MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Rafał Ulatowski: Najciężej było wracać po porażkach

Redakcja
O nieudanym początku sezonu i pierwszych jesiennych zwycięstwach rozmawiamy z trenerem Cracovii Rafałem Ulatowskim.

Po sześciu porażkach przyszły dwa zwycięstwa. Chyba trochę drużyna odetchnęła?

- Atmosferę w klubie tworzą wyniki. Ostatnie były takie, jakich się od nas oczekiwało. Jednak patrząc w tabelę, nie możemy pozwolić sobie na rozluźnienie. A motywacji nam nie brakuje, ponieważ zajmujemy ostatnie miejsce w tabeli i chcemy je jak najszybciej opuścić.

Powiedział Pan ostatnio, że te porażki dały Panu niezłą szkołę życia. Jakieś wnioski z tej nauki?

- Przez cały ten czas, kiedy przegrywaliśmy, nikt w klubie nie wiedział, co dzieje się w środku zespołu, nie pozwalaliśmy dostać się do nas "od wewnątrz". Nie praliśmy brudów publicznie, przy udziale mediów. Myślę, że to też określa nasz charakter. Potrafiliśmy ze sobą rozmawiać i merytorycznie dochodzić do porozumienia. Myślę, że to duży sukces drużyny, który pokazuje, że jesteśmy jednością i wszyscy gramy do jednej bramki.

A jak się Pan wtedy czuł?

- Wynająłem mieszkanie niedaleko stadionu Cracovii. Najciężej było wracać do niego po porażkach. Myśli wtedy nie były pozytywne.

W jednym z wywiadów powiedział Pan, że życzyłby sobie, aby cała presja skupiona była na Panu. Osobiście wydaje mi się to nierozsądne. W końcu zawodnicy również powinni poczuwać się do odpowiedzialności za to, co się dzieje.

- Prawdą jest, że sukces ma wielu ojców, klęska zaś jest zawsze sierotą. Tak było, jest i będzie. Gdybym jednak wiedział, że nie mam wpływu na drużynę, albo nie widział w nich zaangażowania, to dawno już bym zrezygnował ze stanowiska. Ale ja wiem, że oni chcą walczyć i to daje mi wiarę, że razem zrobimy coś fajnego.

Kiedy przegrywaliście mecz za meczem widział Pan w zawodnikach "chęć poprawy i zadośćuczynienia za grzechy"? W końcu to oni wybiegają na boisko.

- Jak już wspomniałem, gdybym nie widział w nich zaangażowania, to już by mnie tutaj z nimi nie było. Naturalną rzeczą jest, że kiedy prawie codziennie spotyka się 30 mężczyzn, przychodzą czasem konflikty. Ale jeśli pojawia się problem, to trzeba go rozwiązać. Pracujemy według ustalonych zasad i nie zdarzyło mi się jeszcze, aby którykolwiek zawodnik je złamał.

"Pozyskaj tłum, a będziesz żył" - mówi stara prawda. Pana kibice lubią, mimo, iż rozpoczęcia sezonu nie możecie zaliczyć do udanych. Domyśla się Pan, z jakich powodów ta sympatia?

- Nie potrzebuję, żeby mnie kochano. Tutaj nie chodzi o sympatię, tylko o robienie czegoś dobrego dla klubu. Tradycja Cracovii zasługuje, aby dalej tworzyć jej historię. I to właśnie chcę robić. Jestem młodym trenerem, w Krakowie pracuję od trzech miesięcy, ale proszę mi wierzyć, wiele już w życiu przeżyłem. Rozpoczęcie sezonu nie wyszło nam tak, jak zakładaliśmy, tym bardziej, że na zgrupowaniach prezentowaliśmy się dobrze. Zapomina się jednak, że kiedy nadeszła liga, przyszły również zgrupowania reprezentacji. Zawodnicy z Cracovii także byli powoływani, dlatego nie zawsze mogłem mieć wszystkich zawodników do dyspozycji. Mało kto również pamięta, że pięć z sześciu przegranych meczów, przegraliśmy różnicą tylko jednej bramki. Nie bronię siebie, nie bronię piłkarzy. Chcę tylko powiedzieć, że ta drużyna ma potencjał, umiejętności  i ja w nią wierzę.

Można jeszcze zaznaczyć, że przegraliście m.in z mistrzem Polski oraz drużynami, które są w czubie tabeli, jak Korona Kielce, czy Górnik Zabrze.

- Bo Cracovia to nie jest drużyna, która kładzie się na murawie i nie wie co ma robić. To, że wygraliśmy ostatnie dwa spotkania [w Pucharze Polski oraz w lidze - przyp. red.] to nie przypadek, tylko wynik ciężkiej pracy. Zawodnicy zaczynają się ze sobą zgrywać, czuć ducha drużyny. Już teraz widać, że z takich zawodników jak Suart (który dołączył do nas w trakcie rozgrywek), Kosanović czy Radomski, drużyna będzie miała pożytek. Myślę, że wszystko idzie w dobrą stronę.

Możemy mówić, że przed nami dopiero ósma kolejka ekstraklasy, ale też możemy mówić, że drużyna prawdopodobnie ponownie bronić się będzie przed spadkiem z ligi.

- Meta tych zawodów jest w maju, a nie w grudniu. Każde kolejne spotkanie ma dawać kibicom satysfakcję z oglądanego meczu, zawodnikom ze zdobywanych punktów, a trenerowi z owoców tej pracy.

Mówi się, że kiedy gorzej już być nie może, może być już tylko lepiej.

- W meczu z Arką poniósł nas tłum. Widzieć, jak dla 15. tys. kibiców Maciej Maleńczuk śpiewa hymn, słyszeć ten doping i być trenerem, który jako pierwszy prowadzi drużynę na nowym stadionie…- dla takich chwil warto żyć. Do pracy w Cracovii przekonała mnie perspektywiczna budowa zespołu, wizja i plany jakie mają włodarze w związku z klubem. Wierzę, że te ostatnie dwa zwycięstwa są początkiem czegoś dobrego.

Czego Panu życzyć? Sukcesów?

- Tego, abym nigdy nie zboczył z obranego przez siebie kierunku. Kiedy będziemy wygrywać, żebym zachował powściągliwość, a kiedy będziemy przegrywać, żebym nie popadł w paranoję. Wierzę, że ciężka praca jest drogą do sukcesu. A my pracujemy ciężko.

Udostępnij artykuł na Facebooku



Zobacz na MM:Wywiady | Serwis motoryzacyjny | Photo Day - plenery fotograficzne | Ekstraklasa: Wisła i Cracovia | Zdrowie i uroda | Filmowy Kraków | MoDO | Inwestycje
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto