Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Osman Chavez: oferta z Chin jest dla mnie najlepsza

Justyna Krupa
Osman Chavez: Gdziekolwiek mnie Bóg zaprowadzi, czy do Chin,  Kataru, czy do Afganistanu, wszędzie będę głosił Ewangelię
Osman Chavez: Gdziekolwiek mnie Bóg zaprowadzi, czy do Chin, Kataru, czy do Afganistanu, wszędzie będę głosił Ewangelię Wojciech Matusik
- Poprzez ciężką pracę piłkarz sprawia, że nagle oczy działaczy innego klubu kierują się na niego, nawet gdy najmniej się tego spodziewa. Te sprawy rozgrywają się między zainteresowanymi klubami i akurat zawodnik najczęściej najmniej na tym może ugrać. Najwięcej zyskuje klub - powiedział Osman Chavez, piłkarz Wisły Kraków.

Docierają do nas informacje, że do Wisły Kraków wpłynęły trzy oferty dla Pana. Dwie z Chin i jedna z Francji. Ponoć bardziej prawdopodobna jest finalizacja transferu do Chin.
Faktycznie, wygląda na to, że najbardziej prawdopodobnym kierunkiem byłyby w tym momencie Chiny. Oferta z tego kraju jest lepsza. Ale zawodnik musi po prostu robić swoje, trenować i czekać na to, co się wydarzy. Z negocjacjami już tak jest, że mogą przynieść zarówno sukces, jak i jego brak. Z mojej strony chcę nadal koncentrować się na rozgrywkach polskiej ligi i na Wiśle. I na tym, co muszę poprawić w swojej grze. To jest dla mnie w tym momencie najważniejsze.

Dwa lata temu odwiedził Pan Chiny przy okazji meczu reprezentacji. Jakie są Pana wyobrażenia na temat tego kraju i poziomu tamtejszego futbolu?
Jest kilku piłkarzy z Hondurasu, którzy na co dzień występują w Chinach. To liga, która wciąż się rozwija. Zatrudniano tam ostatnio tak znanych piłkarzy, jak Didier Drogba czy Nicolas Anelka. Wszystko po to, by podnieść poziom tamtejszej piłki. Wiadomo, że Europejczycy rzadko oglądają mecze azjatyckich lig. Tu najważniejsze są rozgrywki ligi hiszpańskiej, angielskiej czy włoskiej. Miałem jednak styczność z chińską piłką na poziomie reprezentacyjnym. Zdałem sobie wówczas sprawę, jak bardzo zaawansowani pod względem futbolowym są Chińczycy. Grają bardzo efektownie i atrakcyjnie dla oka.

Maor Melikson właśnie odszedł do Francji. Nie uważa Pan, że to jednak lepszy kierunek, niż Chiny - patrząc pod kątem poziomu sportowego?
Jasne, wszyscy wiemy, co reprezentuje sobą francuski futbol. Gdybym miał wybierać, pewnie wybrałbym Francję. Ale to nie zależy ode mnie, tylko od klubu. Piłkarz musi iść tam, gdzie go po prostu chcą. Podchodzę do tego wszystkiego ze spokojem.

Niektórzy kibice narzekają: Chavez odchodzi dla lepszych pieniędzy…
Nie rozumiem takich oskarżeń. Przecież to są rzeczy, które dzieją się niezależnie od zawodnika. Poprzez ciężką pracę piłkarz sprawia, że nagle oczy działaczy innego klubu kierują się na niego, nawet gdy najmniej się tego spodziewa. Te sprawy rozgrywają się między zainteresowanymi klubami i akurat zawodnik najczęściej najmniej na tym może ugrać. Najwięcej zyskuje klub.

Pytał Pan swojego menedżera, jakie warunki oferują chińskie kluby? Czy są to zespoły grające na dużych stadionach? Z jakimi piłkarzami dzieliłby Pan szatnię po transferze z Wisły?
Moi reprezentanci należą do takich agentów, którzy nigdy nie wchodzą w szczegóły w rozmowach ze mną, zanim transfer się nie skonkretyzuje. Zawsze mi powtarzają: dopóki nie będę miał wszystkich papierów w ręku, nie będę ci mówił o szczegółach. Nie znam nawet nazw tych chińskich klubów. Chodzi o to, by nie zepsuć czegoś przez brak dyskrecji.

A jak wizja przenosin do Azji podoba się Pana rodzinie?
Mam znajomych, którzy grali w lidze chińskiej. Zdaję sobie sprawę, jak wymagające i trudne bywają czasem tamtejsze zasady. Mają na przykład zwyczaj organizowania zgrupowań przedmeczowych zaczynających się już w piątek i trwających do niedzieli, gdy grany jest mecz. Piłkarze wracają do swoich domów dopiero w poniedziałek. A jeśli spotkanie jest rozgrywane w odległym mieście, zdarza się, że zawodnicy cały tydzień przebywają poza domem. Myślę jednak, że nie należy koncentrować się na takich szczegółach. Przecież robiłbym to dla moich bliskich, chodzi o to, by zapewnić jak najlepszą przyszłość całej rodzinie. Jakąkolwiek więc decyzję podejmę, rodzina będzie mnie wspierać.

A co z głośnym projektem założenia chrześcijańskiej rozgłośni radiowej w Polsce? Zrezygnuje Pan z niego?
Ten projekt ewangelizacyjny, który rozpoczęliśmy, doprowadzimy do końca. Niezależnie od tego, czy będę tu, czy w Chinach, czy gdziekolwiek indziej. Moja przyjaźń i relacje z tutejszą wspólnotą religijną będą trwać nadal. Polska odegrała wielką rolę w moim życiu. Zresztą, w innym kraju również będę kontynuował moją pracę nad ewangelizacją. Wiem, że Bóg będzie mnie rzucał w różne zakątki świata, bo kiedyś właśnie o to Go prosiłem. Jak byłem młodszy, obiecałem Bogu, że za to wszystko, co dla mnie zrobił, za to, że dał mi szansę zaistnienia w futbolu, ja będę Mu służył moim życiem. Gdziekolwiek mnie skieruje, będę głosił Słowo Boże. Dlatego, gdziekolwiek mnie Bóg zaprowadzi, czy do Chin, czy do Kataru, czy do Afganistanu, będę miał obowiązek głoszenia Ewangelii.



Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto