Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Łemkowyna Trail, czyli gorliczanka na trasie morderczego, 150-kilometrowego biegu po Beskidzie Niskim. Po co? Bo warto!

Halina Gajda
Halina Gajda
Agnieszka po Łemkowyna Trail: życie mamy niestety tylko jedno i nie ma co go mitrężyć. Trzeba robić to, co nas kręci nie patrząc czy inni widzą w tym sens
Agnieszka po Łemkowyna Trail: życie mamy niestety tylko jedno i nie ma co go mitrężyć. Trzeba robić to, co nas kręci nie patrząc czy inni widzą w tym sens archiwum prywatne
Strat – pierwsza w nocy. Trasa – 150 kilometrów. Maksymalny czas przypisany zawodnikom, by mogli uznać bieg za zaliczony – 35 godzin. Suma przewyższeń – prawie sześć tysięcy metrów. Tak w telegraficznym skrócie można przedstawić główne walory Łemkowyna Trail, czyli jednego z najbardziej wymagających biegów górskich w Polsce. Co niektórzy mówią o nim – Błotowyna. I mają rację, bo człowiek dowiaduje się, że błoto nie wszędzie jest takie samo. Ma różny kolor, konsystencję, zapach i lepkość. I odmiennie mlaska pod stopami. Jak już się pokona te 150 kilometrów, to nogi mogą służyć jako tablica poglądowa. Aż szkoda myć…

Agnieszka Barszcz-Bylica. Gorliczanie kojarzą ją przede wszystkim z działalności rękodzielniczej, mniej zaś z wyczynowej. Choć z drugiej strony, w kręgach biegaczy, jej nazwisko jest dobrze znane. Ma na koncie kilka niezłych wyników, parę razy zdarzyło się jej stanąć na najwyższym stopniu pudła, a Łemkowyna Trail był swoistym testem.

- Mam w nogach parę maratonów na setkę, więc chciałam się przekonać, jak organizm zareaguje na dodatkowe kilometry – przyznaje szczerze.

Po wszystkim wyszło jej, że „całkiem spoko”, aczkolwiek ta dodatkowa pięćdziesiątka miała swój ciężar. I to nie tylko czysto fizyczny – gdy walczy się z bólem, szalejącym żołądkiem, brakiem snu, ale też psychiczny. Bo trzeba motywować mózg do wysyłania nogom sygnału: krok, krok, krok. Ostatnie kilometry są jak trans. Biegnie się, bo paradoksalnie nie ma sił na zatrzymanie.

Rekompensata w buczynie

Agnieszka wystartowała z Krynicy-Zdroju. Po północy. Trasa prowadziła czerwonym szlakiem, który został wytyczony na całej szerokości Beskidu Niskiego. Od wrót do wrót. Start to kropka oznaczająca koniec Beskidu Sądeckiego, a meta – początek Bieszczadów. Było nadzwyczaj ciepło, jak na trzecią dekadę października. Buczyna wreszcie się wybarwiła, fantastyczne widoki (oczywiście za dnia) gwarantowane.

- Na zegarku godzina pierwsza w nocy, na starcie około 350 osób. Wszyscy z tą samą myślą: osiągnąć cel – wspomina.

Kondycyjnie czuła się dobrze przygotowana. Łemkowyna to nie przedsięwzięcie dla amatorów ani żadnych innych biegowych świeżaków-naturszczyków. Na udział decydują się ludzie, którzy potrafią przeliczyć siły na zamiary. I w zasadzie nikt niczego nie zakłada, nie buduje scenariusza, planu, bo wszystkie te kalkulacje i tak biorą w łeb. Zazwyczaj wcześniej, niż później.

- Czasem, ku zdziwieniu innych, przewrotnie komentuję, że Łemkowyna to nie bieg, a zawody w umiejętnym jedzeniu i piciu. Bez tego, odpada się bardzo szybko. Gdy schodziłam na posiłek, to nie przeliczałam na kalorie tego, co widziałam na stołach, tylko słuchałam, co mi mówi mój organizm. A na pierwszym postoju on rzekł mi cichaczem: buła i zupa – opowiada, dzisiaj już ze śmiechem. - Choć na co dzień, takie kulinarne kompilacje są mi raczej obce – zastrzega.

Kryzys przychodzi z zaskakującej strony

Po pierwszej fali podekscytowania startem przychodzi czas, gdy głowa stygnie. Emocje też nie są już tak dużą siłą napędową. Wtedy swoje polowanie na zawodników zaczynają kryzysy. Wyciągają swoje niewidzialne macki. I zdarza się, że kogoś dopadną.
- Najczęściej wykańczają nie tyle odebraniem sił, ile choćby całkiem niepozornie zaczynającym się bólem żołądka, który – gdy się nad nim nie zapanuje, nie wyłączy uporczywego myślenia o nim – może przeistoczyć się w poważne wielokierunkowe perturbacje – opisuje nieco alegorycznie.
Mówiąc po ludzku: zawodnik zmęczony fizycznie, odruchowo zaczyna ładować wewnętrzne baterie wszelkiej maści żelami energetycznymi, izotonikami. Aż w końcu organ mówi: basta. Psyche dokłada swoje trzy grosze i w zasadzie można zejść z trasy.
- Miałam taką chwilę – przyznaje. - Na szczęście udało mi się ją zadeptać każdym kolejnym stawianym na ziemi krokiem – dodaje.

Wyobraźni się nie karmi

Agnieszka, z racji oczywiście skali doświadczenia, ma jeszcze jeden wniosek: nocne bieganie – nie dla każdego. Zwłaszcza, przez lasy. I nie mówimy o „brzezince”, z której widać oświetloną drogę, tylko o lesie, który ma w promieniu wielu kilometrów wokół siebie.
- A światła tyle, co lampeczka na głowie – komentuje z przekąsem.

Metoda? Ta sama, która obowiązuje przez całą trasę. Nie myśleć za dużo, nie karmić wyobraźni. Mózg ma wysyłać jeden sygnał: krok, krok, krok. Żadne tam wizje czyhających za drzewem niedźwiedzi czy zgłodniałych wilczych stad.
- Trasę z Krynicy do Iwonicza znam niemal jak własną kieszeń, więc o to, że się zgubię, nie było strachu. A dalej po prostu trzymałam się szlaku – wspomina jeszcze.

Odłączyli prąd...

Łemkowyna zajęła jej nieco ponad 26 godzin, z czego 25 godzin samego biegu. Na mecie w Komańczy przywitał ją mąż z medalem ukończenia biegu.

- Usiadłam w namiocie, zdjęłam buty i zobaczyłam swoje nogi ustrojone w błotne placki we wszystkich odcieniach – opowiada. - Z drogi powrotnej pamiętam jedynie trzaśnięcie drzwiami od samochodu. Obudziłam się przed domem – dodaje z uśmiechem.

Większość dnia przespała, a zmęczone nogi z wielkim zaangażowaniem masowała jej gromada domowych kotów. Kto ma sierściucha, ten wie, jaki to masaż. Trzy dni później zaś wybrała na nartorolki. Oczywiście na dystans „nieco” dłuższy, niż kilometr. Planuje też kalendarz na przyszły rok. Łemkowyna ma w nim swoje miejsce. Już nie w trybie light, ale na mocno sportowo z maksymalnym dociśnięciem. Do tego kilka innych wypadów, między innymi Transylwania i Słowacja.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto