Wiadomo, że planowany pierwotnie na sobotę, a następnie na niedzielę mecz z Polonią w Bytomiu nie odbędzie się w tym terminie, stąd też krakowianie mają trochę więcej czasu na przygotowania.
Remis uzyskany w ostatnim meczu w Lubinie z Zagłębiem nie tylko polepszył ich sytuację w tabeli, bo wreszcie zapunktowali po trzech przegranych meczach z rzędu, ale też wzmocnił psychicznie.
- Zdecydowanie tak - twierdzi Bartosz Ślusarski. - Ostatnio w ogóle nam nie szło, przegrywaliśmy mecze. Przed spotkaniem w Lubinie mówiłem do kolegów, że może szczęście będzie przy nas i tak się rzeczywiście stało, bo to szczęście mieliśmy. Choć sami mieliśmy też okazję do zdobycia bramki, to kibic oglądający to spotkanie z pewnością stwierdzi, że Cracovia miała szczęście, bo Zagłębie grało lepiej.
Ślusarski przez 7,5 miesiąca leczył poważną kontuzję zerwania więzadeł krzyżowych w kolanie. Trener Lenczyk dał mu szansę gry w przedostatnim meczu z Jagiellonią, wpuszczając napastnika na ostatnie 20 minut. W Lubinie posłał go w bój od początku.
Przed meczem szkoleniowiec miał wątpliwości, czy napastnik będzie w stanie wytrzymać trudy całego spotkania, ale tak się ono ułożyło, że dwie zmiany były konieczne z powodu kontuzji, jakich doznali Goliński i Polczak i szkoleniowiec nie decydował się już na kolejną.
Ślusarski wytrzymał do końca, ale był potwornie zmęczony. - Tak się czułem, był to dla mnie bardzo poważny wysiłek, jakiego nie miałem od kilku miesięcy - mówi napastnik. Pierwszy raz od spotkania z Lechem Poznań Lenczyk mógł posłać w bój dwóch napastników - do osamotnionego dotychczas Matusiaka dołączył właśnie Ślusarski.
- Czy gramy jednym czy dwoma napastnikami, nie ma aż tak wielkiego znaczenia - zauważa "Ślusar". - Grunt, żeby były bramkowe sytuacje, żeby była skuteczność. Widać, że jeszcze nie doszedł do najwyższej formy, ale z każdym meczem powinno być lepiej. Zresztą w ostatnim spotkaniu miał bramkowe okazje, ale ich nie wykorzystał.
- Muszę to zrzucić na brak ogrania, bo na co innego? - stwierdza Bartosz Ślusarski. - Szkoda, że w jednej z sytuacji nie zdecydowałem się na uderzenie prawą nogą, tylko w ostatniej chwili strzeliłem lewą. Teraz tego żałuję.
Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?