Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O toksynach w glebie w rejonie huty wiedziano od ponad 40 lat!

Redakcja
Fundacja „Frank Bold” złożyła do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zgłoszenie bezpośredniego zagrożenia szkodą w środowisku. Okazuje się, że wiedza na temat toksyczności gleb oraz występowania metali ciężkich w odpadach huty znajduje się we wniosku o pozwolenie zintegrowane. Pierwsze badania gleb w rejonie kombinatu wykonano w 1977 roku, kolejne 1983, natomiast dokładniejsze wyniki pojawiły się w 1998 i 2002 roku. Wspólnie z naukowcami i prawnikami fundacji przeanalizowaliśmy te dokumenty. Co ważne, substancje toksyczne te zostały pominięte w ostatecznej wersji tego dokumentu, czyli wydanym pozwoleniu. Mocno ograniczono zakres badań monitoringowych wód powierzchniowych i odcieków oraz wód podziemnych, które są obecnie prowadzone w wybranych, nielicznych punktach badawczych, a także usunięto z nich wiele toksycznych substancji, m.in. pierwiastki śladowe, szkodliwe związki organiczne i fluorki (…) – wyjaśnia dr Mariusz Czop z AGH.

Masz informacje? Nasza Redakcja czeka na #SYGNAŁ

FLESZ - E-papieros zagraża zdrowiu, niszczy układ krążenia. Naukowcy udowadniają i przestrzegają

O tym, że na składowisku przy ul. Dymarek w Nowej Hucie naukowcy AGH i UJ wykryli "bardzo wysokie zawartości metali ciężkich, m.in. ołowiu, cynku, kadmu i rtęci", informowaliśmy wielokrotnie . Sprawą chcieliśmy zainteresować WIOŚ i Urząd Marszałkowski. Obie, dopytywane instytucje, twierdziły, że na składowisku nie ma substancji niebezpiecznych.

W końcu po interwencji dziennikarzy RMF MAXXX i „Gazety Krakowskiej” Paweł Ciećko Główny Inspektor Ochrony Środowiska, zapowiedział pilną kontrolę składowiska.

Stwierdzono wówczas, że owszem na składowisku występują metale ciężkie takie jak: arsen, bar, cynk, chrom, miedź, molibden, nikiel, antymon, selen, żelazo, kadm, ołów i rtęć, ale - według inspekcji - mieszczą się w normach. W naszym materiałach udowodniliśmy jednak, że część dokumentacji z poboru próbek WIOŚ w Krakowie nie została podpisana i nie dostarczono nam pełnych wyników badań. Co więcej nie przebadano miejsca, w którym naukowcy wykazali duże stężenie rtęci.

Szkoda w środowisku?

Sprawą toksycznych odpadów na składowisku w Nowej Hucie zainteresowała się Fundacja Frank Bold, zajmująca się prawem ochrony środowiska. Jej przedstawiciele złożyli do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zgłoszenie bezpośredniego zagrożenia w środowisku w związku z działalnością składowiska odpadów w Nowej Hucie.

Podjęliśmy taką decyzję po tym, jak wyszły na jaw informacje dotyczące nieprawidłowości związanych z prowadzeniem składowiska - tłumaczy Miłosz Jakubowski z Fundacji Frank Bold. Chodzi m.in. o monitoring, tego w jaki sposób składowisko oddziałuje na  środowisko. Istnieje – jak wyjaśniają przedstawiciele fundacji – ryzyko zanieczyszczenia wód powierzchniowych, a także zanieczyszczenie powierzchni ziemi, tj. gleb i gruntów oraz wód podziemnych.

Nowych dowodów w sprawie dostarczyła dokładna analiza dokumentacji środowiskowej dla składowiska dla potrzeb zgłoszenia bezpośredniego zagrożenia szkodą w środowisku. Bardzo ciekawe jest szczególnie, to że w dokumentacji hydrogeologicznej składowiska z 2004 r., do której udało nam się dotrzeć, znajduje się tabela, przedstawiająca skład chemiczny odpadów z kombinatu metalurgicznego.

- Informuje ona, że odpady zawierają toksyczne metale, w tym: glin, mangan, ołów, chrom, kadm, cynk, miedź i nikiel. Mamy nadzieję, że w końcu WIOŚ lub Arcelor Mittal udostępnią wyniki pełnych badań składu chemicznego, tych niewątpliwie toksycznych odpadów, które rozwieją jak widać uzasadnione wątpliwości – dodaje dr. Czop.

Długa lista zaniechań. Dokumenty pod lupą naukowców…

Dr Mariusz Czop z AGH na potrzeby wniosku przejrzał m.in. „Instrukcje prowadzenia składowiska”, „Dokumentację określającą warunki hydrogeologiczne”, „Wniosek o wydanie pozwolenia zintegrowanego” wydane przez Urząd Wojewódzki „Pozwolenie zintegrowane” oraz coroczne „Badania monitoringowe składowiska".

(Nazwisk pozostałych ekspertów nie wymieniamy ze względu na ich bezpieczeństwo oraz fakt, że WIOŚ skarżył się na naukowców do władz uczelni).

Jak podkreśla naukowiec, analiza tych wszystkich dokumentów jest bardzo trudna „Z uwagi na liczne fragmenty zaprzeczające sobie nawzajem, stosowanie specyficznego hermetycznego języka i dziwne pomyłki. Od lat środowisko naukowe formuje wnioski, aby tego typu ważne badania były dostępne publicznie na stronach przedsiębiorcy lub WIOŚ, tak aby każdy obywatel mógł się z nimi zapoznać.

Świadomość że takie opracowania będą upublicznione wpływałaby również pozytywnie na ich szeroko rozumianą jakość. Opracowania te trzeba analizować, przeglądać nie po to, aby komuś coś udowadniać ale w interesie publicznym, w celu wspomagania kontrolnej roli organów państwowych powołanych dla ochrony środowiska”.

1. Brak dowodów na istnienie skutecznego drenażu dna składowiska we wszystkich dostępnych dokumentacjach

Składowisko w Nowej Hucie - jak tłumaczy dr Mariusz Czop - ma tylko drenaż obwałowań i drenaż opaskowy, nie ma drenażu poziomego (dna). A taki wymagany jest dla tego typu instalacji. Omawiany kompleks składowisk posiada system drenażu wód odciekowych tylko na skarpach.

- Jego celem jest ochrona skarp składowiska przed zniszczeniem w wyniku sufozji (informacja w tym zakresie znajduje się we wniosku o wydanie pozwolenia zintegrowanego dla kompleksu składowisk na str. 39-40). Nie jest on w stanie przejmować wód odciekowych infiltrujących do podłoża składowiska, a następnie do wód podziemnych - wyjaśnia dr Czop. Według niego oznacza to, że zanieczyszczenia przenikają do podłoża i wód podziemnych, po czym przemieszczają się w kierunku koryta Wisły. Informacje w tym zakresie zawiera dokumentacja hydrogeologiczna wykonana dla składowiska w 2004 r. (główne wnioski z w/w dokumentacji są cytowane we wniosku o wydanie pozwolenia zintegrowanego dla kompleksu składowisk na str. 71-72). - tłumaczy naukowiec.

2. Metale ciężkie

Kolejnym punktem, na który zwracają uwagę eksperci, są występujące w podwyższanych ilościach metale ciężkie oraz fenole i cyjanki. Naukowcy wskazują na wyniki badań z 2004 r., które znalazły się we wniosku o pozwolenie zintegrowane. Tam możemy m.in. przeczytać o występowaniu na składowisku rtęci, manganu, ołowiu, a także arsenu, glinu i innych pierwiastków. Naukowcy po przejrzeniu dokumentacji stwierdzają, że „wody podziemne są w sposób ciągły zanieczyszczane przez odcieki ze składowiska”.

Problem w tym, że - jak podkreśla w rozmowie z Przemkiem Błaszczykiem z RMF MAXXX Jakubowski z fundacji Frank Bold, w wydanym pozwoleniu zintegrowanym pierwiastki te nie zostały w należyty sposób uwzględnione.

- Nie są prowadzone odpowiednie pomiary w odniesieniu do stężeń tych substancji w wodach powierzchniowych, czy też w powierzchni ziemi. Mamy dane z badań, które zostały przeprowadzone przez niezależnych ekspertów, które wskazują, że poziom niektórych substancji, w tym właśnie rtęci, jest znacząco podwyższony w wodach odciekowych ze składowiska - podkreśla.

Co ciekawe, ArcelorMittal nie ma obowiązku badania wielu substancji toksycznych w wodach zrzucanych do Wisły, kanału portowego i w wodach podziemnych. Dlaczego? Bo nie uwzględniono tego w Pozwoleniu zintegrowanym.

- Niestety wiele składników toksycznych nie znalazło się w zakresie koniecznego monitoringu. A monitoring ten ma również liczne wady metodyczne, gdzie kompletnie pominięto badania gleb - podkreśla dr Czop.

- Wytyczne obowiązkowego monitoringu dla ArcelorMittal zostały sformułowane w pozwoleniu zintegrowanym, gdzie główne zaniedbanie nie jest po stronie przedsiębiorcy, tylko po stronie organów nadzorujących, które taki wadliwy zakres nałożyły i przez lata nie podjęły działań w celu jego adekwatnej zmiany - zauważa naukowiec. I dodaje, że nie nastąpiło to nawet wówczas, gdy pojawiła się nowa wiedza, nowe możliwości badawcze, m.in. w zakresie oznaczania szkodliwych związków organicznych, w tym dioksyn.

Przypomnijmy, że do tej pory ani ArcelorMittal, ani WIOŚ nie przedstawili nam corocznych testów zgodności odpadów, ich podstawowej charakterystyki, a dopiero kilka dni temu udało się wreszcie uzyskać dostęp do wyników badań prowadzonego monitoringu składowiska. 

Nasi eksperci dodają, że „(…) punkty monitoringowe można usunąć wówczas, gdy nic się nie dzieje lub środowisko wykazuje zadowalający stan – w tej sytuacji tak nie jest, stąd nie można lekceważyć związków, które mogą mieć silny wpływ na stan zdrowia mieszkańców. Tak naprawdę, nie wiemy jaki jest zasięg i intensywność oddziaływania tego składowiska. Dlatego właśnie niezbędne jest aby składowiskiem zajęła się niezależna komisja, która mogłaby przeprowadzić wiarygodne badania pokazujące rzeczywisty jego wpływ na środowisko”.

3. Lokalizacja składowiska budzi wątpliwości

Przedstawiciele fundacji mają sporo wątpliwości, czy pozwolenie zintegrowane dla składowiska przy ul. Dymarek w ogóle powinno zostać wydane. - Według nas już w 2007 roku lokalizacja nie spełniała wymogów prawnych - podkreśla Jakubowski.

Przeszkodą dla prawidłowej eksploatacji tego kompleksu składowisk odpadów jest fakt, że pozwolenie zintegrowane z dnia 10 sierpnia 2007 r. zostało wydane niezgodnie z wówczas obowiązującym przepisem § 3 ust. 1 pkt 4 Rozporządzenia Ministra Środowiska z dnia 24 marca 2003 r. w sprawie szczegółowych wymagań dotyczących lokalizacji, budowy, eksploatacji i zamknięcia, jakim powinny odpowiadać poszczególne typy składowisk odpadów (Dz.U. 2003 nr 61 poz. 549), którego treść wprost zakazywała lokalizacji składowisk odpadów innych niż niebezpieczne i obojętne w dolinach rzek. Należy podkreślić, że aktualnie obowiązujące Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 30 kwietnia 2013 r. w sprawie składowisk odpadów (Dz.U. 2013 poz. 523) zawiera tożsamy przepis.

Ten problem został zidentyfikowany we wniosku o wydanie pozwolenia zintegrowanego z listopada 2006 r., jednak mimo tego Wojewoda Małopolski, który wówczas był właściwym organem do wydania tej decyzji, pominął tę kwestię wskazując wprost, że przedmiotowe składowisko spełnia wymogi określone ww. rozporządzeniu.

- Zamiast zatem udawać, że nie ma sprawy i "to nie nasza wina" należałoby odpowiednio zabezpieczyć składowisko i dostosować je do wymogów rozporządzenia, tak aby zniwelować jego negatywne wpływy na środowisko. Największe zaniedbanie w tym względzie w mojej opinii popełniły organy powołane dla ochrony środowiska, które nie sformułowały tego typu wniosku dla przedsiębiorcy, który sam z siebie tego typu inicjatywy nie wykazał - wyjaśnia dr. Czop.

4. Podwyższone pH

Eksperci w badaniach dołączonych do wniosku o pozwolenie zintegrowane zwracają uwagę, na odczyn pH ścieków. Okazuje się, że jest on za wysoki – dochodzi nawet do 10,6. Podobnie wysoki odczyn pH wskazywało AGH w badaniach z 2018 roku.

- Odpady żelazonośne oraz popioły deponowane w obrębie kompleksu składowisk przy ul. Dymarek w Krakowie są materiałem bardzo drobnoziarnistym, który łatwo ulega rozpyleniu i może być przenoszony przez wiatr. W związku z powyższym we wniosku o wydanie pozwolenia zintegrowanego dla kompleksu składowisk zalecono bardzo istotne działania zabezpieczające, w postaci utrzymywania odpowiedniej wilgotności wierzchniej warstwy odpadów, w tym również poprzez montaż i eksploatację systemu zraszaczy. Czy były one kiedykolwiek zamontowane czy też była to tylko czysto teoretyczna uwaga, na tego typu pytanie odpowiedzi może udzielić tylko zarządca kompleksu składowisk lub niezależna komisja - wyjaśnia dr. Czop.

6. Brak oczyszczalni

Co ciekawe we wniosku o pozwolenie zintegrowane znajduje się zalecenie podczyszczania wód przed ich odprowadzeniem.

Wniosek bardziej restrykcyjny niż wydane pozwolenie

Po przeanalizowaniu dokumentów Miłosz Jakubowski z fundacji Frank Bold wskazuje, że wniosek o pozwolenie zintegrowane (dokument, w którym koncern prosi o zgodę na działanie danej instalacji – przyp. red.) zawierał bardziej rygorystyczne wymogi niż te, które ostatecznie trafiły do samego pozwolenia.

- To paradoks - podkreśla. - Wygląda to tak, jakby przedsiębiorca prowadzący to składowisko był w stanie zaoferować lepszy monitoring środowiska, niż ostatecznie został wpisany do pozwolenia i według naszej wiedzy jest obecnie prowadzony - mówi Jakubowski.

Dr Czop z AGH przyznaje, że w ostatecznej wersji dokumentu, czyli pozwoleniu zintegrowanym, mocno ograniczono liczbę punktów pomiarowych oraz zakres badanych parametrów wód powierzchniowych i odcieków, z których usunięto toksyczne pierwiastki śladowe, WWA i cyjanki oraz wód podziemnych. Kompletnie nie nałożono też na przedsiębiorcę zobowiązań w zakresie badania gleb, pomimo że 20 lat temu badania ujawniły niepokojąco wysoki poziom metali ciężkich, w tym silnie toksycznego kadmu, cynku i niklu.

Pozwolenie zintegrowane jest niezwykle ważnym dokumentem, bo wskazuje przedsiębiorcom i pośrednio służbom kontrolnym m.in., co trzeba badać oraz jak prowadzić monitoring danego obiektu lub instalacji. Co ciekawe, wyniki badań dla dokumentacji hydrogeologicznej z 2004 roku, wykonywane były przez dokładnie to samo laboratorium AGH, które wykonało badania w 2018 roku na potrzebny naszego śledztwa. Piszemy o tym, gdyż urzędnicy mieli wątpliwości, co do jakości wykonywanych badań.

Laboratorium AGH posiada akredytację PCA nr 1050. Jest ona dostępna na stronach Polskiego Centrum Akredytacji. Naukowcy podkreślają jednak, że nie jest to kwestia kluczowa, gdyż badania środowiskowe są możliwe do prowadzenia w laboratoriach bez akredytacji ale z wdrożonymi systemami kontroli jakości.

Co oznacza wniosek do RDOŚ?

Na podstawie powyższej analizy dokumentów, fundacja „Frank Bold” złożyła do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska zgłoszenie bezpośredniego zagrożenia szkodą w środowisku. Co to oznacza?

- Tego typu wniosek czyni taki problem „widocznym” z punktu widzenia formalnoprawnego i administracyjnego - wyjaśnia dr Czop. - Niestety, do momentu, kiedy odpowiednio udokumentowane zgłoszenie nie wpłynie do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska, to choćby WIOŚ miał wyniki, że jest silne skażenie promieniotwórcze, silne skażenie wód, czy że jest silne zanieczyszczenie gleby, to nikt z teoretycznie odpowiedzialnych urzędów taką sprawą się nie zajmuje - wyjaśnia.

Dr Czop dodaje, że przez tego rodzaju problem nie ma szans zostać rozwiązany, bo nikt nie nadaje mu, odpowiedniego biegu administracyjnego. - Nie można też uzyskać dofinansowania z funduszy krajowych i unijnych na poprawę stanu środowiska, czy też likwidację zagrożeń środowiskowych - wskazuje. Nie ma bowiem – jak tłumaczy - administracyjnie ustalonego sprawcy odpowiedzialnego za ten stan.

- Jest to dla mnie bardzo dziwna sytuacja dlatego, że WIOŚ w Polsce ma wyniki świadczące o katastrofalnym stanie środowiska na danym obszarze, czy wokół jakiegoś obiektu i nie zgłasza tego z urzędu do RDOŚ, aby nadać takim sprawom bieg, żeby określić, czy jest to szkoda w środowisku, czy jest to zanieczyszczenie historyczne i zobowiązać odpowiedni podmiot do usunięcia zanieczyszczeń. Tego typu oczywiste sprawy często muszą zgłaszać obywatele i organizacje pozarządowe, co naraża ich niestety na delikatnie mówiąc uboczne skutki ogólnego niezadowolenia. Trzeba to jednak robić pomimo wszystko, żeby urzędy zaczęły tą ważną społecznie kwestię traktować poważnie - dodaje.

Przypomnijmy, pozwolenie zintegrowane zostało wydane 12 lat temu przez ówczesnego wojewodę małopolski i jego urzędników.

Sprawę składowisk huty bada prokuratura.

Kolejne badania

Naukowcy zapowiadają kontynuację badań obszaru przemysłowego w rejonie składowisk Arcelor Mittal. Część z nich już została wykonana. Wspólnie z nimi zbadamy również zbiorniki w Przylasku Rusieckim oraz studnie kopane z których skażoną wodę mogą nieświadomie używać mieszkańcy.

- Skoro jak się okazuje wszelkie odpowiedzialne służby i jednostki nie widzą takiej potrzeby i żadnych problemów, niezależne instytucje w celu ochrony mieszkańców Krakowa zmuszone są podjąć takie zobowiązanie - zapewnia dr. Czop.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: O toksynach w glebie w rejonie huty wiedziano od ponad 40 lat! - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto