kujących do egzaminów. Twarz Michalczewskiego na puszkach została zastąpiona wizerunkiem „tygrysa, który pobił byka” („bulla”). Ponoć - bengalskiego.

Morderczy (i kosztowny) spór o prawa do „Tigera”

Spór Michalczewskiego z Włodarskim rozgorzał w 2010 roku i momentalnie przerodził się w medialną i sądową wojnę – najpierw o pieniądze (które FoodCare miał wpłacać do fundacji), a potem o prawo używania znaku „Tiger”. Zniecierpliwiony Michalczewski udzielił licencji na produkcję „Tigera” wadowickiemu Maspeksowi; niedługo potem sąd – na czas procesu – zakazał Włodarskiemu produkcji energetyku, który przynosił jego firmie lwią część dochodów; niektórzy twierdzili, że nawet połowę.

Włodarski doszedł do wniosku, że nie może poprzestać na wieloletnim boksowaniu się ze starym rywalem w sądach i liczyć na (niezbadane) wyroki Temidy. Wybrał ucieczkę do przodu. Ku zdumieniu branży wprowadził na rynek nowy napój energetyczny – „N-gine” – i wynajął do jego reklamowania Roberta Kubicę (u szczytu popularności tegoż w Formule 1). Sprzedaż nie szła jednak zgodnie z marzeniami, a Kubica miał wypadek, więc szef FoodCare stworzył kolejną markę – Black, z liternictwem na puszce podobnym jak u Tigera, początkowo - z tygrysem na etykiecie. Łeb zwierzęcia otaczało hasło „Power is black” (Moc jest czarna), a hasło kampanii brzmiało: „Ta sama moc, ten sam smak, nowe oblicze czerni” i „Czarny to nie kolor, czarny to siła c.d.n.” Po niecałym roku Włodarski mówił nam, że „Blackowi” w 60 procentach udało się już zrekompensować straty po „Tigerze”, głównie dzięki rewelacyjnej dystrybucji. „Black” był wszędzie, maspeksowski „Tiger” miał z tym początkowo kłopoty.

Po kolejnym roku, by wzmocnić „Blacka”, prezes FoodCare wynajął do promocji Mike’a Tysona, czyli Bestię. Sprowadził go do Krakowa. To był strzał w dziesiątkę: legendarny mistrz, przypomniany akurat wtedy szerokiej publiczności w hitowym filmie „Kac Vegas”, idealnie pasował do przekazu, jaki od początku towarzyszy napojom FoodCare. Dochodziła do tego podprogowa sugestia: na ringu Michalczewski nie miałby z Bestią szans. Natomiast na wartym prawie miliard złotych polskim rynku energetyków „Tiger” i „Black” szły łeb w łeb.

Sądy po stronie Michalczewskiego…

W sądach Włodarskiemu nie szło tak dobrze. W końcu krakowski Sąd Apelacyjny nakazał zabierzowskiej spółce, by zapłaciła fundacji Michalczewskiego 15 mln zł, m.in. z tytułu zaległego wynagrodzenia za promowanie „Tigera”. Włodarski zapowiedział wtedy złożenie skargi kasacyjnej. Równocześnie proces wytoczył Foodcare sam Michalczewski. Ponadto, jak nas informowała Dorota Liszka, rzeczniczka Maspeksu, wadowicka firma złożyła w Sądzie Okręgowym w Krakowie pozwy przeciwko FoodCare – o 6 mln i 48 mln zł, jakie miała stracić „z powodu czynów nieuczciwej konkurencji ze strony zabierzowian”. Chodzi m.in. o bezprawne wykorzystanie marki „Tiger” (po tym, jak Michalczewski przekazał prawa Maspeksowi), żerowanie na niej i jej dyskredytowanie w celu wypromowania nowego produktu.

Jak szacowała Dorota Liszka, pozwy przeciwko FoodCare - złożone przez Michalczewskiego, fundację i Maspex - opiewały w sumie na ok. 100 mln złotych. Niejako w rewanżu trzy tygodnie temu Włodarski ogłosił, że pozywa Maspex do Sądu Okręgowego w Warszawie - za naruszenie praw autorskich i czyny nieuczciwej konkurencji. Domagał się m.in. wycofania ze sklepów i hurtowni znacznej części napojów „Tiger” (oznaczonych sloganem „Power is back!”). Zażądał też kilkudziesięciu milionów złotych odszkodowania za bezpodstawne wykorzystanie tego hasła.

Teraz Sąd Najwyższy pochylił się nad wyrokiem krakowskiego sądu w kluczowej kwestii, czyli prawa do używania oznaczenia Tiger. I potwierdził, że prawo do korzystania z tego oznaczenia dla napojów energetycznych ma wyłącznie Dariusz Michalczewski lub podmioty przez niego upoważnione. Wedle wyroku, FoodCare nie ma prawa także do używania oznaczenia BLACK TIGER. Ponadto Sąd Najwyższy stwierdził, że korzystając z oznaczenia TIGER dla napojów energetyzujących po rozwiązaniu umowy z FoodCare przez Dariusza Michalczewskiego i Fundację „Równe Szanse”, spółka Wiesława Włodarskiego popełniła czyny nieuczciwej konkurencji, w szczególności naruszyła dobre obyczaje w obrocie gospodarczym. Sąd przypomniał, że na mocy podpisanej w 2010 r. umowy z fundacją oraz samym Michalczewskim wyłączną licencję na korzystanie z oznaczenia TIGER mają spółki z Grupy Maspex; one też są odpowiedzialne za zapewnienie produkcji, dystrybucji i promocji napojów energetycznych pod tą nazwą.

Wyrok Sądu Najwyższego jednoznacznie potwierdza, że po rozwiązaniu umowy licencyjnej ze spółką FoodCare przez Fundację „Równe Szanse” oraz Dariusza Michalczewskiego, wygasły wszelkie podstawy dla FoodCare do korzystania z oznaczenia TIGER na rynku energetyków. Takich podstaw nie ma także do korzystania z oznaczenia BLACK TIGER. Wskutek wyroku Sądu Najwyższego na korzyść Dariusza Michalczewskiego i Jego Fundacji zostały utrzymane w mocy zakazy dla spółki FoodCare dotyczące m.in. sprzedaży i reklamy napojów z oznaczeniem TIGER. Wyrok Sądu oznacza, że ostatecznie spółce FoodCare zakazane zostało korzystanie z oznaczenia TIGER na rynku napojów energetyzujących.

W uzasadnieniu Sąd podał m.in., że to Dariusz Michalczewski jako pierwszy rozpoczął używanie oznaczenia „TIGER” na rynku energetyków i wyłącznie jemu przysługuje prawo do „powszechnie znanego znaku towarowego” TIGER na tym rynku. Sąd uznał, że oznaczenie „TIGER” od początku należało do Dariusza Michalczewskiego – że to on go używał „za pośrednictwem” producenta napoju – FoodCare, który korzystał w określonym czasie z oznaczenia „TIGER” jedynie w sposób zależny, na podstawie praw i zgody Dariusza Michalczewskiego. Nie mógł więc z tego tytułu nabyć żadnych praw. Prawa do oznaczenia „TIGER” należały i nadal należą do Dariusza Michalczewskiego.

…ale nie zawsze

Co ciekawe, w orzeczeniu z października 2020 roku Izba Cywilna Sądu Najwyższego stwierdziła, że przydomek nie jest dobrem osobistym i nie podlega ochronie jak pseudonim, bo nie zastępuje nazwiska i imienia, ale występuje obok. Z tego powodu uznała, że Sąd Apelacyjny w Krakowie słusznie oddalił powództwo Dariusza Michalczewskiego o zapłatę ponad 21 mln przeciwko FoodCare, gdyż nie doszło do naruszenia dóbr osobistych powoda przez użycie nazwy „Tiger” jako nazwy napojów energetycznych.

W 2012 r. Michalczewski wystąpił do krakowskiego Sądu Okręgowego o ochronę swego przydomku jako dobra osobistego. Zażądał 2 mln zł 400 tys. zł od FoodCare, która po ustaniu umowy licencyjnej przestała mu płacić za promocję energetyku. Po prawie pięciu latach procesu Sąd Okręgowy przyznał rację bokserowi. Uznał, że przydomek to dobro osobiste, choć nie jest to pseudonim, ale łączy się z nazwiskiem: należy do osoby publicznej, rozpoznawalnej i wyłącznie dzięki temu doszło do zawarcia umowy między Włodarskim a Michalczewskim – u szczytu sławy tego ostatniego.

FoodCare złożyło apelację i wygrało w Sądzie Apelacyjnym. Ten z kolei uznał, że przydomek to nie dobro osobiste. W jego opinii, słowo „Tiger” nie stanowi wartości o społecznym znaczeniu i oznaczenie to można wykorzystać powszechnie. Przydomek ten - jak twierdził sąd - nie przykrywa nazwiska, ale stawia się je obok, jak np. Krzysztof Diablo Włodarczyk.

Z wyrokiem tym nie zgodził się Michalczewski. W skardze kasacyjnej jego pełnomocnicy twierdzili, podział na przydomek i pseudonim to rozróżnienie archaiczne. Coraz częściej przydomkiem posługują się osoby publiczne - sportowcy i aktorzy, takie jak np. Kora Jackowska. Sąd Najwyższy w wyroku z 23 października 2020 r. oddalił jednak skargę kasacyjną Dariusza Michalczewskiego.

Sędzia sprawozdawca Tomasz Szanciło wyjaśnił wtedy, że „przydomek nie jest dobrem osobistym, bo w przeciwieństwie do pseudonimu, stanowi element, który nie identyfikuje samodzielnie danej osoby, lecz występuje obok imienia i nazwiska stanowiąc określenie dopełniające. Nie można zatem mówić o nierozerwalnym związku między przydomkiem a osobą, która go obrała”.

W tamtym wyroku Sąd Najwyższy – podzielając stanowisko prezentowane przez FoodCare - wskazał, że słowo „tiger” jako przydomek Dariusza Michalczewskiego, nie zastępowało jego imienia i nazwiska, ale występowało obok nich w związku czym nie korzysta z ochrony prawnej należnej dobrom osobistym.

FLESZ - Polska zainwestuje w produkcję szczepionek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto