Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michaël Pereira - piłkarz Wisły Kraków, który błysnął, ogrywając Iniestę na Camp Nou

Krzysztof Kawa
Krzysztof Kawa
Michaël Pereira podpisał kontrakt z Wisłą Kraków do 30 czerwca 2023 roku z opcją przedłużenia
Michaël Pereira podpisał kontrakt z Wisłą Kraków do 30 czerwca 2023 roku z opcją przedłużenia wisla.krakow.pl
PIŁKA NOŻNA. Przed laty w meczu z Barceloną zrobił „siatkę” samemu Andrésowi Inieście i był wyceniany na 4 mln euro. W Rumunii został podopiecznym byłego trenera Wisły Dana Petrescu, a dziś, mając 34 lata, postanowił ogrywać gwiazdy polskiej I ligi jako skrzydłowy krakowskiego klubu. Poznajcie Michaëla Pereirę.

Akcja ze spotkania RCD Mallorca na Camp Nou w doliczonym czasie gry przy stanie 1:1 została uwieczniona na YouTubie (można ją obejrzeć, przechodząc do serwisu przez link na czarnym tle umieszczony pod tym tekstem). - Mój agent w rozmowach z klubami często korzysta z tego filmiku - żartuje Francuz z paszportem Republiki Zielonego Przylądka w marcowym wywiadzie, jakiego udzielił Fabienowi Gelinatowi z portalu sofoot.com (z tego źródła pochodzą poniższe cytaty i fakty).

To z tej obszernej rozmowy dowiadujemy się, że Pereirze w Turcji, gdzie ostatnio występował, najbardziej przeszkadzało… kiepskie jedzenie. - Było nawet gorsze niż w Rumunii – śmieje się. Do Rumunii jeszcze wrócimy, ale najpierw cofnijmy się do czasów, w których Francuz był na fali wznoszącej.

W Turcji zaczął występować w sierpniu 2016 roku, gdy kończył najlepszy okres w swojej karierze, jako gracz RCD Mallorca i Granady CF. W La Lidze i Segunda División wystąpił w ponad stu meczach, do tego dołożył spotkania pucharowe. Był wyceniany przez portal transfermarkt na 4 mln euro, kwotę całkiem przyzwoitą, choć na rynku zachodniej Europy niezbyt wygórowaną (dziś jest to 200 tys.).

On sam uważał po przenosinach do Hiszpanii, że trafił do raju. Zawodowe uprawianie futbolu zaczął późno, jeszcze jako 18-latek miał za sobą tylko treningi na podwórku i w klubach amatorskich. Dopiero w prowincjonalnym Villepinte przyszły pierwsze, niewielkie pieniądze, a po dobrym sezonie przeniósł się do pobliskiego Blanc-Mesnil. Wówczas zaczął nadrabiać stracony czas, przede wszystkim pod względem fizycznym.

- Przyznam szczerze, że fizycznie wyglądałem wtedy marnie – wspomina. - Zacząłem robić rzeczy, jakich nigdy wcześniej nie praktykowałem. Zaczęły się testy i praca na siłowni.

Przyszły efekty i pojawiło się zainteresowanie ze strony uznanych klubów – Auxerre i Le Havre. Był wtedy w UJA Alfortville, wciąż na głębokich przedmieściach Paryża, ale uznał, że zamiast zostawać we Francji, lepiej będzie spróbować szczęścia w Hiszpanii.

- Najpierw pojechałem do Deportivo La Coruna, które chciało mnie wypożyczyć do Oviedo na dwa lata, ale wraz z moim agentem odrzuciliśmy takie rozwiązanie. W tym czasie we Francji występowałem na poziomie CFA (czwarty poziom rozgrywkowy – przyp.), a Deportivo chciało mnie do swojej drużyny rezerwowej, która grała w hiszpańskim odpowiedniku CFA. Celowałem wyżej, pojechałem więc na Majorkę, gdzie wszystko dobrze się układało. Trenowałem w rezerwach, a w kwietniu 2010 roku po raz pierwszy zostałem dołączony do grupy piłkarzy o uznanych nazwiskach (Aritz Aduriz, Borja Valero, Fernando Varela Ramos). Następnego lata miałem dobry okres przygotowawczy z zawodowcami i podpisałem kontrakt na cztery lata – opowiadał na stronie sofoot.com.

Przyznaje, że dopiero wtedy zrozumiał, na czym polega prawdziwa gra w piłkę, przekonał się, jak dużo pracy przed nim. Tym bardziej, że wejście do szatni nie było łatwe. Okazało się, że na lotnisku zaginął jego bagaż i pierwszego dnia przyszedł do klubu, nie mając nawet własnych butów do grania. Miał jednak szczęście, że trafił na kilku graczy, którzy się nim zaopiekowali, a trener był na tyle wyrozumiały, że dał mu półtora miesiąca czasu na integrację i poznanie niuansów taktycznych.

W La Liga zjawił się w chwili, gdy wszyscy ekscytowali się rywalizacją Leo Messiego z Cristiano Ronaldo, a El Classico z udziałem Barcelony i Realu Madryt stało się wydarzeniem o zasięgu światowym. Dziś Pereira wspomina, że mecze z Królewskimi były prawdziwą wojną, szczególnie z portugalską kolonią pod wodzą Mourinho: Pepe, Coentrão i Ronaldo. Z Barcą było nieco lżej, jeśli nie liczyć potyczek z bocznym obrońcą Jordi Albą. Może dlatego na Camp Nou poczuł się na tyle swobodnie, że pozwolił sobie na puszczenie piłki między nogami Iniesty (co jedni nazywają "siatką", a inni "tunelem").

Nie byłem wtedy zawodnikiem pierwszego składu i trudno było mi grać przeciw piłkarzom o międzynarodowej renomie. Czasami po prostu szukasz akcji, kiedy możesz się pokazać. Dla mnie więc ten „tunel” ma sens, bo trzeba w grze zrobić coś, po czym zwrócą na ciebie uwagę, a w przypadku akcji z Iniestą tak właśnie było. Po meczu wziąłem od niego koszulkę na pamiątkę i idę do szatni, a on do mnie: „No a twoja koszulka?”. Dla mnie to wszystko było zupełnie nowe! Wciąż oglądam ten film. To przecież Camp Nou w Barcelonie, a on jest mistrzem świata - wspomina.

Dla chłopaka pochodzącego z Othis, niewielkiej miejscowości w regionie Île-de-France zamieszkiwanej przez 5,5 tysiąca osób, to były wspaniałe chwile. I co tu dużo mówić, zachłysnął się tym światkiem pełnym blichtru, celebrytów i wielkich pieniędzy.

- Kiedy zaczyna się wokół ciebie rozgłos, udzielasz wywiadów, jesteś w gazetach, masz coraz więcej przyjaciół, wchodzisz do show-biznesu, podpisujesz kontrakty, stajesz się kimś w szatni… Ale paradoksalnie, im więcej masz przyjaciół, tym bardziej się izolujesz. Odciąłem się od członków rodziny, powiedziałem im, że nie rozumieją tego świata. To był duży błąd. Piłka nożna jest dla mnie wszystkim, ale zacząłem zastanawiać się, co zamierzam robić w dniu, w którym to się skończy. Kiedy przygoda z Majorką dobiegła końca, nagle ci wszyscy „przyjaciele” zniknęli. To wtedy uświadomiłem sobie, jak ważna jest rodzina. Zacząłem spędzać więcej czasu z moimi dziećmi, rodzicami, aby bardziej otworzyć się na uczucia, porozmawiać z żoną o mojej pracy. Zacząłem traktować piłkę nożną w inny sposób i dobrze mi to zrobiło – opowiada w rozmowie ze sofoot.com.

Gdy więc wyjeżdżał do Turcji, był już innym człowiekiem. Chciał tam zamieszkać z rodziną, ale okazało się, że nie jest to takie łatwe. Żona nie czuła się w tym kraju najlepiej, a szkoła „angielska” w rzeczywistości okazała się szkołą z dwoma godzinami tego języka w tygodniu. Po kilku miesiącach rodzina wróciła więc na Majorkę.

Tymczasem piłkarz po trzech latach w Yeni Malatyasporze przeniósł się do Rumunii. W Cluj trafił pod skrzydła Dana Petrescu, byłego, bardzo wymagającego trenera Wisły (jego kolegą z szatni był z kolei były bramkarz Cracovii Grzegorz Sandomierski). Spędził tam dwa lata, ale pod względem sportowym mógł się czuć rozczarowany. To prawda, że wraz z drużyną zdobywał wartościowe trofea (dwa tytuły mistrza kraju plus Superpuchar) i występował w fazie grupowej Ligi Europy, ale przez półtora roku Petrescu zaledwie pięć razy (!) wystawił go na pełne 90 minut. Francuz był przez ten czas zawodnikiem, który balansował pomiędzy ławką rezerwowych, a miejscem na trybunach. I po odejściu rumuńskiego trenera w listopadzie 2020 roku nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Po dwóch latach Pereira podjął więc decyzję o powrocie do Turcji. Związał się z II-ligowym Kocaelisporem, podkreślając, że wielką zaletą nowego miejsca zamieszkania był fakt, iż do lotniska w Stambule miał tylko 40 minut jazdy samochodem, dzięki czemu mógł częściej widywać się ze swoją rodziną na Majorce.

W Krakowie ma równie komfortowo, ze stadionu Wisły do Balic jest kilkadziesiąt minut, a Ryanair gwarantuje niespełna 3-godzinny lot do Palma de Mallorca bez przesiadek. No a na Starym Mieście lub na Kazimierzu z pewnością znajdzie na ząb coś, co mu posmakuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Michaël Pereira - piłkarz Wisły Kraków, który błysnął, ogrywając Iniestę na Camp Nou - Dziennik Polski

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto