Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków. Szok i niedowierzanie. Reakcje i komentarze po doniesieniach prasowych i oskarżeniach wobec biskupa Jana Szkodonia

Grażyna Starzak, Małgorzata Mrowiec
Fot: Adam Wojnar/Polska_press
I wierni, i duchowni znali bp. Jana Szkodonia „wyłącznie od najlepszej strony”. Zarazem nieoficjalnie dowiadujemy się, że o nagłośnionej teraz sprawie molestowania 15-latki plotkowano już od kilku miesięcy.

Cichy, pokorny, rozmodlony. Kapłan z artystyczną duszą, ogromną wrażliwością, otwarty wobec ludzi. Darzący szacunkiem wszystkich, niezależnie od tego, co robią i skąd pochodzą. Tak mówią o bp. Szkodoniu wierni. Nieskazitelna opinią cieszy się również wśród kolegów kapłanów. Wielu z nich ma w domach malowane przez niego w czasie urlopu nad morzem pejzaże, a także tomiki wierszy. Trudno się, więc dziwić, że ludzie, którzy znają bp. Jana Szkodonia przeżyli szok, gdy media podały informację, iż jedna z kobiet oskarża go o molestowanie jej, gdy miała 15 lat. Hierarcha wydał oświadczenie, w którym stwierdza, że te oskarżenia są nieprawdą i że zamierza się bronić. Prosi też o modlitwę „w intencji Kościoła oraz o szybkie poznanie pełnej prawdy”.

Ta prośba na pewno zostanie spełniona. Niezależnie od tego, jak skończy się ta sprawa. Bo mało jest osób, które by źle życzyły akurat temu duchownemu.

– To kryształowy człowiek. Byłby ostatnim, którego bym posądzał o takie czyn – mówi jedna z osób blisko związanych z krakowskim Kościołem. – Chyba źle się stało, że rozmawiał z autorem tekstu i nie uprzedził go, wydając wcześniej swoje oświadczenie. Myślę, że w swojej dobroduszności nie spodziewał się, jak będzie skonstruowany ten reportaż. Boję się o niego, bo jest słabego zdrowia i to się może dla niego źle skończyć – kontynuuje nasz rozmówca.

Kolejna osoba – ksiądz z kręgów bliskich krakowskiej kurii - przyznaje, że o tej sprawie plotkowano już od kilku miesięcy.

– Ja osobiście nie wierzyłem w to. Teraz dalej nie wierzę, chociaż zastanawiam się, dlaczego biskup, zaprzyjaźniony z rodziną tej małoletniej zapraszał ją samą do swojego mieszkania. Modlę się o jak najszybsze wyjaśnienie tej sprawy. I tak sobie myślę, że ś.p. kardynał Macharski, który wyświęcał księdza Jana na biskupa, w grobie się teraz przewraca – podsumowuje nasz informator.

Prof. Teresa Olearczyk, pracownik naukowy Krakowskiej Akademia im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego, jedna z tych osób, którą cenił Karol Wojtyła, a potem jego następcy w krakowskiej kurii, nie może uwierzyć, w to, co przeczytała w mediach na temat bp. Szkodonia. – Znam go od wielu lat. Widywałam w różnych sytuacjach, w rozmaitym gronie. To człowiek bardzo religijny, cichy i pokornego serca, z duszą artysty. Nigdy nie uwierzę, że mógł zrobić coś takiego. To chyba jednak jest daleko idące nieporozumienie. Bardzo łatwo jest zarzucić coś, komuś, gdy ta osoba nie można się bronić, bo nie ma żadnych świadków.

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, którego zapytaliśmy o komentarz, wyznaje, że dwa miesiące temu rozmawiał z bohaterką reportażu. Mówi, że kobieta - pracownik jednej z krakowskich uczelni - sama przyszła do niego z tą sprawą. Twierdzi, że nie może oceniać, czy ta pani mówi prawdę, czy nie. Niemniej, na nim zrobiła wrażenie osoby wiarygodnej. Nie takiej, która by sobie to wszystko wymyśliła. Przyznaje, że był zszokowany i zaskoczony, bo biskupa Jana znał od najlepszej strony.

– Tym bardziej wydawało mi się, że jeżeli ta pani zgłosiła sprawę do nuncjatury papieskiej, to nuncjusz podejmie szybkie działania, żeby ją wyjaśnić. Tymczasem, nuncjatura, która była poinformowana już w maju ub. roku, sprawę utajniła. Mija dziewięć miesięcy i budzimy się w sytuacji okropnie niekomfortowej. Niezależnie od tego, jak to się zakończy, myślę, że to jest cios dla bardzo wielu księży, dla których biskup Szkodoń był ojcem duchownym, mentorem, w seminarium. Ta sprawa jest dzisiaj dramatem dla całej diecezji. Im szybciej zostanie wyjaśniona tym lepiej – podsumowuje ks. Isakowicz-Zaleski.

W jego opinii, sprawa bp. Szkodonia to kolejny przykład, jak Kościół sam sobie szkodzi, nie stosując mechanizmu samooczyszczenia. – Gdyby okazało się, że sprawa, o której mówimy jest wyssana z palca, bp Szkodoń sam stanie się ofiarą, bo zamiatanie niewygodnych dla Kościoła sprawa pod dywan sprawia, że do jednego worka trafiają winni i niesłusznie oskarżeni.

"Lektura artykułu sprawia, że człowiek czuje się obolały"

- Sprawa jest szokująca i bolesna – mówi nam - zapytany o skandal dotyczący biskupa Szkodonia - ks. dr Piotr Studnicki, kierownik Biura delegata Konferencji Episkopatu Polski ds. ochrony dzieci i młodzieży. Zaznacza, że o sprawie dowiedział się minimalnie przed tym, jak pojawiła się ona w mediach – ponieważ bp Szkodoń w ostatnich dniach stycznia, już po spotkaniu z nuncjuszem (przedstawicielem Stolicy Apostolskiej w Polsce), poinformował telefonicznie o sprawie delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży, abp. Wojciecha Polaka.

- Biskup Jan poinformował, że w związku ze złożeniem zawiadomienia do Stolicy Apostolskiej toczy się postępowanie przewidziane przez prawo kościelne i że ma zawiesić wszelką działalność duszpasterską. Dla Delegata KEP ds. ochrony dzieci i młodzieży cała ta sprawa była ogromnym zaskoczeniem – słyszymy od ks. Studnickiego. - Co więcej mogę powiedzieć… Lektura artykułu sprawia, że człowiek czuje się obolały. Brakuje słów. Zarzut jest bardzo poważny: dotyczy molestowania seksualnego osoby małoletniej, a oskarżony o to jest urzędujący hierarcha kościelny – podsumowuje po lekturze reportażu w „Gazecie Wyborczej”.

Nigdy wcześniej nie dotarły do niego informacje, że ta lub inna osoba została skrzywdzona przez bp. Szkodonia. Kapłan przyznaje, że to pierwszy przypadek oskarżeń o molestowanie osoby małoletniej stawianych biskupowi w Polsce. Ks. Studnicki przypomina, że w czerwcu zeszłego roku zostało wprowadzone przez papieża Franciszka nowe prawo ustanawiające procedurę pociągnięcia do odpowiedzialności przełożonych kościelnych. Chodzi o tych, którzy mogli dopuścić się czynów wykorzystania seksualnego, a także winnych rażących zaniedbań dotyczących postępowania w takich sprawach – a więc np. gdy były im zgłaszane, a oni to zlekceważyli czy zamietli sprawę pod dywan.

– Zgodnie z prawem kościelnym, jeżeli ktoś ma wiarygodną informację o przełożonym kościelnym, że dopuścił się takich czynów lub zaniedbań, ma prawo to zgłosić: w przypadku biskupa – metropolicie, a jeśli to dotyczy metropolity – najstarszemu biskupowi w metropolii bądź bezpośrednio Nuncjuszowi Apostolskiemu w Polsce. Można też, i tak chyba właśnie zrobiła pani Monika, zwrócić się wprost do Kongregacji Doktryny Wiary w Watykanie - wyjaśnia ks. Studnicki.

Kapłan mówi, że jest „pełen ufności” jeśli chodzi o toczące się postępowanie wyjaśniające podjęte przez Stolicę Apostolską w sprawie oskarżeń wobec krakowskiego biskupa.

Ks. Piotr Studnicki podkreśla, że nie jest kompetentny, aby ocenić sprawę, nie miał bezpośredniego kontaktu z opisaną panią Moniką, ani nie ma dostępu do relacji drugiej strony. - Jedno jest pewne: złożone doniesienie jest na tyle wiarygodne, że zostało podjęte postępowanie i dlatego nie można powiedzieć, że nic się nie stało, ale trzeba sprawę do końca wyjaśnić – kwituje.

Pojawiły się informacje, że biskupowi może grozić nawet wydalenie ze stanu kapłańskiego. – To najwyższa, choć nie jedyna kara kościelna, jaką można wymierzyć księdzu albo biskupowi. Ukaranie może polegać też np. na ograniczeniu możliwości pracy duszpasterskiej lub zakazie publicznego sprawowania posługi kapłańskiej. Zarówno wyjaśnienie sprawy, jak i decyzja o wyroku należy do Stolicy Apostolskiej – mówi nam ks. Studnicki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto