Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Monachium. Kryptonim: Gniew Boży

Wojciech Harpula, Magdalena Tobik
5 września 1972 r., wtorek, jedenasty dzień igrzysk w Monachium. 4.30 rano. Ośmiu mężczyzn w dresach, ze sportowymi torbami, wdrapuje się na ogrodzenie wioski olimpijskiej.

5 września 1972 r., wtorek, jedenasty dzień igrzysk w Monachium. 4.30 rano. Ośmiu mężczyzn w dresach, ze sportowymi torbami, wdrapuje się na ogrodzenie wioski olimpijskiej. Siatka ma niecałe 2 metry wysokości, o drucie kolczastym nie ma mowy. Przechodzących przez ogrodzenie mężczyzn widzą pracownicy poczty obsługujący wioskę i sportowcy z USA, wracający z zabawy w Monachium. Podchmieleni Amerykanie biorą ich za amatorów nocnych rozrywek. Śmieją się, pomagają pokonać ogrodzenie, życzą powodzenia. Nikt nie wszczyna alarmu.

Mężczyźni - terroryści z palestyńskiej organizacji "Czarny Wrzesień" - mają dokładne plany wioski olimpijskiej. Idą w kierunku Connollystrasse. Zatrzymują się przy numerze 31, gdzie mieszka 21 członków ekipy Izraela. Wokół twarzy obwijają arabskie chusty - kefije. Z toreb wyjmują kałasznikowy AK?47 - broń dostarczyli im lewaccy terroryści z niemieckiej Frakcji Czerwonej Armii. Skradzioną kartą magnetyczną otwierają drzwi.
Trener zapaśników Mosze Weinberg śpi najbliżej wejścia do apartamentu nr 1. Słyszy szmery. Krzyczy - Chłopaki, uciekajcie! Zasłania drzwi własnym ciałem, rzuca się na terrorystów. Padają strzały. Dwie kule trafiają Weinberga w głowę.
Półnadzy sportowcy wyskakują przez okno. Palestyńczycy omijają apartament nr 2. Śpią w nim izraelscy strzelcy. Amunicję i broń trzymają w pokojach, jeden z nich jest mistrzem Azji. W apartamencie nr 3 terroryści zabijają sztangistę Josefa Romano. Biorą dziewięciu zakładników. Dziesięciu Izraelczyków zdołało uciec.

Przerwane igrzyska
Werner Bodden, bawarski policjant oddelegowany do ochrony wioski olimpijskiej, jest już porządnie zmęczony porannym joggingiem. Do końca ostatniej rundy zostało mu kilkaset metrów. Nagle zauważa biegnącego człowieka w samej pidżamie. Po chwili wie już, co się stało. Jest 4.50.
Kilka minut później telefon wyrywa ze snu federalnego ministra spraw wewnętrznych Hansa-Dietricha Genschera. Policja wzywa strzelców wyborowych, ustawia kordon wzdłuż Connollystrasse. Terroryści przekazują swoje żądania - chcą uwolnienia 230 więzionych w Izraelu Palestyńczyków. Dają czas do 9 rano. Rozpoczynają się negocjacje - prowadzi je Genscher. Przyjeżdżają dziennikarze. Stacja ABC z wieży telewizyjnej rozpoczyna transmisję. Wszyscy dowiadują się, że stała się rzecz bez precedensu w historii nowożytnych igrzysk.
Brutalnie złamano "ekeheirię" - święty pokój olimpijski.
Izraelczycy nigdy nie wierzyli w negocjacje z terrorystami - nie inaczej jest tym razem. Kneset - izraelski parlament- oświadcza, że nie zwolni ani jednego więźnia. Premier Golda Meir żąda przerwania igrzysk. Od rana odbywają się zawody zapaśnicze, bokserskie, kajakarskie. Sanitariusze zabierają ciało Weinberga, ojca pięciomiesięcznego syna, dopiero po śniadaniu. Trwają negocjacje. Termin ultimatum jest dwukrotnie przedłużany. Palestyńczycy nie godzą się na przyjęcie pieniędzy w zamian za zwolnienie zakładników. Nie słuchają też ściągniętych z Bonn egipskiego ambasadora i przedstawiciela Ligi Arabskiej.
Niemcy przygotowują operację "Zachód Słońca" - chcą uwolnić izraelskich sportowców siłą. RFN nie chce jednak, by do akcji wkroczył Mossad. Komandosi z izraelskich jednostek specjalnych w pełnej gotowości czekają na lotnisku w Tel Awiwie na sygnał. Nadaremnie.
W tym czasie polscy piłkarze pokonują w Augsburgu ekipę ZSRR. Siatkarze awansują do półfinału wygrywając po pięciu setach z reprezentantami Związku Radzieckiego. Mecz rozgrywany jest niespełna 200 metrów od drzwi, za którymi leżało ciało Weinberga.
O 17.00 terroryści grożą natychmiastowym zamordowaniem zakładników. Igrzyska zostają przerwane. Znów negocjacje.
Niemcy przygotowują pułapkę
20.00. Porozumienie. Terroryści zgodzili się opuścić wioskę olimpijską. Razem z zakładnikami odlatują dwoma helikopterami na lotnisko Fuerstenfeldbruck. Stamtąd boeing 727 Lufthansy ma zabrać ich do Egiptu. Niemcy przygotowują pułapkę. Plan jest taki: dwóch terrorystów pójdzie do samolotu sprawdzić, czy wszystko jest w porządku - tak uzgodniono podczas negocjacji. W boeingu obezwładni ich 16 ochotników z bawarskiej policji i straży granicznej. Pozostali terroryści zostaną zastrzeleni przez pięciu snajperów - wszyscy na Fuerstenfeldbruck myślą, że Palestyńczyków jest tylko pięciu. Gdy terroryści przechodzili do śmigłowca policjanci w wiosce olimpijskiej dokładnie widzieli, że jest ich ośmiu. Do dziś nie wiadomo, dlaczego nikt nie poinformował o tym oficerów na lotnisku.
Szef Mossadu Zvi Zamir jest na wieży kontrolnej Fuerstenfeldbruck. Wie, że bawarscy ochotnicy są zupełnie nieprzygotowani - nie zostali przeszkoleni, nie mają odpowiedniego uzbrojenia. Widzi, że snajperzy nie mają krótkofalówek. Zdaje sobie sprawę, że akcja jest źle przygotowana, ale nic nie może zrobić.
Na pokładzie boeinga bawarscy policjanci nie mogą sobie znaleźć miejsca. Nie wytrzymują nerwowo. Mówią, że akcja jest zbyt ryzykowna. Ktoś rzuca myśl - głosujmy. 12 policjantów jest za ucieczką. Wszyscy ochotnicy wychodzą z samolotu. Od strony Monachium widać już światła nadlatujących śmigłowców. Dowodzący akcją Georg Wolf jest bezradny. Zvi Zamir wie, że za chwilę zobaczy, jak giną jego rodacy.

Tragiczny bilans
22.35. Helikoptery lądują. Na płytę lotniska wychodzi dwóch terrorystów. Strzelcy wyborowi natychmiast otwierają ogień. Jeden Palestyńczyk pada, drugi ucieka do helikoptera. Rozpoczyna się chaotyczna strzelanina. Źle ustawione reflektory oślepiają snajperów.
Zakładnicy nie uciekają - przywiązano ich do krzeseł w helikopterach. O 23.35 niemieckie radio podaje, że zakładnicy zostali uwolnieni, a terroryści zginęli. Informację powtarzają wszystkie agencje. W ekipie izraelskiej radość, wszyscy padają sobie w ramiona.
W tym czasie na lotnisku nadal trwa wymiana ognia. Jeden z terrorystów wrzuca granat do śmigłowca. Strzelanina ustaje dopiero o 1.30.
Bilans jest tragiczny. Zginęli wszyscy zakładnicy, pięciu terrorystów i niemiecki policjant, który prawdopodobnie został zastrzelony przez własnego snajpera. Trzech rannych Palestyńczyków trafia do aresztu.
6 września 1972 r., środa, dwunasty dzień igrzysk. O godz. 10, na stadionie olimpijskim odbywa się ceremonia żałobna. Przewodniczący MKOl, 84-letni staruszek Avery Brundage mówi: "Games must go on" - Igrzyska muszą być kontynuowane.
Z Monachium wyjeżdżają sportowcy Izraela, a także Egiptu, Kuwejtu i Syrii.
Kilka tygodni później zostaje porwany samolot Lufthansy. Niemcy ustępują przed żądaniami terrorystów. Uwalniają trzech terrorystów, pozwalają odlecieć do Libii. Wielotysięczny tłum niesie Palestyńczyków na rękach ulicami Trypolisu.
Osobiste polecenie
To były wielkie dni "Czarnego Września". Trwały bardzo krótko. Już 17 października został zastrzelony Adel Zwaiter, przedstawiciel Organizacji Wyzwolenia Palestyny w Rzymie. Kilka dni później zginął Mohmud el-Hamszari, reprezentant OWP w Paryżu. W czasie rozmowy wybuchł jego domowy telefon. Miesiąc później to samo spotkało Husajna Abu el-Khaira, rezydenta OWP na Cyprze.
Zabójstwa były dziełem agentów Mossadu ze specjalnej grupy "Gniew Boży". Została powołana na osobiste polecenie premier Izraela Goldy Meir. Agenci mieli jedno zadanie - bez względu na koszty własne wyeliminować wszystkie osoby zaangażowane w przygotowanie akcji terrorystów w Monachium.
Rozpoczęło się wielkie polowanie. Odwetowe morderstwa stały się jedną z metod działania Mossadu. Likwidacji dokonywali zazwyczaj snajperzy, agenci podkładali też w domach ładunki wybuchowe. Punktem szczytowym walki z "Czarnym Wrześniem" było zabójstwo w 1973 r. trzech przywódców OWP w Bejrucie. W operacji wziął udział młody komandos Ehud Barak. Był przebrany za kobietę.
Żal z powodu śmierci
W lipcu 1973 r., w norweskim Lillehammer doszło do tragicznej pomyłki. Egzekutorzy Mossadu zastrzelili marokańskiego kelnera Ahmeda Bouchiki - wzięli go za dowódcę "Czarnego Września" Ali Hassana Salame. Sześciu agentów zostało aresztowanych. Sąd w Lillehammer skazał ich na symboliczne kary.
Przez ponad 20 lat Izrael unikał przyznania się do winy. Dopiero w 1996 r. premier Szimon Peres polecił zawarcie ugody finansowej z rodziną ofiary. Żona, córka i syn Marokańczyka otrzymali odszkodowanie w wysokości 2,5 mln koron norweskich, ale Izrael formalnie nie przyjął na siebie odpowiedzialności za śmierć Bouchikiego. Wyraził jedynie "żal" z powodu jego "nieszczęśliwej śmierci".
Po wpadce w Lillehammer Mossad jeszcze staranniej dobierał cele. Co pewien czas ginął któryś z terrorystów. W 1979 r. w Bejrucie agenci wytropili Salamego. Tym razem pomyłki nie było. Szefa monachijskiego spisku spotkała śmierć.
Strzały w "Victorii"
Uniknął jej mózg całej operacji - Abu Daud. Jego prawdziwe nazwisko brzmi Mohammad Daud Audeh.
1 sierpnia 1981 r. w kawiarni "Opera" na pierwszym piętrze warszawskiego hotelu "Victoria" podszedł do niego młody człowiek o ciemnej karnacji i wystrzelił sześć razy z odległości trzech metrów. Kule trafiły Abu Dauda w szczękę, prawą pierś, lewą pierś, lewe ramię, lewe przedramię i brzuch. Ranny Palestyńczyk zdołał jeszcze zejść na parter. Gdy wynoszono go na noszach mówił do roztrzęsionych kelnerek "No problem".
Abu Daud - jeden z najbardziej poszukiwanych terrorystów- był operowany w klinice MSW w Warszawie. Dwa tygodnie później odleciał do Berlina Wschodniego. Zamachowiec nie został złapany -Służba Bezpieczeństwa miała na głowie "Solidarność". Abu Daud przeprowadził prywatne śledztwo - dowiedział się, że strzelał do niego Tunezyjczyk zwerbowany przez Mossad.
Organizator zamachu w Monachium żyje do dziś. Na mocy porozumienia izraelsko-palestyńskiego z 1996 r. mógł nawet wrócić do Palestyny. Izraelski wywiad uznał, że nie stanowi już zagrożenia. Mieszkał w Ramallah na Zachodnim Brzegu, ale przeniósł się do Jordanii.
"Gniew Boży" nie dosięgnął też Jamala al Gasheya. To jedyny żyjący uczestnik ataku na izraelskich sportowców. Ukrywa się gdzieś w Afryce. Agenci Mossadu w ramach operacji odwetowej zabili w sumie 15 Palestyńczyków. "Czarny Wrzesień" został kompletnie rozbity, a izraelscy sportowcy pomszczeni.

Steven Spielberg: Nie mogłem uwierzyć, że to się dzieje na żywo
Reżyser ?Monachium?, Steven Spielberg dokładnie pamięta relację z ataku terrorystów na wioskę olimpijską. - Członkowie Czarnego Września mieli na twarzach maski. Stali pochyleni na balkonach budynku przy Connollystrasse 31, ostrożni, ale równocześnie pewni siebie. Po raz pierwszy telewizja transmitowała taki akt przemocy. Nie sądzę, abym słyszał słowo "terroryzm" przed wrześniem 1972 r. Nie mogłem uwierzyć, że to dzieje się na żywo. I nie mogłem przestać patrzyć, jak przy wypadku samochodowym.
"Monachium" rozpoczyna się właśnie krótką relacją o ataku terrorystów z organizacji Czarny Wrzesień na wioskę olimpijską, podczas której uprowadzono 11 izraelskich sportowców. Oglądamy fragment kroniki filmowej, przedstawiający scenę śmierci porwanych. Potem akcja przenosi się do Tel Awiwu. Premier Golda Meir g wzywa młodego agenta Mossadu, Avnera (Eric Bana) i daje mu 24 godziny na rozważenie szans powodzenia misji, która ma się zemścić na Czarnym Wrześniu. Avner ma przewodzić pięcioosobowej grupie, która uzyska dostęp do pełnego konta bankowego, ale Izrael się ich wyrzeknie.
- Przez lata historia "Monachium" krążyła koło mnie. Nigdy nie myślałem, że zrobię o tym film, ale nie mogłem się opędzić od tej myśli - mówi Steven Spielberg w wywiadzie dla Los Angeles Times. - W tej historii jest tyle negatywnej energii, że gdy zacząłem się w nią zagłębiać, przeraziła mnie.
Po premierze filmu na reżysera posypały się gromy. Jedni zarzucali mu, że film daje terrorystom zbyt ludzką twarz, inni - że są pokazani jak zbrodniarze. Krytykuje go Izrael, twierdząc, że reżyser pokazał agentów Mossadu jako bezwzględnych morderców. Krytykuje świat arabski za kreowanie agentów Mossadu na bohaterów.
Ehud Danoch, izraelski konsul generalny w Los Angeles, uznał film Spielberga za sztuczny i pretensjonalny. Konsul obawia się, że obraz niesie złe przesłanie moralne, ponieważ porównuje agentów Mossadu z terrorystami.
- Film w roli hollywoodzkiego hitu zapewne się sprawdzi, ale wypływają z niego nieprawidłowe wnioski - stwierdził Danoch. - Zawarto tam również pretensjonalną próbę podsumowania wieloletniego konfliktu palestyńsko-izraelskiego w kilku dość sztucznych stwierdzeniach.
Spielberga skrytykował również pisarz Jack Engelhard. - Ponoć to Żydzi założyli Hollywood - stwierdził autor powieści "Niemoralna propozycja", literackiego pierwowzoru głośnego filmu.
- Jeśli prawdą jest to, co twierdzą niektórzy, że rządzimy filmowym centrum świata, oto dowód na to, że utraciliśmy panowanie. Utraciliśmy Spielberga. Spielberg nie jest naszym przyjacielem, nie ceni też prawdy.
Tymczasem sam Spielberg mówi: - Bardzo ciężko pracowałem, by ten film nie został odebrany jako atak na Izrael. Prawda jest taka, że musieliśmy wybierać z dwojga złego. I wyniki czasem są inne od zamierzonych. Odpowiadanie agresją na agresję tworzy okrutny zamknięty krąg przemocy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto