Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Matka czuwała przy szpitalnym łóżku małej Zosi, gdy ta umierała

Bartosz Dybała
Bartosz Dybała
Zosia miała zaledwie pół roku, kiedy zmarła. Rodzice oddali ją pod opiekę medyków z Katowic. Pielęgniarka podała dziecku leki w niewłaściwy sposób, co skończyło się tragedią.

Katowicki sąd okręgowy nie ma wątpliwości. 26 września stwierdził, że to Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka odpowiada za śmierć malutkiej Zosi: zamiast wyleczyć, doprowadzono do tego, że rodzice stracili córkę.

„Powinniśmy się cieszyć, bo to ten wyczekiwany koniec rozdrapywania rany po śmierci naszej 6-miesięcznej córeczki Zosi. Ale serce blokuje tę radość, bo przecież to nie wróci nam naszej Zosi. Jest natomiast ulga, ten ciężar udowadniania winy szpitalowi w tym momencie zniknął. Nareszcie będziemy mogli przeżyć żałobę, niezakłóconą kolejnymi rozprawami i wracaniem do tego traumatycznego dnia, kiedy na moich oczach pielęgniarka podała błędnie lek, pozbawiając życia mojego dziecka”.

Tak zaczyna się list matki dziewczynki, zmarłej w marcu 2015 roku w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Jej córka trafiła tam z powodu powikłań po wietrznej ospie. Rodzice liczyli na fachową pomoc medyków ze znanego szpitala, a przeżyli koszmar.

Zosia umierała w szpitalu na oczach swojej matki

Sąd Okręgowy w Katowicach przez blisko trzy lata prowadził proces, w którym rodzice Zosi pozwali Górnośląskie Centrum Zdrowia Dziecka. W nieprawomocnym wyroku uznał, że szpital ponosi odpowiedzialność za śmierć małej pacjentki. Zasądził na rzecz matki i ojca po 250 tysięcy złotych zadośćuczynienia.

Niemowlę zmarło dwa dni po tym, jak pielęgniarka popełniła fatalny błąd. Rozdrobnione w płynie leki, zamiast podać do żołądka przez sondę, wstrzyknęła przez wenflon dożylnie. Niemal natychmiast, jak dziecko otrzymało lekarstwo, posiniało, przestało oddychać. Doznało wstrząsu. Lekarze podjęli akcję reanimacyjną, ale nic to nie dało. Życia dziecka nie udało się uratować. Tragedia rozegrała się na oczach matki, która czuwała przy łóżku ukochanej córeczki w szpitalu.

Rzecznik Praw Pacjenta: naruszono prawa pacjentki

Radca prawny Jolanta Budzowska z Krakowa reprezentowała rodziców Zosi w zakończonym procesie cywilnym. Cały ten czas walczyła z katowickim szpitalem, który konsekwentnie odrzucał oskarżenia o błąd medyczny.

Rodzice wystąpili z powództwem cywilnym w 2016 roku. Chcieli udowodnić rażące zaniedbania, do jakich doszło w szpitalu. - Mimo że zawiadomili prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa niezwłocznie po śmierci dziecka, wyrok w sprawie karnej jeszcze nie zapadł. Pielęgniarka została oskarżona o narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia małoletniej pacjentki, ale sprawa wciąż jest w toku. Odbyło się już 28 rozpraw - wylicza Budzowska.

Biegli z Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie, którzy przeprowadzili sekcję zwłok, uznali, że cząsteczki leku, które wykryto w układzie krwionośnym dziecka, mogły tam zostać wprowadzone wyłącznie przez wenflon. W efekcie doszło do ostrej niewydolności oddechowo-krążeniowej i śmierci Zosi.

Rzecznik Praw Pacjenta już w 2016 roku stwierdził, że podczas leczenia doszło do naruszenia praw pacjentki.

- Rodzicom zależało, aby zapadł sprawiedliwy wyrok, uznający odpowiedzialność szpitala za śmierć Zosi. Odszkodowanie ma wymiar symboliczny: wysokość zadośćuczynienia pokazuje, że nie można lekceważyć życia ludzkiego - mówi Budzowska. Rodzice Zosi - jak twierdzi - odzyskali częściowo spokój.

- Mają poczucie, że śmierć ich jedynego dziecka nie poszła na marne, że przynajmniej pomogła innym pacjentom - dodaje. Jak podał „Dziennik Zachodni”, po śmierci Zosi katowicki szpital wprowadził nowe zasady postępowania w podawaniu leków, nowy sprzęt, co wyklucza możliwość tragicznych pomyłek.

Pielęgniarka odsunięta od obowiązków

Jolanta Budzowska dowiedziała się, że pielęgniarka, która wywołała wstrząs u małej Zosi, została odsunięta od obowiązków na oddziale.

- Wyrok nie jest prawomocny, ale po latach walki w procesie cywilnym i karnym to kamień milowy - zauważa pełnomocniczka rodziców.

Szczegółowe pytania w tej sprawie wysłaliśmy do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach, a także do prawników, którzy reprezentowali szpital w procesie cywilnym. Chcieliśmy się m.in. dowiedzieć, jakie wyjaśnienia przed dyrekcją placówki złożyła pielęgniarka. Czy nadal pracuje w szpitalu? Czy placówka wyciągnęła wnioski z tego dramatu? Czy w jakikolwiek sposób objęto opieką matkę Zosi, zaoferowano pomoc, wsparcie?

Dotąd nie otrzymaliśmy odpowiedzi na nasze pytania. Przedstawiciele Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka podziękowali za ich przesłanie i przekazali tylko krótką informację.

- Szpital wystąpił do Sądu Okręgowego w Katowicach o pisemne uzasadnienie wyroku. Do czasu zapoznania się z nim i podjęcia decyzji o ewentualnej apelacji wstrzymujemy się z komentowaniem tej sprawy - przekazał rzecznik Wojciech Gumułka.

Samotność matki. Pustki nic już chyba nie wypełni

„Wyszłam ze szpitala sama. Do końca życia ta pustka nie zostanie niczym wypełniona. To takie uczucie, jakbym zostawiła gdzieś dziecko. Bo przecież weszłam do szpitala z dzieckiem” - pisze matka zmarłej Zosi w liście do Jolanty Budzowskiej.

Czasem - jak wyznaje - ma wrażenie, że jej córeczka jest w Krakowie. Bo tam ją przewieziono w celu przeprowadzenia sekcji zwłok.

„Może mój mózg tak ratuje się po tej traumie, żeby nie rozpaść się na kawałki. Dla mnie Zosi nie ma na cmentarzu. Tak mi łatwiej żyć i funkcjonować. Moja terapeutka mówi, że przede mną jeszcze długa droga do przeżycia tej straty, a może nigdy się to nie wydarzy. Bardzo to bolesne dla mnie, dla taty Zosi, jej rodzeństwa i babci” - pisze.

Wcześniej w tym szpitalu zdrowie stracił inny pacjent

Budzowska zaznacza, że to nie pierwsza taka historia w katowickim szpitalu. W marcu 2002 r. czteroletniemu Piotrusiowi kroplówkę żywieniową podano do rdzenia - tam, gdzie po operacji miał być podawany środek przeciwbólowy.

- Pielęgniarka nie odróżniła cewnika do znieczulenia zewnątrzoponowego od centralnego wkłucia, do którego podaje się płyny. Pacjent został sparaliżowany od pasa w dół, porusza się na wózku - przypomina.

Szpital przegrał wtedy proces cywilny, chory dostał odszkodowanie, 700 tys. zadośćuczynienia i rentę.

Matka małej Zosi straciła zaufanie do służby zdrowia

Czy do tych tragedii musiało dojść? Co zrobić, by na przyszłość uniknąć podobnych błędów?

- Braki kadrowe, nadmierne obciążenie pracą, zła komunikacja między członkami personelu medycznego - to na pewno okoliczności, które sprzyjają pomyłkom w szpitalu - zauważa Jolanta Budzowska.

Jak zaznacza, obowiązują dokładne reguły podawania leków dożylnych, tzw. 6R’s. Wskazują one m.in., kiedy i w jakiej dawce podać lekarstwo.

- Jeśli wszystkie pielęgniarki będą tego przestrzegać, to z pewnością tragedii będzie mniej - dodaje.

Matka zmarłej dziewczynki straciła nieodwracalnie zaufanie do służby zdrowia. Liczy, że skazujący wyrok nie przejdzie bez echa.

„Może kara spowoduje lepsze zmiany dla małych pacjentów. Szpitale będą miały świadomość, że można udowodnić im winę i wygrać proces sądowy” - pisze.

WIDEO: Krótki wywiad

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Matka czuwała przy szpitalnym łóżku małej Zosi, gdy ta umierała - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto