Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powrót rodzinnej sagi do kin

Lucjan Strzyga
Aby pokazać wyciągnięty z lamusa świat XIX-wiecznego mieszczaństwa, Niemcy wydali 23 miliony dolarów
Aby pokazać wyciągnięty z lamusa świat XIX-wiecznego mieszczaństwa, Niemcy wydali 23 miliony dolarów fot. Gutek Film
Heinrich Breloer, od kiedy w grudniu 2008 roku jego film "Buddenbrookowie. Dzieje upadku rodziny" trafił na ekrany niemieckich kin, nie ma łatwego życia. Jego rodacy w większości uznali film za kompletne nieporozumienie.

Breloerowi zapomniano natychmiast, że dekadę temu zrealizował całkiem zgrabny serial "Mannowie - powieść stulecia" (co na lata ugruntowało jego specjalizację w tym temacie), a w 2005 roku udany serial "Speer i On", opowiadający o słynnym architekcie Hitlera. Po "Buddenbrookach" reżysera uznano za tego, który zszargał jeden z największych niemieckich mitów.

Ale czy tak jest w istocie? Wszystko wskazuje na to, że wyrok rodaków Breloera był dlań zdecydowanie za surowy. Niektórzy z krytyków posunęli się nawet do twierdzenia, że Niemcy odebrali nowych "Buddenbrooków" jako próbę przypowieści pocieszenia w czasach gnębiącego ich kryzysu finansowego. Ale czy akurat powrót do czasów, gdy w gruzy runęła wielka mieszczańska fortuna z Lubeki, może być dla kogoś pocieszeniem?

Z drugiej strony Niemcy, wychowani w kulcie Tomasza Manna, byli zapewne ciekawi, jak reżyser poradzi sobie z tym arcytrudnym tematem. Owa ciekawość popchnęła do kin ponad milion naszych zachodnich sąsiadów.

Film Breloera jest czwartą ekranizacją wielkiej Mannowskiej sagi. Pierwszy jej ekranizacji podjął się w 1923 roku Gerhard Lamprecht, kręcąc niemy obrazek będący wycinkiem długaśnej powieści. Film wszedł do kin dokładnie 23 sierpnia, dając ówczesnym komentatorom powód do wynoszenia pod niebiosa chwały niemieckiej kinematografii.

Jak na krótką ramotkę, z której niewiele można było zrozumieć, podjęli się zadania w prawdziwie patriotycznym duchu. W 1959 roku do dzieła przystąpił Alfred Weidenmann, tworząc - zgodnie z wymogami czasu - wielkie widowisko w technikolorze. Zaś ostatnie podejście przed Breloerem zrobił Franz Peter Wirth, kręcąc dla telewizji wypasiony miniserial. Z tych wszystkich produkcji film Breloera jest bez wątpienia najlepszy.

Choć oczywiście mają rację ci, którzy - czekając na wielką ekranową egzegezę powieści Manna - doczekali się pięknego plastycznego obrazka ze strojami z epoki wartego 23 miliony dolarów (przy okazji brawa dla kostiumologa i scenografów). Filmowcy z pietyzmem odtworzyli świat sprzed wieku: starą Lubekę, zamożny mieszczański dom, magazyny zbożowe, wreszcie urok nadmorskiego kurortu.
W tej scenerii oglądamy dramat Buddenrooków, gdy patriarcha rodu Jean (słuchający Wagnera i rozczytany w Schopenhauerze archetyp XIX-wiecz- nego kapitalisty wyznającego niemiecki ordnung) nie znajduje zrozumienia u swoich synów. I nic dziwnego, stary, mieszczański świat odchodzi w niebyt, a wraz z nim mieszczańskie cnoty.

Jakkolwiek zresztą ocenialibyśmy film Breloera, być może jest to zwiastun renesansu gatunku filmowych sag, skompromitowanych dziś przez serialowe tasiemce dla mało wymagających telemaniaków.
Co prawda spece od kina twierdzą stanowczo, że czasy, kiedy świat z zapartym tchem śledził zwroty w familiach Forsyte'ów, Whiteoaków, Palliserów czy naszych rodzimych Niechciców, bezpowrotnie odeszły do lamusa. Warto jednak przypomnieć, że cechy typowe dla rodzinnych sag mają również współczesne literackie hity, m.in. "Dune" Franka Herberta, "Białe zęby" Zadie Smith czy "Middlesex" Jeffreya Eugenidesa. One tylko czekają, aby ktoś zaradny zrobił z nich ekranowy przebój.

Tak naprawdę jednak Breloer zaprasza swoim filmem do powrotu do Tomasza Manna, lekko dziś przykurzonego geniusza pióra, który ukształtował swoimi powieściami gust co najmniej trzech pokoleń Europejczyków.

Dla niego "Buddenbrookowie" (napisał ich w 1901 roku) byli fragmentem życia. Urodził się w Lubece w 1875 roku, jego ojciec był bogatym kupcem zbożowym i pisarz na własne oczy oglądał schyłek epoki. Spotykanej czasem pogłoski, że po publikacji "Buddenbrooków" mieszkańcy Lubeki znienawidzili pisarza, nie potwierdził nigdy żaden biograf Manna. Ostatecznie to literacki noblista unieśmiertelnił to piękne miasto dla przyszłych pokoleń.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto