Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Radosław Sobolewski: Wisła Kraków potrzebuje więcej Jarochów i więcej Carlitosów

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Andrzej Banaś
- Musimy zrobić wszystko, żeby skończyć z wymówkami, że zespół sobie nie radzi pod względem mentalnym. I nie mam zamiaru teraz wracać do przeszłości, rozwodzić się, dlaczego tak było. To teraz jest moja rola, żeby to się nie powtarzało, a zespół potrafił wychodzić obronną ręką z opresji - mówi trener Wisły Kraków Radosław Sobolewski.

WISŁA KRAKÓW. Najbogatszy serwis w Polsce o piłkarskiej drużynie "Białej Gwiazdy"

- Widział się pan już z Kiko Ramirezem, rozmawialiście o tym jak będzie wyglądała wasza współpraca?
- Jesteśmy już w stałym kontakcie, choć Kiko jeszcze nie przyleciał do Polski, ale zamierza stacjonować tutaj na stałe. Natomiast nasz nowy dyrektor sportowy rozpoczął realizację zadań pod kątem wzmocnień drużyny przed startem nowej rundy.

- Jak przyjął pan informację, że Hiszpan został dyrektorem sportowym i ponownie pana szefem, bo wcześniej - przypomnijmy - był pierwszym trenerem Wisły, a pan jednym z jego asystentów?
- Rzeczywiście, Kiko znów będzie moim szefem, z czego bardzo się cieszę. Optowałem za takim rozwiązaniem, żeby Kiko wrócił do Wisły Kraków. Z wielu względów. On już bardzo dużo dobrego zrobił dla tego klubu. Jest bardzo dobrze przygotowany merytorycznie do zawodowego futbolu, ale też ma nosa do piłkarzy. Uczestniczył przecież w pozyskiwaniu do Wisły takich zawodników jak: Carlitos, Jesus Imaz, Fran Velez, Julian Cuesta, Pol Llonch, Ivan Gonzalez. To jest osoba, która zna hiszpański rynek i to na każdym poziomie rozgrywkowym, ale posiada też wiedzę i kontakty wyniesione ze znajomości innych lig. Mam nadzieję, że bardzo mocno nam pomoże wzmocnić skład już w zimie. Bardzo chcieliśmy rozbudować pion sportowy, za nami mnóstwo spotkań roboczych. Ja cieszę się, że ten temat mocno ruszył, że zrobiliśmy duży krok do przodu.

- Nie ma pan obaw, że Kiko Ramirez owszem, bardzo dobrze zna ligi hiszpańskie, ale może być z tym gorzej jeśli chodzi o rynek polski? A Wisła dzisiaj chyba bardziej potrzebuje - mówiąc obrazowo - więcej Bartoszów Jarochów niż Carlitosów, bo na tych drugich jej zwyczajnie nie stać.
- Wisła Kraków potrzebuje więcej Jarochów i więcej Carlitosów. Przypomnę, że Carlitos gdy trafił do Wisły, nie był wcale drogim zawodnikiem. On dopiero tutaj zbudował swoją markę na polskim rynku. Liczę zatem, że nam uda się pozyskać właśnie takich piłkarzy z dużą jakością, ale w ramach określonego budżetu. Jedno jest pewne - chcemy element po elemencie zmieniać na lepsze kadrę pierwszej drużyny. Nie chcę jednak tylko uzupełniać składu. Chcę, żebyśmy się wzmocnili, oczywiście cały czas biorąc pod uwagę nasze możliwości finansowe.

- To jak już mówimy o wzmocnieniach, to obsadzenie, jakich pozycji jest dla pana obecnie priorytetem?
- Większość kibiców Wisły zgodzi się ze mną, że potrzebujemy wzmocnień na różnych pozycjach, ale jest kilka priorytetów. Potrzebujemy wzmocnić lewą obronę, bo mieliśmy tutaj jesienią deficyt. Dochodziło do tego - jak pamiętamy - że musieliśmy przestawiać Bartosza Jarocha na lewą stronę, żeby dobrze, na odpowiednim poziomie ją zabezpieczyć. Na pewno chcemy poprawić jakość na skrzydłach, bo tam mieliśmy problem nie tylko jesienią, ale przez cały rok. Chcielibyśmy też realnie wzmocnić rywalizację w środku pola. I tutaj intensywnie szukamy zawodników.

- Skoro wspomniał pan o środku pola, to nie jest tajemnicą, że staracie się o Igora Sapałę. Na jakim etapie rozmów jesteście?
- Rozmowy są bardzo zaawansowane. W ostatnich dwóch tygodniach wiele przyspieszyło również na tym polu. Jesteśmy blisko porozumienia, ale jeszcze nie mogę powiedzieć, że Igor Sapała jest piłkarzem Wisły Kraków.

- Zamykając sprawę działu sportowego, ile osób ma do niego jeszcze dołączyć i jaka będzie pana rola w kształtowaniu polityki transferowej?
- Mówiłem to już na jednej z konferencji prasowych, a teraz powtórzę, że nie dałbym rady łączyć dwóch funkcji, czyli trenera i dyrektora sportowego. Dlatego tak mi zależało na tym, żeby w klubie była taka osoba, która weźmie część odpowiedzialności za politykę transferową. I cieszę się bardzo, że taka osoba się pojawiła. I że to jest Kiko Ramirez. Kolejna rzecz to rozbudowa tego działu. Nie wyobrażam sobie, żeby było inaczej. Do tego jednak są potrzebne pieniądze, żeby zatrudniać fachowców, a jak w każdej dziedzinie, fachowcy kosztują. W miarę możliwości będziemy jednak starali się ten pion rozwijać. Myślę, że teraz decydujący głos w tej sprawie będzie miał dyrektor sportowy Kiko Ramirez. A ja oczywiście swoje stanowisko w przypadku pozyskiwania piłkarzy też będę wyrażał.

- Z nowym prezesem Jarosławem Królewskim rozmawiał pan o tym, w jakim kierunku klub będzie zmierzał w najbliższym czasie? Wiadomo przecież, że jak organizacyjnie wszystko jest poukładane, wypłaty wpływają piłkarzom na czas, to i trenerowi łatwiej się pracuje, może więcej wymagać od podopiecznych.
- Rozmawialiśmy już wiele razy. Odkąd Jarosław Królewski został prezesem, odkąd wziął na siebie większą odpowiedzialność za Wisłę, przegadaliśmy mnóstwo czasu. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że mnóstwo rzeczy poszło bardzo do przodu. Również takie, które były w zawieszeniu. Teraz już wszystko jest zatwierdzane szybko, decyzje zapadają błyskawicznie. Pion sportowy jest jedną z tych spraw, które kilkukrotnie poruszaliśmy, a zatrudnienie Kiko Ramireza świadczy o tym, że najważniejsze rzeczy są szybko realizowane. Jestem zadowolony z tego, co wydarzyło się w klubie przez ostatnie trzy tygodnie.

- Powtarzał pan też już kilka razy, że kadrę, jaką ma obecnie Wisła, należałoby odchudzić. Czy piłkarze, na których nie będzie pan stawiał, już o tym wiedzą?
- Niektórzy wiedzą, ale muszę trochę opowiedzieć jak działam. Chcielibyśmy zredukować kadrę i tego nie kryję. Co jednak ważne, mam zapewnienie, że nie nastąpi to z powodów finansowych. Redukcja będzie zależna od tego, kto przyjdzie do nas zimą. Może się zdarzyć nawet tak, że jeśli wzmocni nas bardzo dobry piłkarz, to z danej pozycji może odejść nawet dwóch innych zawodników. Trzeba jednak jasno kibicom uświadomić, że aby ktoś od nas odszedł, musi wykazać taką wolę. W futbolu tak to nie działa, że sobie po prostu kogoś z ważnym kontraktem z dnia na dzień „wypchniemy”, bo uznajemy, że jest nam już niepotrzebny.

- Cofnijmy się trochę w czasie. Pracuje pan w Wiśle prawie rok. Najpierw jako asystent Jerzego Brzęczka, później już jako pierwszy trener. Znalazł pan odpowiedź na pytanie dlaczego „Biała Gwiazda” tak słabo prezentowała się zarówno wiosną jak i jesienią?
- Oczywiście, że Wisła powinna wyglądać zdecydowanie lepiej! To był w naszym klubie bardzo smutny rok. Spadliśmy z ekstraklasy. W I lidze zajmujemy po jesieni odlegle, dziesiąte miejsce. Na dzisiaj mamy cztery punkty straty do miejsca w barażach. Takie są fakty. A dlaczego tak to wyglądało? Złożyło się na to wiele składowych. Nie chcę tutaj szukać wymówek, wymieniać tuzina przyczyn, żeby to wytłumaczyć. Na pewno wpływ na drużynę miały liczne zmiany w letniej przerwie. W klubie też nie było pewności, co się wydarzy, jeśli chodzi o sprawy właścicielskie. A żeby wszystko funkcjonowało dobrze, musi być stabilizacja na wielu polach. Tego chyba najbardziej zabrakło. Trener Jerzy Brzęczek chciał przebudować zespół. Pewne rzeczy nie poszły po jego myśli, a że nie było wyniku, to nie mógł wdrażać swoich pomysłów, zmian, które uznawał za najlepsze w kolejnym okienku transferowym. Nie chcę, żeby to źle zabrzmiało, ale nie mieliśmy też takiego piłkarskiego szczęścia w wielu meczach. Naprawdę. Jak sobie chociażby przypomnę te dwie poprzeczki w jednej akcji w meczu z Górnikiem Łęczna… Jeśli spojrzeć w statystki, tzw. expected points (punkty spodziewane, przyp. red.), to Wisła Kraków powinna być dzisiaj na drugim miejscu, kolejna rzecz, mamy 24 bramki zdobyte, 11 miejsce w lidze pod tym względem, bramki, które statystycznie powinniśmy zdobyć, Xg to wynik rzędu 29.73, czyli to 4 miejsce w lidze pod tym względem. Trzeba zatem poprawić rzeczy, które zawodziły podczas gry. Analizując można powiedzieć, że bardzo mocno szwankowała nam gra w obu szesnastkach. W ataku i w obronie. Nasi rywale oddają średnio 8,8 strzałów na mecz, czyli mało, co daje nam drugie miejsce w lidze pod tym względem. Tylko, że to my popełnialiśmy niefrasobliwe błędy - a to indywidualne, a to w zajęciu pozycji startowej, co kończyło się albo golem, albo bardzo klarowną sytuacją dla rywali lub rzutem karnym. To musimy poprawić.

- Dlaczego w Wiśle jest tak, że większość zawodników gra tutaj w ostatnich latach poniżej swoich możliwości?
- Wiem, że to padało już wiele razy, ale proszę mi wierzyć, że to, co zaraz powiem jest po prostu prawdą i mówię to też opierając się na własnych doświadczeniach w roli piłkarza - gra w Wiśle Kraków różni się od gry w wielu innych klubach. Tutaj naprawdę z różnych względów jest zupełnie inna presja. I wielu piłkarzy, którzy wychowali się w innych środowiskach, w innych realiach ma problem z adaptacją, z przyzwyczajeniem się do presji, jaka jest w Wiśle. I nie ma znaczenia, że my dzisiaj jesteśmy w I lidze, bo kibice Wisły i otoczenie wokół klubu się nie zmieniło. Wymagają tak samo mocno. Nie tylko wyniku, ale wymagają też dobrej gry. I powiedzmy sobie szczerze - niektórych piłkarzy to po prostu przerasta.

- Czyli dotykamy sfery mentalnej, bo Wisła miała inny skład wiosną, mocno inny jesienią, a jednak to, co łączyło te drużyny, to problem z udźwignięciem trudnych momentów w meczach. Często wystarczył stracony gol, żeby zespół rozlatywał się na drobne kawałki. Były jednak również nieliczne takie spotkania, w których pokazywaliście, że można wyjść z opresji jak np. z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Tylko dlaczego takich meczów było tak mało?
- Jedno jest pewne - musimy zrobić wszystko, żeby właśnie takich meczów było jak najwięcej! Musimy zrobić wszystko, żeby skończyć z wymówkami, że zespół sobie nie radzi pod względem mentalnym. I nie mam zamiaru teraz wracać do przeszłości, rozwodzić się, dlaczego tak było. To teraz jest moja rola, żeby to się nie powtarzało, a zespół potrafił wychodzić obronną ręką z opresji. Jak już wytypujemy zawodników do wzmocnienia zespołu, to muszą oni prezentować nie tylko wysoki poziom techniczno-taktyczny, ale również musimy sprawdzić, czy są przygotowani mentalnie do gry w takim klubie, jak Wisła Kraków.

- A co z proporcjami graczy doświadczonych i młodzieży? Bo można odnieść wrażenie, że tak mocne stawianie na młodzież przyczyniło się w dużym stopniu najpierw do spadku, a i po nim młodzi gracze nie zawsze potrafili udźwignąć odpowiedzialność za grę, wynik. Szczególnie w trudnych momentach.
- Taką koncepcję miał klub i ja mogę to jedynie przyjąć do wiadomości. Z mojej perspektyw zespół potrzebuje teraz doświadczonych, nawet bardzo doświadczonych zawodników, którzy w kryzysowych momentach będą w stanie pociągnąć zespół za sobą. Pożądaną postawę w twardej, ligowej walce może często dać jedynie doświadczenie starszych piłkarzy. Od kiedy zaczęły się problemy z systematycznym punktowaniem w tej rundzie? Od momentu, gdy z powodu kontuzji nie mogli brać udziału w meczach, ale również w treningach tacy zawodnicy, jak Żyro czy Pereira.

- Nie macie sobie jako trenerzy nic do zarzucenia w kwestii prowadzenia tych młodych piłkarzy? Przykład Piotra Starzyńskiego, który miał bardzo udane wejście do ekstraklasy, a w ostatnim roku zanotował bardzo duży „zjazd” formy, jest bardzo wymowny. Może trzeba było dać mu więcej grać w Centralnej Lidze Juniorów niż czasami wozić go na drugi koniec Polski z pierwszą drużyna, żeby zagrał parę minut lub wcale?
- Długo moglibyśmy rozmawiać na temat rozwoju młodych piłkarzy. Ja stoję na stanowisku, że ten rozwój nie zależy tylko od trenerów. Wiele zależy też od samego piłkarza, czy znajdzie w sobie na tyle siły, motywacji, żeby pokonywać kolejne szczeble, przebijać kolejne mury. Wchodzi piłkarz do dorosłego futbolu, ale to, że za moment usiądzie na ławkę rezerwowych powinno dać mu do myślenia. Bo może ten trener nie jest taki zły, nie uwziął się, tylko po prostu wymaga ode mnie więcej i trzeba się wziąć do jeszcze cięższej pracy. Żyjemy w takich czasach, jakich żyjemy, przepis o młodzieżowcu powoduje to, iż młodzi zawodnicy nie są uczeni pełnej rywalizacji, dostają coś z góry „za darmo”, a krytyka jeśli młody zawodnik się nie rozwija, spada przede wszystkim na trenerów, a ja radziłbym jednak bardziej to rozłożyć na czynniki, bo to naprawdę nie są czarno-białe sprawy.

- To porozmawiajmy o tym, który mimo trudniejszych momentów, był waszym najlepszym piłkarzem. Gdy żegnał się pan z Luisem Fernandezem przed jego wyjazdem na urlop, miał pan pełne przekonanie, że wiosną Hiszpan będzie do pana dyspozycji?
- Mam przekonanie, że Luis wiosną będzie z nami. Ma ważny kontrakt do 30 czerwca i wierzę, że pomoże nam w walce o awans do ekstraklasy. Powiem więcej - prezes jest już po rozmowie z menedżerem Luisa. Gdy Luis wróci z urlopu w styczniu, ma dojść do kolejnego spotkania, już z udziałem piłkarza i będą rozmowy na temat dłuższego pozostania Luisa Fernandeza w Wiśle Kraków.

- Mówiliśmy o transferach, ale Wisła ma też trzech teoretycznie bardzo ważnych zawodników, którzy od miesięcy rehabilitują się po ciężkich kontuzjach i operacjach kolan. A do Jakuba Błaszczykowskiego, Alana Urygi i Zdenka Ondraska niedawno dołączył Mikołaj Biegański. Jak wyglądają szanse całego kwartetu, żeby rozpocząć normalne przygotowania z drużyną do sezonu?
- Z Mikołajem to jest świeża sprawa. Lekarze mówią, że wróci do pełnego treningu po około sześciu tygodniach. Z pozostałej trójki najbliżej powrotu do gry jest Alan Uryga. Pracuje bardzo mocno i bardzo chce jak najszybciej wrócić do zespołu i do formy. Na pewno będzie potrzebował trochę czasu, ale jest tego coraz bliżej. Plan jest taki, żeby oni wszyscy pojechali z nami na obóz do Turcji i też tam dochodzili do optymalnej dyspozycji.

- Stracił pan ważną postać w sztabie, bo z pracy w Wiśle Kraków zrezygnował trener przygotowania fizycznego Leszek Dyja. Wie pan już kto go zastąpi czy jest to jeszcze na etapie poszukiwań?
- Ta sprawa już jest zamknięta. Dokonaliśmy wyboru i jeśli dograne zostaną sprawy formalne, to do sztabu pierwszej drużyny dołączy trener, który orientuje się w realiach Wisły Kraków. Dotychczas odpowiadał za przygotowanie fizyczne w naszej Akademii. Z ogłoszeniem nazwiska trzeba się jeszcze wstrzymać do momentu zawarcia umowy. Mogę zapewnić jednak, że to kompetentna osoba, która ukończyła AWF w Krakowie, do tego studia podyplomowe i specjalistyczne kursy, pełna zaangażowania i pasji.

- To będzie newralgiczna funkcja w sztabie, bo nie macie marginesu błędu. Biorąc pod uwagę straty, Wisła musi rozpocząć wiosnę z najwyższego pułapu, musi po prostu wygrywać od początku, jeśli chcecie poważnie włączyć się w walkę o awans do ekstraklasy. Rok temu popełniono w klubie bardzo poważne błędy w tym względzie, co koniec końców przyniosło spadek z ekstraklasy. Zdaje pan sobie sprawę, że tutaj na błąd pozwolić sobie nie możecie?
- Oczywiście, że mam to z tyłu głowy! Oczywiście, że wiem jak ważną osobą w sztabie jest trener przygotowania fizycznego. Ja jednak uwielbiam pracować z młodymi, ambitnymi trenerami, którzy chcą się rozwijać. Przykładem jest moja współpraca z trenerem Mateuszem Oszustem w Wiśle Płock. Niewielu ludzi znało go jeszcze niedawno, a dzisiaj jest to jeden z najlepszych specjalistów, jeśli chodzi o ekstraklasę. Gdy przychodziłem do Wisły Płock, była to jedna z najgorzej biegających drużyn w całej lidze. To nie moja opinia, tylko tak wskazywały po prostu twarde liczby! Gdy odchodziłem, była to już jedna z najlepiej biegających drużyn w ekstraklasie. A później Mateusz kontynuował pracę z kolejnymi trenerami i teraz o ile się nie mylę, to Raków Częstochowa i Wisła Płock najlepiej wyglądają fizycznie w tym sezonie ekstraklasy. Dlatego nie obawiam się wprowadzać młodych ludzi do sztabu. Wiadomo, że musimy się poznać, musimy się dotrzeć. Trener odpowiadający za przygotowanie musi się przekonać do tego, czego wymagam, jakie są zasady, ale myślę, że nie będzie z tym problemu. Jesteśmy po rozmowach i wierzę, że nasza współpraca będzie układać się z korzyścią przede wszystkim dla chłopaków.

- Jak Wisła Kraków ma grać wiosną?
- Pewne sprawy próbowałem już wdrożyć w tym krótkim okresie jesienią, gdy zostałem pierwszym trenerem. Chciałbym, żebyśmy dłużej utrzymywali się przy piłce nie bali się nią grać. Chodzi mi o to, żebyśmy byli mocniejsi w utrzymaniu piłki przy mocnym pressingu przeciwnika. Przegrywamy bardzo dużo pojedynków mając piłkę. Już po tym miesiącu pracy jest w tym aspekcie poprawa, notujemy mniej strat w środkowej części boiska, natomiast chcemy cały czas to rozwijać u naszych piłkarzy, bo tutaj mamy duże deficyty. Chcemy grać ofensywnie, chcemy kontrolować spotkanie poprzez utrzymanie się przy piłce, natomiast musi pojawić się koniecznie progresja w ataku. Chcę, aby moi piłkarze notowali więcej wbiegnięć progresywnych, co zwiększy liczbę takich podań, bo w tym aspekcie też nie wygląda to dobrze. Na koniec musimy dostarczać więcej piłek w pole karne naszym napastnikom, żeby mogli finalizować akcje. Ostatnio zwiększyła się liczba naszych dośrodkowań, natomiast jakościowo nie wyglądało to najlepiej. Jeśli chodzi o systemy, to jesienią sytuacja nas zmusiła, żeby przejść na trójkę z wahadłowymi, ponieważ nasi skrzydłowi byli w gorszej formie lub mieli kontuzje. Jak będziemy grali wiosną, to pokaże nam najbliższy miesiąc i kogo uda nam się sprowadzić do Wisły Kraków. Nie boję się grać w obu systemach, zarówno z trzema, jak i czterema obrońcami. Tak robiłem w Wiśle Płock i będę robił to tutaj. Myślę, że w wielu fazach nasza gra na trzech obrońców wyglądała nieźle.

- Zaczynacie przygotowania 3 stycznia, wiadomo, że planowany jest obóz w Turcji i na razie tyle. Zdradzi pan nieco więcej szczegółów jeśli chodzi o przygotowania?
- Większość szczegółów już została ustalona. Skończyliśmy treningi 2 grudnia. Od 3 do 16 grudnia piłkarze mają zupełnie wolne. Od 17 do 23 grudnia muszą wykonać pracę indywidualną. Sześć jednostek treningowych. Okres świąteczny to dni wolne. Później od 27 do 30 grudnia piłkarze muszą wykonać w ciągu czterech dni trzy treningi indywidualne. Spotykamy się 3 stycznia. Dzień później zaplanowane są testy wytrzymałościowe, choć w nieco innej formule niż do tej pory to robiliśmy. Po tych testach będziemy mieć mnóstwo danych, z których skorzystamy. 5 stycznia mamy trening, 6 stycznia zawodnicy będą mieć wolne, a na 7 stycznia zaplanowaliśmy start obozu, który potrwa około 20 dni. Trochę się to pozmieniało w porównaniu do pierwotnego planu, dlatego musieliśmy zrezygnować m.in. ze sparingu z Ruchem Chorzów. Po tym bardzo długim obozie, zawodnicy dostaną dwa dni wolnego. W Turcji chcemy zagrać sześć sparingów. Niektórzy chętni na grę z nami już się zgłaszają, ale to jest na etapie dogrywania. Po powrocie chciałbym już iść mikrocyklem startowym. Nie mamy jeszcze terminu pierwszego wiosennego meczu ligowego z Resovią, ale chciałbym to ustawić w taki sposób, żeby ostatni sparing zagrać przy ul. Reymonta. Chodzi m.in. o to, żeby nowi zawodnicy, których pozyskamy, poczuli ten stadion, boisko. Uważam zresztą, że za mało tutaj trenowaliśmy. A czasami trzeba poczuć przestrzeń, odległość trybun. To są detale, ale ważne, żeby zawodnik rzeczywiście czuł się na swoim stadionie jak u siebie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Radosław Sobolewski: Wisła Kraków potrzebuje więcej Jarochów i więcej Carlitosów - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto