22-letni Pyjas nie dopuszcza do siebie myśli, by jego udział w igrzyskach mógł być zagrożony. To byłoby niedorzeczne, gdyby spotkało go coś równie pechowego, jak w październiku 2017 roku, gdy od debiutu w Pucharze Świata na lodowcu Rettenbach w Soelden dzieliło go zaledwie kilka godzin.
- Wtedy zawody odwołano z powodu zbyt mocnego wiatru. Byliśmy na miejscu i wiedzieliśmy, że warunki nie są zbyt dobre. Ostatecznie dostaliśmy komunikat o 2 w nocy. Czułem duży zawód, nie ukrywam. Byłem zły, ale wiedziałem, że nic na to nie poradzę – wspomina.
18-letni wówczas krakowianin jeszcze nie wiedział, że kolejna szansa na występ wśród najlepszych na świecie może długo się nie pojawić.
- Zmieniły się zasady, weszły dodatkowe limity i to mocno utrudniło start w Pucharze Świata wielu zawodnikom – wyjaśnia.
Pomogła praca z psychologiem
Droga do czołówki znacznie się wydłużyła, bo nawet w zawodach FIS, w których przez ostatnie lata regularnie brał udział, konkurencja jest niezwykle wymagająca. Presja robiła swoje, młody alpejczyk miał spore problemy z dojeżdżaniem do mety, zdarzało się, że wypadał z trasy slalomu i giganta po kilka razy z rzędu. Często działo się to na zawodach najważniejszych, w których rozdawano medale, jak mistrzostwa świata juniorów czy otwarte czempionaty innych krajów. To musiało być frustrujące...