Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pacjenci szpitala Babińskiego opiekują się dzikimi kotami. To nie jest zwykły obowiązek, ale forma terapii

Aleksandra Łabędź
Aleksandra Łabędź
W Szpitalu Klinicznym im. dr. Józefa Babińskiego SPZOZ w Krakowie depresję leczą koty. Pacjenci opiekują się zwierzętami poprzez dokarmianie ich i głaskanie. Koty mieszkają w specjalnych, drewnianych budkach.
W Szpitalu Klinicznym im. dr. Józefa Babińskiego SPZOZ w Krakowie depresję leczą koty. Pacjenci opiekują się zwierzętami poprzez dokarmianie ich i głaskanie. Koty mieszkają w specjalnych, drewnianych budkach. Andrzej Banas
W Szpitalu Klinicznym im. dr. Józefa Babińskiego SPZOZ w Krakowie depresję leczą bezpańskie koty. Chociaż przepisy zabraniają by zwierzaki mogły przebywać na szpitalnych oddziałach, to terapia jest prowadzona w ogródkach, które znajdują się tuż przy oddziałach. Tam pacjenci, oczywiście wedle obowiązującej kolejki dokarmiają je, a także głaskają. - Opieka nad zwierzętami pozwala odejść od myśli o swojej chorobie, uczy systematyczności i odpowiedzialności, pozwala "mieć kogoś", nawet wówczas, gdy wszyscy nas opuścili - mówi Maciej Bóbr, rzecznik prasowy szpitala.

Chociaż przepisy sanitarne zabraniają by koty mogły przebywać na oddziałach Szpitala Klinicznego im. dr. Józefa Babińskiego SPZOZ w Krakowie, to w niczym nie przeszkadza, by w pacjenci mogli się nimi opiekować w przyoddziałowych ogródkach.

Jednak historia musi zostać opowiedziana od samego początku. W 2018 roku w ramach budżetu obywatelskiego, miasto Kraków przekazało mieszkańcom, ale również i organizacjom budki, które miały pomóc dziko żyjącym kotom w przetrwaniu zimy.

- Zwrócono się także do szpitala Babińskiego, który zajmuje budynki w zabytkowym zespole szpitalno-parkowym w Krakowie-Kobierzynie. Zrobiliśmy rozpoznanie na oddziałach, które z nich przyjmą budki wszakże pod warunkiem, że zapewnią one wprowadzenie stosownej terapii, czyli opieki nad budkami i ich ewentualnymi lokatorami - mówi nam Maciej Bóbr, rzecznik prasowy szpitala.

Początkowo zgłosiło się 5 oddziałów, które zdecydowały się na wprowadzenie takiej formy terapii. Tego typu forma kuracji ma uczyć empatii, systematyczności, a także odpowiedzialności.

- Wiedzieliśmy o tym, że obcowanie z kotami może mieć swój wymiar terapeutyczny - dodaje rzecznik.

W niedługim czasie okazało się, że jest jeden oddział, którego pacjenci opiekują się czterema dzikimi kotami, łącznie z zakupem karmy i finansowaniem wizyty u weterynarza.

- Szczególnie interesujący jest oddział sądowy, gdzie pacjenci przebywają na mocy decyzji sądu, w konsekwencji popełnionych czynów zabronionych. Znaleźli oni w kotach swoich największych przyjaciół, których zapewne z uwagi na swoją przeszłość próżno szukali wśród ludzi - mówi nam Maciej Bóbr.

W czasie wyjść do przyoddziałowych ogródków, pacjenci i zwierzęta okazują sobie wiele czułości. Podopieczni szpitala na przykład losują, kto w danym dniu będzie czworonogi głaskał i karmił. Wbrew pozorom dzikie koty, które powinny stronić od ludzi, wcale się nie boją i nie uciekają, a wręcz przeciwnie lgną do pacjentów i pozwalają się im głaskać.

- Niedawna kontrola sprawiła, że sanepid wydał decyzję o "oddaleniu" kotów z okolic jednego z oddziałów, jednak oswojone szybko znalazły swoich właścicieli i "stacjonarne" domy - dodaje rzecznik.

Od kiedy są tutaj koty? Rzecznik szpitala odpowiada przewrotnie, że "pewnie od zawsze". Na oddziale sądowym są już pewnie z 10 lat. Część z nich mieszka właśnie we wspomnianych budkach, ale zasadniczo nikt ich nie śledzi, więc mają zupełną wolność w tym, kiedy się pojawiają i znikają.

Czy każdy pacjent wybiera taką formę terapii? - To oczywiście zależy od ich stosunku do zwierząt, bo w końcu to ludzie, którzy mają swoje preferencje odnośnie kontaktu ze zwierzętami, chciałem powiedzieć jak ludzie zdrowi, ale to przecież tacy sami ludzie jak my, tylko czasem bardziej cierpią, gdy nadchodzi zaostrzenie choroby - mówi Maciej Bóbr.

W szpitalu jest znana pewna piękna historia opowiedziana przez jednego z pacjentów na wystawie "Uważaj na głowę", która zaczęła się od słów: "Zaraz po śmierci ojca dostałem kota w przenośni i dosłownie. Cierpię na chorobę afektywną dwubiegunową i zamiast iść na pogrzeb, pojechałem prosto do szpitala. Nawet nie bardzo to pamiętam. (...) Po wyjściu ze szpitala włączył się dolny biegun - depresja. Byłem mocno zalekowany i zdołowany. Wtedy znajomy dał mi kota. Pojawiła się puchata kuleczka - kotka, którą nazwałem Sasza." - tak zaczyna się piękna historia jednego z pacjentów, którą można przeczytać w całości poniżej.

Historia jednego z pacjentów, którego kotka Sasza wyleczyła z depresji.
Historia jednego z pacjentów, którego kotka Sasza wyleczyła z depresji. arch. prywatne

Sztuczna inteligencja zabierze nam pracę? To mit

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Pacjenci szpitala Babińskiego opiekują się dzikimi kotami. To nie jest zwykły obowiązek, ale forma terapii - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto