Łupki? Jestem za, a nawet przeciw

Artykuł sponsorowany

„Gaz łupkowy jest przedmiotem walki politycznej dla ugrupowań Zielonych i lewicy. Łupki zapewne będą wykorzystywane do straszenia obywateli katastrofą, którą może rzekomo grozić wydobywanie tego rodzaju gazu” - Bogusław Sonik dla Dziennika.pl

Żadne wizje katastrof ekologicznych i społecznych nie są w stanie przestraszyć mnie bardziej niż cynizm polityków i wielu naukowców, którzy prezentują wizję korzyści związanych z wydobywaniem gazu łupkowego w Polsce, nie dbając zupełnie o to, że wizja ta jest coraz bardziej niespójna i coraz bardziej niezgodna z rzeczywistością.

W listopadzie 2012 roku Komisja Europejska przyjęła raport środowiskowy w sprawie gazu łupkowego, przygotowany przez Bogusława Sonika, co traktowane jest jak wielki polski sukces.

Jak twierdzi europoseł, komentując ten sukces, „do Komisji Europejskiej popłynął jasny przekaz, iż gaz łupkowy przy zachowaniu najwyższych standardów można wydobywać bezpiecznie i bez szkody dla środowiska naturalnego” Sonik powtarza też w swoich wypowiedziach znane argumenty o tym, ze od gazu łupkowego zależy nasze bezpieczeństwo energetyczne, a ceny energii w wyniku jego wydobycia - spadną.

Zapomniałabym – to wszystko będzie możliwe przy pełnym poszanowaniu praw społeczności lokalnych.
Piękna wizja, prawda?

Mnie się podoba.

Całym sercem przyklasnęłabym jej, gdyby tylko miała szansę na realizację.

Nie jestem naukowcem ani ekonomistą. Nieocenioną pomocąw formułowaniu zastrzeżeń są dla mnie zapiski z otwartej debaty „Łupki – nasza przyszła energia?”, zorganizowanej 17 marca 2014 roku na AGH przez posła Bogusława Sonika, na którą zostali zaproszeni eksperci zajmujący się tematem gazu łupkowego. Posłużyłam się też raportem NIK-u z 2013 roku i PAN-u z marca 2014 roku (obydwa te raporty dotyczyły oczywiście gazu łupkowego), oraz materiałami zamieszczonymi na oficjalnej stronie posła Sonika.Wnioski zielonych i ekologów wszelkiej maści odłożyłam na bok, bo – szczerze powiedziawszy – niczego już więcej nie potrzebuję, żeby odnieść wrażenie, iż oto znajduję się w „domu wariatów”.

Zacznijmy od ekonomii. Jest już oczywiste (nawet dla ekspertów Bogusława Sonika), że nie uda się w Polsce powtórzyć sukcesu amerykańskiego. W Polsce skały łupkowe zalegają znacznie głębiej niż w USA i mają inną strukturę. Konsekwencją tego jest znaczny wzrost kosztów wydobycia (w USA wykonanie otworu wraz ze szczelinowaniem kosztuje 4 – 5 milionów dolarów, w Polsce – do 20 milionów dolarów).

Wg prof. Piotra Sucha z Instytutu Nafty i Gazu, „aby wydobycie gazu z łupków mogło być ekonomicznie uzasadnione, potrzebna jest redukcja kosztów nie o 20 – 30%,lecz trzykrotnie!”

Wg PAN-u te ogromne koszty spowodują, że gaz z łupków w Polsce nie będzie tańszy od konwencjonalnego.

Prawdziwie zadziwiająca, w kontekście tych informacji, była dla mnie wypowiedź dr Czyżewskiego, głównego ekonomisty w PKN Orlen S.A., który stwierdził, że „nawet jeżeli wydobycie gazu łupkowego będzie NIEOPŁACALNE, będzie to KORZYSTNE dla gospodarki”.

Gaz łupkowy – jak widzę – ma w Polsce moc niezwykle inspirującą, motywuje do tworzenia nowych paradygmatów w ekonomii. Coś, co jest nieopłacalne, jest jednak korzystne… Dr Czyżewski użył nawet określenia, że wydobycie gazu łupkowego jest „olbrzymią szansą dla gospodarki”. Być może jest to „olbrzymia szansa” dla pracowników Orlenu, którzy przez jakiś jeszcze czas korzystać będą z hojnych dotacji państwowych (czyli naszych – obywateli) przy realizacji programu, który – jak przewiduje Czyżewski – „może być nieopłacalny”.

Ogromne koszty wydobycia wiążą się ściśle z jakością ochrony środowiska. Konieczność oszczędzania i obniżania kosztów może być pokusą, aby- wydobywając gaz- rezygnować ze stosowania „najwyższych standardów”. Trudno się dziwić firmom wydobywczym – które przecież chcą zarobić – że mogą zechcieć tym pokusom ulegać. Nie do przyjęcia jest natomiast konsekwentna polityka naszego państwa, które robi wszystko,aby firmom to umożliwić.

Zgodnie z nowym prawem geologicznym i górniczym obowiązek wykonywania oceny oddziaływania na środowisko przy poszukiwaniu gazu łupkowego zostanie zniesiony, a nadzór nad działalnością firm wydobywczych w zakresie przestrzegania norm środowiskowych będzie spełniany przez urzędy górnicze i inspektoraty ochrony środowiska.

Za zapowiedź tego, jak „surowe” będą to kontrole mogą posłużyć słowa Głównego Inspektora Ochrony Środowiska A. Jagusiewicza: „Kontrole wobec przedsiębiorców poszukujących i rozpoznających złoża gazu z łupków powinny być dla nich przyjazne i w żadnym wypadku nie zniechęcać ich do dalszych eksploracji surowca. Z kolei przedsiębiorcy w ramach odpowiedzialnej przedsiębiorczości powinni stosować dobrowolnie najlepsze dostępne techniki i praktyki zapewniające wysokie standardy ochrony środowiska”.

Przyjazna atmosfera i dobrowolność …

Nie brzmi to dobrze, sugeruje możliwość zaistnienia sytuacji, w której przedsiębiorca NIE ZECHCE DOBROWOLNIE stosować „wysokichstandardów ochrony środowiska” a urząd odpowiedzialny za nadzór nad dopełnieniem tego obowiązku (zawahałam się przy tym słowie – czy działanie, które podejmuje się dobrowolnie jest jeszcze obowiązkiem?) nie będzie psuć atmosfery przyjaźni i wzajemnego zaufania uciążliwymi kontrolami.

W tym miejscu warto przypomnieć o wnioskach z kontroli NIK-u w 2013 roku: Urzędy Górnicze nie skontrolowały wszystkich wykonanych odwiertów poszukiwawczych, a Ministerstwo Środowiska nie prowadziło kontroli przedsiębiorców w zakresie zgodności wykonywanej działalności z udzieloną koncesją.

Tak było do tej pory.

Będzie prawdopodobnie jeszcze gorzej, skoro wśród najwyższych urzędników i polityków panuje przekonanie, że trzeba „ułatwiać”, „zachęcać”, „przyspieszać”…

W sytuacji niewystarczającego nadzoru jeszcze długo będzie można bronić tezy, że szczelinowanie hydrauliczne jest technologią „całkowicie bezpieczną”.

Swoją drogą trudno naprawdę dociec na czym opiera się to przekonanie, skoro w czasie krakowskiej debaty kilkakrotnie padało stwierdzenie, że metody stosowane przy wydobyciu gazu łupkowego są „innowacyjne”, trzeba je dopiero dopracować, bo doświadczenia zdobyte na złożach północnoamerykańskich, w warunkach polskich mają ograniczoną wartość.
Mimo tych zastrzeżeń,Główny Inspektor Ochrony Środowiska jest „całkowicie spokojny”, uważa, że „zagrożenie migracji i wycieku płynów wiertniczych do wód gruntowych jest minimalne” i „daje gwarancję”, że eksploatacja gazu łupkowego nie będzie szkodziła środowisku.

Kolejny złotousty urzędnik!

Gwarancja bezpieczeństwa?! Jakie to ma znaczenie skoro brak zapisów prawa, które by te gwarancje zabezpieczały?

W marcu 2014 roku Premier Tusk zapowiedział, że „jeżeli pojawi się potrzeba zadośćuczynienia czy niwelowania ewentualnych strat wspólnot gminnych w związku z poszukiwaniem i wydobyciem gazu łupkowego, to główne ciężary spadną na samorządy” (PAP). Innymi słowy – firmy będą wydobywać i zarabiać, a samorządy – będą sprzątać.

Jest to w rażącej sprzeczności z zapewnieniami posła Sonika, że obowiązywać będzie w Polsce reguła „zanieczyszczający płaci” i będą opracowywane zasady odpowiedzialności przedsiębiorstw w wypadku awarii.

Trudno wyobrazić sobie lepszą zachętę dla inwestorów – przyjazne kontrole i zwolnienie z odpowiedzialności za ewentualne zaniedbania, trudno też znaleźć powód, dla którego firmy miałyby decydować się na stosowanie „najwyższych standardów” ochrony środowiska w działalności wydobywczej.

Bogusław Sonik w swoich wypowiedziach z 2012 roku zapewniał, że parki narodowe i obszary objęte szczególną ochroną ze względu na zasoby wody pitnej, przy wydobywaniu gazu łupkowego, będą omijane. Na konferencji w Krakowie nie powtórzył już tych zapewnień. Można się tylko domyślać dlaczego.

Zamojszczyzna, gdzie swoje koncesje ma firma Chevron (przedstawiciel firmy brał udział w krakowskiej debacie) znajduje się na największych udokumentowanych zbiornikach wód podziemnych w Polsce. Na Zamojszczyźnie nie ma rzek ani jezior zasobnych w wodę, można więc założyć, że woda używana do szczelinowania będzie pochodziła z tych cennych zasobów (firma Chevron już dziś wierci studnie dla swoich celów), a jakakolwiek awaria, wyciek płynu szczelinującego czy toksycznych ścieków do warstw wodonośnych może spowodować skażenie całego zbiornika.

Ponadto Chevron planuje zlokalizować jedną z wiertni poszukiwawczych w gminie Susiec. To serce Roztocza, w bezpośrednim sąsiedztwie znajduje się Roztoczański Park narodowy i Puszcza Solska.

Wiadomo – szuka się po to, by znaleźć i wydobywać. Jeżeli koncern natrafi w tym rejonie na złoża, które będzie mógł uznać za „perspektywiczne” co stanie się z tak cennym przyrodniczo i krajobrazowo obszarem?

W lipcu 2013 roku w zamojskiej prasie znalazłam informację, że Ministerstwo Środowiska i lokalni samorządowcy podjęli inicjatywę, aby Roztocze i Puszcza Solska zostały wpisane na listę rezerwatów biosfery w ramach programu UNESCO. Ma to oznaczać większy prestiż dla regionu i zapewnić przyjazd zagranicznych turystów. To samo Ministerstwo Środowiska wydaje koncesję na poszukiwanie gazu łupkowego, na terenie, który planuje w sposób szczególny chronić! Rezerwat biosfery na obszarze górniczym? Czy to ma sens!? Kto zechce wypoczywać w takim miejscu?

Słowa Sonika z 2012 roku pozostały tylko słowami. Fakty wskazują na to, że interes koncernu jest ważniejszy od obietnic złożonych obywatelom.

Niemal w każdej wypowiedzi o problemach związanych z wydobyciem gazu łupkowego nasz „poseł od spraw najtrudniejszych” nie zapomina o prawach społeczności lokalnych. Według niego będą odbywały się konsultacje i dialog z obywatelami tak, aby byli oni dokładnie poinformowani o tym, co dziać się będzie na terenie, gdzie mieszkają. „Spokój i akceptacja społeczna są ważniejsze niż wydobywanie gazu łupkowego za wszelką cenę. (…) Mieszkańcy muszą mieć prawo do wyrażania opinii i protestowania”.

I znowu muszę przyznać – dobrze brzmi, ale niestety tylko tyle.

Znakomitym przykładem tego, jak bez znaczenia są to słowa, jest sytuacja wsi Żurawlów (gm. Grabowiec) na Zamojszczyźnie. Mieszkańcy tej wsi od ponad dwóch lat konsekwentnie i z determinacją sprzeciwiają się inwestycjom firmy Chevron, początkowo korzystając wyłącznie z drogi prawnej, a od roku czynnie blokując wjazd na teren planowanej wiertni. Próbują też zainteresować swoim problemem polityków i urzędników wszystkich szczebli, a także dziennikarzy. W styczniu br. radni gminy Grabowiec podjęli uchwałę wyrażającą brak zgody na poszukiwanie i wydobycie gazu łupkowego w swojej gminie.Ich działania nie przynoszą do tej pory efektu – firma nie rezygnuje ze swoich planów.

Rodzi się w tym miejscu pytanie: co dokładnie ma na myśli Bogusław Sonik kiedy mówi o konsultacjach i dialogu ze społeczeństwem, skoro mieszkańcy Żurawlowa zostali ze swoim problemem sami?
W czerwcu ubiegłego roku Marszałek Województwa Lubelskiego, K. Hetman odwiedził protestujących, obiecał „przyjrzeć się sprawie”, minął prawie rok i… i nic. Prawdopodobnie już się nie przygląda bo zajęty jest swoją kampanią wyborczą do Europarlamentu.

A poseł Sonik?

Stwierdził w Krakowie że protest jest groteskowy a „mieszkańców tej wsi straszy się rzeczami, które nie mają miejsca”.

Jeżeli polityk tej rangi, co pan europoseł, używa podobnego typu sformułowań – powinien umieć je wyjaśnić. Po pierwsze – kto straszy tych ludzi i- czym? Po drugie- co niby „nie ma miejsca”?

Jednym z wielu argumentów protestujących jest to, że prawo geologiczne i górnicze przewiduje wywłaszczenia z gruntów w przypadku eksploatacji złóż gazu łupkowego. Mieszkańcy Żurawlowa są w posiadaniu pisemnego potwierdzenia tego faktu przez Ministra Skarbu. Źródłem obaw rolników jest również to, że decyzją wojewody plany zagospodarowania przestrzennego mogą być zmieniane dla potrzeb przemysłu wydobywczego, dosłownie z dnia na dzień. Skoro koncesje na wydobycie gazu łupkowego obejmują całą Lubelszczyznę, jak planować swoją przyszłość, inwestować, budować domy w obliczu takiej niepewności?

Bogusław Sonik zapewniał wcześniej, że konsultacje i dialog ze społeczeństwem będą przeprowadzane w taki sposób, aby ludzie nie byli zaskoczeni działaniem firm na swoim terenie. Tymczasem w trakcie krakowskiej debaty, pytany o to dlaczego firma Chevron mimo tak zdecydowanego sprzeciwu ludności kontynuuje swoje działania, europoseł odpowiada: „należy pamiętać, że firma otrzymała koncesję zgodnie z prawem”.

Typowa kwadratura koła.

Koncesja została przyznana w 2007 roku bez poinformowania ludzi i lokalnych władz samorządowych, nie wspominając nawet o konsultacjach; teraz – mieszkańcy nie zgadzają się na inwestycje, wierząc naiwnie, że mają do tego prawo; i – dowiadują się, że za późno na sprzeciw, bo to nie oni, lecz firma działa zgodnie z prawem. Z pewnością rolnicy z Żurawlowa byliby wdzięczni panu posłowi za wskazanie właściwego czasu na przeprowadzenie skutecznego protestu.

Mało tego. Według Głównego Geologa Kraju, S. Brodzińskiego ludzie i tak mają ZA DUŻO praw. Należy bowiem – wg niego – dokonać takich regulacji aby przeciwnicy gazu łupkowego nie mogli używać prawa do wstrzymania procesu wydobycia.

Myślę, żedobrze by było, aby poseł Sonik napisał i wydał poradnik, w jaki sposób obywatele powinni „wyrażać swoją opinię” aby mieli szansę być potraktowani przez polityków i urzędników poważnie, bo niestety, do tej pory, wskazówki pana posła w tej kwestii przypominają mi słynne „jestem za a nawet przeciw” czyli są tak samo spójne, logiczne i łatwe do zastosowania-„macie prawo do protestu,drodzy Polacy, a nawet nie jest to zgodne z prawem”.

Anna Dyl-Schmelcer

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto