Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łukasz Wantuch: Jestem w konflikcie interesów, ale to konflikt z korzyścią dla miasta

Piotr Ogórek
Piotr Ogórek
Łukasz Wantuch jest radnym drugą kadencję
Łukasz Wantuch jest radnym drugą kadencję Andrzej Banas / Polska Press
Łukasz Wantuch, związany z PSL radny z prezydenckiego klubu Przyjazny Kraków jest jednym z najaktywniejszych radnych. Wzbudza też sporo kontrowersji przez swoje pomysły, nieraz mocno zastanawiające. Ostatnio okazało się, że dostał pracę w Zarządzie Dróg Miasta Krakowa, jako podinspektor, co wywołało liczne pytanie o konflikt interesów i obiektywizm. Radny w rozmowie z nami mówi, że tak, to konflikt interesów, ale z korzyścią dla miasta. Opowiada także, że o swoich pomysłach (w tym nowych, np. o powrocie tramwajów na Rynek Główny), o tym, że to jego ostatnia kadencja jako radnego, oraz że gdyby prezydent go poprosił, to złożyłby mandat. Łukasz Wantuch chciałby być natomiast wiceprezydentem.

FLESZ - Co Polacy robili w trakcie pandemii. Naukowcy zbadali nasz styl życia

od 16 lat

Jest pan jednym z bardziej ekscentrycznych radnych, ze względu na różne, czasami dziwne pomysły. Były już kamery w sowach i solarne ścieżki rowerowe. Teraz na tapecie jest samochód napędzany elektryczną przyczepką oraz elektryczne autostrady. Co z tych wszelakich pomysłów udało się zrealizować? Bo ja kojarzę tylko jako sukces "Angielski 5 razy w tygodniu" i dostarczanie oczyszczaczy powietrza oraz ozonatorów do przedszkoli i szkół.
Zawsze tak jest, że porażki są bardziej widoczne niż sukcesy, a obu miałem sporo. Zwycięstwo ma wielu ojców, przegrana jest sierotą. Kto pamięta, że przeprowadzanie dzieci przed szkołami to mój projekt zakończony pełnym sukcesem? Jeżeli jednak chodzi o projekt dotyczący kamer, to moja całkowita porażka i się z tego wycofuję, nie zgłaszam już tego zadania do przyszłorocznego budżetu miasta. To moja największa porażka, ale nie z mojej winy. Jeden z wydziałów urzędu miasta wstrzymuje wszystkie działania dla techniki bezprzewodowej w kamerach. Nie da się ich przekonać. Będziemy mieć rocznie 7-8 zwykłych kamer monitoringu po 50-100 tys. zł sztuka z montażem, zamiast sieci nowoczesnych bezprzewodowych kamer.

Czyli porażka, podobnie, jak większość innych pomysłów. Po co więc je zgłaszać?
Zawsze angażuję się w projekty ryzykowne, wiedząc czasem, że zakończą się porażką, bo droga do celu bywa czasami ważniejsza, niż sam cel. Sama dyskusja i szukanie alternatyw powoduje, że angażuje się w to wiele ludzi, co może zaowocować sukcesem za jakiś czas, jak teraz się nie uda. Angażuje się w wiele projektów i to jest działanie celowe. A "finis coronat opus" (koniec wieńczy dzieło).

Udały się w pełni tylko pomysły "szkolne".
Nie tylko, ale z nich jestem najbardziej dumny, na przykład z akcji przekazania szkołom ozonatorów, choć były tutaj duże opory ze strony miasta. Sam więc pozyskałem sponsorów, dzięki czemu udało się kupić lub pozyskać pięć ozonatorów i jedną lampę UVC, które były wypożyczane do żłobków, przedszkoli i szkół ponad 250 razy. Jak pokazały badania, ozonatory pomagały w zwalczaniu koronawirusa. Akcja więc zakończyła się sukcesem, a na koniec ozonatory zostały sprzedane szkołom za połowę ceny. Jesteśmy też jedynym miastem, które ma oczyszczacze powietrza we wszystkich szkołach, przedszkolach i żłobkach.

To może warto się skupić na jednym temacie?
Nie, to jest celowe działanie. Większość radnych kieruje się kryterium sukcesu, ale ja się kieruję czymś, co da sukces za 5-10 lat. Np. drony, które ostatnio uruchomiła Skawina do kontroli smogowych. Jak mówiłem o tym pomyśle siedem lat temu, to jedna radna obawiała się, że dron ją będzie podglądał, a inny radny twierdził, że mnie CBA wyprowadzi rano. Wyszło na moje. Dlatego takie pobudzanie do dyskusji jest ważne.

Radny Wantuch zapowiada, że to jego ostatnia kadencja

Problemem jest to, że można się pogubić, jakie inicjatywy są działaniami prywatnymi Łukasza Wantucha, a jakie publicznymi radnego Wantucha czy podinspektora Wantucha w ramach pracy za publiczne pieniądze.
Dlatego w moich działaniach jest pełna jasność i transparentność. Bardzo często spotykam się z różnymi firmami. W sumie pozyskałem po takich spotkaniach sprzęt wart ponad 250 tys. zł – oczyszczacze powietrza, ozonatory, lodówki do programu foodsharingu, termometry bezdotykowe... Wszystkie moje działania są w pełni jawne, bo ludzie obawiają się tego, co robi się w ukryciu. Dlatego wykorzystuję media społecznościowe, gdzie przedstawiam wszystkie moje działania.

Jakiś czas temu założył pan firmę Wantuch Investment, która miała się zająć rozwijaniem i tworzeniem w mieście różnych innowacji. Inwestorami mieli być mieszkańcy, którzy na początku wpłacali po 50 zł (kwota ta potem została zwrócona, ale każdy mógł znów wpłacić dowolną kwotę – red.), a potem korzystać z ewentualnych sukcesów w realizacji innowacji. Co się dzieje z tym projektem?
Popełniłem tutaj jeden błąd używając nazwy fundusz inwestycyjny, nie wiedziałem, że ta nazwa jest zastrzeżona prawnie. Gdybym wiedział, użyłbym nazwy "spółka inwestycyjna". To był jedyny błąd natury formalnej. Przez to mam kontrolę KNF i sprawę w prokuraturze. Niemniej zamierzam realizować moje pomysły właśnie poprzez Wantuch Investment. To moja ostatnia kadencja jako radnego.

Na prawdę? A co potem?
Chciałbym zrealizować wiele pomysłów, jak przywrócenie tramwaju na Rynek Główny i ul. Floriańską, tyrolkę koło Wawelu, czy kawiarnię na moście Kotlarskim. Teraz nie mam na to czasu, bo bardzo pochłania mnie praca radnego.

Wantuch Investment przynosi jakieś zyski?
To na razie projekt, więcej mam z tym problemu. Póki co więcej osiągam, jako radny, a Wantuch Investment to scenariusz na czas po radzie miasta.

I jak ma działać?
Na przykład, żeby przywrócić tramwaj na Rynek Główny, co będzie świetną atrakcją turystyczną, zbiorę 20 tysięcy osób, gdzie każda wpłaci po 50 zł i wtedy wystąpimy do urzędu miasta o realizację takiego zadania. Zrobię to za 5-10 lat.

Konflikt interesów z korzyścią dla miasta

Ostatnio sporo kontrowersji wywołało pańskie zatrudnienie w Zarządzie Dróg Miasta Krakowa (ZDMK) jako podinspektora ds. innowacji. Rodzi się pytanie o konflikt interesów, bo pracuje pan w miejskiej jednostce, a z drugiej strony jest pan radnym, który m.in. uchwala budżet tejże jednostki. Dlaczego tam pan w ogóle trafił?
Jeżeli to konflikt interesów, to moim zdaniem bardzo pozytywny, bo efektem końcowym jest dobro miasta.

Ciekawa interpretacja...
Uznałem, że potrzebna jest osoba, która będzie znała funkcjonowanie urzędu miasta od wewnątrz. Zwykle radny jest potrzebny w trzech przypadkach – gdy głosuje za budżetem, za absolutorium i przy uchwalaniu planów miejscowych. Jako podinspektor wiem, jak działa urząd i pozwala mi to działać lepiej jako radnemu i na odwrót. Po prostu synergia.

To co dzięki temu udało się panu zrobić przez ponad pół roku? Efektów na razie nie widać.
Kończymy pracę dotyczącą decybelomierzy, po wakacjach ruszymy z projektem i ogłosimy przetarg.

I o co chodzi w tym projekcie?
Decybelomierze pojawią się na latarniach ulicznych. Będą mierzyć poziom hałasu, który potem będzie można sprawdzić na stronie internetowej. To się przyda, gdy ktoś będzie szukał np. mieszkania i będzie mógł zmierzyć poziom hałasu w okolicy. Mój najważniejszy projekt na przyszły rok to wymiana opraw sodowych na ledowe w oświetleniu ulicznym. Do tego lampy mają mieć gniazdka stało-prądowe, do których możemy podłączyć wiele rzeczy, np. ładować hulajnogi, czy samochody elektryczne. To projekt, który zainicjowałem, jako radny, a potem monitoruję jako członek zespołu w ZDMK.

Czyli konflikt interesów.
Ale z korzyścią dla miasta. Jest to synergia między radą a urzędem.

Tyle, że w ten sposób reprezentuje pan obie strony władzy – uchwałodawczą (rada miasta) i wykonawczą (jednostka miejska podległa prezydentowi). Bardzo łatwo tutaj o nieobiektywność.
Zawsze krytykuję, jak miasto coś robi źle. Nie jestem posłusznym radnym. Bardziej nieraz krytykuję działania miasta, niż opozycja z PiS, czy Łukasz Gibała.

To co pan krytykował?
Na przykład zakup Wesołej. To moim zdaniem niepotrzebna inwestycja. Trzeba było kupić same tereny zielone, bez budynków. Po co nam one?

Krytyka Wesołej była łatwa, jak było wiadomo, że większość ją popiera i teren zostanie zakupiony.
Tak samo krytykuję zakup Kossakówki, czy plany remontu Jordanówki. Lepiej ją sprzedać i niech prywatny inwestor robi remont.

Wantuch prezydentem, czy wiceprezydentem?

Może pan nie będzie kandydował za dwa lata do rady miasta, bo prezydent Majchrowski nie wpuści pana na listę wyborczą?
Zawsze byłem bezwarunkowo lojalny wobec prezydenta. Jeśli uzna, że moje działania są szkodliwe i poprosi mnie o złożenie mandatu, to go złożę bez wahania. Można pełnić wiele funkcji, ale nazwisko ma się jedno, dlatego lojalność jest dla mnie najważniejsza.

Z jednej strony jest pan lojalny wobec Jacka Majchrowskiego, a z drugiej krytykuje pan działania wydziałów urzędu miasta, czy jednostek miejskich, które przecież podlegają prezydentowi.
Bycie lojalnym nie oznacza, że nie mogę krytykować urzędu i jednostek miejskich. Fakt, Jacek Majchrowski jest nadzorcą, ale urzędników jest ponad 3000 osób, każdy urzędnik może popełnić błędy. Moja krytyka jest też po to, żeby zwrócić uwagę na błędne działania miasta.

Dlaczego nazywa pan dziennikarzy "ch...." (Krowoderska.pl), a mieszkańców "błaznami" (Matuesz Jaśko, twórca strony "Co jest nie tak z Krakowem?"). Czy taki język jest dopuszczalny u radnego?
Tak, napisałem te słowa, ale proszę pamiętać w jakiej to było sytuacji. Było to wtedy, kiedy mediaworkerzy z Krowoderskiej użyli insynuacji, której nie chcę tutaj cytować, wobec jednej z urzędniczek. Proszę sobie przypomnieć te słowa i wtedy można mnie krytykować. Dla mnie osoba, która tak chamsko, prostacko i wulgarnie odzywa się do kobiety, nie zasługuje na inne określenie. Co do błazna, to ciężko nazwać inaczej osobę, która dzwoni do urzędu i podaje się za rabina. Proszę zresztą popatrzeć na profil na FB tego pana i samemu ocenić, czy określenie było niezasadne czy też usprawiedliwione. Problem z panem Jaśko nie jest taki, że jest błaznem, gdyż mieliśmy Stańczyka w naszej historii, ale że jest szkodliwym błaznem.

Ile książek z autografem prezydenta udało się sprzedać za pomocą strony dziekujemyprofesorze.pl i czy ma pan na to rachunki?
Wszystkie moje akcje są w pełni jawne. Wszystkie, a do tej pory zorganizowałem ich kilkadziesiąt, niektóre z potężnym efektem – na przykład wynegocjowałem obniżkę ceny na testy na przeciwciała koronawirusa ze 120 zł na 60 zł i kupiło je ponad 1300 osób, bez żadnego zysku dla mnie. Do tej pory sprzedano 1/5 książek, ale akcja jest zaplanowana na cały rok. Po odliczeniu kosztów, o czym pisała też Gazeta Krakowska, cały dochód idzie na cele społeczne, a rozliczenia są przekazywane danym osobom. Tak jak zawsze to robię od wielu lat, poprzez na przykład obiady charytatywne (było ich 5), zbiórki internetowe (ponad 10 000 zł ostatnio dla pewnej starszej pani) czy 400 biletów na Koło Młyńskie koło Forum dla dzieci ze specjalnymi potrzebami.

Łukasz Wantuch prezydentem Krakowa za dwa, czy za siedem lat?
Zawsze takie pytanie jest dla mnie hm… Powiem szczerze, nie wiem, czy będę kandydował na prezydenta. Ale myślę, że miasto potrzebuje kogoś od innowacji, nie koniecznie prezydenta, ale może IV zastępcę prezydenta ds. innowacji? Potrzebna jest osoba, która musi z powodzeniem promować innowacyjne rzeczy. Ja na pewno będę działał na rzec Krakowa. Miałem propozycje startu do Sejmu, ale nie mam takich ambicji. Polska dla mnie zaczyna i kończy się na rogatkach Krakowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Łukasz Wantuch: Jestem w konflikcie interesów, ale to konflikt z korzyścią dla miasta - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto