Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Paliwowy pistolet

ds
Finansowa frustracja, jaką przeżywają ostatnio kierowcy na stacjach benzynowych, może w najbliższych dniach przerodzić się w przerażenie. Ceny paliw płynnych mogą bowiem przekroczyć, i to znacznie, granicę 4 zł za litr.

Finansowa frustracja, jaką przeżywają ostatnio kierowcy na stacjach benzynowych, może w najbliższych dniach przerodzić się w przerażenie. Ceny paliw płynnych mogą bowiem przekroczyć, i to znacznie, granicę 4 zł za litr. Jeszcze w kwietniu wydawało się, że sytuacja na rynku paliwowym będzie stabilna. Niestety w czasie zbiegło się kilka wydarzeń, które spowodowały, że ceny poszybowały w górę, zresztą nie tylko u nas.

Pierwsze to niepewna sytuacja w Iraku i nie chodzi tu o ataki na wojska koalicyjne, a raczej na pracowników cywilnych spółek i rurociągi. Wiadomo, że bez pomocy ekspertów z zagranicy Irakijczykom nie uda się zwiększyć wydobycia. Nie powiodły się plany, by eksport irackiej ropy spowodował spadek cen tego surowca na giełdach. Jak dotąd wydobycie ropy w tym kraju jest niższe niż za czasów Husajna.

Do tego rynki zdążyły się już przygotować i nie liczą na iracką ropę. Jednak ostatnie zamachy w krajach Zatoki Perskiej, a szczególnie w Arabii Saudyjskiej na rafinerię paliwową, gwałtownie popsuły nastroje bowiem celem terrorystów stali się, jak w Iraku, specjaliści z zagranicy. Taki ciąg wydarzeń uzmysłowił, że dostawy ropy, przynajmniej z Zatoki Perskiej, łatwo przerwać, a to może odbić się katastrofalnie na gospodarce światowej.

Sytuację dodatkowo podgrzewa wzrastający popyt na paliwa, których największym odbiorcą stają się Chiny, gdzie trwa boom gospodarczy i konsumpcyjny. Jeżeli dodamy do tego opublikowanie informacji o małych zapasach ropy w USA, będziemy mieli główne przyczyny wzrostu ceny ropy na świecie.

Główne, bowiem rynek nie reagowałby tak nerwowo, jeżeliby za zwiększeniem popytu szła większa podaż. Tymczasem państwa OPEC wykorzystują powstałą sytuację i nie mają, przynajmniej na razie, zamiaru zwiększyć wydobycia. Rezerwy, które mogłyby uspokoić rynek, tkwią w piaskach Zatoki Arabskiej, bowiem pozostali eksporterzy ropy, jak np. Rosja, Norwegia, czy Wielka Brytania nie są w stanie dostarczyć jej więcej.

Co dalej? Analitycy rynkowi twierdzą, że o prawdziwym kryzysie paliwowym, będzie można mówić, gdy cena za baryłkę osiągnie 40 USD, na razie oscyluje ona na giełdzie w Londynie wokół 36 dolarów, gdy tydzień temu 34 USD.

Państwa OPEC mogą oficjalnie zdecydować o zwiększeniu wydobycia i cena wróci do normy lub próbować trzymać zakręcony kurek i zarabiać krocie na wyższych cenach. W tym ostatnim przypadku nie byłby to pierwszy paliwowy szantaż, tyle że zwykle kończyły się one niezbyt dobrze dla krajów OPEC. Wysokie ceny mogą spowodować, tak jak w latach 70., ograniczenie zużycia paliw, wprowadzenie energooszczędnych technologii co spowoduje w efekcie zmniejszenie popytu.

Po raz pierwszy światową gospodarką państwa OPEC zatrzęsły w 1973 roku. Zakręcenie paliwowego kurka doprowadziło wtedy do pięciokrotnego wzrostu cen ropy i największego po II wojnie światowej kryzysu gospodarczego.

O ile ponad 30 lat temu zakręcenie paliwowego kurka spowodowane było względami politycznymi, to pod koniec lat 90. państwa OPEC przykręciły go wyłącznie po to, by zażądać wyższej ceny. W efekcie w 1998 r. cena za baryłkę skoczyła o 10 USD, do ponad 35 USD. Wtedy wysokie ceny paliw wywołały niepokoje i strajki. We Francji blokowano rafinerie, porty, autostrady. Ta, jak ją wtedy nazwano, ,francuska choroba" rozprzestrzeniła się na całą Europę.

Ta ostatnia lekcja uzmysłowiła mieszkańcom Starego Kontynentu jedną podstawową sprawę, do której dotychczas nie przywiązywano wagi - że ceny paliw na stacjach benzynowych nie zależą w takim stopniu od dyktatu szejków arabskich, co od podatków. Okazało się, że ceny paliw nie rosłyby tak gwałtownie, gdyby Europa zrezygnowała z części dochodów z podatków stanowiących w niektórych krajach 70 proc. ceny, jaką konsument płaci przy dystrybutorze.

W Polsce haracz paliwowy ściągany przez państwo wynosi ok. 60 proc. ceny litra benzyny. Dodatkowo rynek mamy zmonopolizowany przez PKN Orlen, który praktycznie decyduje o cenach. Paradoksalnie dla budżetu lepiej gdy są one wyższe, bo gwarantuje to większe wpływy. Niebezpieczeństwo wzrostu inflacji to w tym przypadku skutek uboczny i mniej dolegliwy. Politycy tłumaczą sobie, że benzyna w tzw. koszyku inflacyjnym ma zaledwie trzyprocentowy wpływ na ceny. Jest to jednak tylko jedna strona medalu. Wysokie ceny paliw wypływają negatywnie na wyniki przedsiębiorstw, a to może odbić się nie tylko na wysokości płaconych podatków, ale także na konieczności redukcji zatrudnienia.

W naszym przypadku na wzrost cen paliw wpływ ma także kurs złotówki do dolara. Umocnienie się złotego to hamulec dla producentów przed podniesieniem cen benzyn, odwrotna sytuacja to danie im argumentów za ich windowaniem.

Jeżeli przyjąć, że jedną z przyczyn wzrostu cen paliw w kraju jest słaba złotówka, to wyhamować ten proces może ustabilizowanie sytuacji politycznej - czyli nowy rząd i to pod warunkiem, że posłowie dadzą mu pracować, a nie będą przeszkadzać.

W przeciwnym wypadku przyjdzie nam płacić za litr najbardziej popularnej ,bezołowiowej 95" ponad 4 złote. Tyle, że może to być początkiem końca. Początkiem rosnącej inflacji, końcem marzeń o silnej złotówce i stabilnej gospodarce.

Lekarstwem na wysokie ceny paliw przestało być montowanie w autach instalacji gazowej. Cena LPG też wzrosła głównie wskutek podwyższenia akcyzy i waha się od 1,5 do 1,75 zł. Tymczasem koszty montażu instalacji zwracają się po przejechaniu 15-30 tys. kilometrów.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto