MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Mężczyzna, czyli kto? Andrzej Solarz: Potrzebujemy się nauczyć, że nawet kiedy zarobimy milion złotych, to nie będziemy szczęśliwsi

Katarzyna Kachel
Katarzyna Kachel
Sylwia Dąbrowa
Historia mężczyzn naszego kraju, tak jak i moja, to historia wychowania, podczas którego uczy się nas, jak ignorować sygnały z ciała, jak je pomijać. Chłopcy nie mogą płakać, smucić się, dziewczynki złościć się i czuć gniewu. Tak, jakby konkretne emocje zostały przypisane do płci. Na to jest przyzwolenie, a na tamto już nie ma - mówi Andrzej Solarz, psychoterapeuta, trener grupowy, psycholog i praktyk oddechu.

Co mężczyznom sprawia największą trudność?
Płacz i wyrażanie swoich uczuć publicznie. Powiedzenie, że mają z czymś kłopot, że potrzebują pomocy.

A o czym najczęściej milczą?
O swojej prawdzie; uczuciach, potrzebach, lękach, pragnieniach i tęsknotach.

Co bym mogła usłyszeć, gdyby zaczęli mówić?
Że nie chcą tylko zarabiać pieniędzy, a ciało traktować jak narzędzie. Że potrzebują się więcej dzielić z innymi, że potrafią zaspokajać także potrzeby, a nie tylko zachcianki. Usłyszałabyś, że chcą opowiedzieć o tym, co czują, a dzięki temu stać się kimś ważnym i wyjątkowym. By stało się to możliwe, konieczna jest przyjazna, autentyczna, bezpieczna przestrzeń, i ja taką chcę tworzyć. Pamiętam, kiedy pracowałem w szpitalu psychiatrycznym, uczyłem się podejścia do pacjentów polegającego na otwartym dialogu, w którym każdy głos jest ważny, nie ma żadnych liderów ani prowadzących. Dziś wspólnie z Adamem Librontem zapraszam do takich kręgów mężczyzn. Chciałbym pracować nad relacyjnością przez relację z innym mężczyzną. Tak, byśmy razem, na równi mogli usiąść w tym, w czym jesteśmy. Marzy mi się budowanie takiego rodzaju wspólnotowości, który pozwala odzyskać połączenie ze sobą i innymi ludźmi.

Dlaczego spotkanie mężczyzn jest trudniejsze niż spotkanie kobiet?
Bo nagle rozmawiamy o byciu takim, jakie to bycie jest, a nie jak zwykle o zarobkach, rozkręcaniu biznesów czy o osiągnięciach. Pytasz, czy to trudniejsze we wspólnocie mężczyzn? Tak, i chyba nie powiem nic odkrywczego, wskazując źródło w schematach kulturowych i wzorcach wychowania. Od dziecka słyszymy, że mamy być twardzi i zdobywać, że kiedy nas ktoś uderzy, mamy wstać i oddać, a nie użalać się nad sobą „jak baba”.

Jaką cenę za to płacicie?
Staramy się naszą wrażliwość schować, wycofać ją, uczymy się jej nie pokazywać, a nawet nie czuć. Odcinamy się od niej. Jeśli na mężczyznę nadal będzie się głównie patrzeć przez pryzmat jego osiągnięć, tego, co zrobi, i jak mu się powiedzie, to on postara się temu sprostać niezależnie od kosztów, jakie poniesie. Kiedy myślę o mężczyźnie w naszym kraju, wciąż widzę człowieka, który reguluje emocje przez alkohol i sport, dużo pracuje, bo chce osiągnąć sukces i pieniądze i zazwyczaj robi to w pojedynkę. Jeśli już ma relacje z innymi mężczyznami, u źródeł bywa najczęściej rywalizacja i prześciganie się, który jest lepszy, zaś pod spodem kryje się lęk przed byciem autentycznym. Gdy jest w relacji z kobietą, próbuje jej udowodnić swoją wartość, zaspokoić potrzeby seksualne i materialne. Brzmi stereotypowo?

Tak, ty jesteś przecież inny.
Zgadza się, są mężczyźni, którzy czują, umieją nawiązać relacje intymne i jeśli spotykają się z innymi mężczyznami, potrafią rozmawiać o czymś więcej niż o nowych samochodach. I wierzę, że to coraz większa grupa, że rośniemy. Stąd też moje poczucie, że znaleźliśmy się w miejscu, kiedy coś starego się kończy, a nowe zaczyna nieśmiało rodzić. Jesteśmy na etapie zmiany, jakkolwiek ją nazwiemy; dla niektórych może ona być kryzysem męskości, dla innych transformacją.

Mężczyzna, który w tropie kulturowym szedł zwykle na wojnę, się skończył? Da się tak nagle odciąć mężczyzn od wojny i traumy, którą noszą?
Przekaz tej traumy jest bardzo silny; nasi przodkowie w linii męskiej ginęli na frontach dwóch wojen światowych, ale też byli nękani wcześniej. W czasie zaborów rozpijano ich, by łatwiej było nimi manipulować. Mam poczucie, że to wciąż mocny rodzaj erozji, który wpływa na to, jakimi młodzi Polacy stają się mężczyznami czy ojcami. Moi rodzice urodzili się siedem lat po wojnie. Literatura podaje, że pierwsze pokolenie po doświadczeniu wojny o tym milczy, drugie mierzy się z konsekwencjami, a trzecie zaczyna o tym mówić głośno. Jesteśmy w tym właśnie momencie jako społeczeństwo i młodzi ludzie dziś nie chcą dłużej żyć tak mocnymi obciążeniami, zaczynają szukać pomocy, chodzić na terapie, chcą poznawać źródło swoich traum, odkrywać przeszłość, by inaczej żyć. To ludzie spragnieni bliskości i miłości. Trauma, która przetoczyła się przez nasze dzieje, także ta wywołana latami komunizmu, wyprodukowała w nas duży poziom nieufności; wśród Europejczyków jesteśmy krajem o najwyższej nieufności. Jak mężczyźni mają więc sobie ufać, jak mają siąść ze sobą w kręgu i porozmawiać uczciwie, jak mają być ze sobą na co dzień? To nie jest łatwe i dlatego uczymy się tego na warsztatach, stajemy wspólnie, w otwartości i mówimy o emocjach. Zajmuję się psychoterapią od dziesięciu lat, szkolę się od 20 roku życia, mam za sobą własne terapie, treningi, kursy, wyspecjalizowałem się w tym i wiem, przez co sam przeszedłem. Mam świadomość, że można to zmienić.

Ilu mężczyzn przychodzi do twojego gabinetu?
Trzy czwarte moich pacjentów to młodzi mężczyźni, którzy chcą odczuwać, chcą się rozpoznać, nadać kierunek i sens swojej egzystencji, budować swoją tożsamość w bardzo świadomy sposób. Duża część z nich ma w swoim życiu ciężkie przeżycie, emocjonalnie trudne do dźwignięcia w pojedynkę. W wielu przypadkach zawiodło wsparcie środowiskowe, czasami na tyle, że doświadczenie przekształciło w traumę, wypalony wzorzec postępowania, taki sposób zachowania, który w obecnym momencie przeszkadza.

Jak na tę trudność wpłynął brak dobrego męskiego wzorca?
Dużo się dziś mówi o zjawisku nieobecnego ojca i konsekwencjach jego braku dla dziecka; stało się to już niemal zjawiskiem psychologicznym, raną społeczną. Wszyscy na tym cierpią; mężczyźni, którzy nie potrafią włączyć się kolektywnie do społeczności i się dzielić, kobiety, które muszą borykać się z życiem w pojedynkę, bo mężczyzna jest odłączony od świata, jak i od niej. Cierpią dzieci, które widzą ojca zapracowanego, pijanego albo tylko w weekendy, bo zarabia na rodzinę za granicą.

Co znaczy nieobecny ojciec?
Zdefiniowałbym to w taki sposób, że jest to ojciec niedostępny emocjonalnie dla swoich dzieci, dla partnerki. Niedostępny przede wszystkim dla samego siebie, bez kontaktu z ciałem, taki, który nie wie, co czuje, nie umie rozpoznać swoich potrzeb, nie wie, czego chce. Bazuje na oczekiwaniach, powinnościach, na swoich wysokich wymaganiach, w których bycie zależnym jest działaniem wbrew oczekiwaniom. Zależność to okazanie się słabym, a bycie słabym oznacza bycie nieatrakcyjnym. Dlatego mężczyźni mają trudność w szukaniu wsparcia, problemem jest budowanie relacji, mówienie o swoich emocjach.

Jakie to wyzwania stawia przed mężczyznami?
Potrzebujemy się nauczyć, że nawet kiedy zarobimy milion złotych, to nie będziemy szczęśliwsi. Potrzebujemy określić swoje potrzeby, pragnienia, uczyć się komunikować i mówić, co czujemy. Jeśli się tego nauczymy, będzie nam łatwiej. To, że tego nie mamy, jest wynikiem zaniedbania. Kiedy chłopak płacze i słyszy od swojego pierwszego opiekuna: Nie mazgaj się, jesteś mężczyzną, wrażliwość zaczyna się kurczyć. Po kilku podobnych komunikatach odcina się całkowicie od swojego czucia, bo ma być jakiś. A przecież ja, kiedy nie wiem, jaki mam być, to będę patrzeć po ludziach obok, będę obserwował; jak ci inni reagują, co im się podoba u mnie. Kiedy osiągam sukces i słyszę, że jestem super, to będę osiągał kolejne. Kiedy zobaczę, że ktoś, kto ma duży dom, ma też społeczne poważanie, wtedy pomyślę, że trzeba mieć duży dom i tak dalej.

Kiedy to się kończy? Kiedy przestajesz szukać i słuchać od innych, jak masz żyć?
Powiem o sobie, bo jestem w tym miejscu, kiedy już nie potrzebuję, by mi ktoś mówił, jak mam żyć. A mam tak dlatego, że jestem połączony ze swoją wrażliwością i emocjonalnością. Potrzebowałem to sobie wypracować, potrzebowałem swoją emocjonalność odgrzebać i wyciągnąć z mułu różnych dramatycznych doświadczeń. Pytałaś mnie, jaki jest dziś mężczyzna, i gdyby nie technologie, z których korzystamy, to na poziomie mentalności większość z nas nadal siedzi w jaskini i nic nie czuje. A przecież bycie żywym to czucie, to pulsowanie ciała, reagowanie adekwatne do tego, co się dzieje w otoczeniu, ani za mocno, ani za lekko.

Co takiego dzieje się w życiu mężczyzny, że postanawia być żywy?
Kryzys. Dochodzi do takiego momentu, że nie wie, co ze sobą zrobić, dokąd pójść, to ten punkt w życiu, kiedy żadne interwencje, które zna, już nie działają. Gdy studiowałem psychologię, miałem taki moment, gdzie było mi trudno samemu ze sobą, nie rozumiałem, dlaczego tak fatalnie się czuję w swoim ciele, dlaczego jest mi tak ciężko, niewygodnie, chodziłem cały czas zmęczony, spięty, zestresowany. Kończyłem 20 lat i byłem jednym z wielu bohaterów podobnych opowieści, które mają miejsce w zwykłej polskiej rodzinie, gdzie o problemach się nie mówi, brudy się pierze w swojej własnej pralce, do której nikomu obcemu nie pozwala się zaglądać. Miałem poczucie, że jestem przy ścianie, to, co mogłem zrobić, to się odbić lub zanurkować w dół. Wybrałem poszukiwanie wzorca i rozglądałem się za mężczyznami, od których chciałem się uczyć.

Kiedy ktoś nie ma się z kim identyfikować, jak staje się mężczyzną?
Uczymy się przez naśladowanie; jeśli mój ojciec paliłby dużo papierosów i jednocześnie ostrzegał mnie: „Nie pal, bo to szkodzi zdrowiu”, to nauczyłbym się, że lepiej zapalić, bo to, co mówi ojciec, ma się nijak do tego, co robi. Uczymy się przez obserwację, modelowanie i patrzenie, jak inni ludzie się zachowują. Straciłem ojca, kiedy miałem 18 lat, choć tak naprawdę straciłem go emocjonalnie dużo wcześniej. Mając lat 20, nie wiedziałem, co czuję, a środowisko nie było na tyle wspierające, by mnie dźwignąć i pomóc to przepracować. Dlatego szukałem w swoim życiu różnych mężczyzn, od których mogłem się uczyć, dowiadywać, poznawać. Mężczyzna nie staje się mężczyzną w pojedynkę, kobieta nie staje się kobietą w pojedynkę, potrzebujemy do tego innych. Rodzina, w której mężczyzna zaczyna zawodzić, a matka próbuje go zastąpić, nie będzie zdrową rodziną. Dlatego ja pytałem innych mężczyzn, jak się zarabia pieniądze, jak się buduje relacje z kobietami, o co chodzi w tym świecie.

Jacy „inni” powinni odpowiadać na takie pytania?
Kiedyś żyliśmy rodzinnie, gromadnie, plemiennie. Mówiło się, że aby wychować dziecko, potrzeba całej wioski. Po to, żeby wówczas kiedy ojciec idzie na polowanie czy wyjeżdża na trzy dni, by robić biznes, na miejscu był wujek, dziadek, kolega ojca. Żyjemy w takim momencie, kiedy rodzina to zwykle matka, ojciec, dwójka dzieci i pies. A to powoduje, że na rodzicach ciąży wiele obarczeń, zadań, które muszą ogarniać. To, że dziś nie jesteśmy rodzinami wielopokoleniowymi, brak nam generacji, a system szkolnictwa jest sfeminizowany, sprawia, że brakuje nam mężczyzn, którzy mogliby stać się autorytetami i wzorcami. I to nie jest dobre.

Na dodatek syn często słyszy od matki: „nie bądź taki jak twój ojciec”.
I wtedy następuje zamieszanie tożsamościowe, które odrzuca go od matki i budzi lęk. Co to znaczy być nie taki? Kogo on ma naśladować? Do tego dochodzi wewnętrzny konflikt z ojcem uwewnętrznionym. Jeśli widzę takiego ojca i nie chcę być taki jak ojciec, to jaki chcę być? To bardzo tożsamościowe, bo stawia pytania o to, kim ja jestem, jaki ja mam być wobec siebie, kobiety, znajomych i w pracy. Co zrobić, kiedy to, co widziałem w rodzinie, mi nie pasowało? Arnold Beisser stworzył Paradoksalną Teorię Zmiany. Zmiana pojawia się w momencie, kiedy akceptujesz to, co jest. Ale nie dzieje się to tak, że mówię sobie: „okej, mój ojciec jest taki, jaki jest, ja jestem do niego podobny, czyli fatalny, i to akceptuję”, tylko potrzebuję głęboko to w sobie przyjąć. I wtedy puszcza, nie muszę wtedy być kimś innym. Kwintesencją zmiany jest to, by bardziej stać się sobą. Beisser swoją koncepcję zdefiniował w takich oto słowach: „Zmiana pojawia się wtedy, gdy ktoś staje się tym, kim jest, a nie kiedy usiłuje stać się tym, kim nie jest”.

Co wtedy, kiedy ojciec jest przemocowy?
Patrzyłbym, jak powielam to, co on robi, uczyłbym się z tą częścią żyć poprzez jej akceptację i szukałbym mężczyzny w sobie, który może inaczej wybierać. Siłą rzeczy wszystko się we mnie zapisuje i nawet kiedy mówię: „Nie chcę być taki jak ojciec”, mam w sobie tę część, zachowuję się podobnie jak on. Dlatego trzeba nauczyć się z tym żyć, i szukać takich mężczyzn, którzy są asertywni. My się nie uczymy z książek, ale przez doświadczenie. Gdybyśmy się uczyli z książek, to musiałbym się przekwalifikować na glazurnika albo mechanika samochodowego, bo ludzie by do mnie nie przychodzili. Kupiliby sobie cztery książki o tym, jakie są emocje, jak budować relacje, jak działa neurobiologia, fizjologia, może jeszcze jak sobie radzić z traumą i byłoby załatwione. Od tych, od których się uczyłem, usłyszałem zdanie, że jeśli zranienie nastąpiło w relacji, uzdrowienie też przyjdzie przez relację. Całe życie zawodowe i osobiste zajmuję się tym, by odzyskiwać zdrową bezpieczną relacyjność z ludźmi i ze światem. Tworzyć przestrzeń do budowania bezpiecznej i zdrowej relacyjności i odbudowywać most. Kilkumiesięczne dziecko (to niestraumatyzowane), kiedy wchodzi w dialog z otoczeniem, zaczyna krzyczeć, płakać, dawać sygnały tak jak potrafi. I jeśli świat odpowiada na nie adekwatnie, dziecko buduje między sobą a światem most, połączenie. Wzrastając, uczy się różnych mostów, różnych konstrukcji, by móc przekazać to, co w nim jest tym, którzy są na zewnątrz. Psychoterapia to budowanie mostów między jednym a drugim człowiekiem, by mógł wyrazić to, co niewyrażone. Jednym z niewątpliwych czynników leczących jest relacja. I wszystko się sprowadza do relacji, która jest bezpieczna, życzliwa, wspierająca, oparta na szacunku, w której dochodzi do wymiany. Kiedy ja mówię, że mi smutno, ty mówisz, że widzisz to i prosisz, bym opowiedział ci o swoim smutku. Nic więcej nie trzeba.

Dlaczego mężczyzna rzadziej mówi: „Jest mi smutno”?
Bo jest to połączone z lękiem przed uznaniem go za gorszego, bardzo szeroki temat, który można eksplorować godzinami. Kiedy ja pokażę uczucia, grupa społeczna może uznać, że coś ze mną nie jest w porządku i może mnie wykluczyć. John Bowlby, twórca stylów przywiązania, uważa, że poświęcamy potrzebę autentyczności na rzecz potrzeby przywiązania. Jeśli chcemy przynależeć do grupy, to jakąś część siebie potrzebujemy odciąć, żeby być akceptowanym. To lęk bardzo pierwotny. Dlaczego mężczyźni nie mówią, że żona ich bije, że nie chce im się żyć, że się boją? Bo nie chcą usłyszeć, a gdzie masz jaja, co z ciebie za chłop?

Co możemy zrobić, by to zmienić?
W Skandynawii są lekcje empatii, dlaczego nie u nas? Szkoliłbym nauczycieli z inteligencji emocjonalnej i społecznej, zatrudniałbym więcej mężczyzn w szkołach, niech szefowie wielkich firm opowiadają o tym, że są na tacierzyńskim. To, co dobrego obserwuję, że coraz więcej mężczyzn mówi o terapii bez wstydu. Ale ważne są z pozoru małe rzeczy, jak zadawanie sobie pytań, czy ja żyję tak jak chcę naprawdę żyć. Czy tak, jak robię, chcę robić dalej, czy tak, jak odnoszę się do swojego dziecka, rozmawiam z żoną, jest takie, jakie ja chcę, aby było. Stawianie sobie pytań, poszukanie takiego momentu w ciągu dnia, żeby samego siebie spytać, już jest kierunkiem. Prostą drogą jest oddychanie, skierowanie uwagi na to, jak oddycham. Oddech to pierwszy proces samoregulacyjny, sposób wspierania siebie, budowania samoświadomości, czego uczę się w Instytucie Oddechu Michała Godlewskiego. Kierowanie świadomości na swoje ciało, uczenie się skanowania, zastanawianie się, co się w nim dzieje, już jest początkiem zmiany. Samochód nie pojedzie, kiedy nie ma w nim benzyny, gdy nie masz sprawnego auta, możesz stanąć w środku drogi. Trzeba nauczyć się robić przeglądy samego siebie.

Jeśli nie masz relacji ze sobą samym, trudno ci będzie ją stworzyć z kimś drugim?
Nie da się zbudować relacji ze sobą, jeśli nie ma się doświadczenia w relacji z drugim. Pierwszą relacją, jaką ma dziecko, jest relacja z matką. I poprzez to, że matka go odzwierciedla, mówi mu różne rzeczy, odpowiada, ono się uczy rozpoznawać siebie, i jak rozpozna siebie, idzie i nawiązuje relacje z innymi. Wzrastamy w relacjach, bo jesteśmy relacyjni. Od samego początku, od kiedy dziecko się rodzi, jest relacyjne. Po co są ci pieniądze? By być w relacjach. Po co ci prestiż społeczny? By być w relacji. Najgorsze dla człowieka jest wykluczenie społeczne. A kto jest najbardziej wykluczoną grupą? Bezdomni; ci, którzy nie mają nic, śmierdzą, źle wyglądają, ludzie od nich odwracają wzrok, nikt na nich nie patrzy. Zostają pozbawieni relacji. Tak to widzę, choć może upraszczam ten świat.

Do czego może doprowadzić życie bez relacji?
Myślę, że często prowadzi do utraty zdrowia. Mężczyźni są dobrzy w wykonywaniu zadań, to jest także w moim krwiobiegu. Historia mężczyzn naszego kraju, tak jak moja, to historia wychowania, podczas którego uczy się, jak ignorować sygnały z ciała, pomijać ciało. Chłopcy nie mogą płakać, smucić się, dziewczynki złościć się i czuć gniewu. Tak, jakby konkretne emocje zostały przypisane do płci. Na to jest przyzwolenie, a na tamto już nie ma. Kiedy mogę się tylko złościć, a nie smucić, to tak, jakbym przywiązał sobie stopę do uda i próbował chodzić przez dwie godziny tylko na jednej nodze, drugą nie mogąc ruszyć. Jak chodzić, jak biegać, jak ruszyć w zawodach? Kiedy patrzysz na życie jak na maraton lub półmaraton, w którym masz tylko jedną nogę, to może być ciężko.

Jaki byłby idealny mężczyzna w idealnym nowym społeczeństwie?
Daleki jestem od szycia idealnych rzeczywistości i tego, jakie mają być; nie da się ich ująć w jeden szablon, w jeden sposób funkcjonowania, bycia, każdy jest inny, ma inną wrażliwość. Możesz być mężczyzną takim, jakim chcesz, aby to było zgodne z twoim wewnętrznym kompasem i esencją, potrzebami, naturalną charakterystyką. Jeśli mam brązowe oczy, nie zrobię sobie niebieskich, choćby taki facet miał być idealny. Ten, kogo mielibyśmy nazwać współczesnym mężczyzną, powinien być otwarty na różnorodność i zmienność otoczenia. Czy mężczyzna, który zostaje z dziećmi w domu, a ciężar obowiązków zawodowych spada na kobietę, jest niemęski? Czy ten, który nie idzie walczyć, bo wojna nie jest czymś, pod czym się podpisuje, jest niemęski, czy ten, który tworzy związek partnerski z innym mężczyzną? A może męski jest tylko ten mężczyzna, który ma żonę i trójkę dzieci, lub ten, który idzie walczyć. Będąc mężczyzną, można być różnym. Ale odpowiedź na to pytanie można też sprowadzić do podstawowych potrzeb; współczesny mężczyzna potrzebuje być przyjęty, kochany, doceniony, uszanowany, tak samo jak kobieta. Mówimy o potrzebach, które definiują nas jako ludzi, bez względu na płeć. Tym, co, w moim poczuciu, wpisywałoby się w nowy wspaniały czas, to przestrzeń na różnorodność, odkrywanie samego siebie, poszukiwanie i zdolność łączenia przeciwieństw oraz umiejętność reagowania na zmiany, bo przecież żyjemy w świecie, który ciągle podlega zmianom.

Co masz na myśli?
Czasami wydaje mi się, że jestem sprzecznym człowiekiem, zależnym od sytuacji; potrafię być czuły, opiekuńczy, dobry, troskliwy, a jak przychodzi graniczna sytuacja, umiem być brutalny, walczyć, stanąć i obronić, a nawet zaatakować. I mam te jakości w sobie równocześnie, w zależności od miejsca potrafię z nich korzystać. Szedłbym więc nie w zestaw cech, jakie mężczyzna powinien mieć, tylko w zestaw jakości, z których można korzystać w zależności od sytuacji. Kiedy ktoś z moich bliskich płacze, dobrze jest skorzystać z czułości i troski, serdeczności, bycia z człowiekiem w cierpieniu; jeśli dzieje mu się krzywda, dobrze, bym włączył swoją waleczność, chęć obrony, by zadziałać i wesprzeć go w tym. Powinno się umieć w danej sytuacji odnaleźć i adekwatnie na nią odpowiedzieć. Nie rozdzielałbym tego na płeć. Jeśli byłbym ojcem córek i synów, chciałbym, by moje dzieci umiały sobie radzić, by każde miało pakiet umiejętności, pozwalających im odnaleźć się w rzeczywistości i tworzyć ją jak najlepszą dla siebie i otoczenia.

Żyjemy w kulturze, która ma mocny rys indywidualistyczny. Co z tym można zrobić?
To wbrew naszej naturze. Jesteśmy ewolucyjnie przystosowani, by żyć w plemieniu. Spójrz na kulturę azjatycką, gdzie jest mocne nastawienie na wspólnoty, kolektyw, a jednostka jest w niej słaba, zawstydzona, stłamszona. Najlepiej byłoby je połączyć i pracować na rzecz i jednostki, i wspólnoty. Ważny jestem ja i moje indywidualne potrzeby, ale także społeczeństwo i grupa, w której żyję. I gdybym miał to sprowadzić do jednej cechy, to byłaby to zdolność kochania siebie i drugiego człowieka. Umiejętność bycia blisko z drugim i autonomicznie, samemu ze sobą. Jeśli mężczyzna będzie miał w sobie zdolność kochania i przyjmowania miłości, nic więcej nie trzeba.

A co z powiedzeniem, że mężczyzna to ten, który ma zbudować dom, posadzić drzewo i spłodzić syna?
A jeśli jest homoseksualnym mężczyzną i nie spłodzi syna, to jest innym mężczyzną? Mam wrażenie, że mężczyzna jest motywowany czy też kreowany przez zewnętrzne zadania, jakie ma do wykonania, i to jest absurdalne. Fakt, że nie mam dzieci, stawia mnie od razu poza część wspólną, do której przynależę, bo przecież jestem mężczyzną. Ale też można na to powiedzenie popatrzeć nie wprost, jak na metaforę, która oznacza, że mężczyzna powinien być twórczy i kreatywny; tak by kreował rzeczywistość, która go otacza, by pracował na rzecz wspólnoty i natury. Jeśli spłodzę syna, to jest to akt kreacji, ale można to robić także poprzez sztukę czy naukę, napisać książkę, artykuł naukowy albo odkryć coś rewolucyjnego na skalę dekady czy ćwierćwiecza. I nie muszę budować od razu domu, ale stworzyć miejsce bezpieczne, w których warunki będą na tyle sprzyjające, by można się było rozwijać. A drzewo to przecież symbol tego, z czego jesteśmy, z natury, z której się zrodziliśmy, tutaj może wyrażać się troska o otaczający nas świat. Wiele wariacji można by zrobić na temat tego przekazu. I może w tym powiedzeniu, haśle są różne wymiary mężczyzny uchwycone na wielu poziomach. Jeśli więc ktoś mi mówi, że mam spłodzić syna, zbudować dom i posadzić drzewo, to mogę wziąć to bardzo konkretnie i też nie myśleć o tym dosłownie. Nie wydaje mi się, że im więcej synów, domów i drzew zostawię po sobie, to będę bardziej męski i inni będą mnie podziwiać. To symbol chwytający esencję męskości, w której ten, który z niej czerpie, potrafi budować bezpieczeństwo, zasilać ziemię i kreować swoje życie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO PO HOLANDII

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mężczyzna, czyli kto? Andrzej Solarz: Potrzebujemy się nauczyć, że nawet kiedy zarobimy milion złotych, to nie będziemy szczęśliwsi - Plus Dziennik Polski

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto