Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ks. Stryczek: Po co źle mówić o pieniądzach? Lepiej je zarobić [Rozmowa MM]

Redakcja
Zuzanna Marczyńska-Maliszewska
Ksiądz Jacek Stryczek znany z nieszablonowych działań promujących Kościół we współczesnym świecie, mówi o sobie i zdradza, co go kręci w życiu.

Jest założycielem Stowarzyszenia Wiosna i pomysłodawcą Szlachetnej Paczki. Ks. Stryczek to urodzony mówca i PR-owiec - co roku porywa tłumy do bezinteresownej pomocy innym. Słynie także z oryginalnych sposobów na krzewienie wiary w XXI wieku - spowiadał już przed Galerią Krakowską, posypywał głowy popiołem kierowcom stojącym w korku, a nawet kandydował na szefa polskiej lewicy. Nam zdradza, co go kręci i dlaczego jeden z biskupów nazwał go harcownikiem?

W każdym można znaleźć wiosnę?

Tak. WIOSNA kwitnie! Specjalizuję się w wydobywaniu z innych tego, co najlepsze, więc i w tej pogodzie za oknami należy szukać tego, co najpiękniejsze. Nie lubię narzekania. Uważam, że tylko od nas zależy, czy poddamy się mówiąc, że jest ciężko i źle, czy też zaczniemy coś robić i zmieniać. Ostatnio odkryłem, że największą wadą Szlachetnej Paczki jest to, że Paczka pomaga i w związku z tym wiele osób ma pretensje – dlaczego tak, dlaczego nie mnie. Musimy te wszystkie złe emocje i przeciwności zamieniać w dobro i to jest właśnie WIOSNA.

Czy w takim razie narzekanie i krytykowanie to narodowe cechy Polaków? A gdy już ktoś zacznie robić coś dobrego, to odzywają się głosy niezadowolenia – dlaczego nie ja?

Nie mogę powiedzieć, że narodowe, bo ja jestem Polakiem, a tak nie robię. Myślę, że to jest głupota. Kiedy wyjeżdża się do krajów anglosaskich, to można być pod wrażeniem takiej naturalnej życzliwości w przestrzeni publicznej. To nie są miejsca, gdzie ludzie się jakoś szczególnie kochają, rządzi tam bardzo twardy biznes. Natomiast, po co narzekać i źle o kimś mówić, skoro ta osoba może być kiedyś moim partnerem biznesowym, po co żalić się na porażki – taka osoba pomyśli, że nie warto robić interesów z „przegranym”. Ja rozumiem, że ta angielska życzliwość jest elementem pozytywnego wyrachowania. I właśnie dlatego mówię, że narzekanie jest głupotą, bo z taką osobą po prostu nikt nie chce współpracować.

Czy Szlachetna Paczka uszlachetnia?

Tak, absolutnie. Zresztą dlatego zmieniła swoją nazwę ze świątecznej na szlachetną, bo kiedy była świąteczna, to wiele osób podchodziło do niej na zasadzie takich pierników świątecznych - „a coś zrobię, przez chwilę się wzruszę i już jestem spoko”. Bo jak ktoś tonie, to ja mogę stać na brzegu i krzyczeć „ej, ej trzymaj się, poradź sobie”, a mogę skoczyć do wody i go uratować. I szlachetny jest ten, kto skoczy na ratunek. Tym dla mnie jest Paczka. Nasze zaangażowanie nie polega na tym, że tu zbieramy jakieś rzeczy, a gdzieś tam są biedni, którym je damy. Trzeba poznać rodzinę, trzeba wskoczyć do tej wody, w której ona tonie.

Mówi ksiądz często, że kocha ludzi bogatych i kocha ich tak mocno, że oni zaczynają kochać biednych... Czy to jest trudna miłość?

W Polsce ciągle mówi się źle na temat ludzi bogatych, co wydaje mi się być kolejną głupotą, bo większość ludzi chciałaby mieć pieniądze. I po co mówić źle o pieniądzach? Lepiej je po prostu zarobić.

Najpierw kochałem biednych i dostrzegłem, że jest ich tak wielu, że sam nie podołam. Poza tym odkryłem, że kiedy pomagam, to więcej szczęścia można znaleźć w dawaniu niż w braniu. Pomyślałem więc, że uszczęśliwię też ludzi bogatych, którzy odnieśli sukces i mają pieniądze, kiedy pomogę im pomagać. I to jest moja prawdziwa misja, też jako księdza – pomaganie ludziom w zaangażowaniu się.

Czy to jest trudne? Myślę, że to jest tak trudne, jak każda miłość. Innymi słowy, my mówimy „poznacie po owocach”. Wielu rodziców kocha swoje dzieci po ich intencjach, a nie przez dobre owoce. Czyli czują, że te dzieci kochają, dużo dla nich robią, a te dzieci i tak są beznadziejne. A prawdziwa miłość owocuje tym, że z tych dzieci wyrastają fajni ludzie. A żeby tak było, to nie trzeba mieć pretensji do dziecka, że - już tyle dla ciebie zrobiłem/łam, a ty dalej jesteś taki beznadziejny, tylko trzeba kochać to konkretne dziecko, żeby ono także umiało kochać.

Przy takiej działalności, jaką ja się zajmuję potrzebny jest spryt i inteligencja, nawet nadmiar inteligencji, żeby trafić do drugiego człowieka i wydobyć z niego to, co ma najpiękniejsze.

A gdzie tu ten ewangeliczny wdowi grosz? Wydaje się, że nie jest wielką sztuką pomagać, jak się ma wszystkiego w nadmiarze...

Gdybym miał powiedzieć, gdzie jest wdowi grosz w moim przypadku, to on polega na tym, że nie mam już sił, a jednak dalej pracuję i dzielę się tymi siłami, które mam z innymi. Widzę też, że wiele osób w biznesie, bardzo dużo pracuje, ma swoje rodziny, a to dodatkowe zaangażowanie w Paczkę jest dla nich wysiłkiem, bo pomocy nie mierzy się tylko pieniędzmi.

Natomiast, jeżeli chodzi o intencje, to ja nigdy nie ośmielę się ich oceniać, bo one z założenia są czymś skrytym. Natomiast jeżeli ja widzę, że ktoś działa i to przynosi dobre efekty, to wszystko jest w porządku – mamy dobre owoce. Zresztą złe intencje bardzo szybko wychodzą. Mieliśmy raz taki przypadek szkoły, która się włączyła w Paczkę, bo chciała mieć jakąś akcję, tak jak inne okoliczne placówki. I okazało się, że to co było w przygotowanych paczkach, to były po prostu jakieś śmieci. Wtedy wolontariusz, zgodnie z naszymi wytycznymi zadzwonił do szkoły i zapytał dlaczego przygotowali pomoc poniżającą osoby biedne. Wtedy w szkole nastąpiło wielkie poruszenie wśród dyrekcji, rodziców i uczniów, że my jesteśmy tacy niewdzięczni i w ogóle, a my po prostu ujawniliśmy ich złe intencje.

Nie każdy może być wolontariuszem i nie każdy może być darczyńcą Paczki.

A każdy może być jej odbiorcą?

Nie, zdecydowanie nie. Paczka jest swego rodzaju lekarstwem, a my nie jesteśmy całą apteką. Są też inne organizacje i środki pomocy. Paczka pomaga, kiedy ktoś jest zdołowany, a my dajemy mu taki impuls – jesteś ważny, ktoś Cię kocha, działaj, spróbuj na nowo.

Staramy się docierać do rodzin w sytuacji jakiś katastrof życiowych. Jedną z takich najszybszych ścieżek degradacji społecznej jest choroba dziecka. W takiej sytuacji zwykle matka się poświęca i rezygnuje z pracy, ojciec przejmuje utrzymanie rodziny, ale przez cały ten stres nie ma głowy, zaczyna mieć problemy w pracy i w końcu także ją traci. Wystarczy rok-dwa i już rodzina jest zdegradowana, bo skupiają się wyłącznie na chorobie dziecka, ich przyjaciele nie wiedza jak się w tej sytuacji zachować, więc stopniowo się dystansują i rodzina zostaje sama.

Mamy kilka razy w roku głośnie akcje – jest odpisywanie jednego procenta, jest bardzo medialna Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Polacy chętnie pomagają?

Nie powinniśmy kształtować swojej opinii o pomaganiu, tylko w oparciu o takie duże medialne, akcje, bo obok nich jest prawdziwe życie. Na przykład, słyszę coraz częściej, że ludzie się organizują na kształt paczki, żeby pomagać ludziom w swoim najbliższym otoczeniu. Była taka historia, że mąż pracował w firmie, żona zachorowała, a potem umarła i on został sam z dziećmi. Jego znajomi zrobili rozeznanie, czego rodzinie aktualnie potrzeba, zrobili zrzutkę i dali im ogromny kapitał początkowy na nowe życie.

Mimo wszystko z tą pomocą w naszym kraju wciąż jest średnio. Jesteśmy krajem dorobkiewiczów. Wielu ludzi, którzy po raz pierwszy mają pieniądze, myśli sobie „ja mam kasę, a tobie na pewno nie chciało się pracować” i patrzy z pogardą na ludzi, którzy sobie nie radzą. Ale po drugiej stronie mamy mnóstwo ludzi z postawa roszczeniową, zdemoralizowanych przez system – i nie mam tu na myśli tylko PRL-u - uważających, że wszystko się im należy.

Obecny papież w sposób szczególny podkreśla potrzebę skromnego życia i pomagania biednym. Czy taka postawa motywuje księdza do jeszcze większych starań?

Ja się śmieję, że ja sam bym tego lepiej nie zrobił! Jego styl życia jest moim. Uważam, że aby przetrwać, muszę mieć suche miejsce w miarę ciepłe i 1500 kalorii. Zresztą, większość dnia i tak pracuję, co nie oznacza, że nie żyję pełnią życia. Myślę, że to, co pokazuje papież, zwłaszcza gdzie i jak mieszka, jest taką wskazówką dla wielu ludzi, przede wszystkim bogatych. Dojrzałość społeczna oznacza, że mogę mieć wiele, ale zachowuję ascezę i w postawie papieża widać to wyraźnie.

Czyli bogaci wejdą jednak do nieba i przecisną się przez ucho igielne, jeśli zachowają konsumpcyjną ascezę?

Ewangelia upomina się wręcz o pomnażanie dóbr. Jest przypowieść o talentach, czyli właśnie o pieniądzach i ten, który zakopał talenty, czyli ich nie zwielokrotnił, jest skazany na potępienie. Ewangelia jest bardzo jednoznaczna w tym temacie.

Dlatego też nasza działalność wygląda tak, a nie inaczej - gdybyśmy pomagali biednym, tak że oni nie musieliby już nic robić, to skazalibyśmy ich na potępienie, bo nie pomnażaliby swoich talentów. W niebie zapytają nas o owoce, a nie ile razy ktoś nam pomógł.

Ja nie uznaję takiej biedy, gdy ktoś mówi że już nie może, bo to jest objaw demoralizacji - zawsze da się wstać, zwłaszcza jak ktoś do nas wyciąga pomocną dłoń. Celem pomagania jest sprawienie, żeby ktoś mógł sobie poradzić, a nie żeby nic nie musiał robić. Bogacz z Ewangelii nie może się przecisnąć przez ucho igielne nie dlatego, że jest bogaty, ale dlatego że uważa się za wielkiego tylko dlatego, że jest bogaty. Samo bogactwo to nic złego.

Interesuje się ksiądz PR-em i reklamą kościoła. Czy to oznacza, że Kościół – wielowiekowa instytucja, uświęcona tradycją, potrzebuje zabiegów marketingowych?

Jestem PR-owcem - uważam nawet, że jednym z lepszych w kraju - i mam duże osiągnięcia w tej dziedzinie. Kiedyś odkryłem, że Ewangelia – dobra nowina, to nic innego jak fajny „nius”. PR jest wpisany w naturę Kościoła. To nie PR powiedział kościołowi jak robić reklamę, tylko PR się uczy z Ewangelii, jak się powinno robić dobry PR [śmiech].

Komunikacja społeczna Kościoła jest aktualnie niewłaściwa. Nie mówi się o dziesiątkach tysięcy ludzi, którzy z powodu wiary angażują się w pomoc innym, a nagłaśnia się jednoosobowy negatywny incydent. Owszem, Kościół powinien być prześwietlany, ale to nie zmienia faktu, że trzeba dbać o właściwą równowagę w przekazie. Gdy zaczynałem rozwijać Paczkę, używałem złej interpretacji stwierdzenia „niech nie wie prawica, co czyni lewica”, że niby, jak ja robię coś dobrego to nie mogę o tym mówić. Owszem z punktu widzenia przypisywania sobie zasług – nie, ale z punktu tworzenia właściwych wzorców społecznych – jak najbardziej tak. Im więcej mówi się o dobrych rzeczach, tym szybciej stają się one modelowe.

Słynie ksiądz z bardzo oryginalnych pomysłów na krzewienie wiary. Według księdza, tak właśnie powinna wyglądać nowa ewangelizacja – spowiedź w hipermarketach albo posypywanie popiołem głów kierowców czekających w korku?

Ja po prostu taki jestem. To nie jest żadna poza społeczna. Miałem w życiu kilkaset, a może nawet kilka tysięcy happeningów, bo tylko niektóre trafiają do mediów. Zresztą, co to za żeglarz, który żegluje tylko po zatoce przy słonecznej pogodzie - sztuką jest żeglować w burzę. Happening jest wyjściem do ludzi i konfrontacją z ich światopoglądem.

Akurat we wspomnianych wydarzeniach, postawiłem sobie za cel, żeby na nowo pokazywać pewne elementy naszego życia codziennego, które oderwały się od rzeczywistości. Konfesjonał przed galerią mówił o tym, że jestem przeciwnikiem monokultury, że przed świętami nie tylko kupuje różne rzeczy, ale że ważny jest także Kościół i spowiedź. Nie przeszkadza mi to, że ktoś robi zakupy, ale to nie jest jedyna czynność, dlatego na konfesjonale napisałem „istnieje inny świat”. Popiół na skrzyżowaniu wziął się stąd, że środa popielcowa to jeden z dwóch dni w roku, kiedy najwięcej ludzi jest w kościele – zaraz po świeceniu pokarmów w Wielką Sobotę. Wielu katolików odwiedza kościół tego dnia, żeby poczuć swoją winę i potem nic ze sobą nie robić. Ja chciałem pokazać, że popiół to jest symbol, dzięki któremu można zrobić ze sobą więcej.

Czy takie działania nie deprecjonują wiary i symboliki świat kościelnych? To Kościół ma znaleźć czas dla człowieka i do niego wyjść, a nie człowiek powinien znaleźć czas na Mszę Świętą?

Papież Franciszek powiedział, że pasterz powinien pachnieć owcami. Jest taka idea wśród niektórych księży, że trzeba być strażnikiem świętości. Ale papież powiedział, że powołaniem kapłana jest bycie tam, gdzie są ludzie, przy jednoczesnym trwaniu przy świętości. Coraz bardziej jestem przeciwnikiem manifestowania postawy „ja wierzący, powiem ci jak masz żyć”, na rzecz spotkania z ludźmi i szczerej rozmowy, z której każdy wynosi coś dla siebie. Uważam, że to jest bardziej ewangeliczne.

Czyli nie jest to komercjalizacja Kościoła, tylko nowoczesne niesienie dobrej nowiny?

Jeśli o mnie chodzi, to pieniądze mnie nie kręcą - mam jakiś taki problem [śmiech]. Kręci mnie wydobywanie z ludzi tego, co mają najpiękniejsze. Powinniśmy sięgać do źródeł. Zdarza się, że w niektórych kręgach został nawyk chodzenia do kościoła, ale zapomniano o co w tym wszystkim chodzi. Trzeba na nowo odkrywać w sobie wiarę. Przykładem może być pomysł ekstremalnej drogi krzyżowej – podczas gdy w mieście ludzi jest mało, u nas jest tłumnie. Taki przekaz jest dużo bardziej zbieżny ze współczesnym człowiekiem i jego życiem.

Więc Kościół powinien znaleźć nowy język do komunikacji ze współczesnym odbiorcą?

Kościół to jest określenie używane często w niejasnym kontekście – nie wiadomo, czy to jest papież, czy to są zgromadzenia, czy rady parafialne...

Kościół to wierni...

Tak i dlatego Kościół polski jest wyjątkowy, jest w nim dużo gorliwości. W innych krajach wszystko się unifikuje i ulega stereotypom, a u nas jest mnóstwo oddolnych inicjatyw i ze strony księży i ludzi świeckich, i na tym tle moje działania są tylko jednymi z wielu, które pokazują, że można coś zrobić inaczej. Jeden z biskupów powiedział kiedyś, że jestem harcownikiem, bo wychodzę przed szereg i próbuję, a jak mi się uda to jest fajnie. Ja jestem przekonany, że te liczne eksperymenty, poszukiwania, gdzie leży źródło wiary, zaowocują czymś dobrym. Dużo jest takich starań i one pokazują, że miliard dwieście milionów wiernych, to nie są jakieś maszynki do powtarzania schematów, ale ludzie, którzy walczą o swoją wiarę.

Instytucja nie zmienia się dopóki nie musi, natomiast zmieniają się ludzie w obrębie instytucji i to rodzi nowe podejście do pewnych rzeczy, i marsz do przodu. Nie znam drugiej tak potężnej organizacji, która przeszłaby tak ogromne zmiany, jak Kościół Katolicki.

Zasłynął ksiądz, nie wiem czy dla żartu, czy z potrzeby zwrócenia uwagi problemy, ze złożenia swojej kandydatury na przewodniczącego lewicy w Polsce.

Oczywiście, to było wydarzenie PR-owe. U podstaw leżało moje przeświadczenie, że debata publiczna jest zawładnięta przez politykę, co dodatkowo potęgują media. Ja natomiast chciałem pokazać, że jako osoba z pewnym doświadczeniem, także powinienem i mam prawo uczestniczyć w tej debacie, ale z poziomu „meta polityki”. Uważam, że jeśli ktoś chce uprawiać politykę lewicową, powinien porozmawiać również ze mną. Lewica często podkreśla swoją wrażliwość na problemy społeczne, natomiast ja mam ogromne doświadczenie, myślę że większe niż większość polityków razem wzięta, jeżeli chodzi o znajomość potrzeb osób biednych i potrzebujących w Polsce.

Kiedy dziś mówię o jednej Polsce również mówię z poziomu meta, czyli poziomu wyższego niż sama polityka. Polityka i partie koncertują się na jakiś grupach społecznych, ja natomiast patrzę na społeczeństwo jak na całość.

Fajnym skutkiem tego listu [CV ks. Stryczka – przyp. red.], że ludzie lewicy zauważyli, że ja dostrzegłem w nich wartość. Chociaż oczywiście nie chciałem angażować się w politykę, to udowodniłem, że w każdym znajduję wartość i odkrywam to, co najlepsze.

A czy w najbliższym czasie możemy spodziewać się ze strony księdza jakiś kolejnych nieszablonowych pomysłów ewangelizacyjnych?

Nie wiem. Każdego dnia dzieje się coś innego i co innego przychodzi mi do głowy.

Czyli wstaje ksiądz rano i myśli – dziś wezmę pod pachę konfesjonał i pójdę przed galerię?

Prawie [śmiech]. Oczywiście takie happeningi wymagają przygotowań i planowania. Ale na brak pomysłów nie narzekam.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto