Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Krakowskie morsy. To nie tylko kilka minut w lodowatej wodzie

Jerzy Filipiuk
Wychodzą z wody zadowoleni i zrelaksowani. Wygrali przecież z własną słabością
Wychodzą z wody zadowoleni i zrelaksowani. Wygrali przecież z własną słabością Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Nie straszne im zimno, nie boją się niskich temperatur. Z lodowatej wody wychodzą zadowoleni i zrelaksowani. Nie chodzi im jednak tylko o hartowanie ciała. Mają dużo pomysłów na wspólne spędzanie czasu, są aktywni fizycznie i mniej chorują

Spotykają się co niedzielę w samo południe na krakowskich Bagrach. Tuż przy klubie żeglarskim Horn - od połowy października do połowy kwietnia. Po rozgrzewce, przy muzyce, wchodzą do przeraźliwie zimnej wody. Zanurzają się w niej po szyję na kilka minut. I wychodzą. Zadowoleni i zrelaksowani. Wygrali przecież z własną słabością, z nieprzyjaznym środowiskiem. Pokazali charakter.

- To rodzaj szczepionki. Umieszczamy organizm w niekomfortowym otoczeniu i mówimy mu „Radź sobie!” I on sobie radzi - tłumaczy prezes Krakowskiego Klubu Morsów Kaloryfer Wojciech Naworyta. Szefuje mu od roku, wcześniej był sekretarzem zarządu klubu.

- Przez pierwsze kilka sekund czuje się duże zimno, potem następuje znieczulenie - dodaje Leszek Piekło, szef klubowej sekcji Wędrujące Morsy, odpowiedzialny za wędrówki górskie, także, jak prezes, morsujący od 5 lat.

Trafili do Księgi Guinnessa

Jest ich ok. 140. Najmłodsi mają kilkanaście lat, najstarszy - Zdzisław Karpiński - 76. Przekrój zawodowy? Także zróżnicowany. Wśród morsów są wojskowi i księża, pielęgniarka i śpiewaczka operowa, urzędnicy i naukowcy, logopeda i dekarz, kierowcy i trenerzy personalni...

Morsują od lat 90. ubiegłego wieku. Jako członkowie klubu od 2007 roku. Z czteroosobowej grupy, która założyła Kaloryfer, do dziś są w nim Marcin Krawczyk i Dawid Marasek.

Morsowanie jest popularne w Europie i USA. W Polsce coraz bardziej. 13 grudnia 2015 roku w 42 miejscowościach w kraju do wody weszło łącznie 3717 osób (tyle udokumentowano, w rzeczywistości było ich dużo więcej, gdyż próby odbyły się w ponad 70 miejscach). Wcześniej, w lutym 2015 roku, podczas Międzynarodowego Zlotu Morsów w Mielnie, w wodzie zanurzyło się 1799 osób. Oba wyniki to potwierdzone rekordy Księgi Guinnessa. Ten ostatni, 11 lutego, został jednak praktycznie już pobity, bo w Mielnie do wody weszło naraz aż 3212 osób!

Konieczna rozgrzewka

Przed morsowaniem konieczna jest rozgrzewka. Kilkunastominutowa, ale taka, żeby się nie spocić przed wejściem do lodowatej wody. Można pobiegać, wykonywać ćwiczenia gimnastyczne, a nawet zagrać w piłkę plażową. W czasie rozgrzewki powinno się mieć na sobie bluzę polarową, dres lub lekką kurtkę. Można też skorzystać z sauny, ale wtedy wizyta w wodzie może trwać tylko minutę. Do akwenu należy wejść spokojnie, raczej nie wbiegać.

Na strój morsa składają się kąpielówki, czapka, skarpety lub buty neoprenowe i czasem rękawiczki. Przydają się też klapki, szalik, ręcznik i szlafrok. Tak przygotowany mors powinien wejść do wody przy brzegu, za pierwszym razem najdalej do wysokości biodra, potem tak, aby mógł się zanurzyć do szyi. Dobrze jest się w wodzie poruszać, pospacerować. Ale przebywać w niej należy tylko do pięciu minut. Za pierwszym razem - najwyżej minutę. Morsy, które pokonują kilkukilometrowe odcinki, mają na sobie pianki, czyli ubiór nurkowy (neopren), tak zwane mokre kombinezony.

- Morusjemy od 8 stopni Celsjusza. Tyle jest zwykle w połowie października. Prawdziwe morsowanie jest jednak wtedy, gdy temperatura na zewnątrz jest ujemna - zaznacza Piekło.

- Woda w stanie cieczy ma zawsze więcej niż zero stopni, bo inaczej zamarzłaby. Gdy na zewnątrz są ujemne temperatury, na dnie zbiornika jest zawsze 4 stopnie Celsjusza. Oczywiście trudno byłoby wejść do wody przy wielkich mrozach. Kiedyś morsowałem, gdy było minus 15 stopni - wspomina Naworyta.

Po wyjściu z wody należy się porządnie wysuszyć i ciepło ubrać. Można też trochę pobiegać. A także koniecznie napić się np. gorącej herbaty z dodatkiem cytryny, miodu czy imbiru. Wskazana jest też dodatkowa kąpiel i wygrzanie się po powrocie do domu.

Jak często należy morsować? - Wystarczy raz na tydzień - przekonuje prezes Kaloryfera.

Nie chodzi tylko o zdrowie

Naworyta pytany, co daje krótka wizyta w lodowatej wodzie, odpowiada: - Morsowanie ma nie tylko walor zdrowotny, nie tylko poprawia naszą odporność, hartuje organizm, przyzwyczaja do zimna, aktywuje naczynia krwionośne, sprawia, że nie wypada palić. Dzięki niemu przekraczamy strefę komfortu, którą może być pilot do telewizora i piwo w ręce czy all inclusive i basen. Kiedyś byłem zmarzluchem. Odkąd jestem morsem, nie przejmuję się zimnem. Bałem się też wody, a teraz pływam kajakiem po górskich rzekach.

- Morsowanie podnosi adrenalinę, zwiększa odporność na zimno i przeziębienia, sprawia, że się nie przegrzewamy - dodaje Piekło.

Zimna kąpiel - postrzegana przez wielu jako tania forma krioterapii - także relaksuje, odpręża, dodaje energii częściowo likwiduje bóle mięśniowe, sprawia, że człowiek czuje się jak nowo narodzony. A propos narodzin.... Kiedyś jedna z członkiń Kaloryfera morsowała będąc w ciąży. I to zaledwie na tydzień przed rozwiązaniem. Dziś nadal morsuje - z mężem i dwójką dzieci.

Prezes Kaloryfera przekonuje, że znacznie ważniejsze jest to, że morsy mogą się ze sobą regularnie spotykać, świetnie bawić, robić coś nietypowego, nawiązywać kontakty i przyjaźnie.

- Nie chcemy być postrzegani jako ludzie, którzy tylko idą się wykąpać w zimnej wodzie - zaznacza Wojciech Naworyta. - Od 3-4 lat proponujemy członkom naszego klubu coś więcej. Oferujemy wiele aktywności fizycznych, ale nie nastawionych na wyczyn. Urządzamy wycieczki górskie i krajoznawcze, biegi, wypady na kajakach i rowerach, jazdę na nartach czy acroyogę (połączenie klasycznej jogi z elementami akrobatyki i masażu tajskiego - przyp.). Naszą aktywność nie ograniczamy do zimy.Przeciągnąć Smoka

Krakowskie morsy uczestniczą też w wielu przedsięwzięciach. Sztandarowym jest impreza Przeciągnij Smoka przez Wisłę. W styczniu odbyła się jej 11. edycja. Wzięło w niej udział 73 morsów z 20 klubów, w tym wspomniany nestor klubu Karpiński i Marta Bocheńska-Donhefner, która zaliczyła 10 edycji „Smoków”, oraz jej 15-letni wnuk i 13-letni Michał, syn prezesa klubu. Po raz pierwszy Wisłę odważyła się przepłynąć Małgorzata Dworzecka, wieloletnia skarbniczka klubu. Po imprezie jej uczestnicy udali się do Tawerny Horn, funkcjonującej przy Klubie Żeglarskim Horn, w którym morsy wynajmują salę do ćwiczeń i na zebrania, korzystają z sauny i robią sobie grilla. Z tawerny korzystają po każdej kąpieli, organizują tam swoje wewnątrzklubowe imprezy.

W grudniu morsy wzięły udział w II Spływie Tytanów Wisłą. Wyruszyły z okolic toru kajakowego przy stopniu wodnym Kościuszko, na brzeg wyszły na bulwarze przy moście Grunwaldzkim. Jeden z morsów, Maciej Kogut, popłynął spod mostu i dotarł prawie do Przegorzał, a stamtąd z powrotem. 8 km, w tym 4 pod prąd pokonał w trzy godziny. Naworyta asekurował go płynąc w kajaku.

17 marca krakowskie morsy mają w planach 2-kilometrowy spływ z Salwatora pod Most Grunwaldzki. Krakowski Spływ Morsów to ich trzecia najważniejsza impreza klubowa. Biorą też udział w akcjach krwiodawstwa, Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy, Szlachetnej Paczce, zbieraniu żywności dla zwierząt w schroniskach.

Z klubu prosto pod ołtarz

Kandydaci na morsów nazywani są świeżakami. Deklaracje o przyznanie im miana morsów mogą złożyć po trzech wejściach do zimnej wody. Rotacja w klubie jest bardzo duża. Jest w nim dużo młodych osób, studentów. 140 morsów to optymalna liczba klubowiczów. Większa sprawiłaby, że nie wszyscy znaliby się, kojarzyli się, co utrudniłoby wzajemne, towarzyskie relacje, tak ważne w funkcjonowaniu klubu. Nie brakuje rodzinnych duetów (mąż i żona, ojciec i syn), tercetów (babcia, dziadek wnuk) czy kwartetów (rodzice, dzieci). Kilka małżeństw z klubu poznało się właśnie w nim.

Krakowianie morsują w rzece, jeziorze, morzu, sztolni, kopalni, pod wodospadem. Gościli m.in. w Bochni, Bieszczadach, Beskidach, nad Bałtykiem, a nawet w Norwegii. Miejsca nie robią im różnicy. Najważniejsze, żeby była zimna woda.

ZOBACZ KONIECZNIE:

WIDEO: Mówimy po krakosku - odcinek 8. Czym określamy słowo Fiakier?

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Krakowskie morsy. To nie tylko kilka minut w lodowatej wodzie - Kraków Nasze Miasto

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto