Sceny jak z filmu gangsterskiego rozegrały się 15 lutego br. w centrum Krakowa. Było tuż przed godziną 18.00. Do siedziby Eurobanku przy ul. Zwierzynieckiej 27 wszedł zamaskowany napastnik. Na głowie miał kominiarkę, w jednej dłoni trzymał plecak, a w drugiej przedmiot przypominający broń palną. - Ręce do góry. Dawać pieniądze. K..., to jest napad - krzyczał i wymachiwał pistoletem.
W banku były dwie pracownice. Jedna wcisnęła przycisk antynapadowy i nogą zamknęła szufladę wypełnioną pieniędzmi. Uruchomiła tzw. "cichy alarm". - Połóż się na podłodze, na brzuchu - napastnik poinstruował kobietę. Była posłuszna.
Wtedy młody mężczyzna podszedł do stanowiska, przy którym stała druga pracownica i krzyknął do niej, by oddała mu pieniądze. Celował do niej ze swojej broni i groził. - Masz dwie minuty na wydanie gotówki - zapowiedział.
Jedna z kobiet starała się go uspokoić i tłumaczyła, że nie jest możliwe przyspieszenie otwarcia szuflady z pieniędzmi.
Napastnik krzyczał, że jeśli za chwilę jej się to nie uda to, jak powiedział do kobiety: rozwali jej łeb. Wtedy wyjęła z szuflady 40 tys. zł i włożyła je do plecaka bandyty. Ten czekał jeszcze na otwarcie drugiej szuflady. Groził kobietom, że je zabije, jeśli się nie pospieszą. Dostał dodatkowo 2 000 zł.
Ostrzegł pracownice, by nie informowały policji o napadzie i uciekł z banku.
Całe zdarzenie obserwowali z ulicy przez szybę dwaj przypadkowi przechodnie. Jeden z nich zadzwonił na numer alarmowy 112 i powiadomił policję, a potem ruszył pogoń za bandytą. Widział, że sprawca zdjął z głowy kominarkę, stanął na przystanku, a potem wsiadł do autobusu linii 179. W tym momencie na miejscu pojawili się policjanci. - Jeden z nas ruszył w pogoń biegiem za autobusem, a kolega zatrzymał przejeżdżającego busa, wyprosił pasażerów i tym busem ścigał napastnika - mówił w sądzie jeden z funkcjonariuszy.
Autobus udało się zatrzymać na wysokości przystanku Cracovia. Napastnik próbował się jeszcze schronić za plecami innych pasażerów, ale został rozpoznany. - Potem już zachowywał się spokojnie, nie tłumaczył się - relacjonował policjant na rozprawie.
Napastnikiem okazał się szczupły, wysoki student bankowości, w przeszłości niekarany. 20-latek miał przy sobie wiatrówkę Crosman załadowanym magazynkiem wypełnionym metalowymi kulkami. Policjanci zauważyli, że broń miała odciągnięty kurek w pozycji gotowej do oddania strzału. Obok była instrukcja jej użycia. Biegli sądowi z dziedziny balistyki stwierdzili potem, że to atrapa.
Student miał przy sobie kominiarkę, plecak, wełniane rękawiczki, zapas śrutu. W plecaku znajdował się drugi, mniejszy plecak koloru szarego z banknotami w kwocie 41 080 zł. Gotówkę zwrócono do banku. - Przyznaję się do winy - mówił w śledztwie i na procesie student.
Po kilku miesiącach spędzonych w areszcie teraz odpowiada z wolnej stopy po wpłaceniu kaucji. Jego proces trwa.
Codziennie rano najświeższe informacje, zdjęcia i video z regionu. Zapisz się do newslettera!
Dziennik Zachodni / Wielki Piątek
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?