Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Patryk Makuch, napastnik Cracovii: Nie biczuję się, ale mogło być lepiej

Jacek Żukowski
Jacek Żukowski
Patryk Makuch (Cracovia)
Patryk Makuch (Cracovia) Andrzej Banaś
Patryk Makuch ma za sobą rozegraną całą rundę jesienną w ekstraklasie. Piłkarz Cracovii zagrał w 17 meczach, zdobył trzy gole. To nie był pana pierwszy styk z ekstraklasą. W sezonie 2018/2019 wiosną zagrał pan trzy mecze w barwach Miedzi Legnica, ale to były raczej epizody. Teraz mógł się pan poczuć pełnoprawnym, ekstraklasowym piłkarzem.

Debiut miałem przed kilkoma laty, ale tak naprawdę zacząłem grać teraz. Mam niedosyt. Napastnika zawsze się rozlicza z bramek.
Nie zawsze grałem na pozycji typowego napastnika, grałem też na pozycji numer 10. Strzeliłem trzy gole, ale jest niedosyt, bo chciałem mieć tych bramek więcej. Gra była moim zdaniem niezła, ale dorobek mógłby być większy. Może dobrze, że mam niedosyt, bo mam apetyt na więcej, na to, by pracować nad sobą i się rozwijać.

Jest pan ambitny, ale trzy bramki w de facto premierowej rundzie w ekstraklasie to wynik przyzwoity. Może zbyt surowo pan na siebie patrzy?

Mam zazwyczaj takie podejście, staram się nie zadowalać. Nie biczuję się, patrzę na pozytywy, ale szukam tego, co mogę jeszcze poprawić, by było lepiej. Mogłem lepiej wykończyć niektóre sytuacje. Gdybym był bardziej skuteczny, to liczby byłyby lepsze. Miałem dużo wygranych pojedynków i w powietrzu, i na murawie, mogę być z tego zadowolony.

Pańskie bramki przyczyniały się do zdobywanych punktów, to bardziej cieszy niż gdyby pan strzelał w przegranych spotkaniach – w dwóch meczach gole przyczyniły się do zwycięstw, a raz do remisu.

Zawsze jest ważne, gdy bramką mogę pomóc drużynie, bo liczy się wynik, ale na koniec sezonu nikt nie rozpamiętuje tego, w jakim meczu strzelało się gole, ale na to, ile ich jest. Patrzę też na to, co zrobiłem dla drużyny.

Pierwsza bramka, w meczu z Legią z karnego, chyba była najważniejsza. Zdobyta w spotkaniu z silnym rywalem, poza tym ciążyła na panu spora odpowiedzialność, gdy podchodził pan do wykonania rzutu karnego. Ten gol pewnie na zawsze pozostanie w pańskiej pamięci?

Tak, ten moment zapadł mi w pamięć. Długo trwało sprawdzanie na VAR-ze tej sytuacji, długo czekałem na wykonanie rzutu karnego. Otoczka wokół tego gola była naładowana dużymi emocjami.

Zagrał pan we wszystkich meczach ligowych, w znacznej większości w pierwszym składzie. Trener miał więc do pana spore zaufanie. Mówił o tym przed pańskim przyjściem i to się potem potwierdziło. To nie były tylko słowa rzucane na wiatr, tylko stawiał na pana.

Bardzo dużo mi to dało, dużo się nauczyłem dzięki temu, że grałem. Czułem to zaufanie i starałem się je przekładać na pracę dla drużyny, odwdzięczyć się, dać z siebie wszystko.

Był taki mecz z Lechem Poznań, w którym miał pan sporo klarownych sytuacji i nie zdobył gola...

Strzelałem m.in. przewrotką, w innej sytuacji wbiegłem w ciemno na pierwszy słupek i uderzałem w tłoku nad poprzeczką, sytuacje nie były może klarowne, ale mogło tak się stać, że piłka po tych strzałach wpadłaby do bramki. W tym meczu jednak jakoś nie chciała...

Generalnie, ta ekstraklasa chyba nie jest taka straszna? Śledził ją pan wcześniej z pozycji I-ligowca, który strzelał jak na zawołanie. Teraz, gdy pan w niej gra, zapewne nie wydaje się chyba straszna.

Nie można podchodzić ze strachem. Na pewno gra jest inna niż w I lidze, dużo szybsza, trzeba szybciej podejmować decyzje. Jest dużo bardziej taktyczna, jest mniej miejsca przy polu karnym, trzeba się było szybko zaadaptować.

Jeśli już na siłę szukać trudności, to z czym miał pan największy problem?

Ze spokojem w akcjach przy polu karnym. Z grą jeden na jednego nie było problemów, potrafiłem sobie wypracować miejsce do uderzenia, ale z chłodną głową był czasem problem, by dać sobie moment, by dobrze spojrzeć, uderzyć.

Grał pan na szpicy, potem rotował się pan z Benjaminem Kallmanem, schodził bardziej do tyłu. Czy to była dla pana nowość, czy w Miedzi grał pan w podobny sposób?

Było tak, że w Miedzi u trenera Łobodzińskiego w ataku była duża dowolność. Jestem takim typem piłkarza, który jest bardzo rozbiegany, lubię uczestniczyć w grze, wchodzić w pojedynki. Gra na pozycji numer dziesięć mi to umożliwiała, miałem więcej piłek, będąc przodem do bramki. Nie była to dla mnie więc duża nowość.

Jak się panu mieszka w Krakowie?

Zadomowiliśmy się z moją dziewczyną, przyzwyczailiśmy się do miasta. Nauczyliśmy się tego, że trzeba poświęcić trochę więcej czasu na to, by gdzieś dojechać, trzeba uważać na korki, ale Kraków daje dużo możliwości do spędzenia wolnego czasu. Jest przyjemnie.

Jakie ma pan plany piłkarskie na wiosnę? Gdyby to był wynik dwucyfrowy, to byłby pan usatysfakcjonowany?

Na pewno tak.

A zespołowo patrzycie pewnie w górę tabeli, bo strata do 3. miejsca nie jest duża – 4 punkty.

Oczywiście, wychodząc na boisko zawsze myśli się o zwycięstwie więc będziemy chcieli wygrywać jak najwięcej meczów, co będzie się przekładało na to, że będziemy wyżej w tabeli.

Ma pan jakiś patent na to, że nie odnosi pan kontuzji – gra pan prawie całe mecze.

Są mikrourazy, muszę to ignorować. Dbam o dietę i dodatkowe treningi. Może to pomaga mi się wzmocnić, że mięśnie wytrzymują?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Patryk Makuch, napastnik Cracovii: Nie biczuję się, ale mogło być lepiej - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto