Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odnaleźć poległych, przywrócić im imiona… Na tropie cmentarzy Wielkiej Wojny

Paweł Stachnik
A. Koprowski
Zespół badawczy dr. Marcina Czarnowicza z Uniwersytetu Jagiellońskiego od lat prowadzi badania zapomnianych cmentarzy i pobojowisk z pierwszej wojny światowej.

Wszystko zaczęło się około roku 2010, gdy podczas badań wykopaliskowych dr Marcin Czarnowicz z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Jagiellońskiego natknął się na pojedynczy pochówek żołnierski z I wojny światowej. Ten samotny grób skłonił go do refleksji o tysiącach innych żołnierzy, którzy w latach 1914-1918 polegli w Galicji i zostali tam pochowani. Część powstałych wtedy cmentarzy – szczególnie te zbudowane przez krakowski Oddział Grobów Wojennych – przetrwała do naszych czasów, nierzadko za sprawą działań społeczników.

Ale dziesiątki innych – mniejszych, tymczasowych, polowych – przepadła zniszczona działaniem czasu, przyrody, a często i ludzi. A przecież były miejscem spoczynku tych, którzy zginęli w zmaganiach wojny, młodych mężczyzn oderwanych od swoich rodzin, wysłanych na front i rzuconych w wir krwawej walki, której celów często nie rozumieli. Ta właśnie refleksja sprawiła, że dr Czarnowicz postanowił zająć się poszukiwaniem i upamiętnianiem pobojowisk oraz nieistniejących już cmentarzy żołnierskich z czasu Wielkiej Wojny.

Karpackie cmentarzyki
Pierwsze prace badawcze krakowski archeolog rozpoczął w Karpatach. Tam zimą z 1914 na 1915 r. armie austro-węgierska i rosyjska toczyły zacięte walki. – Chodząc z żoną po górach trafialiśmy na zupełnie zapomniane, ukryte w lesie skromne cmentarzyki wojenne. Pomyśleliśmy, że warto dokonać ich inwentaryzacji i ewentualnego odnowienia. Także dlatego, że walczyły tam jednostki rekrutowane na Podkarpaciu i służyło w nich wielu miejscowych – opowiada badacz.

Tak narodził się projekt „Karpackie epizody Wielkiej Wojny”, w ramach którego dr Czarnowicz i jego zespół złożony z przyjaciół z Instytutu Archeologii UJ, studentów oraz wolontariuszy zaczął eksplorować wschodnią część Beskidu Niskiego. Kilka lat temu lokalni pasjonaci z gminy Komańcza poszukiwali pomocy. Wskazali miejsca, w których ich zdaniem były kiedyś żołnierskie cmentarze. Wówczas swoją pomoc zaoferował Uniwersytet Jagielloński, a zespół dr. Czarnowicza przeprowadził poszukiwania.

I rzeczywiście: w miejscowościach Łupków i Zubeńsko natrafiono na ślady dwóch nekropoli zbudowanych w 1916 r. przez Inspekcję Grobów Wojennych w Przemyślu. Złożono na nich ekshumowanych z okolicznych miejsc żołnierzy poległych w walkach 1914 i 1915 r. Po wysiedleniu z tamtego terenu w 1947 r. ludności łemkowskiej cmentarze z czasem uległy zniszczeniu; zanikły ich ślady, a także pamięć o nich.

Badania pokazały, że na cmentarzyku w Łupkowie w dwóch dużych okrągłych grobach osobno pochowano żołnierzy austro-węgierskich i rosyjskich. Odsłonięte w wykopie kości zostały zbadane przez antropologa dla uzyskania danych na temat wieku, wzrostu i rodzaju obrażeń. Oględziny pokazały, że żołnierze zginęli od kul szrapnelowych lub zmarli od postrzałów. Był też jeden, który zginął od odłamków granatu artyleryjskiego tkwiących w jego piersi.

Natomiast na cmentarzu w Zubeńsku ciała składano w czterech półkolistych wykopach. Z dokumentów wiadomo, że wokół stojącej tam niegdyś cerkwi toczyły się zacięte walki. Potwierdziły to badania: archeolodzy znaleźli kilkaset pocisków z karabinów Mosina, liczne łuski nabojów od austriackich karabinów Mannlichera i plomby od skrzyń z amunicją. Badacze dokonali weryfikacji położenia obu cmentarzy i udokumentowali ich układ. Ma to posłużyć odbudowie tych nekropolii, co realizuje gmina Komańcza.

Starcie pod Goszczą
To tylko dwie takie nekropolie na terenie leżącej w granicach Polski wschodniej części Karpat. A przecież w prowadzonych tam na przełomie 1914 i 1915 r. walkach poległo po obu stronach kilkaset tysięcy ludzi… Prócz Łupkowa i Zubeńska zespół dr Czarnowicza prowadził badania także w Maniowie, Osławicy, Wisłoku Wielkim i Woli Michowej. To nie koniec, projekt karpacki trwa, poszukiwania kolejnych nekropolii i pobojowisk są w toku. Badania prowadzone w gminie Komańcza uzyskały nominację w plebiscycie „10 najważniejszych odkryć polskiej archeologii 2020” miesięcznika „Archeologia Żywa”.

Równolegle dr Czarnowicz zajmuje się poszukiwaniem i badaniem pobojowisk oraz cmentarzy będących pozostałościami bitwy pod Krakowem z listopada 1914 r. Wtedy to wojska rosyjskie podchodzące pod miasto od północnego wschodu usiłowały je zablokować i tym samym osłonić lewe skrzydło rosyjskiej ofensywy mającej kierować się m.in. w kierunku Śląska. Przeciwko nim wyszły siły austro-węgierskie, w tym część załogi Twierdzy Kraków. W starciach uczestniczyło łącznie blisko 400 tys. żołnierzy.

Celem archeologa stała się podkrakowska Goszcza, gdzie toczyły się zacięte walki i gdzie w miejscowym lesie ulokowano co najmniej cztery zbiorowe mogiły poległych. Ich odszukanie jest jednym z celów, jakie stawiają sobie dr Czarnowicz i współpracujący z nim dr inż. Adam Zakrzewski z Akademii Górniczo-Hutniczej. To dzięki badaniom archiwalnym prowadzonym przez tego drugiego udało się szczegółowo ustalić przebieg walk, nazwy i numery zmagających się tam jednostek, a wreszcie dokładny przebieg linii frontu. Linię tę wytyczono także dzięki rozpoznaniu z użyciem wykrywaczy metali, badaniom georadarowym i wykopom sondażowym wykonanym przez archeologów.

Badania pokazały, że to właśnie tam – w okolicach Goszczy – w listopadzie 1914 r. rozegrał się ważny fragment zmagań toczonych przez armie Austro-Węgier i carskiej Rosji wokół Krakowa. Starła się tam 39. Dywizja Piechoty Honvedu z rosyjską 3. Dywizją Grenadierów. Niebawem ukaże się monografia poświęcona walkom pod Goszczą autorstwa obu badaczy, pierwsza w krajowej i nie tylko krajowej literaturze praca tak szeroko oparta o źródła archeologiczne oraz materiały obu stron konfliktu.

Na lewo od drogi…
Jak szuka się miejsc, w których były kiedyś cmentarze? Dziś to często po prostu łąka lub las bez śladu nagrobków czy krzyży. – Korzystamy z dokumentów archiwalnych. Są to najczęściej meldunki austriackiej żandarmerii, która w 1915 i 1916 r. dokonywała wizji lokalnej, spisywała, gdzie są mogiły (pojedyncze, masowe) i odnotowywała liczbę pochowanych. Meldunki te znajdują się dziś w archiwach, m.in. w Krakowie, Przemyślu, Lwowie. Porównujemy je z innymi dokumentami, np. listami poległych z danej jednostki – wyjaśnia dr inż. Adam Zakrzewski, geolog z AGH, poszukiwacz i pasjonat zagadnienia.- Opisy z meldunków żandarmerii nie zawsze są jasne. Niekiedy zapisywano np., że cmentarz jest na „lewo od drogi”, ale nie wiemy od której strony patrzył żandarm: od północy czy od południa. Albo lokalizacja brzmiąca: „w lesie 2000 kroków na wschód od…”, tyle że w takich przypadkach fragment lasu do przeszukania ma w najlepszym razie wymiary 100 na 100 metrów – dodaje.

By zatem dokładnie zlokalizować pochówki, badacze z zespołu dr. Czarnowicza stosują metodę fosforanową. Polega ona na dokonywaniu niezbyt głębokich odwiertów na głębokość około metra. Gdy trafi się na związki fosforu, oznacza to, że doszło tam do rozkładu materii organicznej, czyli np. ludzkiego ciała, a to z kolei wskazuje na możliwy pochówek. W takiej sytuacji zakłada się sondażowy wykop, które pozwoli odpowiedzieć na pytanie, czy pod ziemią rzeczywiście znajduje się grób. Gdy odpowiedz jest pozytywna, rozpoczynają się regularne wykopaliska.

Zwykle obejmują tylko fragment nekropolii, ale pozwalają na ustalenie jej rozmiaru i oszacowanie liczby pochowanych (Dr Marcin Czarnowicz: - Nie ma potrzeby rozkopywania całości i zakłócania spoczynku zmarłych).
Zebrane informacje trafiają do władz gminy i województwa oraz do Instytutu Pamięci Narodowej. Niekiedy gminy decydują się na odtworzenie cmentarza, z ogrodzeniem, nagrobkami i krzyżami (tak zrobi np. gmina Komańcza z odnalezionym przez dr. Czarnowicza cmentarzem w Łupkowie), inne tylko na jego zasygnalizowanie. Na przykład w gminie Koniusza na terenie cmentarza wojskowego we Wroninie postanowiono utworzyć łąkę kwietną z przewagą czerwonych maków jako symbolu żołnierzy poległych w Wielkiej Wojnie. Z kolei w przypadku pojedynczych grobów szczątki przenosi się na jeden z pobliskich cmentarzy wojennych.

Ile takich zaginionych nekropolii znajduje się dziś na terenie Małopolski i Podkarpacia? To trudne do oszacowania. Dr Czarnowicz podaje takie oto liczby: w ramach działalności krakowskiego Oddział Grobów Wojennych zbudowano około 400 cmentarzy, z kolei Inspekcja w Przemyślu miała zbudować ich 600, w sumie mamy zatem około tysiąca. Część z nich przetrwała do dziś, część nie. Dochodzą do tego zbiorowe i pojedyncze pochówki dokonywane wprost na polu bitwy i tam pozostawione oraz pochówki wzdłuż linii kolejowych, gdzie ad hoc grzebano rannych zmarłych podczas transportu na tyły.

Ikona w grobie
Co archeolodzy znajdują w rozkopanych mogiłach? Są tam zwykle zachowane w różnym stanie kości żołnierzy (inne elementy ciała po ponad 100 latach uległy już rozkładowi). Z ich oglądu i analizy antropologicznej można poznać płeć, wiek i wzrost zmarłego, czasem choroby, na jakie cierpiał oraz przyczynę śmierci (np. odłamek tkwiący w żebrach). W grobach nie ma broni ani elementów żołnierskiego wyposażenia (butów, pasów, tornistrów, ładownic), bo były one zabierane i ponownie wykorzystywane. Są za to strzępy mundurów, guziki, noszone przez żołnierzy medaliki i krzyżyki. Czasem zdarzają się portfele z monetami, niekiedy odznaczenia (np. austriacki krzyż mobilizacyjny za wojnę bałkańską 1912-1913 znaleziony w Zubeńsku), u Rosjan natrafia się na ładnie wykonane podróżne ikony z wizerunkami świętych (np. w Zubeńsku znaleziono ikonę ze św. Sergiuszem z Radoneża, mnichem, który według tradycji wschodniej wskrzeszał zmarłych - rzecz bardzo symboliczna).

– Poruszyła mnie spora liczba ołówków, jakie odnajdujemy w grobach, często malutkich, mocno zużytych. Oznacza to, że żołnierze ci często pisali listy do rodzin, chcąc utrzymać z nimi kontakt – mówi dr Czarnowicz. Z kolei na pobojowiskach znajduje się pociski, łuski, naboje, łódki nabojowe, fragmenty rozerwanych pocisków artyleryjskich, lotki szrapnelowe, zapalniki…

Znaleziska z wykopalisk poddawane są konserwacji. Fachowcy czyszczą je, usuwają bakterie i grzyby z materiałów organicznych, a następnie konserwują. Przeznaczeniem tych wojennych artefaktów rządzi generalna zasada, że powinny być przechowywane jak najbliżej miejsca odkrycia. Stąd zespół dr. Czarnowicza przekazuje je lokalnym izbom pamięci lub muzeom.

Ustalenie miejsca dawnego cmentarza to nie wszystko. Dr Czarnowicz i dr inż. Zakrzewski starają za każdym razem ustalić także wojskową przynależność pochowanych tam żołnierzy, a nawet – co jednak nie jest łatwe – dokonać ich imiennej identyfikacji. Wspomniane meldunki żandarmerii zwykle nie są precyzyjne. Zawierają ogólną liczbę (np. „40 Rosjan”) i nieraz mocno odbiegają od stanu faktycznego.

– Praktyka pokazuje, że w rzeczywistości w danym miejscu pochowano więcej żołnierzy i to nie tylko Rosjan, ale także Austriaków. Odnotowano też przypadki, że Rosjanie grzebali swoich zabitych jako c.k. żołnierzy, by na papierze zwiększyć liczbę austriackich strat. W dodatku zdarzało się, że w okresie międzywojennym władze polskie dokonywały komasacji takich pochówków, przenosząc szczątki na większe cmentarze. Odkryliśmy, że często przenosiny takie były czysto fikcyjne: w dokumentach rejestrowano przeniesienie ciał, a faktycznie nie wydobywano ich z ziemi i ci żołnierze nadal tam spoczywają… - opowiada dr inż. Zakrzewski.

Imię na karteczce
By więc ustalić stan faktyczny badacz sięga po przechowywane w archiwach austriackich, węgierskich oraz rosyjskich akta operacyjne jednostek walczących w tej okolicy. Na ich podstawie da się ustalić, jaką pozycję zajmował konkretny oddział lub pododdział (z dokładnością do kompanii, a czasem plutonu). Dokumenty operacyjne porównane ze sporządzonymi później listami strat pozwalają dość szczegółowo ustalić z jakiego oddziału polegli spoczywają na odkrytym cmentarzu. Znacznie trudniejsza jest imienna identyfikacja poległych, tego udaje się dokonać tylko w wyjątkowych sytuacjach. Nie wszyscy żołnierze rosyjscy byli bowiem wyposażeni w znaki tożsamości, w dodatku nie było na nich nazwiska tylko numer. Z kolei w nieśmiertelnikach austro-węgierskich dane żołnierza zapisywano na papierowej karteczce, która była materiałem bardzo nietrwałym.

Niemniej od czasu do czasu udaje się imiennie zidentyfikować poległego. W 2021 r. we Wroninie pod Krakowem dr Czarnowicz prowadząc badania wraz ze Stowarzyszeniem Bojowe Schrony Proszowice znalazł przy szczątkach całkiem dobrze zachowany austro-węgierski nieśmiertelnik. Dało się z niego odczytać nazwisko żołnierza - Pflanzer. Na tym samym cmentarzu pochowano też szczątki rosyjskiego oficera. Jak wynikało ze stopnia i numeru na naramienniku był to sztabskapitan z 278. Pułku Piechoty. Dr inż. Adam Zakrzewski przeprowadził dochodzenie i w źródłach archiwalnych odnalazł informację, że poległym był sztabskapitan Kondraszyn, pochodzący z regionu kazańskiego. Tak oto po ponad stu latach udało się przywrócić tożsamość dwóm bezimiennym ofiarom Wielkiej Wojny.

Po sfinalizowaniu badań w Goszczy nasi rozmówcy zamierzają kontynuować je w innych miejscach, w których toczyły się walki bitwy pod Krakowem. Dodajmy jeszcze, że wykopaliska w dużej mierze finansują z własnej kieszeni. Ich wysiłki wspierane są również z środków „Inicjatywy Doskonałości” na Uniwersytecie Jagiellońskim, a poszukiwanie cmentarzy wojennych kontynuowane jest dzięki zaangażowaniu władz gminy Komańcza, Gminnego Ośrodka Kultury oraz dofinansowania z środków MKiDN.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Odnaleźć poległych, przywrócić im imiona… Na tropie cmentarzy Wielkiej Wojny - Plus Dziennik Polski

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto