Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śmiertelne wypadki w ultramaratonach rowerowych to rzadkie przypadki [ROZMOWA]

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
pixabay
- Informację o wypadku i śmierci Pawła Talagi dostałem od koleżanki z Krakowa, która ma kontakt z Jego rodziną. To była bardzo smutna wiadomość, nie mogłem uwierzyć w to, co czytałem w sms-ie. Paweł był bardzo doświadczonym uczestnikiem ultramaratonów – mówi nam Daniel Śmieja, dyrektor Maratonu Rowerowego Dookoła Polski. Do zdarzenia, w wyniku którego zginął 51-letni krakowski kolarz, doszło w niedzielę 24 kwietnia podczas wyścigu Race Across Italy.

Zna Pan okoliczności wypadku?
Z tego co wiem, Paweł pokonywał trasę we Włoszech bez wsparcia, czyli samotnie. Być może gdzieś w wyznaczonych miejscach stał wóz techniczny, w którym czekały przygotowane dla niego napoje i wyżywienie, ale nikt nie jechał za nim przez cały dystans. A może jechał po prostu bez wsparcia i musiał się żywić samodzielnie. To była kategoria solo. Czytałem, że doszło do tego w tunelu, został potrącony przez samochód. Trasa liczyła ponad siedemset kilometrów, a on miał już za sobą przejechane około sześćset, co we włoskich górach zajęło mu 28-30 godzin. Gdy więc doszło do wypadku, był już bardzo blisko mety. To krótki maraton. Normalnie w warunkach polskich sześćset kilometrów, czyli wyścig Bałtyk – Bieszczady, przejeżdża się bez żadnego problemu w czasie poniżej 24 godzin.

Startował jako osoba niezrzeszona?
Tak, jako amator, ale takie starty to bardzo profesjonalna jazda. W maratonach rowerowych mało osób jeździ w barwach klubu sportowego.

Paweł Talaga występował w organizowanych przez Pana Maratonach Rowerowych Dookoła Polski. Poznał go Pan osobiście?
Znałem Pawła od dziesięciu lat, wielokrotnie pokonywałem z nim trasy maratonów. Startował też w moich maratonach oraz w maratonach na orientację. Kolarsko udzielał się bardzo mocno. Bardzo sympatyczny, miły kolega.

Jakie miał doświadczenie w pokonywaniu tak długich tras?
To nie była przypadkowa osoba w tej dyscyplinie, miał wyjeżdżone kilkadziesiąt tysięcy kilometrów na różnych wyścigach, był bardzo doświadczonym zawodnikiem. To nie tak, że porwał się z motyką na słońce. Przez całe życie Paweł jeździł dużo i po Polsce, i na zagranicznych imprezach w wielu krajach, jak Francja, Hiszpania, czy ostatnio Włochy.

Wypadki na trasach rowerowych zdarzają się często?
Od czasu do czasu pojawiają się informacje w tym środowisku, że kolarze są potrącani przez pojazdy. Osobiście nie słyszałem o żadnym śmiertelnym wypadku w Polsce. Ale różne sytuacje się zdarzają, są czasem pyskówki z kierowcami, zahaczenie rowerzysty lusterkiem przejeżdżającego samochodu, ktoś wpadł do rowu. Czasem koledzy opowiadają o takich zdarzeniach. Nie wiem dlaczego kierowcy nie za bardzo lubią rowerzystów, którzy jadą po asfalcie. Zdarza się, że obok jest jakaś pseudo ścieżka rowerowa, ale pamiętajmy, że rower szosowy, niestety, nie nadaje się do jazdy po szutrach i innych tego typu nawierzchniach. To jest rower przeznaczony do jazdy po asfalcie, poruszamy się w ruchu otwartym i są czasem dziwne zdarzenia. Sam miałem ze dwie, trzy kolizje, ale drobne, kiedyś tam przeleciało się przez maskę samochodu, nie było problemu, skończyło się zadrapaniami. To niewiele jak na kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset tysięcy kilometrów, które przejechałem rowerem.

A jak to wygląda na świecie?
Był głośny śmiertelny wypadek pięć lat temu w Australii na Indian Pacific Wheel Race, gdy Mike Hall (brytyjska gwiazda ultramaratonów rowerowych – przyp.) został potrącony przez ciężarówkę, a przecież działo się to na wielkich przestrzeniach. Było też zdarzenie na Transcontinental Race, w którym z reguły startuje się w Belgii, a meta jest usytuowana na południu Europy, w Grecji lub w Turcji, słyszałem również o wypadku w Stanach Zjednoczonych. Ale to dzieje się rzadko, kojarzę tylko dwa-trzy wypadki w ostatnich pięciu-sześciu latach.

Czy to w Polsce popularny sport? Stanowicie dużą społeczność?
Sporą. W największym ultramaratonie w Polsce, Bałtyk – Bieszczady Tour, bierze udział trzystu-czterystu uczestników. A na mniejszych imprezach też jest podobnie, startuje po pięćset-sześćset osób.

Skoro to pasja a nie zawodowstwo, to znaczy, że wykładacie na to własne pieniądze?
Oczywiście, każdy z nas ma swój zawód i miejsce pracy. Paweł, który był szklarzem, jeśli chciał przejechać swój upragniony maraton we Włoszech, musiał wziąć sobie wolne i odstawić pracę w warsztacie na bok. Nie znam przypadku, by ktoś miał takiego sponsora, który by mu zapewniał rower, wyżywienie, przejazdy i tak dalej. Po prostu trzeba pracować i swój czas wolny oraz własne środki poświęcać na jazdę długodystansową. Wyrusza się w trasę, by się sprawdzić, ale także po to, by poznać okolicę. Jak się jedzie samochodem, to dziewięćdziesięciu procent widoków się nie dostrzega. Na rowerze jest zupełnie inna frajda.

Sportowy24.pl w Małopolsce

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

20240417_Dawid_Wygas_Wizualizacja_stadionu_Rakowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Śmiertelne wypadki w ultramaratonach rowerowych to rzadkie przypadki [ROZMOWA] - Dziennik Polski

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto