Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Makino: Na pierwszym emausie karuzelę pchałem

Piotr Rąpalski
Aleksander Kobyliński - ksywa "Makino". Najbardziej rozpoznawalny jest dzięki kaszkietowi. Lider zespołu Andrusy.
Aleksander Kobyliński - ksywa "Makino". Najbardziej rozpoznawalny jest dzięki kaszkietowi. Lider zespołu Andrusy. Anna Kaczmarz
Z Aleksandrem Kobylińskim o tradycji wielkanocnej na Zwierzyńcu, rozmawia Piotr Rąpalski.

Pana pierwszy emaus?
Na pierwszym emausie karuzelę pchałem.

Jak to Pan pchał?
Żeby zarobić na lody. Nie była na guziki. Po drabince wchodziło się na górę i pchało się własnymi mięśniami, a na dole ludzie bawili się na konikach. Kręciliśmy jak marynarze, którzy wciągają kotwicę. Ale czterech nas było, to pięknie szło. Przez 3-4 godziny zarobiło się na lody, obwarzanki, czy piłkę na gumce.

Takie jo-jo?

Z trocin robili. Za 15, 20 groszy kupiłeś. Lepsze były za złotówkę, szmaciane.

Całą Wielkanoc Pan pchał?
Gdzie tam. Świętowało się. Najważniejszy był zawsze koszyczek. Biała chusta, bukszpan, jaja, chrzan, babki, mazurki, kiełbasy. Z bratem i dwiema siostrami szliśmy święcić. Oczywiście do norbertanek. Przychodziło się później do domu, śpiewało "Chrystus Pan, zmartwychwstał nam" i dalej świętowało.

Co Pan najbardziej lubił z koszyczka?
Kiełbasę!

Ale trzeba było czekać cały dzień, żeby ją zjeść.

No tak, bo mama od razu by poznała, że ktoś chapsnął.

A jak się ludzie na odpuście bawili?
Odpust nie mógł się obejść bez lajkonika. Byli różni chłopcy od tego. Jeden chodził 19 lat, a teraz jest taki, co chodzi od 25 lat. Zbysiu Glonek. Ale teraz emaus to jarmark z chińszczyzną, takie wesołe miasteczko. Kiedyś to były tradycyjne sprawy - serce z piernika, piłka na gumce, żydki strugane. Wszystko pracą rąk robione, a nie jakaś sztampa produkowana przez frajerów z pompką w nosie. Dziś dzieciakom kupują rodzice ze straganów plastikowe karabiny. Daj pan spokój. Dziwić się, że później kuchennymi nożami się dźgają. Balony są jak były, ale teraz na hel, a kiedyś gość stał i ustami dmuchał. Balon szedł za 50 groszy. Krzyczeli handlarze: "Blok, blok jak wawelski smok" - gdy sprzedawali kawały ciast. "Bomboniera jak Samosierra!", "Tu się sprzedaje, tu się kupuje, odejdź gówniarzu, bo cię opluję!", "Tutaj mały kajtek kupi mamie gumę od majtek!". Tak się reklamowało.

A teraz?
Sami biznesmeni. Nie ma komu "ty klarnecie" powiedzieć, "złamany" albo "łysy", lub "Idze, idze bajoku jeden".

A lany poniedziałek?
Takiego lania jak teraz nie było. Piękne dziwy perfumami się kropiło, wodą kolońską. I uważało się, żeby do oka nie polać. A nie jak teraz z wiadra, czy z jakichś nylonowych balonów. I walą po tramwajach. Wodę "Lawendę" się używało, czy "Przemysławkę". Dolewało się trochę zwykłej wody...

Żeby oszczędzić?
Żeby na więcej dziw starczyło. Cyk, cyk, parę kropelek spadło, a dziewuchy nie uciekały, tylko się nadstawiały, aby je wypachnić. Teraz dziwy zlane jakby spod prysznica wyszły.

Maluje Pan pisanki?
Od zawsze. Ale najczęściej w biało-czerwone pasy, bo przecież Cracovia Pany! Siostry ładnie malowały.

Kapele grały?
A jasne! Wiarusy, Andrusy, Centusie, Waganty, Szmelcpaka...

Szmelcpaka?

A grałem u nich ze dwa lata, ale jak mi jeden klarnet bosy, co ich prowadził, powiedział, że jestem frajer, to się zmyłem. Ja frajer? Do mnie tak? Założyłem Andrusy i do końca życia będę śpiewał - "U nas na Zwierzyńcu są takie zwyczaje, że matka za dziewczynę furę gnoju daje. Furę gnoju daje, drugą obiecuje, niech się matka z córką w d... pocałuje" (śmiech).

Emaus. Ludzie w ogóle wiedzą co to?
Mało kto. Zaglądają gdzieś do Biblii. A to przecież słynna ulica jest. A jak ktoś nie trafi na emaus, to idzie do Podgórza na rękawkę. Pomałpowali.

Biliście się z nimi?
Pewnie. Z innymi dzielnicami też. Gustaw Holoubek frajerom opluwał buty, jak który wyrwał naszą dziewuchę i się żenić nie chciał. A buty to przecież była najważniejsza część garderoby u mężczyzny. A nie jak teraz dżins i komóra. Jak naszą dziwę ktoś by wystawił, to na końcu świata byśmy go dopadli.

A faceci między sobą wodą się lali?

Skąd! Jak facet faceta oblał to od razu dostawał w trąbę. Potem lali się z lewatywy.

Popchałby Pan jeszcze tę karuzelę?

Chyba nie. Kręciłem od 1946 roku do lat 60.

I co dalej?
Poszedłem do marynarki wojennej. Trzy lata i sześć dni siedziałem. Jak w pudle.

Gdzie Pan służył?

ORP "Burza". Pozdrawiam wszystkich marynarzy. Ale już się golę tym okrętem, bo poszedł na żyletki. Tylko "Błyskotka" jeszcze stoi przy kei.

Jaka "Błyskotka?

ORP "Błyskawica". Ale przecież szanujący się marynarz tak nie powie, bo frajerem nie jest.

Pan na morzu, a Zwierzyniec się zmienił.

Ale to dalej pępek świata jest. Choć niedużo już takich jak ja. Wszystko pochowane w piórnikach. Cztery deski, kartka do nóg i na górkę. Mietek Czuma się trzyma. W podstawówce zżynał ode mnie rachunki, a ja od niego polski.

od 7 lat
Wideo

Krzysztof Bosak i Anna Bryłka przyjechali do Leszna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto