Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rower – mój środek transportu 2

laku82
laku82
Publikuję kolejne opinie rowerzystów, którzy roweru używają na co dzień.

Akcja "Rower - mój środek transportu" wzbudziła spore zainteresowanie. Dostałem wiele bardzo pozytywnych maili i wiadomości, oto one:

Karina. Mieszkam w centrum Krakowa, jestem młodszym pracownikiem naukowym UJ, więc dojeżdżam głównie na uczelnię i do bibliotek - Jagiellońskiej i WBP na ul. Rajskiej. Trasa, którą codziennie pokonuję, nie jest połączona żadnym sensownym rozwiązaniem komunikacyjnym - dojście do przystanku autobusowego bądź tramwajowego zajęłoby mi więcej czasu, niż sama podróż. Z kolei przejście pieszo całej drogi to ponad pół godziny. Rowerem - najwyżej 10 min.
Poza oszczędnością czasu, wygodą parkowania, ekologicznością i ekonomicznością, rower ma dla mnie też tę zaletę, że ma koszyk, a w nim mogę umieścić zakupy/książki (to naprawdę wygodniejsze i zdrowsze niż noszenie toreb!).
Jeśli chodzi o przykre konsekwencje wysiłku fizycznego - chodzenie pieszo i podróż komunikacją miejską daje podobne rezultaty. Faktem jest, że nieraz potrzeba się przebrać (również ze względu na brak możliwości jeżdżenia w wąskich spódnicach). To jednak niewielki minus w porównaniu z zaletami jazdy rowerem! Mam prawo jazdy i planuję dzieci, wiem, że samochód bywa niezastąpiony, ale jest tak o wiele, wiele rzadziej, niż się wydaje jego stałym użytkownikom - bardzo często to rower jest najlepszym rozwiązaniem!

Kasia Kowalczyk. Przyjechałam 10 lat temu do Krakowa ale dopiero od trzech lat towarzyszy mi tu rower. Mieszkam na Ruczaju i nie lubię stać w korkach w autobusie, więc kiedy mam tylko okazję wsiadam na rower i jadę nim do pracy. Teraz pracuję w Rynku i większych kłopotów nie mam (i tak jeżdżę po płycie) Wcześniej jednak pracowałam na alei Pokoju, a droga do pracy mijała mi miło i przyjemnie do momentu jak miałam przejechać przez ulicę Dietla. Nie raz by mnie tam auto potrąciło i nawet nie zatrzymało.

Magda – urzędnik. Jestem rowerzystką wiosenno-letnio-wczesnojesienną. Wybrałam rower przede wszystkim dla przyjemności jazdy, a przy okazji stwierdzam, że po dłuższym okresie jazdy rowerem w moim portfelu pozostaje spora sumka, której nie wydałam na benzynę ani bilety MPK. No i nie można zapomnieć o znacznej oszczędności czasu - w moim przypadku zdecydowanie odczuwam to w ciągu roku szkolnego, kiedy wszyscy poruszają się autami i w centrum Krakowa panują nieziemskie korki (normalnie dojazd tramwajem wraz z dojściem do pracy zajmuje mi około 45 min, a rowerem niecałe 30).
Z kobiecego punktu widzenia muszę też dodać, iż jazda na rowerze to super sposób na kondycje i figurę. Nie ukrywam, że zimą chowam rower do garażu, ale dla mojego męża nie ma żadnego problemu, jeździ na rowerze cały okrągły rok.

Darek K. Mieszkam w Krakowie a rower to mój codzienny środek transportu do pracy, ale i nie tylko. Jeżdżę niezależnie od pory dnia czy roku. W każdą pogodę w słońcu, deszczu czy śniegu. Od kilku lat rowerem w mieście przejeżdżam więcej kilometrów niż autem.
Mam nadzieję, że wszystkie zachodzące zmiany poprawią komfort i bezpieczeństwo poruszania się po naszym mieście.

Marcin, pracownik biurowy. Mieszkam na osiedlu Złocień o trudnościach komunikacyjnych tej części Krakowa powiedziano wiele. Niestety skutecznych rozwiązań wdrożonych w życie ciągle brakuje. Przetestowałem wszystkie dostępne formy transportu.
Do pracy dojeżdżam w okolice Nowego Kleparza. Podróż z MPK zajmuje od 1h do 1,5h - wliczając czas dojścia dom - przystanek; przystanek - praca, koszt 90 zł/miesięcznie. Dyskomfortem są przesiadki, 1 lub 2.
Podróż autem zabiera od 30 minut (późnym wieczorem, w nocy lub przed 6 rano) do ekstremalnie 1,5h w porze największych korków, zazwyczaj nie jest to mniej niż 40 minut. Dochodzi też czas szukania miejsca do zaparkowania w miejscu pracy - kilka minut, a w zimie kilka dodatkowych chwil na odmrożenie auta.
Przetestowałem też czasy dojazdu z wykorzystaniem PKP. Jednak szybko zrezygnowałem z ich usług. Bilety są nieadekwatnie drogie, a przystanki kolejowe oddalone o co najmniej 2 km od mojego domu. Rowerem też nie opłaca mi się dojeżdżać do przystanku kolejowego, ponieważ jednorazowy przewóz roweru jest dwukrotnie (sic!) droższy niż bilet dla człowieka. Łącznie miesięczny bilet kolejowy plus bilet na rower to około 125 zł.
W związku z porażką zbiorowej komunikacji w mojej części Krakowa i ogromnymi kosztami używania auta (miesięcznie kilkaset zł na samo paliwo, pomijając koszty eksploatacyjne) spróbowałem dojazdów rowerem.
Niby jest to ponad 13 km ale już za pierwszym razem bez większego przygotowania fizycznego udało mi się zmieścić w 1h (łącznie z wyciągnięciem roweru z piwnicy a następnie przypięciem go pod biurem), po 2 miesiącach udało mi się zejść z czasem do 45 - 50 minut. O swój rower trochę się bałem, że go ktoś ukradnie, poza tym rower górski średnio sprawdza się w mieście. Zakupiłem na allegro rower miejski używany za 150zł, dodatkowo poświęciłem mu kilka godzin i około 100 zł na jego remont. Jednak te pieniądze zwróciły się w 1 miesiąc (sic!), tyle mniej więcej zaoszczędziłem na stacjach paliw.
Chwilowo rower musiałem odstawić ze względu na kontuzję, ale jak tylko będzie to możliwe to wracam na swoje dwa kółka. Spróbuje też zrobić jeszcze jedno podejście do PKP. Jadąc rowerem z domu do przystanku PKP, pociągiem do Dworca Głównego i potem znów rowerem do pracy. Drugie podejście do PKP wynika z braku ciągłości ścieżek rowerowych w mieście. Jadąc do pracy korzystam z dróg, chodników, poboczy. Przyznaje szczerze, że czasem jadę wbrew przepisom - np. jadąc chodnikiem lub nie schodząc z roweru na przejściach dla pieszych. Dlatego wolę teraz wydać 125 zł na bilet PKP i mieć spokojne sumienie nie łamiąc przepisów ruchu drogowego.
Zaznaczam, że jestem raczej mało doświadczonym rowerzystą miejskim (ta przygoda trwa dopiero kilka miesięcy) i określiłbym siebie jako osobę przeciętnie sprawną fizycznie. Świadczy to o tym, że rower jako środek komunikacji jest dla każdego, a nie tylko dla "fanatyków rowerowych" czy sportowców.

Kasia. Pracuje w biurze, jadę 15 km w jedną stronę, to trochę sporo, dlatego po przyjściu do biura biorę prysznic i przebieram się w strój biurowy. Mam 30 lat, prawo jazdy od 11 lat, ale nie widzę sensu ani potrzeby kupowania auta. Rowerem taniej, przyjemniej i niezależnie. Jeśli chodzi o porównanie z MPK czasowo wychodzi tak samo. Mam 2 koszyki w rowerze, z przodu i z tyły, przewożę ubranie na zmianę, cotygodniowe duże zakupy, jeżdżę na basen, jeśli załatwiam coś na mieście tylko rowerem. Nie boję się go zostawiać na mieście, myślę sobie, że prędzej czy później i tak ktoś mi go ukradnie, tak jak poprzedni rower. Swoje już zrobił, ma przebieg z 5 tyś kilometrów rocznie, na biletach MPK zaoszczędziłam tyle, że się zwrócił. A tak może posłuży komuś innemu a ja sobie kupie nowy ;)

Ania. Mieszkam i pracuję w Krakowie, i zazwyczaj po mieście poruszam się rowerem. Dojeżdżam w ten sposób do pracy, niemal codziennie. Póki co, jestem jeszcze rowerzystą "sezonowym", trochę odstrasza mnie śnieg i zimno, ale mam w planach to zmienić. Dojazd do pracy zajmuje mi około pół godziny, jest to kilka kilometrów, ale wybieram zwykle trasy niekolidujące z ruchem samochodowym (jestem trochę mniej odważna, jeżeli chodzi o przemykanie między samochodami, wolę jechać dłużej, ale jednak bezpieczniej, nie ufam kierowcom, którzy rowerzystów zazwyczaj nie lubią, a zresztą po co fundować sobie dodatkowy stres, jeżeli można się zrelaksować jadąc nad Wisłą, Plantami czy Błoniami).
Jeżeli chodzi o ubiór - da się jeździć i w spódnicy, i na obcasach, poza tym ciuch do przebrania zawsze można spakować do plecaka (podobnie jak robione po drodze zakupy).
Rower można zaparkować wszędzie, praktycznie wszędzie się nim wcisnę, a ponieważ nie wygląda "bajerancko" i został nabyty za bezcen (jako już wcześniej używany), nie obawiam się, że ktoś się na niego skusi. Jeżeli chodzi o moją kondycję - ogólnie nie jest rewelacyjna, także argument, że na rower potrzeba być bardzo sprawnym fizycznie, w ogóle nie ma odniesienia do rzeczywistości. Powiem więcej, jazda rowerem pozwala mi nad nią właśnie pracować, przy siedzącym trybie życia, dwóch siedzących pracach - dostarcza chociaż minimum ruchu. Rower dla mnie to oszczędność:
- czasu - dojazd MPK zajmuje tyle samo (a zazwyczaj więcej ze względu na korki); dojeżdżania samochodem w ogóle sobie nie wyobrażam przy obecnym zapchaniu miasta,
- pieniędzy (bilety kosztują)
Pozostałe korzyści:
- ruch dla zdrowia,
- satysfakcja - przy wyprzedzaniu kilometrowych korków,
Jednym słowem - polecam!

Grzegorz Pawłowski. Mieszkając na Ruczaju i dojeżdżając do pracy w centrum (Kraszewskiego) nie wyobrażam sobie innego środka transportu. W lecie nie było aż takich korków, ale za to atmosfera w pojazdach MPK nie była zbyt przyjemna. Zresztą obecnie jak autobusy są pełne uczniów i studentów, a nie tylko zmierzających do pracy, taka jazda jest udręką w porównaniu z rowerem.
Druga sprawa to szybkość poruszania się. Z Ruczaju nie ścigałem się z MPK, ale wyjeżdżając rano z Ruczaju to mogę pomachać wszystkim stojącym w korkach i zostawić ich daleko w tyle. Natomiast mieszkając przy miasteczku AGH i dojeżdżając na Jana Pawła II byłem szybciej niż tramwajem. Odpada czas dojścia na przystanek i oczekiwania na transport (który niekoniecznie będzie punktualnie).
Wybierając rower nie tylko mogę wyjść z domu kiedy mi pasuje, ale jeszcze dojazd może trwać krócej. Na koniec zasięg - pewnie, nie mam super formy i na trasy po kilkadziesiąt kilometrów nie wybiorę się rowerem. Ale Kraków nie jest tak duży, jak się wydaje. Jeśli mam gdzieś dojechać na terenie miasta, biorę mapę, obmyślam trasę i jadę.
Nie przejmuję się czy w pobliżu jest miejsce do parkowania, czy jest jakieś połączenie MPK z mojej okolicy, czy strefa nie jest zamknięta dla ruchu, albo są jakieś remonty. Dla roweru zawsze znajdzie się skrót albo objazd. Choćby pod prąd ;)

Gośka, studentka V roku filozofii, korepetytorka angielskiego i matematyki. Jeżdżę regularnie na rowerze po Krakowie od 4 lat, a zaczęło się to dzięki półrocznej wizycie w Holandii, gdzie nawyk ten wszedł mi w krew. Teraz nie potrafię już sobie wyobrazić nie jeżdżenia na rowerze co najmniej 9 miesięcy w roku (chyba, że wyjeżdżam na wakacje, gdzie niestety jeszcze z rowerem nie pojechałam). Kończę jazdę na rowerze na początku grudnia, zaczynam po feriach zimowych. Rower jest dla mnie podstawowym środkiem transportu w mieście, jeżdżę nim czy to na zajęcia, czy po większe zakupy (koszyk), czy też do moich uczniów do domów, i w zakorkowanym mieście Krakowie dzięki rowerowi udaje mi się być na czas!
Naprawdę, oszczędzam go dzięki bicyklowi bardzo, np.: przejazd ze Stradomia pod Cracovię tramwajem + autobusem lub tramwajem + tramwajem (nie ma niestety w tej chwili bezpośredniej 18-tki, bo są remonty) zajmuje ok. 30 minut, a na rowerze ten dystans można pokonać w minut 10!).
Niestety, problemem jest brak miejsc do przypinania rowerów w niektórych miejscach miasta, ale zawsze znajdzie się jakaś samotna latarnia.
Rok temu ukradziono mi jeden rower, ale kocham i potrzebuję tych dwóch kółek na tyle, że już po paru dniach miałam następny - gorszy, starszy, ale jeździ i daje mi frajdę prawie taką, jak ten poprzedni. Kocham każdy ze swoich rowerów i myślę, że świat byłby piękniejszy jakby więcej ludzi na nich jeździło :) Ruch, aktywność, dynamika - to wszystko stanowi dobrą rozgrzewkę przed dniem w większości siedzącym, i dobry odpoczynek po nim; nawet załatwianie różnych spraw na mieście na rowerze jest dużo łatwiejsze niż autem czy tramwajem, i szybsze niż na nogach.

Wiktor, z zawodu jestem nauczycielem akademickim. Rower jest dla mnie zarówno środkiem transportu, jak i sposobem rekreacji. W miarę możliwości staram się jeździć przez cały rok, ale niestety z uwagi na charakter pracy (dużo mówię) zmuszony jestem z niego zrezygnować, by nie nabawić się choroby gardła. Po mieście poruszam się zarówno rowerem, jako pieszy, korzystam z komunikacji miejskiej, oraz okazyjnie korzystam z samochodu. Rower umożliwia mi najszybsze przemieszczenie się z punktu A do B, jednakże pewnym ograniczeniem jest brak stojaków, przy których mógłbym go zostawić.
Nie bez znaczenia jest też fakt, iż jakiś czas temu skradziono mi rower. Dojeżdżam do pracy z okolic cmentarza Rakowickiego do Mydlnik. Swoją trasę dopracowałem w ten sposób, że jej większość przebiega ścieżką rowerową. Zwykle dotarcie z domu do pracy zajmuje mi około 30 minut, samochodem w lecie, gdy nie korków 15-20 minut, natomiast miejską komunikacją od 45 minut. Przyznam, że nie zawsze czuję się bezpiecznie na jezdni.
W miarę możliwości staram się trzymać blisko pobocza, skręty sygnalizuje zawczasu, ubieram się jaskrawo (w sposób widoczny), ale i tak zdarzają się nieprzyjemne/niebezpieczne sytuacje.
W pracy mam na szczęście możliwość przebrania się i umycia, rower pozostaje w piwnicy.

Bartłomiej Karabin. Pracuję w biurze, po drugiej stronie Krakowa. Do pracy mam ok 7,5 km. Pokonanie tego dystansu za pomocą środków komunikacji z racji przesiadek to ok. godzina, rowerem to nie całe pół godziny, zależnie od pogody. Samochodu w mieście nie używam, bo mi szkoda, stoi pod blokiem i czeka na weekendowy wyjazd poza Kraków. Korki, które panują na mojej trasie skutecznie mnie zniechęcają do odpalania auta na co dzień.
Roweru używam od dziecka, a jako środka transportu do pracy od samego początku, już 3 lata. Jedynie w zimie przesiadam się do autobusów, ponieważ szkoda mi mojej szosy na śniegi i sól. Jeżdżę z Mazowieckiej na Przewóz, w przeważającej części ścieżkami rowerowymi, bo tak jest najszybciej i bezstresowo. Oczywiście na kilku odcinkach używam zwykłej jezdni (Mazowiecka, Krowoderska, Filipa, Kopernika, Saska i Przewóz), ale ruch tam jest całkiem znośny i nie przeszkadza. Sprawdzałem już wiele tras zarówno do pracy, jak i z powrotem i mam już swoje typy. Gdy wracam i mam czas to wpadam na Kazimierz, przeważnie różnymi drogami, w ten sposób zwiedzam i uczę się miasta.
Często mam spotkania z architektami na mieście. Systematycznie udowadniam kolegom i przełożonym, że ich świetne auta słabo wypadają przy rowerze - zwykle jestem pierwszy, czy to na miejscu, czy z powrotem w biurze.
Moja żonka cieszy się bardzo z tego, że jeżdżę rowerem. Można tu wymienić takie powody jak czas, ruch i zdrowie. Traktuje rower jako uzupełniający trening do wieczornych biegów i basenów. Przez to z kondycją nie ma najmniejszego problemu. Jedyne przełożenie 53/17 wystarcza na sprawne, szybkie i dynamiczne poruszanie się po mieście, a od kiedy przystosowałem sobie błotniki, komfort jazdy wzrósł znacznie.
W okresie gdy jest pewna i ładna pogoda, jeżdżę w tych samych ciuchach, w których siedzę później w biurze projektowym. Gdy pada lub spodziewam się deszczu, jeżdżę w gorszych ciuchach, a w pracy mam czysty zestaw, w który się przebieram. Kwestia potu - zapomniałem o nim, gdy zmieniłem plecak na torbę przerzucaną przez ramię z małym patentem w postaci smyczki, którą dopinam do paska w spodniach i uniemożliwiam przez to zsuwanie się torby na przód.
Przyzwyczajony do roweru uderza mnie niemoc stania w korku, gdy muszę gdzieś samochodem podjechać. Na rowerze nie ma problemu. Specjalnie obcięta, węższa kierownica pomaga manewrować pomiędzy autami.
A odkąd systematycznie smaruję, czyszczę i dbam o rower oraz od kiedy zaopatrzyłem się w dobre, szosowe opony, nie ma żadnych usterek i dodatkowych nakładów finansowych. Rower zwrócił mi się, bo nie kupuję biletów miesięcznych, a wieczorkiem na Rynek, czy Kazimierz ruszam piechotą.

Ania, jestem nauczycielką. Jazdę na rowerze po Krakowie zaczęłam jeszcze w liceum, gdy dojeżdżałam do szkoły. Obecnie korzystam z roweru codziennie jadąc do pracy, na spotkanie, na zakupy. I jakoś nie wyobrażam sobie inaczej.
Jeżdżę z Bronowic do centrum ok 25 min. Gdy nie mam czasu, przeciskam się ulicą Reymonta po pseudo ścieżce rowerowej. Muszę czasem bardzo wysoko unosić nogi, aby nie pochlapać się wodą przejeżdżając przez kolejne kałuże. Tam też dodatkowych atrakcji dostarczają dziury i poukładane w nieładzie płytki chodnikowe. Nic to - mina kierowców, stojących w korku przy skrzyżowaniu z Alejami jest bezcenna. Cudownie rano przejechać jest za to wzdłuż Błoń wolno, nieśpiesznie - dzień zaczyna się wówczas zupełnie inaczej.
Opanowałam już jazdę w niemal każdych warunkach pogodowych. Nie straszny mi deszcz, bo ubieram nieprzemakalną kurtę. Zimno też nie przeszkadza, gdyż wystarczy ubrać czapkę i rękawiczki. Potrafię jeździć w sukienkach i w butach na obcasie. Nie potrafię jeszcze tylko poruszać się rowerem, gdy drogi pokryte są śniegiem i lodem.
Posiadam samochód. Używam go w mieście sporadycznie i tylko w całkowicie uzasadnionych przypadkach. Chronię tym samym własne zdrowie psychiczne - nie mam bowiem za grosz cierpliwości, aby stać w korkach i tracić tam tyle czasu.
W domu mam 3 rowery ale po mieście jeżdżę takim starym gratem, który kiedyś kupiłam w internecie. Ma piękny różowo - fioletowy kolor! Nie jest wiele wart finansowo, ale dostarcza mi każdego dnia tylu wrażeń, że jego wartość emocjonalna w moich oczach ciągle rośnie.

Ania Mleczko - architekt. Rok temu odkryłam, że moją drogę do pracy, która do tej pory zabierała mi 50 minut, mogę w bezpieczny sposób pokonać na rowerze, i to w jedyne 20 min (4,5 km)!
Na początku podchodziłam do takiego sposobu przemieszczania się raczej nieufnie. Pojawiały się stereotypowe obawy: a co jak będzie padał deszcz? A co z kondycją? A czy to bezpieczne? A czy zgodne z przepisami?
Po roku jeżdżenia do pracy na rowerze stwierdzam z przekonaniem: rower to same plusy. Praca siedząca wymaga ode mnie dodatkowego ruchu, jazda na rowerze ten zdrowy ruch mi zapewnia. Nie muszę już spieszyć się na tramwaj, teraz to ja decyduje o której wyruszę.
Deszczowe dni nie są wcale tak częste, ale i to nie jest problemem, wystarczy nabyć pelerynkę. Rower jest również niezaprzeczalnie najtańszym środkiem transportu, jedyne co kosztuje to jego doroczne przeglądy. Nie trzeba też wcale super sprzętu, mój rower ma 15 lat i ma się świetnie, nie boję się zostawiać go w miejscach publicznych. A co do kondycji, to przecież sama decyduję jak szybko jadę, staram się jeździć spokojnie. Kiedy mam coś do załatwienia na mieście, nie muszę kupować biletu tramwajowego, nie muszę też szukać miejsca parkingowego, po prostu wsiadam na rower i jadę. Nie mam również problemu z eleganckim strojem i butami na obcasach.
I właściwie, poza samymi plusami, jest tylko jeden minus jazdy na rowerze: niechęć innych. Niechęć kierowców, który trąbią gdy tylko muszą zwolnić z mojego powodu, niechęć przechodniów, którzy nawet nie zauważają, że idą ścieszką rowerową. Chciałabym żeby to się zmieniło, i chciałabym przyczynić się do tych zmian. Nie wszyscy rowerzyści jeżdżą wbrew przepisom, są też tacy jak ja, świadomi, że w ruchu drogowym nie są sami. Im więcej rowerzystów w Krakowie, tym mniejsze korki i więcej miejsc do parkowania. Mam nadzieję, że akcje takie jak ta zmienią jeszcze bardziej spopularyzują jazdę rowerem, choć jak widać już teraz jest nas dużo.

Jacek. Mam 65 lat, czyli w zasadzie jestem ęstarszym panem", ale po Krakowie poruszam się wyłącznie rowerem, przez cały rok. Do pracy mam ok. 10 km, z tego większość wzdłuż bulwaru Wisły, Błoń, Rudawy, w sumie bardzo przyjemny spacer. Jednak właściwie wszędzie (no, prawie...) można dojechać unikając dużego ruchu, jeśli nie szkodzi nam mały nadkład drogi. Na mojej 10 km trasie jestem szybszy od tramwaju o 5 - 10 minut, o samochodzie po 9-ej a przed 18-tą szkoda nawet mówić. Istnieją cztery dość rozpowszechione przesądy które zrażają ludzi do stałego używania roweru jako środka transportu:
• rowerem można jeździć tylko przy dobrej pogodzie. Nieprawda. Trzeba się zaopatrzyć w pelerynę rowerową z fartuchem zakładanym na kierownicę. Jest lekka, zwinięta prawie nie zajmuje miejsca w plecaku czy torbie. Zwykle jest w zjadliwie kanarkowym kolorze, co poprawia bezpieczeństwo w czasie jazdy po mieście w deszczu. Pod taką peleryną na zmoknięcie narażone są tylko buty - te trzeba mieć specjalne na rower i zmieniać w pracy,
• rowerem nie da się jeździć w zimie. Prawda tylko częściowa tzn. jeśli na ścieżkach rowerowych leży głęboki śnieg lub jeśli ulice są śliskie. Wbrew pozorom to najwyżej kilka tygodni w roku. Rzecz ciekawa, z której mało kto zdaje sobie sprawę: rower się stosunkowo mało ślizga na śniegu, mniej niż buty!
• na rowerze się pocimy, więc w pracy trzeba się przebrać. Tak, ale tylko jeśli się nieodpowiednio ubieramy bądź jeździmy ekstremalnie. Jeśli już coś się poci, to plecy po plecakiem. Można mieć sakwę, ale to mało praktyczne - brudzi się i raczej nie woziłbym w niej laptopa. Lepsze rozwiązanie: plecak ze stelażem, są takie nawet całkiem nieduże. No, chyba że ktoś występuje w garniturze lub kostiumie w paseczki. Wtedy rzeczywiście trzeba się przebrać, zawsze jest coś za coś. Ja zresztą mam dyżurny garnitur w pracy, żaden kłopot.
• rower wymaga obsługi, czyszczenia, oliwienia etc. Nieprawda. Dobry rower z przekładnią w piaście jest praktycznie bezobsługowy, czasem trzeba naoliwić łańcuch, raz na rok daję do przeglądu to wymienią szczotki hamulcowe, wycentrują koła etc etc. Przyznaję, że mój rower wygląda nienadzwyczajnie, ale w końcu on jest do jeżdżenia...
Pewną przykrość stanowi przebicie opony w trasie, to faktycznie oznacza spore spóźnienie i kłopot. W takich przypadkach idę do najbliższego przystanku tramwajowego i jadę do serwisu. To się zdarza. Nie ma kłopotu z rowerem w tramwaju. Trzeba bardzo mocno pompować opony, nawet 3.5 atm, trochę zapobiega przebiciom. Dlatego trzeba mieć dętki z wentylem samochodowym i pompować na stacji benzynowej.
W sumie, poza zaoszczędzonym czasem, pieniędzmi zyskuję dwa razy dziennie trochę ruchu. A jeśli ktoś ma skłonności do "schadenfreude" to się podniesie na duchu mijając po drodze korki... Rowerzyści wszystkich krajów i zawodów - łączcie się!

Natalia Bugajska. Jestem uczennicą klasy maturalnej, od 5 lat "codzienną" rowerzystką. Zaczęłam jeździć po Krakowie, za namową taty, który pracował w Belgii. Na początku byłam niechętna, nikt z moich znajomych nie jeździł, nie widywałam rowerzystów na ulicach... W końcu się przełamałam, początkowo tylko w sezonie, potem nie zauważałam, kiedy jeden sezon przechodził w następny! Moje lenistwo wygrało. Wolałam pospać pół godziny dłużej i szybko dojechać na dwóch kółkach niż czekać na przystanku na tramwaj...
Codziennie dojeżdżam do szkoły, załatwić jakieś sprawy, do sklepu, na wykłady, dodatkowe zajęcia, na spotkania ze znajomymi. Dzięki rowerowi mam dużo więcej czasu na różne przyjemności!
Roweru używam cały rok. Nie ma większego znaczenia pogoda. W lecie deszcz jest bardzo przyjemny, jesienią i zimą wystarczy się dobrze ubrać. Na tegoroczne rozpoczęcie roku szkolnego wybrałam się na nogach, pod parasolem. Po pół godzinie marszu byłam cała mokra i wyjątkowo zmęczona. Już nigdy więcej nie zrezygnuję z roweru w deszczowe dni! ;)
Jeżdżę tak, aby się nie spocić. Pedałować można tak, aby w ogóle się nie zmęczyć, a co dopiero spocić... Chodzenie jest zdecydowanie bardziej męczące.
Słyszałam, że na rower trzeba mieć specjalne ubranie. Koszulkę oddychającą, obcisłe spodenki i kask. Mi jakoś spódnica, płaszczyk, buty na obcasie nigdy nie przeszkadzały. Jazda na rowerze w szpilkach jest na pewno wygodniejsza niż chodzenie w nich, lub jeżdżenie autem.
Obecnie jestem na kursie prawa jazdy i również dojeżdżam rowerem na wyznaczone miejsce. Po 2 godzinach spędzonych najczęściej w korkach, z ulgą przesiadam się na rower i czuję 'wolność'!
Głównie jeżdżę po centrum i Kazimierzu, ale czasem muszę coś załatwić w Hucie, czy na Ruczaju i rowerem również można tam dojechać. Oczywiście łatwiej jeździłoby się po bezpiecznych ścieżkach rowerowych, ale nie narzekam, zawsze jakoś przejedzie się między stojącym autami...
Podsumowując, rower jest idealny dla młodych i pracujących osób! Można zaoszczędzić naprawdę dużo czasu! Stary, miejski rower nie kosztuje dużo, a dodaje szyku i wdzięku!

Mateusz. Codziennie dojeżdżam na uczelnię rowerem. Wybieram go ponieważ w ciągu dnia podróżując komunikacją miejską musiałbym poświęcić przynajmniej 30 minut więcej na dojazdy, a w zakorkowane dni nawet więcej.
Przy spokojnej jeździe oraz rezygnacji z plecaka na rzecz torby zakładanej przez ramię nie ma możliwości aby zgrzać się bardziej niż idąc pieszo.
Poza tym uważam że podróżowanie rowerem jest przyjemniejsze i ciekawsze.
Jednym słowem - polecam!

Dostałem też kilka maili od osób z innych miast.

Piotr Tyszko-Chmielowiec (Wrocław). Mnie akurat wypada jeździć do pracy rowerem, bo pracuję w Fundacji EkoRozwoju i dojeżdżać samochodem to u nas obciach. Ale nawet, gdybym pracował w BZ WBK, jeździłbym na dwóch kółkach. Mam do pracy rowerem 15-20 minut, większość drogi po ścieżkach rowerowych i wystarczająco szerokich chodnikach. Jeżdżę cały rok, jeśli jest ekstremalnie (ulewa, śnieżyca), siadamy z żoną do tramwaju lub samochodu - ale wtedy z reguły denerwujemy się, że tak długo to trwa. Jutro jadę do Twardogóry, miasta odległego o godzinę jazdy koleją, biorę rower do pociągu, żeby szybko obrócić do ratusza i jeszcze spotkać się ze znajomą; a w pociągu popracuję. Kiedyś bym pojechał samochodem. Trzymam rower na schodach pod mieszkaniem (5 piętro), co daje okazję do dodatkowego ćwiczenia, choć niedawno, po ukończeniu 50 lat, zamieniłem stalowy na aluminiowy.

Adam Dziura (Tarnowskie Góry). Pracuję w firmie inżynierskiej w Chorzowie (czyli dojazd 2km rowerem na dworzec, potem 40-50 minut autobusem i powrót podobnie). Rower zostawiam przyczepiony linką do płotku w okolicy dworca autobusowego w Tarnowskich Górach. Obok stoi zazwyczaj kilka innych rowerów (maksymalnie stało około 7-8). Potem wchodzę do autobusu i jadę do pracy. Przez pewien czas brałem siodełko do plecaka "a nuż ktoś by chciał rower ukraść, to taki bez siodełka mniej go skusi". Od chyba miesiąca siodełko olewam ;) Pamiętam w maju rozmowę z jednym człowiekiem przy tym płotku: - A nie boisz się złodziei?.
W sumie to rower ma z 10 lat. Jakby zniknął to nie będzie wielkiej szkody. - No ja w sumie też się zastanawiałem nad przyjeżdżaniem rowerem, bo nie chce mi się chodzić na autobus tych 10-15 minut.
Następnego dnia jak dojechałem, to koleś przyczepiał swojego górala. Nawet jak leje to rower zabieram - bo nie chce mi się iść (mam taką pomarańczową osłonkę na plecak, więc mnie nie oblewa z tyłu nic). No i opanowałem jazdę na rowerze z parasolem. Rower zdążył również kilka razy nocować na dworcu - zawsze następnego dnia był. Jeszcze do Lidla czy kościoła jeżdżę też na nim mimo, że to parę kroków.

Agata Saraczyńska (Wrocław). Rozwój ruchu rowerowego w Twoim mieście zaczyna się od Ciebie - staram się tak myśleć od połowy lat 80. Niemal codziennie jeżdżę rowerem - uniemożliwiają mi to tylko występujące czasem problemy zdrowotne - w tym ciąża, ale z małym dzieckiem też poruszałam się po mieście rowerem.
I choć wierzę, że warto walczyć o zmianę sposobu traktowania rowerzystów przez resztę świata, to widzę, że daleko Polsce do usankcjonowania współistnienia różnych od samochodu środków transportu, czyli daleko nam do cywilizacji.
Mam powyżej 45 lat, jestem matką, gospodynią domową, ale bardzo aktywną zawodowo.
Na co dzień spotykam się z ludźmi, w tym z osobami zajmującymi najwyższe stanowiska. Na co dzień dojeżdżam do pracy w centrum rowerem - blisko 8 km w jedną stronę.
Samochód mam od lat, i przejechałam setki tysięcy kilometrów - po innych krajach, jak i naszym, po górach, bezdrożach i autostradach. We Wrocławiu używam go rzadko - jadąc 2 razy w miesiącu na duże zakupy, bądź w sytuacji, gdy podwiezienia potrzebuje ktoś z moich bliskich, i starszych i młodszych, z dużym bagażem lub chorych.
Jestem pełnoprawnym uczestnikiem ruchu. Rowerem jeżdżę po ulicach, w kasku, w deszcz i niepogodę, chyba, że na jezdni zalega lód bądź błoto pośniegowe, tak jak zimą tego roku. Liczę jednak, że tej zimy, po dopuszczeniu używania opon zimowych będę nadal jeździć i w miesiącach zimowych.
I choć spotykani ludzie często z zaskoczeniem pytają: - Jesteś rowerem? Z przyjemnością odpowiadam, że nie, jestem człowiekiem, który wie, że lepiej nie stać w korku, nerwowo szukać miejsca parkingowego i być zależnym od innych - choćby ruchu aut. Dlatego wybieram rower, który daje mi niezależność, ruch, a czasem zdrowy dystans do rzeczywistości.

Krzysztof (Białystok). Uprawiam wolny zawód. Jestem przekonany o konieczności wspierania wszelkich inicjatyw mających na celu rozpropagowanie i ułatwienie poruszania się rowerem po naszym pięknym kraju, w szczególności w miastach. Rower służy mi jako środek transportu w różnych porach roku, oprócz zimy. Praca, zakupy, odwiedziny, wypad na posiłek, na wystawę, do kina, na koncert, długo mógłbym wymieniać miejsca i okoliczności, w których używam roweru. W godzinach szczytu mijam ludzi, którzy utknęli w korkach, wyprzedzam autobusy komunikacji miejskiej. Wycieczki rowerowe za miasto są odskocznią od życia w mieście. Białystok, w którym mieszkam na co dzień, jest zróżnicowany pod względem możliwości dla rowerzystów, jak każde miasto w Polsce. Powstają nowe drogi ze ścieżkami rowerowymi, jednocześnie na starych ścieżkach ludzie przechadzają się swobodnie i zżymają na dźwięk dzwonka rowerowego. Moja koleżanka na facebooku zadała pytanie jako kierowca z Gdyni, którą stroną jezdni ma jeździć, prawą i zabijać rowerzystów czy lewą i uśmiercać motocyklistów. To ironiczne pytanie sugeruje, że w dużych miastach rowerzysta na ulicy niekoniecznie czuje się bezpiecznie. Ktoś inny w Augustowie został potrącony przez tira, zaczepiony za rękaw i złamał rękę. Osobiście miałem wypadek z powodu krawężnika na chodniku, poobcierałem się nieźle, ale będę zawsze wspierał rowerzystów i korzystał z roweru, bo to ekologiczne, wygodne i bardzo przyjemne. W Londynie konserwatyści chcą większej ilości rowerzystów, jak było na początku XX wieku. Dzieci uczymy jazdy rowerem, a później kupujemy samochód i zapominamy o wszystkim, a przecież tak być nie powinno. Czy po nauce pływania w dzieciństwie mamy już w dorosłym życiu używać tylko łodzi albo statku? Nie muszę odpowiadać.

Paweł Malita, jestem administratorem serwerów. Mieszkam i pracuję w Rzeszowie więc tak naprawdę prawdziwych korków nie widziałem. Codziennie jednak dojeżdżam do pracy 4-6 km (w zależności od trasy jaką wybiorę) i oszczędzam w ten sposób przynajmniej 40 minut dziennie. Po drodze do pracy odwożę córeczkę do przedszkola, czasami ją też odbieram.
Do niedawna siedziała wygodnie w foteliku zamocowanym nad tylnym kołem, jednak ze względu na duży jej wzrost przestało to być możliwe - korzystamy z przyczepki osobowej. Zdaję sobie sprawę, że póki co jest to łamania prawa, chociaż z drugiej strony tak jest szybciej, bezpieczniej no i projekt ustawy leży już od marca w Sejmie.
W przyczepce mieści się także młodsza córeczka (2 lata) więc wyjazdy całą rodziną nad Wisłok lub do lasu odbywają się rowerami. Ciągle jednak widok całej rodziny na rowerach nawet na specjalnie do tego celu wyznaczonych trasach budzi w Rzeszowie zdziwienie. A jest gdzie jeździć, miasto naprawdę mocno ułatwia życie rowerzystom. Asfaltowe ścieżki powstają przy wszystkich nowych drogach, nie ma problemu z szybkim i wygodnym dojechaniem do centrum. Jedyny minus to przeprawy przez rzekę. Na 6 mostów nad Wisłokiem tylko na jednym wytyczone są drogi dla rowerów, reszta jest niestety zbyt wąska.
Roweru używam praktycznie cały rok za wyjątkiem dni, gdy droga jest oblodzona - mam po drodze spory zjazd i nie chcę ryzykować. Całe szczęście to tylko kilkanaście dni w roku. Dzięki ruchowi przed i po pracy jestem odstresowany, nie potrzebuję także porannej kawy. Nawet po mało przespanej nocy poranek po jeździe na rowerze wydaje się rześki i cudowny.
Po większe zakupy jeżdżę samochodem, głównie dlatego, że zajmują cały bagażnik sporego auta rodzinnego, mniejsze robię po drodze z pracy i przewożę rowerem.
Wszędzie spotykam się z wyrazami sympatii, nawet odblaskowe ubranie nie powoduje, że ludzie patrzą na mnie jak na przybysza z obcej planety.
Coraz większe zrozumienie zauważam także na drogach, wiele razy uprzejmy kierowca wpuścił mnie z podporządkowanej, widać uśmiechy i pozdrowienia.
Być może przyczyniła się do tego popularność Krystiana Herby, kilka Mas Krytycznych, a może po prostu miasto dojrzewa do tego środka transportu. Zachęcam wszystkich do codziennego korzystania z rowerów, niezależnie od tego czym się zajmują - na rowerach widywałem zarówno studentów i uczniów jak i menadżerów i ludzi o znacznych pozycjach w dużych firmach (w WSK Rzeszów - mają nawet specjalny parking na rowery). To wyjątkowo zdrowy i wbrew popularnemu poglądowi bezpieczny, jeśli się jeździ z głową, środek transportu. Pozdrawiam, zwłaszcza tych, którzy jeszcze nie jeżdżą.

Od autora:
Ja ze swojej strony dodam, że czekam na kolejne Wasze opinie.
Wysyłajcie je na adres [email protected] lub wpisujcie w komentarzu do tekstu.

Udostępnij artykuł na Facebooku



Informator MM:Teatry | Policja | Noclegi | Kościoły | Rozkład MPK | Wyniki Lotto |
Baseny i kąpieliska | Hot spoty | Plan miasta
| Kina w Krakowie | Pogoda w Krakowie
od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto