Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Powiat wadowicki. Grzegorz J. lubił patrzeć na ogień, bo to go uspokajało. Za podpalenie domu i śmierć matki dostanie dwa i pół roku

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Oskarżony Grzegorz J. na  sali rozpraw krakowskiego sądu ze swoim obrońcą. Przyznał się do podpalenia domu
Oskarżony Grzegorz J. na sali rozpraw krakowskiego sądu ze swoim obrońcą. Przyznał się do podpalenia domu Artur Drożdżak
Karę dwóch i pół roku więzienia otrzyma 21-letni Grzegorz J., który odpowiada przed krakowskim sądem za podłożenie ognia w rodzinnym domu i spowodowanie śmiertelnych obrażeń matki. Kobieta zmarła na skutek poparzenia 62 proc. powierzchni ciała i zaczadzenia. Ogłoszenie wyroku sąd odroczył do 23 maja. Sprawcy groziło dożywocie. Karę dla sprawcy prokurator uzgodnił z obrońcą mężczyzny i oskarżycielami posiłkowymi, ojcem i babką Grzegorza J. Skazanie uwzględnia nadzwyczajne złagodzenie dla sprawcy za jego czyn.

FLESZ - Powstała interaktywna mapa kleszczy!

od 16 lat

Rozpoczęty w poniedziałek (9 maja) proces trwał zaledwie dwie godziny i ograniczył się, za zgodą wszystkich stron postępowania, do wysłuchania relacji oskarżonego oraz czterech świadków. W praktyce odebrano zeznania od Sylwii i Renaty Z., sąsiadek rodziny oskarżonego. One pierwsze zauważyły pożar i wezwały pomoc. Pomagały też pokrzywdzonym opuścić płonący budynek.

Henryk J., ojciec oskarżonego, jako osoba dla niego najbliższa, odmówił składania zeznań przeciwko synowi. Irena J., babka Grzegorza J., ograniczyła się do stwierdzenia, że nie miała z wnukiem konfliktów. W nocy tragedii obudził ją syn i pomógł z sąsiadami opuścić dom. 83-latka wyraziła prośbę, by wnuk po odbyciu kary więzienia, nie mógł z nią mieszkać i by miał nakaz opuszczenia ich domu, który po pożarze jest ciągle remontowany.

- Przepraszam wszystkich za swój czyn - nie krył na sali rozpraw Grzegorz J., utrzymujący się z renty, średniego wzrostu, chudy 21-latek o rozwichrzonej fryzurze. Przyznał się do winy. Prosił o „zrozumienie i łagodny wymiar kary”.

Zdaniem biegłych działał, mając w znacznym stopniu ograniczoną poczytalność. Na sali rozpraw prosił o możliwość terapii uzależnień po odbyciu kary pozbawienia wolności. Potwierdził, że rozumie słowa sędziego Mirosława Firsta, który tłumaczył mu, że to oznacza pobyt w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym. Dodał, że po całej sprawie i zakończeniu odsiadki będzie mógł mieszkać u babki od strony matki, która ma dom w Andrychowie.

Z ustaleń prokuratury wynika, że do tragicznego zdarzenia doszło 13 października 2021 r. w Nidku koło Wadowic, gdzie w domu jednorodzinnym mieszkali małżonkowie Henryk i Edyta J., ich syn Grzegorz i jego babka Irena J.

Małżonkowie wieczorem pili alkohol w wyłożonym boazerią i styropianem ganku budynku na piętrze. Był z nimi syn, ale nie przyłączył się do picia piwa. Gdy domownicy poszli spać, Grzegorz J. podpalił reklamówkę ze śmieciami, która wisiała na krześle w ganku. Początkowo usiłował podłożyć ogień od papierosa, ale żar tylko topił reklamówkę, ale wtedy mężczyzna około 2.00 w nocy użył zapałek. Obserwował rozprzestrzenianie się ognia. Wietrzył też pomieszczenia, bo doszło do zadymienia i nie dało się oddychać.

Około 3.00 w nocy płomienie objęły boazerię na ganku i wybuchł intensywny pożar. Henryk J. obudził się i ujrzał światło na ganku, poszedł wyłączyć lampę i wtedy ujrzał płomienie. Krzyczał do domowników, by uciekali i próbował gasić ogień wodą z czajnika, ale bez skutku. Dym utrudniał mu działanie, słyszał krzyki żony, że nie da rady uciec. Edyta J. była schorowana i otyła. Jej mąż pobiegł po pomoc do sąsiadów i by wezwać straż pożarną.

Grzegorz J. wyskoczył z budynku przez okno i zachowywał się nieadekwatnie do sytuacji. Śmiał się, krzyczał, że „teraz to się dzieje i jest zabawa”.

Jego krzyki usłyszała jedna z sąsiadek i wezwała strażaków, inna weszła do płonącego domu i wyprowadziła z niego mieszkającą na parterze Irenę J., babkę oskarżonego. Strażacy pojawili się na miejscu około 3.19 i wyciągnęli poparzoną Edytę J. Miała obrażenia termiczne II i III stopnia. Trafiła do Centrum Leczenia Oparzeń Siemianowicach Śląskich, ale po dwóch dniach zmarła, miała poparzone 62 proc. ciała, drogi oddechowe i była mocno zaczadzona.

Prokuratura postawiła Grzegorzowi J. zarzut narażenia na niebezpieczeństwo ojca i babki oraz spowodowania obrażeń u matki, które skutkowały jej śmiercią. Oskarżony kilka razy przyznał się do winy podczas przesłuchań i w składanych pismach. Twierdził, że chciał się zemścić na babce, bo go krytykowała, ale nie miał zamiaru spowodować śmierci matki Edyty J.

Opowiadał, że lubi filmy i seriale obrazujące działania służb ratunkowych i z radością obserwował pożar. Nie krył, że lubi sobie popatrzeć na ogień, bo to go uspokaja. Nie ostrzegł domowników, bo bał się ich reakcji.

Biegli po obserwacji w szpitalu uznali, że mężczyzna ma zaburzenia osobowości, a w sytuacji stresu tendencje aspołeczne i przejawia wrogie pragnienia wobec innych. Nie był wcześniej karany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Powiat wadowicki. Grzegorz J. lubił patrzeć na ogień, bo to go uspokajało. Za podpalenie domu i śmierć matki dostanie dwa i pół roku - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto