Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Buchalik w Wiśle Kraków. Woli "Białą Gwiazdę" od Europy

Justyna Krupa
Michał Buchalik
Michał Buchalik fot. Anna Kaczmarz
Nowy golkiper "Białej Gwiazdy" Michał Buchalik opowiada o ucieczce przed rybnickimi piraniami, stracie miejsca w ekstraklasowej drużynie z powodu... ślubu oraz nowoczesnych wzorach gry w bramce.

Przed sezonem do Wisły Kraków trafiło aż trzech piłkarzy Ruchu Chorzów. Ale tylko jeden z nich jest Ślązakiem "pełną gębą". - Nie wychodzę na "pole" czy na "dwór", ale na "plac" - śmieje się urodzony w Rybniku Michał Buchalik.

Ludzie pochodzący z tego śląskiego miasta zwykle są bardzo przywiązani do swojej "małej ojczyzny". - Nie powiem, że nie przyznaję się do Rybnika. Tam się urodziłem i wychowałem, tam zaczynałem grać w piłkę. Tego się nie zapomina - deklaruje Buchalik.

Żartuje, że jego rodzinne miasto znane jest w kraju głównie z tabloidowych historii o "potworach" z rybnickiego zalewu.

- Były kiedyś doniesienia o piraniach, które miały tam pływać - śmieje się. - Padł tam też rekord, bo złapano największego suma w Polsce. Wszystko przez tamtejszą elektrownię. Woda jest przez to cieplejsza. Jak byłem mały, to pływałem w tym jeziorze, ale wtedy na szczęście piranii nie było.

Piłkarskiego fachu Buchalik uczył się w rybnickim Górniku Boguszowice, a potem w związanym ze wspomnianą elektrownią Energetyku ROW-ie Rybnik. Dopiero jako 19-latek trafił do - ekstraklasowej wówczas - Odry Wodzisław. Nie było mu jednak dane zbyt długo cieszyć się najwyższą klasą rozgrywkową.

- Zawsze byłem wdzięczny Odrze, bo tam dostałem szansę ogrania się w seniorskiej piłce - podkreśla bramkarz. - W ekstraklasie w barwach Odry wystąpiłem wprawdzie tylko w czterech spotkaniach, ale po spadku rozegrałem cały sezon w I lidze. Nabrałem doświadczenia.

Ciemną stroną pobytu w Wodzisławiu były jednak finansowe problemy. Już jako młody zawodnik przekonał się, że życie piłkarza nie zawsze jest usłane różami. - Było bardzo źle - nie kryje. - Czasem był nawet problem z tym, żeby dojechać na mecz ligowy. Było to przykre, ale wtedy pieniądze nie odgrywały jeszcze aż takiej roli. Najważniejsze było, by grać. A pieniądze przychodzą wraz z sukcesami sportowymi.

Nie miał daleko do rodzinnego domu, gdzie zawsze słychać było melodię śląskiej gwary. - Do tej pory rodzice i dziadkowie jej używają. Jak przyjeżdża się do nich, to rozmawia się z nimi po śląsku. Ja też potrafię mówić gwarą, nie jest to dla mnie wyzwanie - zapewnia.
Czyli zoki a nie skarpetki i aszynbecher a nie popielniczka? - No właśnie. Kiedy jednak z Wodzisławia przeniosłem się do Gdańska, to już w ten sposób trudno było mi się dogadać.

Musiał więc przestawić się na polski. - Teraz już raczej nie zdarza się, by koledzy się ze mnie podśmiewali. Ale gdy zmieniałem Odrę na Lechię Gdańsk, to wplatałem w zdania śląskie słowa i potem chłopacy łapali mnie za język. Teraz czasem rozmawiamy sobie nieco gwarą z Maćkiem Sadlokiem, on jest z Dankowic - wyjaśnia.

Trochę trwało, nim w Gdańsku Buchalik przebił się do pierwszego składu, aż wreszcie zaliczył niezły sezon 2012/13. Wydawało mu się, że wszystko zaczyna się stabilizować. Poznał kobietę swojego życia, zaplanowali ślub. I podobno właśnie ten ślub przewrócił jego życie zawodowe do góry nogami. Tak przynajmniej wspominają to ludzie związani z Lechią. Bramkarz nie najlepiej trafił z terminem tej uroczystości.

- Specjalnie zaplanowaliśmy ślub na czerwiec, bo we wcześniejszych latach był to dla piłkarzy ekstraklasowych miesiąc wolny. Jednak wprowadzono reformę ligi, która przyspieszyła przygotowania do nowego sezonu - tłumaczy Buchalik. - W efekcie drużyna była wtedy na obozie w Gniewinie. A że wcześniej wszystko było zaplanowane, to ślub musiał się odbyć. Rozmawiałem z trenerem Michałem Probierzem, zapewniał mnie, że nie będzie z tym żadnych problemów. Zwolnił mnie na ślub, ale dwa tygodnie potem okazało się, że trener nie widzi mnie już w składzie Lechii.

Czy nie żałuje, że nie udało się zostać w Gdańsku? Teraz Lechia jest na ustach całej Polski, dużo mówi się o budowaniu tam silnej drużyny. - Nie mam żalu, choć plany były inne. Po ślubie chcieliśmy zostać w rodzinnym mieście żony, mieliśmy już przygotowany tam swój domek. Wszystko było poukładane - przyznaje. - Sytuacja jednak inaczej się potoczyła i myślę, że ostatecznie dobrze się stało. Podjęliśmy decyzję o powrocie na Śląsk. Ruch wtedy wyciągnął do mnie rękę.

A poza tym, przynajmniej sam ślub był wyjątkowy. - Była na nim motocyklowa eskorta - wspomina. Choć nie dlatego, że sam jest harleyowcem. - Mamy znajomą i znajomego, którzy jeżdżą na motorach. Oni nam to zaproponowali, by była jakaś ciekawostka dla gości. Ja na motorze nigdy nie jeździłem, bo dopóki gram w piłkę, to, niestety, takie rozrywki są wykluczone.

Zresztą, jego znajomi, a także jego agent Maciej Zieliński, zgodnie twierdzą, że Buchalik to bardzo spokojny i zrównoważony facet. Zwłaszcza jak na bramkarza. - Wiadomo, że bramkarzy ludzie postrzegają jako specyficznych gości, którzy mają trochę poprzewracane w głowie. Na co dzień jestem jednak w miarę spokojnym człowiekiem. Dopiero gdy przychodzi mecz czy trening, to się zmieniam, staram się trochę "rządzić" na boisku. Mecze przeżywam zupełnie inaczej niż życie prywatne - tłumaczy.

A potem? - Po treningu lubię spędzać czas z żoną, pojechać gdzieś razem, coś zobaczyć - wyznaje. Czyli prawdziwy "family man", jak mawiał dawny trener Wisły Dan Petrescu.

Niektórych przeprowadzka Buchalika z Ruchu do Wisły mogła dziwić. W końcu "Niebiescy" zakończyli ostatni sezon przed "Białą Gwiazdą" w tabeli, to oni reprezentują Polskę w europejskich pucharach. - Trener Ruchu Jan Kocian wiele razy podkreślał, że chciał, bym został w Chorzowie - przyznaje Buchalik. - Jestem bardzo wdzięczny zarówno słowackiemu szkoleniowcowi, jak i trenerowi Ryśkowi Kołodziejczykowi, za to, że postawili na mnie w zeszłym sezonie. Oceniam ten etap w Ruchu jako krok do przodu w karierze. Z jednej strony szkoda, że nasza współpraca się skończyła, ale z drugiej - cieszę się, że jestem w Wiśle.

Przed Buchalikiem teraz trudne zadanie. Musi stać się godnym następcą Michała Miśkiewicza, który zaliczył w Krakowie naprawdę dobry sezon. - Kibice czy dziennikarze będą porównywać mnie do Miśkiewicza i oceniać przez pryzmat jego występów. Nie boję się takich wyzwań. Stać mnie na to, by zagrać podobny, a może nawet lepszy sezon - deklaruje.

W trzech ligowych meczach puścił cztery bramki. Przynajmniej potwierdził opinie - zwłaszcza w starciu z Piastem Gliwice - że na przedpolu i w grze nogami radzi sobie lepiej niż poprzednik. We współczesnym futbolu ten ostatni element bramkarskiego fachu odgrywa coraz ważniejszą rolę. Udowodnił to na mundialu Manuel Neuer.

- Moim zdaniem Neuer to najlepszy bramkarz na świecie. Człowiek się na nim wzoruje, wyciąga wnioski, oglądając jego występy. A potem na treningu próbuje wprowadzać te nowe elementy. Gra nogami u nowoczesnego bramkarza to już jest "mus". I jeżeli któremuś golkiperowi brakuje tego elementu, to jest niestety "średniakiem" - nie kryje Buchalik.

Który spośród polskich bramkarzy jest dla niego wzorem? - Jest paru polskich golkiperów, którzy grają w mocnych ligach i robią fajną karierę. Chciałoby się iść ich śladami. Stąpam jednak twardo po ziemi i chcę żyć teraźniejszością. Jestem w Wiśle i to jest dla mnie najważniejsze. Jak byłem mały, to kibicowałem Manchesterowi United. W tamtych czasach na rękawicach pisało się nazwisko Petera Schmeichela. To był mój idol - uśmiecha się.

Na razie próbuje oswoić się z Krakowem i swoim nowym miejscem pracy. - Pozytywnie zaskoczyła mnie nasza baza w Myślenicach. Mamy świetne warunki do treningów. A co do niespodzianek na minus, to poznaliśmy z żoną ceny mieszkań w Krakowie. Chcieliśmy tu kupić jakieś lokum i te ceny nas trochę zszokowały. W Chorzowie były dużo niższe.

Do "Białej Gwiazdy" trafi Stępiński?
Mariusz Stępiński były piłkarz Widzewa Łódź, a obecnie FC Nuernberg, być może trafi do Wisły Kraków. "Biała Gwiazda" czyni starania o wypożyczenie tego 19-letniego napastnika do końca sezonu z opcją transferu definitywnego. Stępiński talentem błysnął w Widzewie, gdzie w wieku zaledwie 17 lat stał się podstawowym zawodnikiem. Gdy skończył 18 lat, zdecydował się na przenosiny do Niemiec, ale w drużynie z Norymbergi nie przebił się do składu. Być może teraz wzmocni Wisłę.



Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto