Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ostatnie dzieło Pucciniego na scenie Opery Krakowskiej. "Kraków czekał na ten tytuł ponad 60 lat"

Julia Kalęba
Julia Kalęba
Agnieszka Kuk po raz trzeci w swojej karierze wcieli się w tytułową Turandot
Agnieszka Kuk po raz trzeci w swojej karierze wcieli się w tytułową Turandot Andrzej Banas
Historia nieukończonej przez Giacomo Pucciniego opery jest tak fascynująca, jak jej główna bohaterka, a zawiłością może konkurować z niejednym operowym librettem. "Turandot” w reżyserii Karoliny Sofulak i pod kierownictwem muzycznym Tomasza Tokarczyka po raz pierwszy zabrzmi na scenie Opery Krakowskiej już 25 marca.

FLESZ - Ignazio Cassis: Szwajcaria zachowa neutralność militarną

od 16 lat

Trzy zagadki, jedno życie i transformacja bohaterki - tak w wielkim skrócie, zdradzając trochę, ale wciąż niezbyt wiele, można zapowiedzieć operę "Turandot". Ostatnie dzieło Giacomo Pucciniego powstawało od 1920 roku. Gdy cztery lata później artysta umarł na raka krtani, zostawił po sobie ukończoną muzykę do większości opery, łącznie z jej najbardziej dramatyczną sceną, oraz tylko szkice finału. Wydawnictwo Ricordi, dyrygent Arturo Toscanini oraz syn kompozytora Tonio zlecili dokończenie dzieła mistrza młodemu kompozytorowi Francowi Alfano, choć plotka głosi, że na widok rezultatu Toscanini wpadł w szał. Dziś "Turandot" uważa się za niekwestionowane arcydzieło kompozytora, przerastające partytury jego "Cyganerii", "Toski" czy "Madamy Butterfly". Od 25 marca będzie je można słuchać i oglądać w Operze Krakowskiej.

Dochodzi nam do repertuaru chyba najważniejsze dzieło Puccinowskie, co prawda nie ukończone przez niego, ale o takim ładunku emocjonalnym, o takiej mocy, jakiej żaden poprzedni tytuł nie gwarantuje - mówi dyrygent Tomasz Tokarczyk. - Partie solistów są niezwykle trudne, stawiające najwyższe wymagania wokalne i aktorskie. Transformacja głównej postaci to jedna z najtrudniejszych partii operowych - podkreśla.

Kompozytor i jego libreciści – Giuseppe Adami i Renato Simoni – opierali się na pierwotnych wersjach baśni „Książę Kalaf i chińska księżniczka”, nie stroniąc jednocześnie od wplatania własnych pomysłów. Genezę opowieści o "lodowej księżniczce" skazującej na śmierć pretendentów do jej ręki, którzy nie rozwiążą poprawnie trzech zagadek, można już odnaleźć w twórczości XII-wiecznego perskiego poety Nizamiego. W pierwotnej wersji legendy główna bohaterka była zresztą nie córką chińskiego cesarza, lecz Słowianką. Prawie 600 lat później baśń przeniknęła do Europy jako jedna z perskich legend zebranych przez François Pétis de la Croix, który nadał jej tytuł "Książę Kalaf i chińska księżniczka". Historia ewoluowała dalej, stając się podstawą m.in. komedii dell’arte Carla Gozziego, sztuki Friedricha Schillera, czy też kilkunastu oper i suit teatralnych. Jak jednak podkreśla reżyserka "Turandot" Karolina Sofulak, opowieść wystawiana na scenie Opery Krakowskiej powraca do źródeł poszukiwań Pucciniego. Stąd też pojawia się Mars - planeta, spod której znaku pochodziła Turandot według poematu Nizamiego.

Kraków czekał na ten tytuł już ponad 60 lat. Być może musiało dojść do twórczego spotkania takich ludzi, jak kierownik muzyczny Tomasz Tokarczyk, Karolina Sofulak, reżyser opery, Ilona Birsch, scenograf oraz Monika Myśliwiec, która wykonała pracę przy ruchu scenicznym i choreografii - mówi dyrektor Opery Krakowskiej Bogusław Nowak.

W tytułowej partii dumnej księżniczki Turandot wystąpią Wioletta Chodowicz i Agnieszka Kuk, w śmiałego Kalafa wcielą się Tomasz Kuk i Dominik Sutowicz. W roli Liù zobaczymy Katarzynę Oleś-Blacha oraz Iwonę Sochę, zaś w partii Cesarza - Krzysztofa Kozarka i Piotra Kusiewicza.

- Dla mnie Turandot w tej operze nigdy nie była postacią główną. Miałam poczucie, że to Liù jest kluczową postacią – zaznacza Wioletta Chodowicz. - Ale przy tej produkcji pomyślałam, że te dwie postaci są jak awers i rewers jednej monety. Turandot nie istnieje bez Liù i jej poświęcenia, dzięki niej dokonuje się przemiana i może doświadczyć tego, czego nie znała i przed czym się broniła.

W sferze wykonania natomiast nie ma Turandot bez emocji, bez orkiestry i chóru - zwraca uwagę Agnieszka Kuk.

- Do Turandot po prostu trzeba się urodzić. Jeżeli nie czujesz w sobie, że to partia, która porywa, to nie powinieneś po tę partię sięgać. Jest to niesamowite katharsis, oczyszczenie w sferze emocji, które niosą głos. Głos, który zostaje wtłoczony w monumentalną orkiestrą. To, czy partia Turandot poniesie nas czy nie, zależy od naszego maestro. Wystawienie takiej opery to nie jest łatwa rzecz, nie tylko w kwestii realizacji. Trzeba mieć zespół, który potrafi to unieść. Opera Krakowska ma taki zespół i jestem dumna, że mogę być jego częścią - dodaje Agnieszka Kuk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Ostatnie dzieło Pucciniego na scenie Opery Krakowskiej. "Kraków czekał na ten tytuł ponad 60 lat" - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto