MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Samba i futbol

Janusz KOZIOŁ
Brazylia zdobyła piąty w historii tytuł mistrzowski. O jej triumfie w decydującym meczu z Niemcami pisze się w Japonii niemal tyle samo co o rozgrywkach miejscowej ligi baseballu.

Brazylia zdobyła piąty w historii tytuł mistrzowski. O jej triumfie w decydującym meczu z Niemcami pisze się w Japonii niemal tyle samo co o rozgrywkach miejscowej ligi baseballu. ,The Japan Times" w podtytule pisze, że z Niemcami wygrał praktycznie sam Ronaldo, który tym samym wymazał z pamięci koszmarny finał z 1998 roku. Sam piłkarz był po meczu wniebowzięty, w wywiadach mówił, że zdobycie mistrzostwa świata jest o wiele bardziej ekscytujące niż najlepszy nawet seks: to można mieć codziennie, natomiast mistrzem świata można zostać raz na cztery lata - mówił dziennikarzom. Można mu wierzyć lub nie, ale bezsprzecznym faktem jest, że piąta brazylijska samba przeszła do historii, a ,canarinhos" tanecznym krokiem zagarnęli futbolowy Puchar Świata.

Bohater niedzielnego meczu Ronaldo dedykował swoje gole w pierwszej kolejności rodzinie, w drugiej swojemu fizjoterapeucie.

- To on przez dwa i pół roku, od czasu mojej poważnej kontuzji kolana, robił wszystko, żebym wrócił do formy. I wróciłem w najlepszym momencie - mówił szczęśliwy Ronaldo.

Szczęście jego i Brazylijczyków ma wiele uzasadnień. Piąty tytuł jest najważniejszy, ale ważne jest i to, że ,canarinhos" zdobyli wreszcie w finale pierwsze bramki od 1970 r.! Wówczas w meczu z Włochami, wygranym 4:1, ostatnią bramkę zdobył Carlos Alberto. Potem przez 24 lata nigdy do finału nie dotarli, a w 1994 r zakończyli finał z Włochami bezbramkowo i dopiero w karnych zapewnili sobie tytuł. Z kolei cztery lata temu z kretesem przegrali 0:3 z Francją. Fatum przerwał w Jokohamie Ronaldo strzelając gola w 67 min.

Pisząc o tej obecnej reprezentacji Brazylii warto jeszcze wspomnieć jednym zdaniem o Ronaldinho Gaucho, nowej i już całkiem sporej nadziei latynoskiego futbolu. Ten turniej pozwolił odkryć jego wielkie możliwości, może byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie konieczność podporządkowania się rządom Rivaldo, który w sposób nie podlegający reklamacji wyznaczył mu miejsce w szeregu.

Z kolei w niemieckiej ekipie panuje jednocześnie żal po porażce i radość z zajęcia drugiego miejsca na świecie. Po niedzielnym meczu potężne pretensje do siebie za grę mieli Oliver Kahn i Dietmar Hammann. Jakby dla podkreślenia stanu ducha Kahna ,The Japan Times" zamieściła wiele mówiące zdjęcie kapitana reprezentacji - opartego o słupek własnej bramki, zrozpaczonego i patrzącego przed siebie tępym wzrokiem. Kahn nie miał żadnych wątpliwości, że zawalił pierwszego gola.

- Broniłem w tym turnieju dobrze, fatalnie się stało, że taki błąd przytrafił mi się właśnie w takim meczu - skomentował niemiecki bramkarz.

Gazeta próbuje wyjaśniać jak mogło do tego dojść i znajduje jedyne wytłumaczenie w fakcie, że Kahn zdekoncentrował się przerwą spowodowaną kontuzją Jensa Jeremiesa. Winę na siebie bierze także Hammann, który wyjaśnia, że ,strata piłki przed polem karnym nie powinna mu się przytrafić", ale jednocześnie dodaje: - Powinniśmy być dumni z gry jaką tu pokazaliśmy. Nie wierzono w nas, a jednak osiągnęliśmy tak dużo.

Niemcy za cztery lata mistrzostwa świata mają u siebie w domu. Tam oni powinni być faworytami, więc okazja do rewanżu wydaje się wyśmienita. A teraz można sobie powiedzieć: sayonara World Cup, sayonara Germany, sayonara Brazil. Do widzenia, do widzenia - pulsowały napisy na wielkich telebimach International Stadium w Jokohamie. Kolejny Mundial za nami.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Ważna zmiana na Euro 2024! Ukłon w stronę sędziów?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto