Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Porwanie dziecka i mężczyzny z Krakowa. Co jeszcze mają na sumieniu?

Artur Drożdżak
Artur Drożdżak
Oskarżony Bogusław K
Oskarżony Bogusław K Artur Drożdżak
Dokonanie dwóch porwań dla okupu zarzuciła krakowska prokuratura Bogusławowi K i Dariuszowi S., ale ciągle trwa wyjaśnianie ich roli w pięciu zabójstwach popełnionych w latach 90-tych. Chodzi m.in. o zamordowanie Piotra i Alicji Jaroszewiczów.

FLESZ - Afera hejterska w Ministerstwie Sprawiedliwości

Śledczy zakończyli właśnie jeden z wątków śledztwa dotyczącego porwania 10-letniego Kamila, którego Bogusław K. uprowadził sprzed szkoły w centrum Krakowa dla okupu i przetrzymywał od 18 do stycznia 2017 r. Wypuścił go na wolność, gdy rodzice chłopaka zapłacili 100 tys. euro okupu.

Porwanie, okup i podsłuchy

Na trop sprawcy udało się wpaść dopiero po 11 miesiącach, bo znakomicie się kamuflował i zacierał ślady przestępstwa. Z ustaleń wynika, że Bogusław K. wynajmował kilka mieszkań na terenie Krakowa. Zwykle całymi godzinami majsterkował w piwnicy.
Wścibskim opowiadał, że naprawia telefony, a faktycznie przerabiał je dla swoich potrzeb. Modyfikował aparaty starego typu tak, że bateria mogła być sprawna nawet miesiąc bez doładowania. Znał się na tym, gdyż skończył szkołę zawodową i jest elektromechanikiem. W ostatnich latach dokształcał się przez internet.

Telefony z zamontowanym mikrofonem ukrywał w grzbietach książek, które podrzucał rodzinom porywanych osób. W ten sposób mógł je podsłuchiwać bez ich wiedzy. Wiedział, czy powiadomili policję i o czym rozmawiają. W książkach zostawiał też instrukcje co należy robić, jak i gdzie przekazać okup.

Przerobiony telefon był też w drewnianej skrzyni, w której pięć dni trzymał porwanego Kamila. W ten sposób zdalnie mógł kontrolować, czy dziecko żyje, co robi i czy wzywa pomocy. Przed laty Bogusław K. odsiedział 7 lat więzienia za udział w innym porwaniu w Krakowie i wzięcie okupu.

Uprowadzony biznesmen

Po wpadce porywacza, gdy policyjni technicy zaczęli analizować zawartość rzeczy ze skrzyni odkryto w niej przedmioty należące do porwanego przed laty biznesmena Zbigniewa P. Kiedyś milioner, a pod koniec życia stateczny pan o siwych włosach.

Gdy w 2013 r. przepadł bez śladu, Zbigniew P. miał 76 lat. Biznesmen został wytypowany przez porywacza jako ofiara przestępstwa, bo jeździł drogim audi. Był też w 2003 r. na 44. pozycji na liście najbogatszych Polaków. Na początku miał firmę produkującą kryształy. Później założył fermę drobiu. W latach 80. zajął się przemysłem tytoniowym. Zaczynał od produkcji filtrów papierosowych dla Krakowskich Zakładów Tytoniowych.

Potem otworzył fabrykę papierosów. Był współwłaścicielem 24,4 proc. firmy tytoniowej House of Prince Poland SA w Jaworniku koło Myślenic.

Bogusław uprowadził go 23 czerwca 2013 r. i od rodziny domagał się 500 tys. zł okupu, choć wiedział, że Zbigniew P. zmarł po uprowadzeniu.

Z czasem Bogusław K. zaprzestał kontaktowania się z rodziną porwanego. Śledztwo w sprawie porwania umorzono na kilka lat.

- W obu przypadkach, z uwagi na sposób przetrzymywania porwanych osób, czyli dziecka i biznesmena, przyjęto, iż doszło do uprowadzenia połączonego ze szczególnym udręczeniem - mówi Janusz Hnatko, rzecznik krakowskiej prokuratury.

Gang karateków

Wspólnik Bogusława K., czyli 62-letni dziś Dariusz S., chemik po uniwersytecie, był jednym z członków gangu karateków. Mężczyźni poznali się pod koniec lat 80. w nieistniejącej już sekcji karate Wyższej Szkoły Inżynierskiej (obecnie Politechnika Radomska).

Tam podczas ćwiczeń poznał Marcina B. i jego szwagra Roberta S. Ten ostatni głowy do nauki nie miał, skończył zawodówkę, ale zdobył czarny pas i stopień mistrzowski karate, do tego służył w pododdziałach specjalnych 6. Brygady Desantowo-Szturmowej w Krakowie. To komandos wymyślił sposób na życie: napady na wille i rabowanie kosztowności. Karatecy nie używali nadmiernej przemocy wobec domowników.

Początkiem końca ich bandy okazał się skok koło Lublina. Napadli na rezydencję należącą do Wiesława P., ps. „Wicek”. Obrabowany miał powiązania z mafią pruszkowską, która nałożyła karę na karateków i ich torturowała.

W końcu po wpadce Dariusz S. i Marcin B. dostali za 29 napadów po 15 lat, a Robert S. 25 lat odsiadki. Kary odbyli.

Zabójstwo Jaroszewiczów

W krakowskim śledztwie w sprawie porwania Zbigniewa P. członek gangu karateków Dariusz S. poszedł na współpracę z policją i ujawnił, że z dawnym kolegą Marcinem B. i jego szwagrem Robertem S. brali udział w 1992 r. w zabójstwie Jaroszewiczów w Aninie pod Warszawą. Całej trójce postawiono takie zarzuty.

Śledczy analizują też, czy zabili starsze małżeństwo w nocy z 18 na 19 stycznia 1991 r. w Gdyni oraz próbowali zabić 45-letniego mężczyznę 12 stycznia 1993 r. w Izabelinie.

Te wątki mają być zakończone aktem oskarżenia do końca br.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Porwanie dziecka i mężczyzny z Krakowa. Co jeszcze mają na sumieniu? - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto