Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Nie!" dla kasków rowerowych [felieton dziennikarza obywatelskiego]

laku82
laku82
Media pisząc o obowiązku jazdy w kaskach rowerowych często ...
Media pisząc o obowiązku jazdy w kaskach rowerowych często ... sxc.hu
Media pisząc o obowiązku jazdy w kaskach rowerowych, często poruszają jedynie postulaty producentów tego sprzętu. Czas wykazać, jakie niekorzystne zjawiska niesie ze sobą obowiązek jazdy w kasku.


Młodzi, wykształceni, z dużego miasta - portret miejskich rowerzystów


Po raz kolejny okazało się, jak łatwo można popsuć obowiązujące w Polsce przepisy. Oto dwóch senatorów zaproponowało obowiązek noszenia kasków dla dzieci poniżej 15. roku życia. Ich poprawkę na szczęście odrzucono (chociaż tylko niewielką ilością głosów).

Czym ci senatorowie się kierowali i czym poparli swoją poprawkę?

  • z pewnością nie badaniami, bo tych w Polsce się nie prowadzi, a te z zagranicy nie są korzystne dla ich propozycji,
  • z pewnością nie własnym doświadczeniem, bo ze stenogramu można wyczytać, że na rowerach raczej nie jeżdżą,
  • z pewnością też nie "dobrymi praktykami" z najbardziej rowerowych państw starej UE, bo te takich niekorzystnych dla rozwoju ruchu rowerowego regulacji nie wprowadzają.

Niewiele brakowało, aby Polska wprowadziła regulację powodującą w kilkuletniej perspektywie miliardowe straty… Straty wynikające ze wzrastających wydatków na transport, ochronę zdrowia czy profilaktykę przeciwko otyłości. Lobby producentów kasków skutecznie blokuje niekorzystne informacje o problemach wynikłych z obowiązku jazdy w kaskach, bo zyski z takiego prawa zgarnie lobby, a wszystkie niepotrzebne wydatki wygenerowane przez ten obowiązek poniesie polski podatnik

Za zgodą Radka Lesisza z Wrocławskiej Inicjatywy Rowerowej publikuję obszerne fragmenty sprzed kilku lat (z portalu Rowerowy Wrocław). Pora poznać drugą stronę medalu, wynikającą z obowiązku noszenia kasku.

Motto: Znajomi z Zachodu jeszcze kilka lat temu wieszczyli: jeśli lobby pro-kaskowe jeszcze wam nie zagraża, strzeżcie się - wkrótce będzie. I stało się.

Jest wiele powodów, dla których ruch rowerowy powinien być szczególnie promowany. Zwłaszcza, że wiele jest przeszkód dla rozwoju tej formy poruszania się. Główną z nich jest brak bezpieczeństwa na drogach. Nie ulega wątpliwości, że rowerzyści należą do najsłabszych uczestników ruchu drogowego i zasługują na szczególną ochronę. Jednakże korzystanie przez nich z kasków raczej nie spowoduje zmniejszenia liczby wypadków, gdyż to nie ich brak jest tu przyczyną.

Jeśli kask ma chronić samego rowerzystę, to powinien on mieć wolną rękę w decydowaniu o swoim bezpieczeństwie. Odgórne narzucanie innego poglądu godzi w wolność jednostki, a zarazem nasuwa pytanie, dlaczego tym nakazem nie zostali objęci także piesi lub skejci?

Nikt nie prowadzi w Polsce badań mówiących o charakterystyce wypadków rowerzystów; jakich grup wiekowych dotyczą, jakim obrażeniom ulegają, w jakich okolicznościach, ani ile potem kosztuje ich leczenie. Wydawać by się mogło, że bez takiej diagnozy nie da się skutecznie rozwiązać problemu. Jak widać, wcale nie przeszkadza to wspomnianym kilku senatorom. Zamiast skupić się na egzekwowaniu istniejących przepisów (dotyczących ograniczeń prędkości, czy też obowiązkowego oświetlenia roweru), wymyślają kolejną cudowną receptę na najwyższy w Europie odsetek zabitych rowerzystów.

W przygotowanej przez senatorów "kaskowej" poprawce zabrakło miejsca na ocenę skutków regulacji. Całkowicie pominięte zostały społeczne i ekonomiczne implikacje wprowadzenia nowych wymogów, choć zadania ich oszacowania podjęła się kilka lat temu Sekcja Rowerzystów Miejskich. Według ostrożnych obliczeń, zmiana przepisów kosztowałby społeczeństwo ponad miliard złotych. Gdyby w Polsce tę kwotę zainwestowano, na przykład, w infrastrukturę rowerową, można byłoby wybudować kilka tysięcy kilometrów bezpiecznych dróg rowerowych.

Lek na całe zło

Kaski mogą ochronić głowę przed skutkami niektórych wypadków drogowych - to rzecz bezsprzeczna. Lecz kaski nie potrafią ochronić przed wydarzeniem się samego wypadku. Dlatego też zdecydowana większość rowerowego świata przeciwstawia się budowaniu poczucia bezpieczeństwa na drogach za pomocą obligatoryjnych kasków dla cyklistów.

Kaski przyszły z Zachodu, i podobnie jak tam, także u nas doczekaliśmy się silnego lobby dążącego do "okaskowania" rowerzystów, nawet wbrew ich woli. Dość znamienite jest, iż za kaskami przemawiają zazwyczaj osoby nie mające wiele wspólnego z jazdą na rowerze, zaś przeciwko są głównie użytkownicy dwóch kółek. Być może bierze się to z niezrozumienia różnicy, jaka istnieje pomiędzy sportami rowerowymi, a codziennym, zwykłym użytkowaniem roweru. Niektóre wyczyny na dwóch kółkach w istocie wymagają noszenia "zbroi" i najróżniejszych ochraniaczy - sporty te są nieraz ekstremalne. Jednak ryzyko takiej jazdy jest zbyt frywolnie przekładane na zwykłe użytkowanie roweru w mieście.

W raporcie z 2001 roku SWOV, holenderski Instytut Badań Bezpieczeństwa Drogowego, jasno stwierdza, iż oficjalne podkreślanie konieczności noszenia kasków prowadzi do utwierdzenia wizerunku, że jazda na rowerze jest szczególnie niebezpieczna, co z kolei wzmacnia także mocno rozpowszechnione przekonanie, że rozjechani na jezdni rowerzyści (w kasku, czy też bez) sami są sobie winni - bo przecież wiedzą, jakie to niebezpieczne. Te zakorzenione w społecznej świadomości stereotypy są karmione różnorakimi kampaniami społecznymi.

Kaski są rzeczą użyteczną i potrzebną - nie bez powodu obowiązek ich używania narzucają w swych regulaminach profesjonalne unie i związki kolarskie, pomne tragicznie zmarłych kolarzy, których być może mógł uratować kask na głowie (jak np. Fabio Casartelli w 1995 roku czy Andriej Kiwiljew w 2003 roku). Tak samo postępują organizatorzy różnorakich maratonów i wyścigów rowerowych dla amatorów. Używanie kasków w sporcie winno być tak samo rygorystycznie przestrzegane, jak posiadanie sprawnego oświetlenia w codziennym użytkowaniu roweru. Jednak przekonanie, że głowa pod kaskiem jest zupełnie bezpieczna, może być zgubne. Kaski rowerowe chronią bowiem głowę przed uderzeniami tylko przy małych prędkościach. Nie stanowią zaś efektywnej ochrony przed większością najgroźniejszych wypadków drogowych. Siła uderzenia samochodu jadącego z prędkością 46,5 km/h jest wystarczająca, aby wyrzucić cyklistę na wysokość trzynastego piętra! Czy kask tu pomoże?


Przestroga z Australii

Podstawowe zagrożenie płynące z narzucenia obowiązku noszenia kasku to spadek liczby rowerzystów. Dokładnie taki scenariusz wydarzył się w Australii i Nowej Zelandii, gdzie w latach 90-tych wprowadzono obowiązek noszenia "skorup". Doprowadziło to do redukcji ilości kilometrów przejechanych na rowerze o 22 proc. (głównie wśród młodzieży) oraz do ponad 30-procentowego spadku ruchu rowerowego.

W 2006 roku British Medical Journal opublikował badania dr Dorothy Robinson, która przeanalizowała pod kątem skuteczności prawa dane z Australii, Nowej Zelandii i Kanady, z okresu przed i po wprowadzeniu restrykcji kaskowych. Robinson doszła do wniosku, że z posiadanych danych nie sposób udowodnić, iż wzrost używalności kasku wpłynął na zmniejszenie liczby urazów głowy wśród rowerzystów. Zadała sobie za to pytanie, czy przymus kaskowy rzeczywiście zachęca do korzystania z tej ochrony, czy też może zniechęca do "rowerowania" w ogóle? Przed wprowadzeniem restrykcji ruch rowerowy w Australii miał tendencję wzrostową, natomiast po wprowadzeniu odnotowano spadek liczby rowerzystów sięgający w niektórych stanach nawet do 48 proc. wśród dorosłych i 44 proc. wśród dzieci (inne źródła mówią o średnim spadku wśród dzieci nawet o połowę).

Dr Robinson podejrzewała także, iż noszenie kasków (przez płynące z tego poczucie bezpieczeństwa) może zachęcać rowerzystów do podejmowania większego ryzyka, natomiast widok "okaskowanego" cyklisty może prowadzić do przekonania wśród kierowców, iż osobnik taki nie wymaga specjalnie ostrożnego traktowania.

To ostatnie przepuszczenie potwierdził w tym samym roku dr Ian Walker, psycholog z uniwersytetu w Bath. Według niego, jeżdżący w kaskach są bardziej narażeni na wypadek niż ci, którzy nie zabezpieczają swoich głów. Do takich wniosków doszedł przeprowadzając prosty eksperyment: mierząc podczas jazdy w kasku i bez odległość, w jakiej mijają go samochody.

Wyniki były zaskakujące: okazało się, że podczas jazdy w kasku auta omijały go średnio o 8,5 cm bliżej, niż gdy pedałował z gołą głową. Zjawisko to zdaniem Walkera można wytłumaczyć w ten sposób, iż kierowcy postrzegają "kaskowców" jako bardziej doświadczonych i przewidywalnych uczestników ruchu, natomiast do osób bez tego rekwizytu mają mniejsze zaufanie i omijają je większym łukiem, zostawiając miejsce na ewentualne manewry. Co ciekawe, w tym samym eksperymencie Walker stwierdził, że kierowcy są jeszcze bardziej ostrożni wobec kobiet na rowerach - zostawiają im średnio aż 14 cm więcej, niż mężczyznom. Podczas tego eksperymentu uczony został potrącony przez autobus i ciężarówkę - w obu przypadkach z kaskiem na głowie.

Na zdrowie!

**Wątpliwości dr Robinson potwierdza norweski raport z 2007 roku, który stwierdza, że o ile kaski rowerowe mogą zapobiegać poważnym obrażeniom głowy, o tyle zakres tego działania należy postawić pod znakiem zapytania. Bierze się to z faktu, iż rezultaty badań nad tą materią mocno zależą od stosowanych metod badawczych, a te różnią się od siebie bardzo. Dlatego też nie można jednoznacznie stwierdzić, czy i w jakim stopniu kaski chronią rowerzystów przed urazami. Niemniej jeśli, jak pokazują różne analizy, obowiązkowe kaski wpływają na zmniejszenie liczby rowerzystów, traci na tym zdrowie całego społeczeństwa. A to w konsekwencji może skutkować znacznie większymi negatywnymi konsekwencjami, niż promowanie jazdy na rowerze bez kasków.

Kto jeździ na rowerze, żyje dłużej i ma lepsze zdrowie od tych, którzy nie jeżdżą. Truizm ten potwierdzają przeprowadzone w Danii badania, które dowodzą, iż wśród osób regularnie dojeżdżających rowerem do pracy ryzyko śmierci jest o 28 proc. mniejsze niż u nie-pedałujących. Z trochę innego punktu widzenia zależność tę pokazał dr Mayer Hillman z brytyjskiego Policy Studies Institute, który obliczył, że lata życia uzyskane dzięki rowerowaniu (bez kasku) przewyższają lata stracone na skutek wypadków w stosunku 20:1; inaczej - na każdy rok życia stracony w wypadku przypada 20 lat zyskanych dzięki jeździe na rowerze. Duńska Federacja Cyklistów przeprowadziła podobne analizy, z których wynikało, iż dzięki jeździe na rowerze (średnio 3 km dziennie) pięciomilionowa rzesza pedałującego narodu zyskuje rocznie 36 500 lat życia (w Danii ginie średnio 80 cyklistów rocznie).

Spadek ruchu rowerowego spowodowany nakazem kaskowym może doprowadzić do ujemnego bilansu zdrowotnego. Zamiast przyczyniać się do ochrony zdrowia i zmniejszenia ilości wypadków, może skutkować zwiększoną liczbą przedwczesnych zgonów spowodowanych przez tzw. choroby cywilizacyjne, wynikające między innymi z braku ruchu (cukrzyca, nadciśnienie, osteoporoza itp). Jak przewidują naukowcy, zła dieta i osiadły tryb życia będzie w społeczeństwach zachodnich zbierać wkrótce większe żniwo niż papierosy. W przeciągu 13 lat (1995-2008) liczba osób otyłych w Zachodniej Australii wzrosła dwukrotnie. Podejrzewa się, że przyczyniło się do tego między innymi wprowadzenie obowiązku noszenia kasków w roku 1992. Od tego samego momentu liczba dzieci jeżdżących rowerem do szkoły spadła o połowę. Dziś Australia dzierży palmę najgrubszego narodu na świecie, gdzie otyłość osiągnęła już rozmiary epidemii, a średnia długość życia ulegnie skróceniu o dwa lata.

Aby przełożyć na konkretne kwoty zbawienny wpływ porcji ruchu na zdrowie, sięgnijmy do badań, jakie wykonał pewien producent samochodów. Obliczono, iż pracownicy dojeżdżający rowerem do pracy mają średnio 8 dni zwolnienia chorobowego w roku, podczas gdy pozostali średnio 30. Także badania przeprowadzone w duńskim Odense dowodzą, iż sumy zaoszczędzone na "chorobowym" przewyższają całkowite wydatki na inwestycje i kampanie pro-rowerowe.

Choć jazda na rowerze nie jest zupełnie bezpieczna, w porównaniu z innymi środkami transportu rower wypada znacznie lepiej, niż go malują. Przyczyną tego stanu rzeczy mogą być, jak już wspomniano, kampanie nawołujące do dobrowolnego używania kasków w trakcie jazdy po mieście. Nie wszystkie ofiary wypadków drogowych z obrażeniami czaszki to cykliści. Spoglądając na brytyjskie statystyki ofiar śmiertelnych tego urazu okazuje się, że 40% z nich to kierowcy, 39% piesi, 12% motocykliści, a 8,5% to rowerzyści. Z badań przeprowadzonych w Hiszpanii wynika natomiast, że piesi są znacznie bardziej zagrożeni uszkodzeniami głowy niż rowerzyści. Być może należałoby zatem nakazać chodzenie w kaskach? Chyba lepiej kwestię promocji ochraniaczy na głowę zostawić producentom i sprzedawcom, nie zaś politykom.

Paradoks

Każdy czynnik zmniejszający u kierowców świadomość istnienia rowerzystów na jezdni może prowadzić do zwiększenia prawdopodobieństwa wypadku z udziałem rowerzysty. Do takich czynników zalicza się także ilość rowerzystów widzianych na ulicy. Zatem, im więcej rowerów na drogach, tym bezpieczniej dla rowerzystów. Co ciekawe, liczne analizy wskazują, iż możliwe jest zwiększenie natężenia ruchu rowerowego i zarazem samego bezpieczeństwa rowerzystów.

Ten interesujący paradoks znajduje swoje odzwierciedlenie w krajach o wysokiej kulturze rowerowej (Dania, Holandia), gdzie odsetek osób noszących kaski jest bliski zeru, natomiast odsetek urazów głowy na kilometr przejechany na rowerze jest znacznie mniejszy niż w krajach narzucających obowiązek noszenia kasków.

Także dane dotyczące wypadków śmiertelnych mówią wiele. Holandia notuje największą ilość przejechanych dziennie kilometrów w przeliczeniu na osobę (ok. 3 km), przy jednocześnie jednym z najniższych wskaźników zabitych rowerzystów. W Danii przypada nieco ponad 7 zabitych cyklistów na milion mieszkańców, przy ruchu rowerowym na poziomie 20% podróży. Dla porównania, w Polsce mamy 15,8 zabitych, przy minimalnym ruchu rowerowym rzędu 1-2%. Czy nowe prawo polepszyłoby tą statystkę, czy też zabiło ruch rowerowy?

Badania P.L. Jacobsena opublikowane w 2003 roku przez prestiżowy magazyn medyczny Injury Prevention, dowodzą, że w przypadku podwojenia ruchu rowerowego, ryzyko wypadku spada średnio o 34%. Zgodnie też z tą zasadą (zwaną "zasadą wzrostu"), ubytek ilości cyklistów o połowę powoduje wzrost ryzyka wypadku o 52%. Wniosek: ryzykiem jest nie pedałować!

Obowiązek noszenia kasków poprzez wpływ na zmniejszenie się ogólnej liczby rowerzystów wpływa na zwiększenie liczby wypadków. Jak w przypadku tego paradoksu mówić o bezpieczeństwie w kontekście kasków?


Prawo sobie, życie sobie

Żeby prawdziwy kask na głowie rowerzysty spełniał swoją funkcję ochronną, musi być należycie dopasowany, założony, a także być w odpowiednim stanie: powinien być wymieniany po każdym uderzeniu (nawet jeśli nie widać na nim śladu), a także po pewnym okresie czasu; w przeciwnym bowiem wypadku może nawet pogarszać skutki wypadku. Wyegzekwowanie tych wymagań jest praktycznie niemożliwe.


Na przyszłość

Wypada mieć nadzieję, że jeśli jeszcze raz wypłynie propozycja obowiązku noszenia kasków, to zostanie to poddane wnikliwej analizie opartej o badania i doświadczenia państw bardziej doświadczonych w tej materii. Trzeba też rzetelnej analizy wszystkich możliwych kosztów (strat) społecznych wynikających z takiego obowiązku. Obecnie bowiem najwięcej do powiedzenia ma w tej materii lobby producentów kasków i jego poplecznicy, a zamiast na faktach opieramy się na domysłach.

Zobacz też:


Zobacz na MM:Wywiady | Serwis motoryzacyjny | Photo Day - plenery fotograficzne |
Blogi | Zdrowie i uroda | Konkursy MM | MoDO
| Inwestycje | Recenzje | Rowery
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto