Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pan Mieczysław i prawdziwa pomoc

McAffrey
McAffrey
Park - ośnieżone drzewa, śliskie alejki oraz parę ławek. Na jednej z nich siedzi pewna bardzo ważna osoba.

Może nie jest zbyt schludnie ubrana, ani nadzwyczaj wykształcona, ale pozwoli nam na odpowiedzenie sobie na jedno bardzo trudne pytanie. Oto Pan Mieczysław, znany też pod pseudonimem Wąski, lokalny pijak i żul, odpowie nam na pytanie, czym jest prawdziwa pomoc...

Sytuacja, jak każdego ranka: Pan Mieczysław, uprzednio odprawiwszy swoją poranną toaletę, zasiada na ławce i zachrypniętym głosem wyłudza od przechodniów bilon. Ponieważ tutejsza aleja prowadzi w jedną stronę do przystanków, a w drugą do galerii handlowej, ruch panuje nieopisany. Aleja Pana Mieczysława łączy biurowce i szkoły ze sklepami, dlatego też roi się tu od przedstawicieli wszelakich grup społecznych, wiekowych, o różnym statusie majątkowym. Pan Mieczysław zna wszystkich tych ludzi.

Pierwszy potencjalny nosiciel drobnych - 25-letni chłopak z komórką przy uchu i neseserem przy nodze. Ubrany w czarny garnitur i nylonowy płaszcz. Niestety, mimo tak kosztownego ubioru, nie odda ani złotówki. Zabiegany i zapracowany, acz bogaty. Prędzej zrobi ci dwugodzinny wywód o tym, jak to ciężko było mu dojść do tego, co ma, niż otworzy portfel. Mimo iż poniekąd ma rację, te "3 kierunki studiów z wyróżnieniem" chyba wyprały go ze współczucia. Odchodzi, myśląc o tym, jakie miał wielkie szczęście... Szczęście? Nie, to przecież tylko i wyłącznie jego zasługa.

Niedaleko za nim szybko kroczy około 40-letnia kobieta. Wykształcenie średnie, stan cywilny - rozwódka, samotna matka z dzieckiem, na stanowisku niższej kasjerki/sprzątaczki/sekretarki, ledwo wiąże koniec z końcem. Gdy zauważa Pana Mieczysława, modli się w duchu, by ten do niej nie podszedł. Ale ponieważ zawsze kończy się tak samo, w końcu wciska dziecku do ręki symboliczne 2 zł i każe dać "temu panu z dużą brodą". Niech chociaż dziecko będzie dobre.

Mniej więcej 10 minut przed godziną ósmą aleję przemierza ksiądz. Zawsze ten sam, zawsze tą samą stroną deptaku, zawsze tak samo spogląda na Pana Mieczysława i zawsze mówi to samo. "Dlaczego nie był pan, Panie Mieczysławie, ostatnio na mszy? Patrzyłem specjalnie za panem, Bóg też za panem patrzył." Mniej więcej między słowami "Bóg" a "też" Pan Mieczysław wymięka. "Proszę nie odrzucać Boga dlatego, że się panu nie udało w życiu. Bóg nie daje nam kart w ręce. On tylko sugeruje, które by warto zostawić, a które wyrzucić." Ta sama śpiewka od zawsze.

Charakterystyczny stukot korków na bruku to znak, że biegnie dobrze znany Panu Mieczysławowi licealista. Słabe oceny w szkole nadrabia grą w drużynie piłkarskiej - to wszakże jedyna rzecz, której się nauczył na osiedlu. Mimo że na dworze zimno jak diabli, wyciąga z kieszeni zapalniczkę i za siódmym razem zapala Paramounta Lighta, po czym wkłada w usta. Pan Mieczysław bardzo go lubi, bo nie dość, że poczęstuje go machem, to jeszcze w plecaku zawsze ma schowaną puszkę Okocimia, którą zabrał ojcu. Zawsze tak samo się rozsiada obok Pana Mieczysława, za każdym razem tak samo eksponuje swoje korki Umbro, które wygrał w turnieju halówki. Zawsze też wypytuje o to, co Pan Mieczysław robił podczas weekendu. "Co miałem robić? Siedziałem tutaj i zbierałem na flaszkę." Licealista zostawia w połowie spalonego szluga i prawie pustą puszkę i biegnie dalej do szkoły. Wszakże już pomógł, więc brak zadania nie będzie tak kuł w sumienie.

Beret na dziewiątej! Przenikliwy wzrok Pani Wiesławy nie przeoczył próby heroicznej ucieczki Pana Mieczysława. "Nierób i pijak! Alkoholik, zostawił żonę!". Pan Mieczysław jest kawalerem, ale to niczemu nie przeszkadza. "Do roboty by się wziął, a nie żebrze na ulicy!". Po fajce nie biegnie się zbyt komfortowo, jednak mniej więcej po kilkunastu metrach udaje się zgubić mohera (który jest święcie przekonany, że motywująca gadka w końcu pomoże) i powrócić do codziennego zajęcia.

Oto i kolejna ofiara, niski blondyn w czarnej kurtce i ze słuchawkami w uszach. Podchodzi do Pana Mieczysława, zamienia parę słów, uśmiecha się i podaje kanapkę jako tako zawiniętą w sreberko. Z lekkim obrzydzeniem ściska dłoń w podzięce i odchodzi, wycierając ją. To ja, ciągle myślący o tym, czy jesteśmy pewni, że człowiek człowiekowi równy? Czy możemy się usprawiedliwiać? Czy możemy dalej wciskać te same brednie? Czy możemy się zasłaniać innymi? Czy może będziemy zmieniać świat dla pokazu? Bo, w sumie, ja wytrzymam bez tej kanapki.

Informator MM:Teatry | Policja | Noclegi | Kościoły | Lotto | Baseny | Hot spoty | Mapa
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Grupę krwi u człowieka można zmienić, to przełom!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto