Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Publiczne pranie brudów

[email protected]
Czy współczesne pralnie samoobsługowe mają szansę stać się w Polsce maglami XXI wieku? Miejscem, gdzie znajomi czy sąsiedzi znajdą chwilę, by pogadać, spytać o zdrowie a przy okazji przeprać to i owo? W Poznaniu od 2 ...

Czy współczesne pralnie samoobsługowe mają szansę stać się w Polsce maglami XXI wieku? Miejscem, gdzie znajomi czy sąsiedzi znajdą chwilę, by pogadać, spytać o zdrowie a przy okazji przeprać to i owo? W Poznaniu od 2 lat działa jedyna w Wielkopolsce pralnia samoobsługowa - na razie przychodzą tu głównie studenci, bo nie mają pralek, oraz emeryci i renciści, którzy nie mają już siły prać we Franiach.

Małgorzata wychodzi na papierosa przed pralnię. Ze znajomym, który też właśnie załadował pranie do pralki. Mają pół godziny, ale zaraz wracają, bo na dworze chwyta mróz, a wewnątrz temperatura jak w palmiarni. Małgorzata siada przy stoliku i przegląda kolorowe magazyny. Siedzący obok Łukasz wpatruje się w rząd 10 czerwonych pralek, które stoją pod ścianą. Pan Walerian, rencista, cierpliwie składa przy stole bieliznę pościelową, spoglądając w telewizor. – W mieszkaniu studenckim nie ma pralki, dlatego wszyscy przychodzimy z brudnymi ciuchami tutaj – wyjaśnia Małgosia, studentka drugiego roku rusycystyki. – Ja przychodzę średnio dwa razy w miesiącu. Studenci to na razie główna klientela pralni samoobsługowej. Podobnie jak renciści i emeryci. – Przychodzę raz w tygodniu, na zmianę z żoną – wyjaśnia pan Walerian, który mieszka w jednym z pobliskich bloków – W domu mamy tylko starą „Franię“ i nie dajemy rady wyprać wszystkiego. Na kupno nowego „automatu“ nas nie stać.

Pralnia samoobsługowa „Bąbelki“ działa od ponad dwóch lat na jednym z winogradzkich osiedli. Jak zaznacza kierowniczka, Justyna Obarzanek-Rein, to pierwszy i jedyny punkt usługowy w Wielkopolsce, urządzony w amerykańskim stylu. – W Stanach pralnie są na każdym rogu. W Poznaniu jest tylko jedna, a ludzie przyjeżdżają nawet spoza miasta – mówi. Tak jak Łukasz, któremu droga z Antoninka na Winogrady zabiera godzinę. W domu po prostu nie ma pralki.

Krochmalić wszystko

W krajach anglosaskich i Skandynawii pralnie samoobsługowe, to coś więcej niż tylko punkt usługowy. Pranie jest pretekstem do nieformalnych spotkań, gdzie można spokojnie porozmawiać z sąsiadami i znajomymi. Również w Poznaniu coraz liczniejszą grupę stanowią stali klienci. – Chętnie przesiadują tu ludzie starsi, samotni, dla których wyjście do pralni jest nieraz jedyną okazją do rozmowy z drugim człowiekiem – wyjaśnia Ania, pracownica pralni. – Większość klientów już znam z widzenia. Zdarzają się osoby, które spędzają w pralni nawet pół dnia. Cykl pranie-wirowanie-suszenie trwa przeciętnie od 45 minut do godziny. Obarzanek-Rein uważa, że rozpowszechnienie się tego rodzaju usług to w Polsce kwestia czasu. – Polacy muszą się przekonać, że korzystanie z pralni samoobsługowej zabiera mniej czasu, niż pranie w domu - wyjaśnia pani kierownik. – Ludzie muszą zdecydować: kupić nową pralkę czy przyjść do nas. Automaty w „Bąbelku“ są średnio dwa razy większe od tych używanych w prywatnych łazienkach. Za jeden wsad trzeba zapłacić 10 złotych. Wirowanie jest darmowe. Suszarka, w zależności od rodzaju materiału, kosztuje od 3 do 9 złotych. – Nie korzystam z suszarni, nie opłaca się. W domu rzeczy schną za darmo – zauważa praktycznie Łukasz. Specyfiką poznańskiej pralni jest magiel oraz krochmalenie. Klienci chcą usztywniać niemal wszystko. – Kiedyś pewna kobieta poprosiła nawet o wykrochmalenie... bielizny osobistej – śmieje się Ania.

Facet w prześcieradle

Największy ruch panuje przed świętami. - Zdarza się, że wszystkie automaty są zajęte – opowiada Ania. – Cały dzień ludzie wchodzą, piorą i wychodzą. Przed południem przeważają emeryci. Wieczorami najwięcej jest studentów. Rośnie też grupa nowych stałych klientów – to matki z dziećmi. W „Bąbelkach“ maluchom wydzielono nawet specjalne miejsce do zabawy. Pani Justyna, przyjeżdża dwa, trzy razy w miesiącu. Zawsze zabiera ze sobą córeczkę. – Była awantura, gdy chciałam Wiktorię zostawić w domu – tłumaczy. – Latem było tu nawet takie małe domowe przedszkole. Pani Justyna, mimo że ma w domu pralkę, chętnie przychodzi do „Bąbelków“. Jak twierdzi bardziej się to jej opłaca, a poza tym może wyprać wszystkie brudy naraz i to znacznie szybciej niż w domu. Największy ścisk panuje, gdy zjawiają się całe rodziny cygańskie. Są tak liczne, że ich ubrania zajmują wszystkie pralki. Bywa też, że ktoś zapomni o praniu i pojawia się dopiero następnego dnia. Pracownikom nie wolno wtedy wyjmować tych rzeczy z automatu. „Bąbelki“ mają nawet swoje rekordowe pranie: był nim wielki, 15- metrowy... balon. Zmieścił się do pralki, ale jego składanie przysporzyło pracownikom sporo kłopotów.
Zdarzają się także mniej typowi klienci. – Pewnego razu przyszedł facet i spytał, czy może się rozebrać – opowiada Justyna Obarzanek-Rein. – Poprosił też o prześcieradło. Poszedł w kąt, owinął się prześcieradłem i wyprał rzeczy, które miał na sobie.
Większość klientów pierze samodzielnie. Przynoszą wtedy własny proszek. Ale są tacy, którzy przynoszą brudy i życzą sobie ich wyprania. Taka usługa jest jednak prawie dwa razy droższa.
Wiele zleceń pochodzi z hoteli i restauracji. Swoje firmowe flagi oddaje do czyszczenia nawet Zarząd Dróg Miejskich. Od czasu, gdy Unia Europejska nakazała zakładom usługowym prać ręczniki w pralniach, coraz więcej klientów to salony kosmetyczne i fryzjerskie.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wielkopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto