Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Raz w strefie, raz poza nią. Absurdalne rezultaty restrykcji w teatrach

Julia Kalęba
Julia Kalęba
W żółtej strefie przed Dużą Sceną Teatru Słowackiego może zasiąść 130 widzów. W Teatrze STU suma ta wynosi już jednak 58 miejsc. A te najmniejsze jak choćby sztuka na wynos, gdzie na co dzień znajduje się tylko 13 regularnych miejsc, mogą wpuścić jedynie trzy osoby.
W żółtej strefie przed Dużą Sceną Teatru Słowackiego może zasiąść 130 widzów. W Teatrze STU suma ta wynosi już jednak 58 miejsc. A te najmniejsze jak choćby sztuka na wynos, gdzie na co dzień znajduje się tylko 13 regularnych miejsc, mogą wpuścić jedynie trzy osoby. Sylwia Penc / Polskapresse
Po tygodniu Kraków wyszedł z żółtej strefy, a ograniczenia z nią związane przestały obowiązywać tak szybko, jak szybko zostały wprowadzone. Twórcy teatralni: „W ciągłej zmienności tych sytuacji najbardziej dojmująca jest niemożność zaplanowania czegokolwiek”.

FLESZ - Nauczyciele mogą przenosić wirusa?

- W sierpniu zagraliśmy pierwszy spektakl od czasu zamknięcia, z zachowaniem nowych zasad i udziałem połowy publiczności. Byliśmy dobrze nastrojeni do dalszej pracy, aż do czasu wprowadzenia żółtej strefy z kolejnym limitem, tym razem ograniczającym zapełnienie widowni do 25 procent – mówi Anka Graczyk, aktorka, współdyrektorka sztuki na wynos. - Nagle praca nad planami biznesowymi i repertuarem legła w gruzach. Teraz znów możemy powrócić do dawnych ustaleń. Ale na jak długo? Brak stabilności hamuje jakąkolwiek możliwość zaplanowania, a huśtawka entuzjastycznych informacji i rozczarowań jest także trudna emocjonalnie – dodaje.

Obecnie teatry mogą udostępnić publiczności jedynie połowę miejsc. W ciągu ostatnich tygodni ich dyrektorzy pracowali nad ustaleniem rentowności spektakli przy możliwości sprzedaży – w najlepszym razie – 50 proc. biletów i również pod tym kątem planowali nowy sezon. Wprowadzenie podziału na regionalne żółte i czerwone strefy nałożyło kolejne zasady: w powiatach objętych pierwszą z nich, wydarzenia kulturalne mogą zgromadzić w budynkach – kinach, teatrach – 25 proc. publiczności. W czerwonej strefie taka forma wydarzeń jest zakazana.

Oznacza to, że w żółtej strefie przed Dużą Sceną Teatru Słowackiego może zasiąść 130 widzów. W Teatrze STU suma ta wynosi już jednak 58 miejsc. A te najmniejsze jak choćby sztuka na wynos, gdzie na co dzień znajduje się tylko 13 regularnych miejsc, mogą wpuścić jedynie trzy osoby.

- Zgodnie z tą zasadą przyczyniam się do szerzenia epidemii, wpuszczając na widownię czwartego widza, i nie przyczyniam się do niej, będąc 98. weselniczką. I znów znajduję się w rzeczywistości pełnej absurdów, z przekonaniem, że obostrzenia są formułowane w sposób bezmyślny. Te 25 proc. w przypadku większości teatrów przewyższało jakiekolwiek ogólne restrykcje sanitarne w innych miejscach – podkreśla Anka Graczyk.

Problemów nie uniknęły w tej sytuacji nawet duże sceny, bo do spektakli tam granych proporcjonalny jest finansowy nakład. Sprzedaż jednej czwartej biletów nie może więc pokryć kosztów takiej działalności. Nie może jej w pełni pokryć również połowa zapełnionych miejsc.

– A logicznie myśląc, teatr czy kino są najbezpieczniejsze spośród wszystkich publicznych miejsc pod dachem – mówi Krzysztof Głuchowski, dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, i tłumaczy: bardzo łatwo tam wyegzekwować zachowanie bezpieczeństwa. Widzowie siedzą w ustalonej odległości, nie jedzą, nie rozmawiają ze sobą, a jeśli już, to z osobami, z którymi do teatru przychodzą. Dlaczego więc wielogodzinna podróż pociągiem nie jest zagrożeniem epidemiologicznym, natomiast jest nim wizyta w teatrze czy kinie? Nie widzimy w tym sensu. Brakuje w tym logiki, brakuje przejrzystych informacji. I mamy wrażenie, że jest to rodzaj niedopatrzenia – komentuje.

Wątpliwości budzi też fakt zapisu obostrzeń w ramach trzech różnych porządków. Podczas gdy wydarzenia kulturalne są objęte restrykcjami procentowymi, na weselach decydują już dokładne liczby (np. dla żółtej strefy – 100 osób), a w parkach rozrywki – metraż (w tejże: 1 osoba na 10 mkw).

- Procenty są najbardziej nieprzejrzystym i niewymiernym kryterium, ponieważ widownie teatralne mają różną gęstość, różne są też kubatury scen. Wymierna za to jest liczba osób i metraż. W takim kryterium mogę podjąć odpowiedzialną epidemiologicznie decyzję na temat tego, jak wiele osób w tej przestrzeni może przebywać – mówi dyrektorka sztuki na wynos.

Od piątku Kraków nie jest już żółtą strefą, a twórcy teatralni mogą wrócić do dawnych ustaleń. Nie wiadomo jednak, na jak długo, i czy bilety, które teraz z wyprzedzeniem sprzedają na spektakle, będą mogły zostać zrealizowane w tej samej liczbie.

- Trudno pracować w takich warunkach, ale teatr powinien tak planować repertuar, by zachować ciągłość działania. Jeżeli będę zmuszony stale zmieniać te plany, to je zmienię. Możemy dostosować się do wielu rzeczy, tylko nie rozumiemy przepisów, które o tym decydują – podsumowuje Krzysztof Głuchowski.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo

Materiał oryginalny: Raz w strefie, raz poza nią. Absurdalne rezultaty restrykcji w teatrach - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto