Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rekord wesel w Krakowie. W najlepszych domach weselnych brak terminów. Więc ludzie pobierają się w środę! Albo w plenerze.

Zbigniew Bartuś
Zbigniew Bartuś
Gdy dwa lata temu ślub na Skałce brała Agnieszka Radwańska, pojawiły się pierwsze poważne problemy z zarezerwowaniem wesela w atrakcyjnym miejscu.
Gdy dwa lata temu ślub na Skałce brała Agnieszka Radwańska, pojawiły się pierwsze poważne problemy z zarezerwowaniem wesela w atrakcyjnym miejscu. Fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Ślub pośrodku tygodnia? W Krakowie to coraz częściej konieczność. Mimo zawrotnych cen – najdroższe tegoroczne wesela pod Wawelem kosztowały ponad milion złotych! – w prestiżowych domach weselnych wszystkie weekendy są zarezerwowane. I to nie tylko w tym roku, ale i w kolejnych. Pierwszy powód to rekordowa liczba zawieranych małżeństw: w 2018 r. było ich aż 4,5 tys., czyli o 1,3 tys. więcej niż pięć lat temu. Drugą przyczyną jest rewolucyjna zmiana preferencji młodych par: przez stulecia Polacy pobierali się przez cały rok, bo wiele związków zawierano pod presją rodziny, sąsiadów i księdza – w efekcie tzw. wpadki, czyli nieplanowanej ciąży. Dziś wpadek jest mniej, a jeśli się zdarzają, to nie towarzyszy im wspomniana presja otoczenia, albo nikt się nią nie przejmuje. Ludzie chcą mieć podczas wesela słoneczną pogodę. Mamy przez to kumulację wesel: dwie trzecie krakowskich par pobiera się w czerwcu, lipcu i sierpniu.

Rośnie liczba małżeństw zawieranych w Krakowie. W 2013 r. było ich w 3266 - o 10 proc. mniej niż wyniosła roczna średnia w poprzedniej dekadzie. Ale od tego czasu krakowianie żenią się jak szaleni: w 2016 r. liczba związków przekroczyła 4 tys., a w 2018 dobiła do 4,5 tys. To absolutny rekord trzydziestolecia. A w tym roku może paść kolejny. W najbardziej obleganych domach weselnych wszystkie sobotnie terminy są już zajęte.

- Początek małżeństwa ma stanowić pamiętne dla wszystkich wydarzenie niezmącone niekorzystną aurą, dlatego dwie trzecie par chce ślubu latem, bo to daje najlepszą gwarancję ładnej pogody – wyjaśnia prof. Piotr Szukalski, demograf, który przebadał ślubne obyczaje Polaków w ostatnich czterech dekadach.

Ale z powodu rosnącego obłożenia weselami miesięcy letnich, osoby planujące ożenek mają coraz większe problemy ze zapewnieniem wymarzonego odpowiedniego. W efekcie coraz więcej par decyduje się na śluby w dni inne niż sobota.

- W 2017 r. w soboty żeniło się w Polsce średnio 2909 par (latem nawet 6,5 tys.!), ale nie brakowało także amatorów piątków (średnio 437 par, latem ponad tysiąc dziennie) oraz czwartków (średnio 103, latem nawet 800 dziennie) i niedziel (średnio 77, latem 630 dziennie). Hitem okazał się także poniedziałek 14 sierpnia, poprzedzający święto Wniebowstąpienia NMP: na ślubnym kobiercu stanęło 1079 par – wylicza profesor.

Jego ogólnopolskie obserwacje potwierdza na krakowskim poletku Wioletta Mitura, szefowa agencji MeetArt, wzięta organizatorka imprez wszelkiego rodzaju (od koncertów przez jubileusze po niestereotypowe wesela).

– Mamy latem kumulację wesel, więc zarezerwowanie nieodległego sobotniego terminu w którymś z bardziej obleganych domów weselnych jest w zasadzie niemożliwe. Właściciele proponują daty za dwa, trzy lata. I to w sytuacji, gdy w jednym obiekcie odbywają się czasem trzy, a nawet cztery imprezy jednocześnie – opisuje Wioletta Mitura.

Jednym z wyjść z tej sytuacji jest właśnie urządzenie ceremonii w środku tygodnia. Ma to tę zaletę, że można zbić koszty, które w przypadku przeciętnego krakowskiego wesela (na 100 osób) sięgają 30-35 tys. zł (górna granica nie istnieje; ludzie potrafią wydać 35 tys. zł na kwiaty…). Ale ma też wady: więcej potencjalnych gości odmówi udziału (bo w tygodniu pracuje lub ma inne obowiązki), zazwyczaj też impreza nie będzie tak huczna jak w weekend.

Innym, coraz częściej wybieranym przez krakowian, rozwiązaniem jest wesele w plenerze. – Przy obecnych zdolnościach organizatorów ceremonię można urządzić właściwie wszędzie. Bardzo popularne są ogrody, szczególnie ten przy Muzeum Archeologicznym – opisuje szefowa MeetArtu.

Koszty? Dużo wyższe niż w przypadku wesela w lokalu. Samo ustawienie namiotu pochłonie od 25 do 40 tys. zł, nagłośnienie – kolejne 20 tys., wynajęcie miejsca – 15 tys. zł, kwiaty – ponad 10 tys. zł, catering (zależnie od liczby gości) – 30-50 tys. zł, zespół muzyczny – od 6 w górę... W sumie – grubo ponad 100 tys. zł.

Tańszą alternatywą jest kameralny ślub za granicą. – Państwo młodzi zapraszają nań tylko garstkę osób, zazwyczaj tylko rodziców i świadków, a potem robią skromniejsze przyjęcie dla rodziny już w Krakowie – opisuje organizatorka.

Dodaje, że jeśli ktoś mimo wszystko upiera się przy weekendzie, powinien sprawdzić ofertę hoteli i pensjonatów, bo te - czując biznes - coraz chętniej udostępniają swe wnętrza, często z całą obsługą.

Prof. Szukalski przewiduje, że zjawisko przenoszenia ceremonii na inne dni niż soboty i/lub poza domy weselne będzie się nasilać, a to dlatego, że coraz więcej par chce się pobrać latem. - O ile w 1980 r. od początku czerwca do końca sierpnia ślub wzięło 42 proc. ogółu nowożeńców, to w 2000 r. odsetek ów wyniósł ponad 55 proc., a w 2017 – aż 62,5 proc. I nadal rośnie – mówi profesor.

Bo nie słuchamy księdza i ciotek

Dlaczego wcześniej, przez stulecia, Polacy żenili się przez okrągły rok i najpopularniejszym miesiącem bywał często kwiecień, a dziś jest całkiem inaczej?

Profesor Szukalski tłumaczy, że jeszcze niedawno głównym powodem zawarcia wielu związków w Polsce była tzw. wpadka, czyli niespodziewane zajście w ciążę. Pary działały pod presją rodziny, otoczenia, religijnych zasad. Hasło "co ludzie powiedzą" silnie wpływało na decyzje młodych. Liczył się też głos księdza: z założenia nie można było się żenić podczas adwentu, ani Wielkiego Postu.

To wyjaśnia rekordową kiedyś liczbę ślubów w Lany Poniedziałek i pierwszą sobotę po Wielkanocy, a także w Boże Narodzenie. Często brali je ci, którzy musieli, a nie mogli wcześniej z uwagi na kalendarz liturgiczny. Pozostali, czyli szczęśliwcy, którzy mieli komfort swobodnego wyboru daty, albo z jakichś powodów nie przejmowali się opinią księdza i ciotek, stawiali na lato.

Prof. Piotr Szukalski zwraca uwagę, że w statystykach GUS widać istotną zmianę: od początku stulecia znaczenie motywów religijnych szybko słabnie. Najlepszym dowodem na to jest właśnie kwiecień, który jeszcze trzy dekady temu był zdecydowanie najukochańszym miesiącem nowożeńców (a przynajmniej mógł za taki uchodzić). Dziś dramatycznie stracił na znaczeniu. W 1980 r. i 1990 r. ślub w kwietniu wzięło dwa razy więcej par niż przeciętnie w pozostałych miesiącach roku. A w 2010 r. kwiecień spadł pod tym względem mocno poniżej średniej (szerszy opis tego zjawiska znajdziemy w pracy „Sezonowość małżeństw i urodzeń”, w której prof. Szukalski przeanalizował m.in., ile związków zalegalizowano w Polsce w ciągu ostatnich 40 lat w poszczególnych miesiącach oraz kiedy rodziły się im dzieci).

- Mnóstwo tzw. małżeństw naprawczych, czyli będących efektem „ wpadki”, zawierano kiedyś w kwietniu, w pierwszą sobotę po Wielkim Poście. W całym roku 1980 kwiecień był pod względem liczby zawartych małżeństw miesiącem numer jeden, deklasując wszystkie miesiące letnie. Podobnie, choć już nie tak spektakularnie, było w roku 1990. Po 2000 r. znaczenie kwietnia radykalnie zmalało – wskazuje prof. Szukalski.

Dlaczego mamy dziś tak wiele ślubów latem? Demografowie tłumaczą ów ogromny przyrost tym, że obecnie młodzi o wiele dłużej i świadomiej planują swoje związki: przeważnie jeszcze przed ślubem żyją razem, więc mają czas pomyśleć i przegadać, gdzie, kiedy i jak wezmą ślub. W efekcie dwie trzecie obstawia lato, przede wszystkim dlatego, że wtedy jest największa gwarancja ładnej pogody.

Demograf wyjaśnia, że z jednej strony mamy w Polsce coraz mniej wpadek, co jest wynikiem upowszechnienia antykoncepcji i większej świadomości seksualnej młodych, a z drugiej – lawinowo maleje liczba wspomnianych „małżeństw naprawczych”. Po prostu coraz więcej par nie przejmuje się opiniami otoczenia, kobiety nie wahają się brać ślubu w zaawansowanej ciąży, a nawet już po urodzeniu dziecka (lub dzieci). Nie wiąże się to ze społecznym napiętnowaniem – ani w dużych miastach, ani na wsi.

Księża wprawdzie nadal napominają w tej sprawie wiernych podczas mszy, ale po pierwsze – odsetek młodych uczęszczających do świątyń stale maleje, a po drugie – rośnie rozdźwięk między deklarowanymi prawdami wiary a tym, co Polacy praktykują w codziennym życiu i za czym się faktycznie opowiadają; np. większość zdeklarowanych katolików popiera antykoncepcję oraz nie uważa życia w nieformalnym związku za grzech równy lub nawet większy od kradzieży, a tak to nadal (jako złamanie szóstego przykazania) przedstawia wielu proboszczów.

Wraz ze słabnącym wpływem Kościoła, maleje znaczenie tego, „co ludzie powiedzą”, w tym także opinii religijnych babć i ciotek powtarzających z piorunami w oczach „To kiedy ślub?”. W dużych miastach ich głos dawno ucichł, a w mniejszych społecznościach, także w regionach słynących z przywiązania do tradycji, jak Małopolska i Podkarpacie, właśnie zanika. Eksperci są w miarę zgodni, że Polacy są silnie przywiązani do rodziny i traktują ją jako wyjątkowo ważną wartość, podstawę społecznego ładu, ale jednocześnie zmienia się definicja owej rodziny.

Niepopularny jak listopad i grudzień

Pogoda i religia przez całe dekady odstręczały Polaków od zawierania małżeństw w listopadzie i grudniu (aż do Bożego Narodzenia) oraz w marcu i w pierwszej części kwietnia (w zależności od tego, w jakim okresie przypadał Wielki Post); ołtarze przeżywały prawdziwe oblężenie dopiero po Wielkanocy. Potem następował majowy spadek (jest on nadal widoczny, choć nie tak bardzo, jak kiedyś) i wyraźny skok – w czerwcu oraz miesiącach letnich.

Z przyczyn religijno-pogodowych w marcu ślubów jest wciąż trzy razy mniej niż w kwietniu i prawie osiem razy mniej niż w popularnym ostatnio wrześniu. Niewiele lepiej wypada deszczowy, szarobury listopad. Mocno niepopularne są także styczeń i luty. Widać jednak wyraźnie, że maleje rola przesłanek religijnych, a rośnie znaczenie argumentów czysto pogodowych, zwłaszcza że coraz większy odsetek małżeństw w Polsce stanowią drugie lub nawet trzecie związki.

Ponadto już 40 proc. formalnych związków w naszym kraju ma charakter czysto świecki (w niektórych regionach ponad połowa), a część pozostałych stanowią tzw. pary mieszane, w których osoba de facto niewierząca godzi się na ślub kościelny „dla świętego spokoju”, albo – częściej – by spełnić marzenie partnera/partnerki o „prawdziwej ceremonii”. W takich wypadkach chodzi więc raczej o spektakl, a nie sakramentalne „tak” wypowiedziane przed Bogiem.

Z analiz prof. Szukalskiego wynika, że śluby cywilne zawierane są dość równomiernie w ciągu całego roku (ze wspomnianym odchyleniem na korzyść miesięcy letnich, ale nie tak wyraźnym jak w przypadku związków wyznaniowych), natomiast te kościelne mocno zależą od kalendarza liturgicznego. Np. w marcu 2017 nie było ich… wcale (Popielec, czyli pierwszy dzień Wielkiego Postu, przypadł wówczas 1 marca, a Wielkanoc - w połowie kwietnia), zaś w grudniu (adwent) pary wyznaniowe żeniły się ponad osiem razy rzadziej od świeckich.

Zobacz także: Na ślub Agnieszki Radwańskiej przybyło wiele znanych osób ze świata sportu [ZDJĘCIA]


FLESZ - Wakacje Polaków coraz bardziej egzotyczne

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Rekord wesel w Krakowie. W najlepszych domach weselnych brak terminów. Więc ludzie pobierają się w środę! Albo w plenerze. - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto