Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mariola Gołota: Andrzej to czuły, romantyczny macho

Anna Agaciak
Krzysztof Szymczak/Polskapresse
Stoi przy boku Andrzeja Gołoty na dobre i na złe. Zawsze kiedy wchodził na ring ona odczuwała strach. Modliła się, by zszedł z niego o własnych siłach. Od dwóch lat Andrzej Gołota nie walczy. - Ale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa - przekonuje Mariola Gołota w szczerej rozmowie o boksie, małżeństwie i najbliższych planach - z Anną Agaciak

We wtorek mieliśmy walentynki. Czy Andrzej Gołota czymś zaskoczył małżonkę?
Dwadzieścia dwa lata po ślubie już raczej się nie zaskakujemy. Ale od lat w ten dzień chodzimy na randki. Mamy dwie ulubione restauracje w Chicago - włoską i japońską. We wtorek byliśmy w japońskiej. Tam zjedliśmy romantyczną kolację. W Ameryce walentynki są bardzo celebrowane. Młodzi ludzie robią sobie prezenty. A ja wszystko co miałam dostać od Andrzeja już dostałam. Więcej nie oczekuję, nie mam też specjalnych życzeń. Gdybym je miała Andrzej na pewno by je spełnił. Staramy się jednak, aby to święto nie było komercyjne. Dla mnie to dzień, w którym dziękuje się drugiej osobie za miłość.

Podobno swojej córce Oli (21 lat) życzy Pani, aby na swej drodze spotkała właśnie takiego faceta jak Andrzej Gołota?
Faktycznie. Andrzej jest taki opiekuńczy i romantyczny. U niego nie było nic małego. Wszystko było duże. Na dużą skalę. Jak już chciał mi pierścionek kupić, to nie przyniósł mi jednego, tylko dziesięć i mówił bym sobie wybrała, który chcę, lub ile chcę.

Gdzie Pani takiego mężczyznę znalazła?
Poznał nas nasz wspólny znajomy Marek Piotrowski, kick bokser w Stanach Zjednoczonych. Andrzej miał tutaj walkę i Marek chciał abyśmy zobaczyli jak polscy bokserzy walczą przeciwko Amerykanom. Na mecz pójść nie mogłam, ale stwierdziłam, że chętnie się z nimi gdzieś wybiorę po walce. I tak poznałam Andrzeja.

Interesowała się Pani wcześniej boksem?
Nie. Do ślubu nie byłam na żadnej walce Andrzeja. Dopiero gdy przyjechał do Stanów Zjednoczonych, po roku miał pierwszy pojedynek.

Ten boks Pani nie przestraszył?
Przestraszył i to bardzo. Wcześniej wiedziałam, że boks to niebezpieczny sport, ale wtedy zobaczyłam to na własne oczy. Miałam nadzieję, że gdy Andrzej przeprowadzi się do Stanów, znajdzie sobie inne zajęcie. Niestety, nic go nie interesowało, on chciał trenować. Byłam przerażona, ale jeśli się kogoś kocha, a ta osoba ma pasję, to byłoby samolubne powiedzieć mu nie rób tego.

I od tej chwili chodziła Pani na każdą walkę, a nawet została sędzią bokserskim?!
Uważałam to za swój obowiązek, podtrzymywać go na duchu w tym co on robi. Bywałam nawet na walkach, na których nie chciałam być.

Dawała mu Pani jakieś talizmany przed meczem?
Był czas kiedy zawsze miał wszyty w szlafrok medalik z Matką Boską, który miał go ochronić. To był pomysł jego cioci. Potem czasami ksiądz błogosławił go przed walką, innym razem ja to robiłam wodą święconą. Ja tylko chciałam żeby mu się nic nie stało, aby o własnych siłach zszedł z ringu. Nieważne czy wygrał, czy przegrał. Dzieci (Ola i Andrzej junior) jak były malutkie jeździły na każdą walkę, potem, gdy podrosły, ja już nie chciałam. Były wystraszone. Oglądały więc tatę w telewizji. One czuły, że ten ich tata, który robi śniadania i odwozi do szkoły, jest jakiś inny niż ten w telewizji.

W domu Andrzej Gołota nie jest typem macho?
Jest takim macho z poczuciem humoru. Na przykład gdy się spytałam, gdzie wychodzimy na walentynkową randkę, on odpowiedział - Zależy ile masz pieniędzy (śmiech). Teraz nasza córka jest na semestrze wiosennym w Irlandii, dzwoniła kilka dni temu zrozpaczona, że tam jest szaro, ciągle pada. Ja postanowiłam, że syn mojej siostry tam pojedzie na dwa tygodnie, by lepiej się poczuła. Tymczasem Andrzej radził by lepiej wysłać jej parasolkę.

Nie wierzę. Słyszałam, że Ola to jego oczko w głowie.
To prawda. On za nią w ogień by skoczył.

Pewnie każdego chłopaka Oli Andrzej traktuje jak potencjalnego rywala?
Coś w tym jest. Chyba w każdym chłopcu, którego Ola przyprowadzi do domu, Andrzej widzi już przyszłego zięcia. Wtedy wchodzi do salonu, ręce ma założone i obserwuje. Chłopiec mówi: dzień dobry Mister Gołota, a Andrzej sucho: Hello, i wychodzi. Kilku już w ten sposób wystraszył. On ciągle patrzy na Olę jak na małą dziewczynkę. Do tego stopnia, że gdy córka przyjeżdża do nas na weekend z uczelni w innym stanie (oddalonej o ponad godzinę drogi), a potem wraca zapominając książki lub butów, to Andrzej od razu wskakuje w samochód i zawozi jej. Ale na tym się nie kończy. Jak już Ola ma tatę dla siebie, to idą do sklepu albo do restauracji. Andrzej cieszy się chwilą i celebruję ją.

Pani sobie męża wychowała? Stał się pantoflarzem?
On kiedyś miał teorię, co w związku powinien robić mężczyzna, a co kobieta. Ale to chyba była zasługa Lou Duvy (słynnego trenera, który pracował z Andrzejem w latach 90.). Uważał on, że żona pięściarza to niezbyt wartościowa kobieta, ale za to ładnie wyglądająca.
Taki stereotyp się wykreował. Tymczasem ja ukończyłam prawo, otworzyłam swoją kancelarię... Ale dla Andrzeja zrobienie czegoś przy dziecku nigdy nie było obelgą dla jego męskości. Jako młody chłopak pomagał zajmować się dziećmi swej ciotki. Gdy został moim mężem wiedział już jak kąpać, jak karmić. Wszystko koło dziecka potrafił zrobić. Czasami trochę się złościł, że ja pracuję a on się dzieckiem zajmuje.

Internetowa encyklopedia czyli Wikipedia informuje, że Andrzej Gołota jest dwukrotnie z Panią rozwiedziony, ale nadal jesteście razem. O co tu chodzi?
To jakaś bzdura. Ja już pisałam do Wikipedii, aby zamieścili sprostowanie. Nie udało się. Tam nie ma z nikim kontaktu. Być może te "rewelacje" wynikają z naszych... ślubów. Bo były dwa w różnych terminach: kościelny i cywilny. Nigdy rozwodu nie mieliśmy. Jak w każdym małżeństwie były wzloty i upadki. Nawet raz przygotowaliśmy pismo rozwodowe, ale zostało wycofane. Wie pani, w małżeństwie popełniliśmy chyba wszystkie błędy, jakie są możliwe do popełnienia. Nie oznacza to jednak, że nie można ich naprawić.

Po starcie Andrzeja w 'Tańcu z gwiazdami', nie miał propozycji udziału w amerykańskiej wersji?
Nie! (śmiech). Chyba nikt nie startował w dwóch edycjach - polskiej i amerykańskiej. Ale to chyba była dla nas jedna z najmilszych przygód w życiu. Andrzej był zaproszony do 'Tańca...' akurat po wypadku na rowerze, gdy złamał palec. Nie mógł trenować. Przekonałam go wtedy, że to dobry czas, że nauczy się tańczyć. Najpierw się zaperzył. 'W co ty mnie wrabiasz' - pytał. Wcześniej tańczył sporadycznie - na dyskotekach albo na weselach. Zanim wyjechał do Polski na program, załatwiłam mu kilka lekcji tańca. Nauczył się kroków. Iwona Pavlović, czyli 'Czarna mamba' nie mogła mu wiele zarzucić. Pierwszy jego taniec był ciężki, ale potem było coraz lepiej. Poza tym otaczali go sympatyczni ludzie. Andrzej się otworzył, a publiczność go polubiła. Jurorzy szansy mu nie dawali, ale widzowie nie chcieli szybko się z nim rozstawać. To dla niego była nowość. W boksie stykał się z innymi ludźmi - bardzo twardymi, ostrymi w osądach.

A jak dziś wygląda wasza codzienność?
Ja pracuję w kancelarii prawnej. Andrzej codziennie odwozi syna do szkoły, potem trenuje, odbiera syna i jadą na tenisa. Potem idą gdzieś na kolację. Wieczorem spotykamy się w domu. Wspólnie spędzamy weekendy. Jeździmy z synem na turnieje tenisowe. Gdy odbywają się gdzieś dalej, czasami dają mi wolne i mam samotny weekend w domu. Andrzej junior (14 l.) trenuje od 10 lat. Niedawno mówił, że chciałby być profesjonalnym tenisistą. Ale studiować zamierza prawo, podobnie jak Ola.

Od ostatniej walki Andrzeja minęły już ponad dwa lata. Czy namówiła go Pani, aby z tym sportem się już definitywnie pożegnał?
Andrzej nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. On bardzo chce jeszcze walczyć. Zamierza nawet zmienić swojego promotora. Uznałam jednak, że sama powinnam się tym zająć. Bo ja nie pozwolę na walkę, w której mogłoby mu się coś stać. Andrzej sam mnie zapędził do narożnika. Potrzebuje więc teraz kogoś na 'przetarcie', a potem kogoś na konkretne spotkanie. Muszę poszukać odpowiednich rywali. To już nie jest wiek, by kozakować.

Kiedy dowiedzieliście się o fascynacji Wisławy Szymborskiej - Andrzejem?
Chyba podczas 'Tańca z gwiazdami'. Chciałam zaaranżować spotkanie, żeby przyjechała na występ męża. Ale usłyszałam, że pani Wisława niechętnie opuszcza Kraków. Teraz dowiedzieliśmy się, że straciliśmy szansę na zawsze. Czytając jej wiersze, doszłam do wniosku, że bardzo by się z Andrzejem polubiła. On też ma spojrzenie na świat inne niż wszyscy. Andrzej ma też podobne do Szymborskiej poczucie humoru. Ale mogło być także tak, że nie mieliby sobie wiele do powiedzenia. Poetka na boksie przecież się nie znała, a Andrzej na poezji też nie.

Ten wiersz pożegnalny dla Szymborskiej to Pani napisała?
To dzieło Andrzeja. On się wstydzi trochę przyznać. Zanim to pożegnanie powstało rozmawialiśmy. I z tej rozmowy wyszło te parę słów.

Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z Krakowa. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto