Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Profesor Janusz Filipiak we wspomnieniach - prezes, wizjoner, dobry człowiek. Zmarł w niedzielę, 17 grudnia

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Janusz Filipiak przeżywał sukcesy i porażki Cracovii
Janusz Filipiak przeżywał sukcesy i porażki Cracovii Anna Kaczmarz
W niedzielę zmarł prof. Janusz Filipiak, prezes Cracovii, twórca i właściciel Comarchu. To dzięki niemu „Pasy” wyszły z III-ligowego niebytu piłkarskiego, a w hokeju zaczęły odnosić sukcesy na wielką skalę.

Wymagający szef

Profesor Janusz Filipiak stał się legendą Cracovii. Był jej prezesem od 2004 r, a w klubie działał od 2003 r. Setki, a wręcz tysiące ludzi, którzy mają Cracovię w sercu spotkał na swojej drodze. Oddajmy głos kilku znaczącym postaciom podczas tej wędrówki z „Pasami”.

Trener Wojciech Stawowy kojarzy się z epokowymi wręcz sukcesami zespołu, to on przeszedł z zespołem z trzeciej ligi do ekstraklasy, a potem jeszcze dwa razy wracał do „Pasów”, w roli trenera i koordynatora piłkarskiej akademii.

- Kiedy pan profesor Filipiak pojawił się pierwszy raz w Cracovii to był to dla nas wspaniały dzień – wspomina Stawowy. - Pojawiła się osoba z pasją, charyzmatyczna, która pomogła Cracovii stanąć na nogi i wejść na ścieżkę rozwoju, która doprowadziła klub do ekstraklasy. Z pana prezesa zawsze bił optymizm i wiara w to, co chce osiągnąć. Tak właśnie działał. Zbudował silny, stabilny klub w ekstraklasie. Jego śmierć to wielka strata dla Cracovii, polskiej piłki, biznesu.

- Zawsze układały się nam rozmowy bardzo dobrze - mówi ze łzami w oczach Arkadiusz Baran, były kapitan piłkarskiej drużyny „Pasów”, bardzo lubiany przez Filipiaka. - Po przyjściu profesora nie było od razu sprecyzowanego celu: ekstraklasa. Mieliśmy dochodzić do tego krok po kroku.

- Szef zawsze powinien być wymagający – uważa Stawowy. - Powinien być konstruktywny. I taki pan profesor Filipiak był i takiego go będę pamiętał. Gdybyśmy się nie dogadywali, to nie zrealizowałaby ścieżki rozwoju, czyli awansów i dobrych występów. Dobrze się nam współpracowało, choć czasami mieliśmy odmienne zdania. Mimo to zawsze będę miło wspominał pana profesora, to się nigdy nie zmieni. Bardzo dużo mu zawdzięczam, wspólnie przeszliśmy bardzo wiele. Odszedł człowiek bardzo mi bliski, mimo że to nie jest moja rodzina, byłem z nim związany więzami emocjonalnymi.

- Ja miałem swój charakter, a profesor swój – opisuje układ Baran. - Mieliśmy jednak podobne charaktery i jakoś się dogadywaliśmy. Zawsze broniłem drużyny, bo miałem opaskę kapitańską. A współpraca układała się dobrze, dlatego były wyniki. Nie przypominam sobie, by były jakieś problemy. Były inne czasy, cieszyliśmy się grą w piłkę, a premie były na dalszym planie. To co nam obiecał, wszystko dawał i za to należy mu się szacunek.

- Pamiętam dokładnie pierwszy kontakt z panem profesorem – mówi Dariusz Mróz, prezes Grupy 100, dyrektor sportowy, członek rady nadzorczej. - Przyszedł na mecz, po nim odwiedził baraki, gdzie mieściły się szatnie i administracja klubu, później zaprosił nas na prezentację jego wizji dotyczącej przyszłości Cracovii. Ciekawostka: byłem osobą, która sprzedała mu pierwszą akcję Cracovii. Był taki wymóg, by formalnie mógł być akcjonariuszem i obejmować kolejne pakiety. Nasze kontakty były dość częste, dyskutowaliśmy przecież w tych momentach, kiedy to Cracovia się odbudowywała. To zasługa członków Grupy 100, że profesor się w Cracovią zainteresował. Byliśmy energicznymi działaczami i potrafiliśmy zaprezentować Cracovię atrakcyjniej niż poprzednicy. Zresztą nie tylko profesora Filipiaka przekonaliśmy do współpracy. Społeczność sponsorska klubu dynamicznie się rozrastała. Dla mnie to była zwykła kolej rzeczy, że Janusz Filipiak i Comarch dołączyli do naszego klubu. Było biednie, ale rosnąca społeczność Cracovii potrafiła poradzić sobie z każdym problemem. Poprzez małych sponsorów, potem trochę większych, lekko-średnich, znaleźliśmy w końcu tego największego. Toczyliśmy się do przodu niczym kula śnieżna. Profesor był biznesmenem. Futbolu i klubu musiał się uczyć. Po awansie do ekstraklasy powoli urywały się nasze kontakty. "Czasy oddanych kibico-działaczy się skończyły. Czas na profesjonalizację klubu." - argumentował Janusz Filipiak. Z biegiem miesięcy powoli zmieniał się zarząd i rada nadzorcza klubu, w których Grupa 100 miała większość.  

Hokejowa miłość

Filipiak inwestował w piłkę nożną i hokej. Szybko pojął, że ta druga sekcja wchodząc w skład MKS Cracovia SSA da mu więcej splendoru. I tak było. 7 mistrzostw Polski, Puchar Kontynentalny, 3 Puchary Polski, 3 Superpuchary to trofea, które na zawsze zostaną w gablocie Comarch Cracovii.

- Współpracę z panem profesorem wspominam bardzo dobrze - mówi Daniel Laszkiewicz, kapitan hokejowej Cracovii. - Przyszedłem do Cracovii w 2006 r., po sezonie, w którym na 100-lecie „Pasy” zdobyły mistrzowski tytuł. Po przyjściu do Krakowa były to najlepsze moje lata gry. Były tytuły mistrzowskie, to była „złota era”. Profesor był bardzo „ludzkim” prezesem, bardzo wyrozumiałym. Nigdy nie stwarzał problemów, ja jako kapitan zespołu dogadywałem się z nim dobrze. Wszystkie ustalenia były zawsze dotrzymywane. Rozmawialiśmy nieraz o trudnych rzeczach, ale nigdy nie było spięć. Bardzo dobrze wspominam tamte czasy. Po zdobyciu mistrzostwa mogliśmy wspólnie usiąść, wypić piwko i świętować. Bywał w naszej szatni po meczach, na każdym spotkaniu w fazie play-off bywał. Czasem nas zaskakiwał, był zadowolony z naszej gry i czasem coś „dorzucał”. Zrobił bardzo dużo dla hokeja, był niesamowitym pasjonatem. A my przysporzyliśmy splendoru firmie Comarch, czyli sponsorowi.

Podobnie jak ze Stawowym, tak i ze Stefanem Majewskim drogi Filipiaka zeszły się po latach. Najpierw zatrudnił go jako trenera zespołu, a przed dwoma laty jako dyrektora. Obaj urodzili się w Bydgoszczy.

- Gdy trafiłem do Cracovii, to pamiętam, że wspominaliśmy, że mieliśmy się już okazję spotkać – wspomina Majewski. - Nie pamiętam jednak, w jakich okolicznościach. Bardzo interesował się młodzieżą, dla niego piłka to nie był tylko pierwszy zespół, razem chodziliśmy na mecze drużyn młodzieżowych. Mówił mi, że buduje klub, który ma tradycje i chciałby, by ten klub grał jak najlepiej. Powiedział mi, że daje mi materiał i drużyna ma grać lepiej, bo wiadomo, w jakiej sytuacji przychodziłem. I wywalczyliśmy z czasem czwarte miejsce, co później udało się tylko wyrównać, a nie przebić.

Współpracowali dwa lata i wobec słabych wyników i głosu kibiców Filipiak musiał zwolnic Majewskiego.

- Kiedyś po latach w wywiadzie stwierdził, że żałuje zwolnienia trenera Majewskiego – przypomina były szkoleniowiec i obecny wiceprezes Cracovii.

Po odejściu utrzymywali dobry kontakt.
- Spotykaliśmy się bardzo często na licznych imprezach, byłem zapraszany na różne eventy – mówi Majewski. - Mówił mi wielokrotnie, że my się kiedyś na pewno spotkamy. I dotrzymał słowa, wykonał telefon i stwierdził: - Mówiłem, że do ciebie zadzwonię. I zatrudnił mnie po raz drugi. Zawsze dobro klubu było na pierwszym miejscu.
Jako wiceprezes i dyrektor sportowy w ostatnim czasie Majewski współpracował z Filipiakiem choćby w kwestii transferów.
- Mieliśmy taką zasadę, że zawsze typowaliśmy trzech piłkarzy na daną pozycję – mówi. - Nie sto procent, czasem się nie zgadzał, ale w większości akceptował. Nie były to trudne negocjacje z nim, zwykle dawał zgodę, przeważnie na transfer naszej jedynki.

Mocny charakter

Filipiak dał Stawowemu dziesięcioletni kontrakt, który przetrwał miesiąc…

- To pokazywało osobowość pana profesora i poniekąd moją – mówi Stawowy. - Mieliśmy różne zdania co do kar nałożonych na zawodników. Pan profesor twardo postawił na swoim, ja postąpiłem podobnie i ten kontrakt się skrócił. Chcę jednak pamiętać fajne rzeczy.

Do Stawowego jednak wracał, podobnie jak do Majewskiego.

Filipiak – dobry człowiek

- Był to dobry człowiek, o wyrazistej osobowości – wspomina go Stawowy. - Zazwyczaj różnił się od innych osób tym, że to, co myślał, to mówił. Często jest tak, że ludzie co innego myślą, a co innego mówią, a prof. Filipiak mówił zawsze prosto z mostu, tak jak uważa. To w nim ceniłem. Pamiętam same dobre rzeczy, wspólne wycieczki po Nowym Jorku, gdy pojechaliśmy z Cracovią odwiedzić Polonię, nasze tenisowe mecze, wielogodzinne rozmowy na temat taktyki.

- Pamiętam go jako bardzo uśmiechniętego człowieka – opowiada Baran. - Nawet jak nie szło, potrafił wejść do szatni i powiedzieć coś takiego w prosty sposób, że podnosił nas na duchu. Był nie tyle naszym prezesem, co kibicem. Gdy musiałem mieć drogą operację na kręgosłup, to profesor ją sfinansował. Pojechałem do Monachium, ale zanim to nastąpiło, musiałem go długo przekonywać do niej. Po kilku latach jego żona miała problemy z kręgosłupem i zapytał mnie o tamtą klinikę.

- Jak wygrywaliśmy kluczowe mecze, czy robiliśmy awanse to pan profesor potrafił przyjść do szatni i nagrodzić indywidualnie zawodnika, albo całą drużynę specjalną premią, albo zaprosić nas na fajną kolację do Wierzynka czy do swojej posiadłości – dodaje Stawowy. - Był słowny jeśli chodzi o to, co obiecał i hojny, potrafił doceniać wysiłek piłkarzy.

- Było wiele rozmów z panem profesorem takich nie dotyczących sportu – wspomina Laszkiewicz. - O normalnych rzeczach, o rodzinie itp.

- Był nie tylko szefem, ale po prostu wspaniałym człowiekiem – dodaje Majewski. - Bardzo często się spotykaliśmy. Potrafiliśmy wiele czasu spędzać na kolacjach, podczas których dyskutowaliśmy o piłce. Można powiedzieć, że to był ojciec tej drużyny. Dbał o różne rzeczy i chciał o wszystkim wiedzieć.

Prezes miał luz

- Po przyjściu pana profesora do Cracovii zagraliśmy mecz zarząd na trenerów – wspomina Stawowy. - Grałem z panem profesorem w jednej drużynie i pamiętam jak strzelił gola do naszej bramki i cieszył się z tego, że zdobył gola. Było to fajne.

Wspaniałe czasy

- Jak wracaliśmy z Polkowic z wygranych baraży o ekstraklasę, to nie było stacji benzynowej, na której byśmy się nie zatrzymali – wspomina Baran. - Kibice za nami jeździli, profesor się cieszył. Skracał dystans, był bardzo lubiany w szatni. Wiedzieliśmy, że zawsze coś fajnego do nas powie, niezależnie od tego, czy był zdenerwowany, czy nie. Nie baliśmy się szefa. Dawał nam wsparcie, a my chcieliśmy mu to oddać na boisku.

- Najradośniejsze wspomnienie z tamtych czasów to mecze barażowe z Górnikiem Polkowice, zakończone awansem – wspomina Mróz. - Klub tętnił. Na mecz rewanżowy pojechaliśmy wspólnie z profesorem autobusem ze wszystkimi działaczami. Śpiewałem w autobusie przez całą powrotną drogę. To był ostatni taki wspólny wyjazd. Pan profesor na meczach zachowywał się jak prawdziwy kibic, bardzo przeżywał spotkania, wsiąkł głęboko w atmosferę i klimat stadionu i lodowiska Cracovii. Janusz Filipiak na zawsze pozostanie w historii Cracovii, jako jeden z tych największych. Każdy trochę lepiej zorientowany kibic „Pasów” zna zasługi i wady, osiągnięcia i błędy profesora, ale wszyscy pochylamy głowę i oddajemy mu największy szacunek. To był naprawdę ktoś jak Kazimierz Wielki: zastał Cracovię drewnianą, zostawił murowaną.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Profesor Janusz Filipiak we wspomnieniach - prezes, wizjoner, dobry człowiek. Zmarł w niedzielę, 17 grudnia - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto