Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kraków. Muzyk ze wzmacniaczem nie może zagrać na rynku

Katarzyna Janiszewska
Urzędnicy postanowili niedopuścić artystów używających nagłośnienia do występów w rynku. Nie mogą grać nawet ci pozytywnie oceniani przez komisję urzędu, którzy nie przekraczają norm hałasu.

Miejscy urzędnicy chcą pozbyć się z Rynku artystów, którzy podczas swoich występów używają nagłośnienia. Zinterpretowali sobie na nowo zapisy uchwały o parku kulturowym obowiązującej od 2010 r. I wyszło im, że wzmacniacze i kolumny głośnikowe na Starym Mieście są niewskazane.

Więc od tego roku w Rynku nie może grać na przykład Robert Pieculewicz, wirtuoz gitary elektrycznej, laureat Europejskiego Konkursu Gitarzystów w Lozannie w 2000 roku. Choć grał pod wieżą ratuszową przez ostatnich 25 lat.

- Czyli dokładnie w tym samym miejscu, gdzie odbywa się w ciągu roku kilkadziesiąt masowych imprez, podczas których używany jest sprzęt nagłaśniający dużej mocy – zauważa Pieculewicz. - Połowa z nich to bezwartościowy chłam. Uważam, że moja muzyka wnosi coś wartościowego do polskiej kultury i wobec tego takie traktowanie niektórych artystów jest skandalem. Urzędnicy nie walczą z natężeniem hałasu, ale ze wzmacniaczami, jakiekolwiek by one nie były – dodaje.

Problem ma też Old Metropolitan Band, zespół grający muzykę jazzową, na scenie od 1968 r. Znany i ceniony w świecie.
- Zjeździliśy pół świata, we wszystkich miastach mieniacych się miastami kultury są miejsca dla artystów ulicnzych – mówi Ryszard Kopciuch, lider i basista grupy. - Tylko w Krakowie są problemy. Nie narzekamy na brak koncertów. Gramy w Rynku, bo na tym polega koloryt miasta.

Radni dzielnicy I chcieli rozwiązać problem. Zaproponowali, by wyznaczyć cztery miejsce w których będą mogli grać artyści używajacy nagłośnienia (bo np. w przypadku gitary elektrycznej wzmacniacz jest integralną częścią instrumentu), ale nie przekraczający norm hałasu. Urzędnicy, którzy swoje nowe ustalenia motywują walką z hałasem, odmówili. Uzali bowiem, że występy artystów ulicznych cechują się efemerycznością i są skierowane do przypadkowych odbiorców, nie sposób uznać je za imprezy rozrywkowe, które są przedsięwzięciami zorganizowanymi, z określonym programem, czasem i miejscem odbycia...

Urzędnicy miejscy chcą wyrugować z Rynku Głównego ulicznych muzyków, którzy używają podczas występów wzmacniaczy dźwięku. Motywują to walką z hałasem. I byłoby to może uzasadnione, gdyby nie fakt, że w tym samym czasie wydają zezwolenia na masowe imprezy, w trakcie, których używa się sprzętu nagłaśniającego o mocy wielu tysięcy watów. W zeszłym roku odbyło się 36 takich imprez.

Robert Pieculwicz to ceniony artysta, wirtuoz gitary elektrycznej. W Rynku Głównym grał od 1991 roku. W październiku, niespodziewanie, nie przedłużono mu pozwolenia na występy.

- Podczas moich występów używam niewielkiego wzmacniacza, który jest integralną częścią gitary elektrycznej, a nie sprzętem nagłaśniającym - tłumaczy artysta. - Nie chodzi o to, aby było głośno, tylko aby gitara w ogóle mogła wybrzmieć. Nie było na mnie żadnych skarg. Mam też ze straży miejskiej dokumenty, które stwierdzają, że nie przekraczam dopuszczalnych norm hałasu. Ale dla urzędników to mało istotne. Jeśli ktoś gra ze wzmacniaczem, to choćby był najmniejszy, taki, że go trzeba pod mikroskopem oglądać, nie dostanie pozwolenia.

Problemy ma też Old Metropolitan Band, zespół jazzowy, od 48 lat na scenie, znany na całym świecie. Nie mogą używać mikrofonu, więc muszą grać bez wokalistki, bo bez sprzętu jej nie słychać.

- Jak koleżanka próbowała śpiewać bez mikrofonu, to obcokrajowcy pytali, czy nas nie stać na nagłośnienie - opowiada Ryszard Kopciuch, członek zespołu. - I jak mamy tłumaczyć ludziom takie absurdalne podejście urzędników? W każdym dużym mieście, mieniącym się stolicą kultury, a zjechaliśmy pół świata, jest miejsce na występy artystów ulicznych. W Krakowie są problemy. Miasto nie radzi sobie z klubami uciech, ale walczy z artystami, którzy nikomu nie przeszkadzają.

Zgodnie z zarządzeniem prezydenta miasta natężenie dźwięku nie może przekraczać wartości 85 dB mierzonej w odległości od 2 do 32 metrów od źródła, w zależności od charakteru imprezy. Urzędnicy powołują się też na ustawę o ochronie środowiska i uchwałę o Parku Kulturowym obowiązującym w obrębie Rynku Głównego. A w zasadzie na nową interpretacje jej zapisów, obowiązującą od 2016 r.

A uchwała dopuszczają wyjątki: w rynku mogą się odbywać imprezy „mające szczególne znaczenie historyczne i kulturowe”. Zaś ustawa mówi, że zakaz używania nagłośnienia nie dotyczy m.in. imprez religijnych, sportowych, handlowych, rozrywkowych. W praktyce więc urzędnicy mogą wydawać pozwolenia tym, którym chcą.

- W czasie imprez nagłośnienie zazwyczaj nie jest stosowane w sposób ciągły i z reguły imprezy trwają najwyżej kilka dni - tłumaczy Jan Machowski z biura prasowego magistratu. - Umowy z niektórymi artystami zawierane są na kilka miesięcy, a niektórzy wykonawcy występy traktują jako pełnoetatową pracę.

Dodaje ponadto, że wpływały skargi na hałas generowany przez artystów ulicznych, używający wzmacniaczy oraz kolumn głośnikowych podczas swoich występów.

- Wzmacniacze mają różną moc i potencjalnie mogą generować większe natężenie dźwięku niż instrumenty bez elektronicznego wzmocnienia - zauważa Machowski. - Można też stwierdzić, że zawieranie umów z artystami ulicznymi używającymi nagłośnienia przyczyniało się do tego, iż coraz większa ich liczba chciała używać nagłośnienia.

Tyle tylko, że Pieculewicz ze swoja gitarą emituje do 84 dB, czyli poniżej dopuszczalnego poziomu hałasu. Dla porównania takie instrumenty jak trąbka czy perkusja są o wiele głośniejsze i emitują nawet powyżej 100 dB i to bez wzmacniaczy czy kolumn głośnikowych.

Pieculewicz gra w Rynku od 25 lat, obok wieży ratuszowej.

- I zauważyłem, że pod koniec kadencji każdej władzy, a często już w połowie, zaczynają się problemy - mówi artysta. - Urzędnicy wymyślali różne rzeczy: a to, że gram w pasie drogowym, czym powoduję utrudnienie i zagrożenie w ruchu, a to, że gra na gitarze wywołuje wibracje, które mogą zagrozić strukturze zabytkowych murów, zarzucono mi, że postawiłem na ławce w rynku wzmacniacz i torbę, czym mogłem tę ławkę uszkodzić. Wiele z tych spraw w sądzie z miastem wygrałem.

Pieculewicz ze swoją gitarą jeszcze w zeszłym roku nie przeszkadzał urzędnikom. Dostał pozytywną opinię komisji w skład której wchodzą muzycy, choreografowie oraz przedstawiciele wydziałów UMK, a która ocenia artystów pod względem "artysycznym i estetycznym". Teraz jest osobą, która hałasuje.

- To, czy muzykę można uznać za hałas, to kwestia dyskusyjna – mówi Anna Kołaska, biegła sądowa z zakresu akustyki. - Z definicji hałas, to dźwiek niepożądany w danych warunkach, dla danej osoby. Komuś muzyk może przeszkadzać, ale komuś innemu dostarcza pozytywnych przeżyć. Artykuł 156 ustawy o ochronie środowiska rzeczywiście zakazuje używania instalacji nagłaśniających – przyznaje. - Ale ustawodawcy przyświecał inny cel: chodziło o to, by nie było instalacji, które stale głośno grają, np. w ogródkach kawiarnianych. Mówiąc najprościej, chodziło o to, by w mieście dało się żyć. To absurd wyrzucać wszystkich artystów używających wzmacniaczy. Decydować powinien poziom emitowanego dźwięku, a nie sposób jego wytwarzania. Dla przykładu bębniarz bez wzmacniacza może być głośniejszy niż gitarzysta z głośnikiem.

W Poznaniu sąd uchylił mandat dla ulicznego muzyka (mimo używania głośnika nie przekraczał dopuszczalnej głośności). Stwierdził, że nie doszło do zakłócenia spokoju i porządku publicznego. Uznał bowiem, że miejskie starówki niemal na całym świecie są tradycyjnymi miejscami spotkań mieszkańców i turystów. W tej specyficznej przestrzeni miejskiej od zawsze istniała przestrzeń dla przedstawicieli kultury jak mimowie, akrobaci czy muyzcy.

Radni dzielnicy I Stare Miasto chcieli rozwiązać problem. Zwrócili się do urzędników o wyznaczenie czterech miejsc, gdzie mogliby grać artyści używający sprzętu nagłaśniającego (ale takiego, który nie przekracza dopuszczalnych norm hałasu).

- Dostaliśmy odpowiedź odmowną, w zasadzie bez żadnego uzasadnienia - mówi Tomasz Daros, przewodniczący rady dzielnicy. - A przecież dobrze znamy sytuację, nasza opinia powinna być brana pod uwagę. Tak restrykcyjne przestrzeganie zapisów uchwały powoduje, że eliminuje się całą grupę artystów, która dostała wcześniej pozytywną opinię miejskiej komisji oceniającej muzyków. Pan Robert Pieculewicz to ceniony artystą, próbuje załatwić wszystko zgodnie z prawem, legalnie. Gdy tymczasem wiele osób obchodzi zakaz i gra bez zezwolenia.

Umowy zawarte przez miasto z artystami ulicznymi w drugim kwartale 2016 roku:

Rynek Główny:

gra na gitarze i śpiew, grupa taneczna z perkusją, skrzypek, prezentacja stroju krakowskiego, akordeonista, tworzenie figurek z baloników, 5-osobowy zespół „Inacy” , 3-osobowy zespół muzyczny 3 Kings, pokazy żonglerskie z diodami LED, gra na fortepianie , mim (kobieta z kwiatami), „lewitujący mim”, prezentacja stroju kata, mim (postać czarnoksiężnika), gra na fletni, balonowe show na szczudłach, Romano Drom (kapela romska), Gra na szklankach, trio akordeonistów, gitarzysta, saksofonista

Mały Rynek:gitarzysta (bez wzmacniacza i kolumn głośnikowych)

Bulwary Wiślane:

  • djembe (rodzaj bębna)
  • puszczanie baniek mydlanych

Planty Krakowskie:
[*]akordeonista (x2), gra na flecie
Bulwar Czerwiński:

  • instrumenty perkusyjne,
  • mim/klaun,
  • instrumenty klawiszowe bez zewnętrznego nagłośnienia,
  • gra na instrumentach perkusyjnych,
  • żongler

Inne miejsca w ścisłym centrum Krakowa:

  • akordeonista (muzyka ludowa)
  • prezentacja kostiumu Rycerza
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Danuta Stenka jest za stara do roli?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto